barrel of a gun

[hoseok stans przepraszam, dzisiaj będzie Was bolało]


Zimno tej szklanej szyi stało się mu powoli bardziej znane, niż własne imię. Językiem lepiej rozpoznawał smak alkoholu, aniżeli sylaby swojego nazwiska. Chciał zupełnie utonąć w upojeniu, ale ostatki rozsądku powstrzymały go, nim tamtej nocy wlał w siebie za dużo.

Z czasem zdawało mu się, że wcale nie jest w mieszkaniu Tae. Wszystko w nim mieszało się ze stężeniem wódki zawartej w kieliszkach, z których wypił całkiem sporo nim postanowił po prostu chwycić za butelkę. Tak było prościej, zdecydowanie.

Nic nie czuć.

Nie miał nawet siły by gdzieś iść, dochodziła prawie dwudziesta druga, a on siedział sam z ulubionym trunkiem, przepełniony mieszanką gorzkiej cieczy oraz dymu papierosów.

Żałosne.

Dziwił się, że jeszcze jakoś kontaktował. Wiedział, że Taehyung kończył pracę za mniej więcej pół godziny i pewnie zrobi mu awanturę o jego stan.

Ale czy go to w ogóle obchodziło?

Oparł głowę o zagłówek, dokładając do powietrza w pokoju jeszcze więcej zapachy palonego tytoniu ze świeżo zapalonego papierosa.

Atmosfera nie sprzyjała myślom, podobnie jak jego samopoczucie. Wolałby spędzać wieczór inaczej, ale czy nie uwielbiał właśnie tego, co miał teraz? Siebie samego, nie mogącego się pogodzić z najprostszymi rzeczami. Zamiast tego odwracał wzrok w bok od problemu, żeby otrzymać choć odrobinę spokoju. Wszystko w jego stylu życia zakrawało o coś więcej, niż młodzieńczy bunt.

Ale pod tą łatką wyglądało to lepiej. Bardziej zrozumiale. Po prostu pogubiony nastolatek. Tyle, koniec historii. Żadnych demonów, żadnych blizn. Tylko jego głupota młodzieńczych lat.

Chciałby, naprawdę chciałby w to wierzyć.

Myśli przerwało mu ostre pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi walcząc z alkoholem w swoim organizmie.

Taehyung wrócił.

Po chwili usłyszał już zgrzyt zamka, a potem wzrok jego spoczął na ubranym w dłuższy płaszcz przyjacielu. Był trochę mokry od mrzawki za oknem, poza tym wyglądał lepiej niż najlepiej i Yoongi był tego świadom niemalże zawsze.

- Co ty, do chuja, wyprawiasz? - zapytał od razu, widząc stan przyjaciela. - Nie mogę uwierzyć, że jesteś aż tak nieodpowiedzialny - nie próbował nawet nadać słowom przyjemnego tonu. - Staczasz się, Yoongi. Chociaż rób to z godnością - dodał jeszcze, zabierając ze stolika butelkę, której połowa już nie zawierała zawartości. Jasnowłowy tylko uśmiechnął się do siebie z ironiczym rozbawieniem prawdą, jaka go uderzyła.

Miał już jednak wszystko gdzieś.

- Jebać to - odpowiedział tylko bełkotliwie. - To i tą, kurwa, całą sytuację - dodał jeszcze, jeszcze zaciągając się papierosem.

- Widzę, że ci się włączyła kwiecistość języka - stwierdził Taehyung, bardziej do siebie, chowając alkohol do górnej szafki. - Masz cholernie dość, idź spać.

- Pójdę, jak będę chciał - odparł szybko Yoongi, pochylając się do przodu nieco zbyt gwałtownie. - A teraz oddaj mi procenty - dodał, wstając chwiejnie z kanapy, wciąż ściskając używkę w palcach.

- Po moim trupie, stary. Zaprowadzę cię na górę, chodź - odpowiedział tylko Tae, próbując złapać drugiego, lecz ten wyrwał mu się mocniej, tracąc przy tym równowagę i upadając na posadzkę, przy czym zbił sobie bok, oraz przedramię, przez jakie rozszedł się tępy ból. Zimno powierzchni ledwo go otrzeźwiło.

Naprawdę się stoczył.

Taehyung nawet się nie odezwał, po prostu pomógł wstać Yoongiemu i wziął jego nie tak ciężkie ciało na ręce. Jasnowłosy już nie protestował, chowając dumę w imię akceptacji pomocy przyjaciela. Równie dobrze mógł go wywalić za drzwi i pozwolić mu zgnić jeszcze bardziej.

Za mocno mu jednak zależało.

Po kilkunastu stopniach i metrach korytarza nareszcie dotknął pościeli w swoim pokoju. Mruknął coś jeszcze ledwo świadom słów padających z jego ust i zasnął momentalnie, zostawiając Taehyunga samego ze wzrokiem utkwionym w postać chłopaka.

Upadek zobrazowany w człowieku.

***

Czasami czuł się obserwowany, ale nigdy tak jak dzisiaj. Zdawało mu się, że światła dookoła są dużo jaśniejsze, ścisk w środku silniejszy, a ciało jakby dziwnie spięte zaistniałą sytuacją. Nie mógł jednak nawalić w dniu tak dla niego ważnym, do którego trenował tak ciężko, z zawziętością, jakiej dawno nie odczuwał.

Nawet jeśli psychicznie nie czuł się najlepiej.

Od kiedy pożegnał jasnowłosego na korytarzu praktycznie na siebie nie wpadali. Nie zamienili słowa. Hoseok nie miał poczucia, że jest drugiemu cokolwiek winny. W końcu nie deklarowali sobie niczego, poza kilkoma skrawkami uczuć schowanymi między wierszami zdań o śladowej ilości przekleństw. Może właśnie to, ale nic poza tym. Oboje mieli, zwłaszcza Yoongi, trochę wycofany stosunek do okazywania emocji tak otwarcie.

Chociaż wcześniej Hoseok nie przejmował się tym aż tak mocno, z czasem jednak, im więcej przebywał w takowym towarzystwie, tym mocniej cenił sobie to, co skrywał w środku, a czego nie musiał przecież pokazywać w tak klarownym świetle na zewnątrz. Obecnie jednak o to właśnie chodziło.

Miał w końcu wykonać dość skomplikowany układ przed jurorami szkoły tańca, w jakiej murach aspirował być od dłuższego czasu. Nie liczyła się już odległość, ani fakt, że przywiązał się do obrębu miasta.

Głównie do ludzi.

W końcu bowiem osoby, na którym mu zależało postanowiły go po prostu odciąć, bez ostrzeżenia i słów wyjaśnień – w takim razie i on mógł zniknąć, nie mówiąc nikomu i nie tłumacząc niczego, tak po prostu. Przecież miał prawo robić, co tylko zechciał ze swoim życiem. Dyktowanie takich decyzji sentymentami nie posiadało ani krzty sensu w jego odczuciu.

Westchnął głębiej, chcąc odgonić natrętne myśli o Yoongim, po czym rozluźnił nieco szyję i zabrał się za kończenie rozgrzewki. Naprawdę nie uważał, że był w szczytowej formie, umiał to jednak doskonale maskować, wyglądając tak, jakby wszystko pozostawało w jak najlepszym porządku. Każdy z jego mięśni umiał ostatecznie zacząć go w pełni słuchać, robiąc dokładnie to, co zamierzał. Nie miał innego wyjścia, jak liczyć na to, że tym razem również tak będzie, pomimo faktu, jak się czuł wewnątrz.

Pierwsze nuty piosenki poczęły rozbrzmiewać w Sali kilka minut później. Chłopak miał tylko kilka sekund, by zjawić się na parkiecie. I zrobił to, wychodząc przez drzwi, nawiązując przelotny kontakt wzrokowy z oceniającymi go sędziami, dyrektorem szkoły, głównym choreografem i znanym w całym kraju tancerzem tańca towarzyskiego, którego opinia właściwie liczyła się niemalże najmocniej przy etapie rekrutacyjnym.

Jego klatka uniosła się po raz ostatni w próbie uspokojenia, a potem pozwolił już muzyce pociągać za sznurki przyczepione do jego kończyn, nadając im idealne linie ruchu, dynamiki i emocjonalności, jaką zamierzał przekazać. Piosenka pełna była żalu, ale i złudnych nadziei, niektórych mniej od innych. Miała w sobie coś z romantycznego zakochania, jak i idealizmu. Była słodko-gorzka, prawie tak, jak wszystkie uczucia chłopaka. Ze znaną sobie gracją radził sobie z wyskokami, szpagatami i innymi figurami baletu, które delikatnie łączył z tańcem współczesnym, oraz elementami hip-hopu. Zdecydowanie uchodził za swego rodzaju mistrza, jeśli chodziło o mieszanki tego typu, doprowadzając wszystko do zadziwiającej perfekcji.

Gdy skończył przez chwilę panowała cisza, nim usłyszał oklaski trzech osób. Dyrektor wstał nawet, a wraz z nim choreografka i towarzyszący im absolutny mistrz, który zawsze wzbudzał w Hoseoku podziw.

Teraz mu klaskał. Na stojąco. W tej małej sali, wywołując w nim fale euforii, jakiej dotąd nie znał. Łzy same zebrały się w jego oczach, choć otarł je szybko z delikatnym uśmiechem na ustach. Udało mu się. Naprawdę mu się udało.

Uścisnął dłonie całej trójce i odszedł zmęczony, acz wciąż szczęśliwy, posyłając iskry w oczach każdej mijanej osobie. Odżył, poczuł się lżejszy o wiele kilogramów. Świadomość niektórych spraw przygasła w nim na moment, ustępując miejsca czystej radości. Nie potrafił jeszcze uwierzyć, że faktycznie tego dokonał. Ciężką pracą, oraz determinacją. Godzinami spędzonymi na jeszcze mniejszej sali lustrzanej w szkole.

Jedyne czego żałował to fakt, iż był tutaj zupełnie sam.

Wiedział doskonale, że Jimin również chciał być na przesłuchaniach. Niestety jego kondycja, oraz stan zdrowia podupadły na tyle, że jeszcze nie był w stanie trenować w pewnym momencie, a potem pobyt w ośrodku, jaki wciąż trwał, częściowo odebrał mu szansę potencjalnego sukcesu.

Istniała niewielka możliwość, iż załapie się na drugą turę za dwa miesiące, ale Hoseok nie wiedział, czy byłoby to w ogóle do wykonania, skoro blondyn jeszcze spędzał noce na blado zaścielonym łóżku, próbując powolnie dojść do siebie i wyzdrowieć. Liczył, żeby mu się udało, ale nie potrafił mieć tej pewności.

Szkoda.

Sam musiał przyznać, iż podobał mu się styl drugiego. Chłopak miał w sobie nieopisaną finezję, powolność i wrażliwość w każdym ruchu, nawet przy ruchach szybkich, przepełnionych gwałtownością. Temu nie dało się zaprzeczyć. Prawdopodobnie by mu się powiodło, gdyby był tutaj dzisiaj.

Ścieżki, które wybrał, nie prowadziły jednak tutaj.

Wszedł do szatni, chcąc się przebrać. Prysznic planował wziąć jako pierwszy, czując, że nie wytrzyma godziny w pociągu z taką ilością potu. Leniwie przemieścił się do łazienek, gdzie wszedł do jednej z kabin. Ciepłe krople natychmiast go rozluźniły i pomogły lepiej płynąć myślom. Spięcie zniknęło, pojawiła się za to swego rodzaju ulga. Mógł naprawdę odetchnąć, chociaż z tego powodu. Zrzucił z siebie właśnie ogromny ciężar, jaki dźwigał od dłuższego czasu.

Co nie znaczy, że cały.

Nie miał bowiem zielonego pojęcia, co się działo u Yoongiego. Jedyne, co miał w głowie to fakt, iż nie chodził do szkoły – opuszczał godziny, jakich już nie mógł opuszczać, oraz to, że Taehyung nie mówił mu zbyt wiele o stanie chłopaka, nieważne, kiedy pytał. Zawsze dostawał te same zdawkowe teksty, niemalże wyuczone na pamięć. Hoseok rozumiał, że się przyjaźnią i zapewne chodziło o krycie jasnowłosego, ale na miłość boską.

Chciał wiedzieć cokolwiek. Choćby, czy dobrze się czuje. Czy nie pali za dużo.

Oczywiście nie przyznałby się wprost, że zależało mu na tej wiedzy, ale wewnętrznie czuł swego rodzaju niepokój, nawet, jeśli wciąż starał się odcinać myśli od chłopaka równie skutecznie, co ten zrobił z nim w życiu realnym.

Co obojgu nie wychodziło zbyt dobrze, acz nie wiedzieli o tym.

Próbował już wyjaśnić sobie, że pakuje się w coś, co nie miało szansy stać się zupełnie niczym, jak stratą czasu. Nawet mimo faktu, że naprawdę sądził, jakby Yoongi zbliżył się do niego – jakby pozwolił mu się zbliżyć. Ostatecznie jednak wciąż dostawał to samo – wycofanie. I tak wciąż i wciąż, bo tęczówki jasnowłosego mówiły mu wszystko, mimo woli ich właściciela.

A Hoseok jeszcze nie potrafił zdecydować, czy pozwolić temu przeminąć, czy dalej w to brnąć.

Wyłączył wodę, wytarł się ręcznikiem i ubrał w nowe ubrania. Luźna bluza i dresy musiały wystarczyć, na nie zarzucił jeszcze skórzaną kurtkę, oraz luźną czapkę. Nie było zbyt zimno, ale nie chciał ryzykować z wilgotnymi wciąż włosami.

Wyszedł z budynku i już miał skręcać w kierunku przystanku, by dojechać na dworzec pociągowy oddalony nieco od szkoły, gdy poczuł, jak coś mocno popycha go i uderza o mury budynku. Powietrze z jego płuc niespodziewanie uleciało, odbierając mu dech. Organizm nie przewidział czegoś podobnego. Dopiero po chwili, po chwilowym szoku zarejestrował uścisk na ramionach i twarz mężczyzny przed sobą. Oczy, jakie miały w sobie coś więcej, niż złość, oraz uśmiech, który nie zdawał się ani trochę przyjazny.

Widział go już. Musiał go już gdzieś widzieć. W tym momencie nie potrafił jednak połączyć ze sobą żadnych faktów, czując, jak adrenalina powolnie rozchodzi się w jego ciele, instynktownie dając mu kopa, by mógł sobie jakoś poradzić.

Choć nie mógł się ruszyć.

- Pamiętasz mnie może? – zapytał ciemnowłosy, jego głos był głęboki, iskry w oczach zdolne do zapalenia całego miasta. – Niedawno wpadłeś do nas z Sugą, tym cholernym... - uciął na moment. – Nieważne – zakończył, ponownie zerkając na przerażone tęczówki drugiego, które zmotywowały go do zaciśnięcia palcy jeszcze mocniej, co spowodowało syknięcie bólu Hoseoka.

- Nie wiem, czy my... - zaczął nieskładnie, by dopiero po paru sekundach zrozumieć, kogo miał przed sobą.

Changkyun. Ten chłopak, z którym Yoongi wdał się w bójkę w magazynie. Do jasnej cholery, co on tu robił? I dlaczego go zaatakował? Chciał się odegrać, zemścić? Pytania biegały mu w głowie z prędkością światła, nie mając przy tym żadnej szansy na odpowiedzi.

- Nie mów mi, że nie wiesz – odparł po chwili napastnik, szarpiąc drugim nieco. – Na pewno ci się przypomni – dodał i nim Hoseok był w stanie cokolwiek wypowiedzieć, ten uderzył go kolanem w brzuch, co zgięło drugiego w pół, acz mocne pociągnięcie za włosy kazało się natychmiast wyprostować, mimo nieprzyjemnego pulsowania uderzonego miejsca, które rozchodziło się prawie do żeber. – Teraz ci coś świta? – zapytał ponownie, patrząc na wyraz twarzy drugiego przepełniony mieszanką przerażenia i bólu.

- P-Pamiętam – wydukał z ledwością, próbując poskładać jakoś myśli, nie skupiać się na odczuwaniu. – Czego ty tu kurwa... - nie skończył jednak, czując kolejny cios, tym razem w piszczel, na co krzyknął niemalże. – Pomocy... - chciał powiedzieć głośniej, lecz dłoń Changkyuna zamknęła mu usta.

- Piśnij coś jeszcze, a nie wrócisz do domu księżniczko – wyszeptał mu do ucha, na co Hoseok poczuł ogromne obrzydzenie, nie tylko przez zbieżność z nadaną Seokjinowi przez Yoongiego ksywką, ale i bliskość tego mężczyzny, która wydawała mu się w tym momencie najgorszą możliwą rzeczą. – Będziesz grzeczny? – padło pytanie, a Hoseok nie potrafił zrobić nic jak się zgodzić, przez co dłoń zniknęła momentalnie.

- I kulturalnie proszę, bo będę zmuszony powtórzyć – odparł, a Hoseok naprawdę miał ochotę splunąć na drugiego, gdyż robił to z czystej satysfakcji jego bólem, a nie z pobudek moralnych.

Nic w nim nie było bowiem moralnego, jeśli miał coś powiedzieć.

- W porządku – odparł urywanie. – Co tu robisz i czego chcesz? – dodał już bardziej pewnie, starając się patrzeć drugiemu w oczy.

- Mieszkam, a poza tym – małego rewanżu za to, co zrobił mi wtedy twój chłopak – powiedział z krzywą miną Changkyun. Hoseok chciał go poprawić, ale nie miał siły znieść kolejnego uderzenia, milczał więc, nie wyprowadzając drugiego z błędu.

Albo również z faktu, iż gdzieś w środku chyba lubił tą myśl.

- Bierz, co chcesz. Cokolwiek. Nie obchodzi mnie, weź mój portfel, komórkę i zostaw mnie w spokoju – słowa te powiedział ostro, na tyle, że wcale nie brzmiały poddańczo. Drugi uniósł brew w zdziwieniu, by po chwili jedynie zaśmiać się samemu do siebie.

- Nie rozumiesz. Nie oczekuję materialnych rzeczy. Tylko tego, że zjawisz się w piątek w magazynach. Sam, bez obstawy, bo zrobi się nieprzyjemnie – dodał jeszcze. – Wiesz jak tam dojechać, prawda? Twój laluś ci pokazał – dopowiedział jeszcze, a Hoseok był naprawdę milimetry od wymierzenia mu ciosu w policzek, acz nie chciał ryzykować, trzymając się bardziej zdrowego rozsądku, niż emocji, jakie w nim wrzały, mieszając się z narastającą niepewnością.

- I cóż miałbym zrobić? – zapytał ciszej, czując, jak plącze mu się język, chociaż nie chciał tego.

- Zobaczysz – usłyszał tylko, przy czym uścisk na jego ramionach się nieco poluźnił. – Masz być na ósmą. Pamiętaj, bez nikogo innego. Jeśli nie, uwierz, długo nie pocieszysz się z dostania do tej szkoły – stwierdził ciemnowłosy, posyłając chłopakowi kolejny uśmiech wypełniony nieskrywanym sadyzmem. Puścił drugiego i odwrócił się, po chwili jednak zrezygnował z odchodzenia i ponownie zwrócił się w stronę Hoseoka, wymierzając mu cios w szczękę. Ten kompletnie nie spodziewał się następnego ataku, poza tym wciąż był sparaliżowany zajściem, nie potrafił nawet zrobić uniku. Po prostu upadł na cementowe schody, kaszląc i jęcząc z bólu, jaki rozchodził się po jego kościach, oraz ciele, nie tylko od upadku, ale głównie od siniaków i zbić, które zaczęły się tworzyć na jego ciele.

- To na do widzenia – powiedział tylko Changkyun, schodząc po stopniach jak gdyby nigdy nic i zostawiając ofiarę za sobą.

Przerażoną i zdezorientowaną.

***

Najpierw okłamał dziewczynę, która wyszła ze szkoły zaraz po zajściu. Chyba prawie mu uwierzyła, że niefortunnie się potknął. Pomogła mu wstać jednak i jakość przetransportowała go do swojego samochodu, jakim podwiozła go na dworzec. Była miła, niezwykle miła, dała mu nawet swój numer, kiedy dowiedziała się, że również zdał i może będą dzielić zajęcia – Hoseok w to wątpił, ale przyjął karteczkę. Udawał, że kroki nie sprawiają mu cierpienia, że wszystko jest dobrze.

Ale nie było, kurwa mać. Nic takim nie było.

Potem okłamał mamę, przez telefon. Mówił jej z ekscytacją, jak to nie może się doczekać rozpoczęcia nowego roku w tej placówce, przenoszenia się i całej papirologii. Tym samym, nawet, jeśli była to częściowa prawda, nigdy nie czuł się gorzej, aniżeli w tej chwili.

Ludzie spoglądali na niego ukradkiem, widząc wyraźny już fioletowy ślad na lekko puchnącej szczęce. On jednak starał się nie zwracać uwagi na gapiów i odciął się od świata za pomocą słuchawek, gdy tylko skończył rozmowę.

Następnie okłamał nauczycieli, doskonale sprzedając im historię o schodach, o tym, jak rozemocjonowany zdaniem egzaminu nie patrzył pod nogi i po prostu spadł po nich na sam dół, aż na trawę. Posyłali mu współczujące spojrzenia i śmiali się z popularnego powiedzonka „połamania nóg", które powtarzali mu przed wystąpieniem. On również się uśmiechał, ale nie aż tak szczerze, jakby chciał. Nie tak beztrosko, jakby mógł. I z ciężkim sercem mówił im w żywe oczy wymyślną historyjkę, nieważne już, komu. W końcu był praktycznie ulubieńcem wszystkich, co sprawiało, że troska o jego stan nadchodziła prawie z każdej strony.

Była jednak jedna osoba, której nie oszukałby nawet najlepszą grą aktorską. I był to Yoongi, który cały dzień przyglądał się Hoseokowi z odległości.

W oczach miał praktycznie tyle samo bólu, co pobity chłopak, od odczuwania niezagojonych wciąż miejsc.

Nie potrafił uwierzyć, kiedy zobaczył go rano. Sądził, że się przewidział. Dopiero po pewnym czasie dotarło do niego, że ktoś zdecydowanie go pobił. Słyszał od innych uczniów, że miał wypadek – gówno prawda, jasnowłosy jak mało kto znał ślady po ciosach. Te ktoś wymierzył wyjątkowo brutalnie i myśl ta jeszcze mocniej go nakręcała. Widział przecież, że ten ledwo chodził, nie mówiąc już o przeżuwaniu, choć z mówieniem było lepiej.

Yoongi nie umiał też sobie wybaczyć.

Gdziekolwiek Hoseok był – Bóg jeden wiedział, gdzie się do cholery zapuścił, że ktoś go tak urządził – obwiniał się o swoją nieobecność obok niego, w końcu byłby w stanie mu pomóc. Nawet, jeśli nie mógł za nim chodzić zawsze, niczym ochroniarz, bo nie było to coś wykonalnego, to wciąż nie potrafił sobie tego nie wypominać.

Obiecał sobie w końcu, że więcej drugiemu nie stanie się krzywda. Najwyraźniej jednak zawodzenie siebie samego wciąż szło mu doskonale.

Snuł się między kolejnymi lekcjami, próbując nie poruszać tematu w myślach zbyt mocno, choć ten w sposób nieunikniony się tam znajdował, obecny i krzyczący, że chłopak nie może go ignorować. I nie mógł, mimo prób.

Musiał z nim porozmawiać. Dowiedzieć się, co się wydarzyło. Cokolwiek. Hoseok nie musiał już więcej się do niego odzywać – wystarczyłoby imię, kolor oczu, sylwetka, cokolwiek – Yoongi prędzej czy później znalazłby chuja i przerobił go tak, by własna matka nie mogła go rozpoznać.

Nosiło go powoli, kiedy dzień dobiegał końca. Wymieszał w sobie wybuchową mieszankę gniewu, żalu do siebie samego i troski o drugiego, jakiej nie umiał się wyzbyć żadnym sposobem. I może już nawet nie chciał.

Z nadzieją szukał dobrej okazji, by zagadać do chłopaka, ten jednak wciąż wydawał się uciekać, albo był zajęty innymi sprawami. Ostatecznie jasnowłosy poczekał nawet godzinę dłużej, żeby wyjść z nim ze szkoły i złapać go przed wejściem. Dogonił go dopiero w połowie drogi na boisko, za którym znajdowało się drugie wyjście ze szkoły. Nieco nieczule złapał ramię Hoseoka, nie siląc się na żadne słowa.

Drugi nie wzdrygnął się nawet. Był zadziwiająco spokojny i opanowany. Wziął głębszy oddech, nim się odwrócił. Z jakiegoś powodu przeczuwał, kogo zobaczy, nie był jednak wewnętrznie na to gotowy. Prawie się rozpadł, spoglądając na Yoongiego, jakiego sylwetka malowała się jeszcze gorzej, niż go pamiętał. Zdawał się odrobinę chudszy na twarzy, jego worki pod oczami był jakby większe, wzrok zamglony winą, oraz skrywanym cierpieniem zagubionej duszy, palce miał blade i lekko sine, usta wciąż pełne, acz ze smutnie opuszczonymi kącikami. Nie widać w nim było ani życia, ani śmierci, zdawał się zawieszony pomiędzy dwoma, nie mogąc wybrać jednego z nich do końca. Nie wiedział przecież, ile ten pił, ile dni spędził w kompletnej nietrzeźwości, która zaczęła go wyniszczać powolnie.

Nic nie wiedział. 

Hoseok za to był dla jasnowłosego, mimo fioletowej barwy po prawej stronie linii szczęki, kimś jeszcze piękniejszym. Włosy miał w nieładzie, oczy bystre, przepełnione dotąd mu nieznanymi ognikami. Usta wciąż tak samo rozchylone, proszące o różne rzeczy, których nie umiał spełnić. Twarz zdawała się jeszcze lepiej wyrzeźbiona, podobnie, jak jego ruchu, które nabrały łagodności jeszcze większej, niż ostatnio. Nie miał pojęcia, jak to w ogóle było możliwe, ale te wszystkie elementy wzmocniły się jakby, mimo tego, że był w takim stanie obecnie.

Coś się zmieniło, ale nie wiedział jeszcze co.

- Hej – powiedział tylko po chwili, przestając już studiować drugiego wzrokiem. – Nie sądziłem, że się zatrzymasz.

- Mam jednak odejść? – zapytał Hoseok jedynie. – Bo uwierz, chciałbym – stwierdził, choć nie było to do końca szczere.

- Nie miałbym ci tego za złe – odparł tylko jasnowłosy. – Chociaż nie pozwoliłbym ci, nim nie powiesz mi kilku rzeczy.

- Na przykład? – zapytał od razu Hoseok, wpatrując się w swoje buty, jakby planował coś ukryć.

- Na przykład kto cię tak urządził – stwierdził Yoongi, ledwo powstrzymując ostry ton powodowany własną wściekłością w swoim wnętrzu. Chciał wiedzieć, tak cholernie mocno. Nie mógłby pozostawić tak sprawy.

- Oh, nagle cię to interesuje? – padło pytanie po chwili.

- Tak, bo dziwnym trafem nie przypominam sobie, żebyś codziennie przychodził pobity do szkoły – odpowiedział zdecydowanie, robiąc krok do przodu i unosząc wzrok na chłopaka. – Powiedz mi. Kto ci to zrobił?

- Nie sądzę, żeby to był twój interes – usłyszał tylko, ale odpowiedź ta nie była niestety poprawną.

- Nie graj ze mną Hoseok – powiedział szybko, po czym przygryzł wargę z nawyku. – Sądzę, że to jest mój interes, kto zadziera z moimi kumplami.

- Kumplami? Miło, że nadałeś nam status – oparł z lekkim sarkazmem drugi. – I co teraz? Będziesz grał mojego anioła stróża? Tak chcesz grać? Nie rozśmieszaj mnie – zakończył, powstrzymując nieoczekiwanie łzy w swoich oczach. – Gdybym nie był w takim stanie, pewnie miałbyś mnie dalej głęboko gdzieś, więc wybacz, jeśli ci z całą przyjemnością powiem, iż to nie jest twój pieprzony biznes – powiedział jeszcze, brzmiąc tak, jak nigdy, mimo drżącego od emocji głosu.

Yoongi zamilkł na moment, analizując każde słowo. Owszem, może by tak było – z drugiej strony wiedział jednak, że pewnie długo by tak nie pociągnął i ku umniejszeniu swojej zapyziałej dumnie zapewnie przeprosiłby drugiego, albo chociaż załatwił to tak, by zapanował między nimi pokój, choćby mieli już nigdy nie być ponownie tak blisko, jak zaczynali być. Ale wyszło, jak wyszło – i wykorzystał to w pewien sposób, przy okazji czując się najgorzej na świecie.

Ale drugi nie mógł tego wiedzieć.

- Wiesz doskonale, że to nie prawda. I nie gram nikogo, ja... - urwał, przeklinając pod nosem do siebie. – Kurwa, no czemu mnie do tego zmuszasz – dodał jeszcze, czując coraz większą bezsilność.

- Że niby do czego? Niczego od ciebie nie oczekuję w przeciwieństwie do ciebie – kolejna pół prawda, nie dbał już o to jednak.

- Do powiedzenia ci, że mi jasna cholera, zależy. Na tobie, idioto. Zależy mi – zakończył, nie patrząc nawet na chłopaka, tracąc chyba każdy mur, jakim się zakrywał od początku rozmowy, odczuwając to wystawienie na oczy kogoś, kogo faktycznie cenił, kogo miał w myślach zbyt często. – Teraz jesteś zadowolony? – dodał jeszcze, nieco ostrzej. – Bo jeśli tak, to zrozum, że z tym faktem ściśle wiąże się fakt, żebym wiedział, który chuj miał czelność cię tknąć – słowa te były niczym noże, tnąc powietrze między nimi, jaki i skrawki ich ostatnich linii obronnych przed sobą. Hoseok nigdy dotąd nie widział drugiego w takim stanie. Nie tylko mówienia o uczuciach, ale również złości, jaka zdawała się przelewać w każdej sylabie.

Łącznie z nutą chęci opiekowania się chłopakiem, co wyczuł i nie umiał wyjaśnić, czemu na tą świadomość coś zdecydowanie poczęło się w nim rozchodzić przyjemnym ciepłem, a nie tym nieznośnym pulsowaniem od zbitych miejsc na ciele.

- Chyba muszą mnie częściej atakować – roześmiał się sam do siebie, z absurdalności własnych słów jak i sytuacji. – Nie wiem, nie spodziewałem się po tobie czegoś podobnego – dodał ciszej i znacznie łagodniej.

Jakby już mu przebaczył. Tak szybko. Bezboleśnie.

- Przestań pieprzyć głupoty. Nie jestem skłonny się powtarzać, ani liczyć, żebyś mnie częściej stawiał pod ścianą – usłyszał tylko i choć Yoongi nie lubił tego przyznawać, tak dźwięk śmiechu wywołany jego stwierdzeniem uczynił je wartym wypowiedzenia na głos.

- W porządku, postaram się już tego nie robić – odparł jeszcze, uśmiechając się delikatnie, znów tak, jak dotąd. Co wcale nie zdawało mu się niespotykane w tej chwili. Ta zmiana w powietrzu. W nim samym.

Cokolwiek to bowiem było, przestawiło wiele.

- Oby. A teraz wracając... serio, zdradź mi. Jakikolwiek szczegół.

- Nie chcę – odpowiedział Hoseok od razu. – Wiem, co zamierzasz, w sumie jeszcze zanim to tak dosadnie ująłeś – dodał. – I ja naprawdę nie zamierzam cię zmuszać do bójek. Możesz też na tym ucierpieć. Poza tym, ja już... ja po prostu nie mogę – stwierdził jeszcze, sam do siebie.

- Zastraszył cię sukinsyn – powiedział pod nosem jasnowłosy. – Nawet nie próbuj zaprzeczać. Wiem, że tak. I proszę, nie daj sobie wmówić takiego gadania. Zazwyczaj zgrywają kozaków, ale nimi nie są. Dam sobie radę. A jeśli tak ci przeszkadza, że pójdę sam, to wezmę resztę. Namjoon dawno nikomu nie przyło...

- Changkyun – wyszeptał Hoseok pod nosem, niepewnie, jakby bał się, że ktoś go usłyszy. Momentalnie stał się mniejszy o kilka centymetrów. Mniej pewny. Słaby. Ale zupełnie się tym nie przejął. Tym, że taki obraz właśnie ujrzał Yoongi, bo skoro jego stać było na odrobinę szczerości, to jego również.

I to właśnie była ona.

Strach, nieukrywany strach i przeczucie, że źle robił, mówiąc to drugiemu. Że go niepotrzebnie narażał. Sam, czy nie, mógł nie dać rady. I tyle.

Hoseok nigdy by sobie nie zapomniał czegoś takiego. Nigdy.

- Czekaj, czy ty... - jasnowłosy urwał, upewniając się, że dobrze usłyszał. W myślach coś mu właśnie pękło. Jakieś bariery. Moralność. Cokolwiek to było, grało ważną rolę. Obecnie jednak przestało się liczyć w najmniejszym stopniu. W ogóle nie miało siły przebicia.

Zniknęło.

- Przysięgam, że go kurwa za... - nie skończył, nie chcąc bardziej straszyć drugiego, choć chciał to prawie że wykrzyczeć z frustracji i narastającego gniewu. – To znaczy, załatwię to – stwierdził chwilę później, podchodząc bliżej drugiego. – Obiecuję, że to załatwię i już nie będziesz musiał się bać – stwierdził ciszej, prawie czule, obejmując palcami obolałe miejsce Hoseoka.

I musiał przyznać, że dotykane palcami drugiego nie bolało ani trochę.

- Tylko nie rób niczego głupiego. Błagam – Yoongi prawie zadrżał na to słowo. Słyszał je w bardzo konkretnych sytuacjach i obie nijak nie łączyły mu się z chłopakiem. To bowiem powiedziane było tak płaczliwie z ukrytą prośbą.

Miał po prostu wrócić z tego cały. I świadomość, że Hoseokowi tak na tym zależało praktycznie go roztrzaskała.

Delikatnie uwolniła jego skrzydła od szpilek. Chociaż na ulotną chwilę.

- Nie zrobię – odparł, patrząc w oczy drugiemu. – Będziesz bezpieczny, zadbam o to.

- I jeszcze jedno – stwierdził Hoseok po chwili, odsuwając się od Yoongiego nieco, przez co przerwał ich dotyk, który paraliżował nieco dwójkę swoim ciepłem i subtelnością. – Nie waż się więcej mnie tak potraktować. Bo cholera jasna, nie masz pojęcia, jak ja... - nie dopowiedział jednak niczego, tylko zostawił zdanie takim, jakie było. Niewypowiedzianym do końca. Urwanym. – Po prostu nie rozwiązuj tak rzeczy kolejnym razem. I tyle – odparł, odchodząc, a Yoongi nie próbował go już zatrzymywać.

- Jak uważasz – odpowiedział jasnowłosy z krzywym uśmiechem, jaki zakrył tylko to, co w sobie miał, doskonale udając, że nic właśnie nie zaczęło się rozgrywać.

Hoseok również się uśmiechnął, acz jasnowłosy nie mógł już tego zobaczyć. Było w tym uśmiechu nieco ulgi, nieco ciężaru i niepewności. Głównie jednak przeczucia, że odzyskał coś cennego.

I nie chciał już tego z pewnością tracić.




p.s będzie gorzej, trust me, jeśli to możliwie to proszę się przygotować na rzeczy


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top