angel
Nikt nie miał do tego dopuścić, ale każdy z nich trochę wypił – nie na tyle, żeby nie rozumieć, co się działo ale na tyle, by nie mieć nic przeciwko coraz bardziej rozchodzącej się atmosferze rozluźnienia, jakby jutro miało już nie być.
W końcu podobne okazje nie zdarzały się teraz aż tak często jak kiedyś, przez gorący okres poprawiania prac i zaliczeń. A ucieczka od problemów zawsze kusiła zbyt mocno.
Woleli bowiem obecnie nie myśleć, iż takie rzeczy w ogóle istnieją, w końcu pozostawały przykryte zbyt głośną muzyką, rozmowami i ruchami tańca poszczególnych osób, które jednak mimo wszystko dawno przestały się mieścić w tej definicji. Nie spotykało się to jednak z jakąkolwiek odrazą czy zdziwieniem. Nie jedno się widziało, a pary, bądź zupełnie nieznajomi, robiący na parkiecie dość klarowny pokaz gry wstępnej nie byli wcale widokiem niecodziennym.
Zwłaszcza dla nich. W końcu sami to robili. I dzisiejsza impreza nie była wyjątkiem, choć miała zdecydowanie mniejsze ilości procentów niż to wypadało. Taehyung jednak nie chciał z tym przesadzać, nawet wielokrotnie namawiany przez Yoongiego, żeby kupił więcej wódki.
Skończyło się na trzech butelkach.
Teraz jednak nikt już nie miał niczego do gadania jako, że w końcu to Tae decydował o wszystkim. Wydawało się też, że sporej ilości osób w ogóle to nie przeszkadzało. I tak robiły swoje, dając znać, że upici czy nie – zdolni byli do podobnych rzeczy.
Tym samym Namjoon rozmawiał z Seokjinem i Jungkookiem, Jimin znalazł swój niewielki kącik wraz z Tae, obgadując niektórych przy barze, a Hoseok wraz z Yoongim jakimś cudem znaleźli się wśród tańczących.
Bo, o dziwo, to Jung nalegał.
Jasnowłosy potrafił dostrzec, że drugi nie mówił do końca składanie, ale jego rozwichrzone włosy, delikatnie opuchnięte od przygryzania usta oraz roziskrzone spojrzenie nie pozwalało mu odmówić.
Po prostu nie.
Był więc obecnie obserwowany przez swoich przyjaciół, jego lekkie zdenerwowanie, skryte za kosmykami włosów, przysłaniających żarzące się płomienie w jego tęczówkach. Wszystko jednak i tak odbijało się w lekkich uśmiechach widzów oraz sugestywnych uwagach, jakie wymieniali między sobą przez chwilę.
W końcu nie byli ślepi, widzieli doskonale, co się dzieje.
Nikt z nich jednak nie zamierzał podjąć komentarza. Nie mieli w zwyczaju wchodzić z butami w zupełne prywatne sprawy siebie nawzajem – chyba, że tego wymagały. Tym razem jednak scenariusz wydawał się dość oczywisty, choć dla nich zaskakujący. Kto bowiem pomyślałby, że Yoongi byłby w stanie w jakiś sposób zbliżać się do kogoś takiego jak Hoseok?
Przecież był wciąż zupełnie nowy. Świeży. Niczego z nimi nie przeżył, choć starali się nie porzucać go przy wspólnych spotkaniach od pewnego czasu – nieformalnie bowiem coraz mocniej stawał się częścią ich codzienności. Mimo wszystko jednak nie umieli mu jeszcze w pełni powierzyć tego, co mieli między sobą nawzajem.
Na takie rzeczy pracowało się długo.
Stąd nie mogli w pewien sposób pojąć, jakim cudem chłopak owinął sobie jasnowłosego dookoła palca tak prosto. Nawet, jeśli był to proces, taki jak każdy inny. Nie mówiąc już o tym, że wydawało się, jakby tym razem Yoongi nie trafił na kogoś, kto mógłby zrobić mu krzywdę.
Wręcz przeciwnie. Mógłby pomóc mu zagoić swoje stare rany, które boleśnie szczypały jego powłokę serca przy każdym uderzeniu.
Sam to dostrzegał, choć przecież się tym nie dzielił, z nikim innym oprócz siebie samego. To co mówił Taehyungowi i tak posiadało w sobie wiele skrótów. Mniejszych lub większych.
A teraźniejszy mimo tego mówił za dużo.
W końcu posiadał dłonie na biodrach Hoseoka, spoglądał w jego zamglone odrobiną procentów spojrzenie, na jego delikatny uśmiech, jakby grali w grę, w której Yoongi miał w końcu stracić kontrolę. Całą uwagę miał skupioną na każdym najmniejszym ruchu chłopaka, jego ciele, które przez lata treningów nauczyło się interpretować muzykę w taki sposób, że nawet nieintencjonalnie, wykonując naprawdę drobne ruchy czy gesty potrafiło stać się zjawiskiem, od którego nie można było oderwać wzroku.
A przynajmniej Yoongi nie mógł.
Syknął krótko, kiedy Hoseok, prawdopodobnie nieświadomie, przesunął językiem po ustach, nadając im blasku oraz wilgotności. Jasnowłosy odczuwał prawie bolesną frustrację, wiedział, że nie może zrobić żadnego zbyt śmiałego posunięcia, jeśli chciał, żeby jego uczucia pozostały jedynie jego sprawą.
Nawet jeśli wiedział, co inni pewnie sobie myślą, wolał nie dawać im żadnego potwierdzenia.
Nie dlatego, że im nie ufał. Po prostu wiedział, że cierpienie rozchodziło się tym dłużej, im więcej osób wiedziało. Że pewne historie trzeba było potem przeżywać wiele razy, na nowo i na nowo, a tego wolał uniknąć.
Chociaż miał nadzieję, że ta, którą obecnie tworzył w pewien sposób nie miała się tak zakończyć, choć każdy demon w zakamarkach jego umysłu krzyczał mu to bezustannie.
Z myśli wyrwał go ponownie Hoseok, zakładając ręce na jego kark, muskając palcami poszczególne, krótsze włoski na nim. Yoongi westchnął, przyciągając chłopaka bliżej, czując wyraźniej zapach jego perfum, potu oraz nuty jego samego, bezpiecznej choć przy tym nie mniej zmysłowej. Miał wrażenie, że im bliżej jego był, tym mocniej się zatracał, w samej jego prezencji, nie mogąc znieść, że nie może go mieć.
A przynajmniej on tak sobie wmawiał.
Zacisnął palce, sprawiając, że Hoseok zarumienił się lekko, odczuwając opuszki drugiego na swoich udach, lekko spiętych od tańca. Nie przeszkadzało mu to, sprawiało tylko, że zamroczony alkoholem miał coraz śmielsze myśli, których wolał nie realizować, zdając sobie sprawę, w jakim był stanie.
Choć jednocześnie tylko nitki rozsądku trzymały go w ryzach.
W końcu nie uważał się za ryzykanta, za tego, który pod wpływem impulsu popełnia błędy. Zawsze nad wszystkim myślał, analizował – niekiedy zbyt mocno – by dopiero potem zmierzyć się z czynami. Obecnie jednak zdawało mu się to wszystko w jakiś sposób niepotrzebne, powstrzymujące go od tego, czego tak naprawdę chciał.
Yoongiego.
Nie rozumiał jeszcze w pełni, co go ciągnęło do jasnowłosego, co dokładnie kazało mu naginać tyle własnego ja, by mógł czuć się przy drugim spełniony. Miał wrażenie, że znika w nim kompletnie to stare poczucie rozsądku, coraz mocniej z każdym dotykiem, słowem, czy wyrazem wypisanym w smsie, jakie wymienili. Każdy dzień przynosił mu nową świadomość.
Tego, że już nie może się uwolnić, że niczym ćma leci w kierunku światła, by spłonąć, choć tego jeszcze nie dostrzegał do końca.
Mocniej objął więc szyję drugiego i przyciągnął do siebie, na co Yoongi sam spanikował, nie mogąc już ufać sobie samemu przy tak niewielkiej odległości od chłopaka. Zacisnął więc wargi na moment, by potem zdjąć ręce z bioder Hoseoka, tylko po to, by ująć w palce jego nadgarstki i ściągnąć je z siebie, ku pytającemu spojrzeniu drugiego. Dopiero po chwili pociągnął go za sobą, wychodząc z tłumu dalej w mieszkanie, desperacko próbując znaleźć im jakieś bardziej prywatne miejsce.
Przy okazji zgarniając po drodze jedną z butelek whiskey. O dziwo jeszcze w połowie pełną.
Mając w planach coś niegrzecznego.
***
- A więc to miłość? – zapytał niezbyt mało bezpośrednio, ale nie zamierzał owijać. Kątem oka zdołał jeszcze dostrzec, że dwójka jego ulubionych destrukcyjnych kochanków zdołała zniknąć z parkietu, co sugerowało mu tylko jedno. Uśmiechnął się krzywo do siebie, w lekkim niedowierzaniu. Naprawdę nie wiedział, ile jeszcze będzie czekał, nim którykolwiek przyzna oczywiste
Nie wysnuwał jednak pochopnych wniosków, choć te nasuwały się praktycznie same.
- Wolałbym nie – przyznał mu Jimin, bawiąc się nalanym drinkiem.
- Każdy by wolał – skwitował Taehyung cicho. – Ale czasami to nieuniknione – dodał jeszcze, opierając się o powierzchnię blatu, dzielącą go od swojego rozmówcy jedynie osiemdziesięcioma centymetrami.
- Nie musisz mi mówić takich rzeczy – odparł blondyn, wciąż machając szklanką w palcach, nie mając zamiaru za mocno angażować się w opróżnianie jej zawartości, choć zapewne to miało niebawem nadejść, jeśli chciał poczuć się odrobinę lepiej.
- Wiem o tym – odpowiedział mu Tae krótko. – Po prostu wyglądasz, jakbyś nie za bardzo chciał się z tym pogodzić.
- Bo nie chcę – usłyszał po chwili cichy głos Jimina, drżący nieco od własnej świadomości, że w rzeczywistości tak jest. – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to się dzieje i wygląda w ten sposób.
- Ja również nie, ale podejrzewam, że nie o to w tym wszystkim chodzi, by wiedzieć – odpowiedział poważniej. – Życie to spirala niewiedzy, po której musisz jechać czy tego chcesz czy nie.
- Jakieś hamulce? – zapytał Jimin, podłapując metaforę.
- Nie powiedziałbym – stwierdził Taehyung z delikatnym uśmiechem. – Myślę, że sobie z tym poradzisz. Tylko daj sobie trochę czasu, przestrzeń. Nie potrzebujesz teraz zbyt dużego stresu.
- Tae, jestem chodzącym stresem – odparł Jimin, próbując przyprawić swoje słowa o odrobinę śmiechu, który jednak brzmiał gorzko. – Nie widzę w tym żadnego rozwiązania.
- Cóż, w takim razie zacznij go szukać, bo nie sądzę, byś chciał go unikać całe swoje życie – stwierdził trafnie drugi, przenosząc wzrok na Jungkooka, siedzącego z Namjoonem na osobności i dyskutującymi o czymś żywo, z daleka od większych grupek ludzi.
- A może taki właśnie mam plan – odparł od niechcenia Jimin. – Skąd wiesz?
- Jak tak to spoko, tylko daj mi znać ile dasz radę uciekać – powiedział, nie kwapiąc się na jakąkolwiek łagodność. Wiedział po części, że jeżeli blondyn nie dostawał czymś wprost, to ciężko mu było samemu zauważyć to, co miało takim być. I choć nie lubił być tym, który to robił – szczególnie osobom, które mniej znał – w tej sytuacji czuł się do tego niemalże dziwnie zobowiązany.
Choć nie miał pojęcia, dlaczego.
- Dobra, daj spokój – uciął ostatecznie Jimin. – To nie ma sensu. Coś wymyślę.
- Z pewnością – potwierdził Taehyung, zbliżając się do Jimina nieco, kiedy okrążał wysepkę kuchenną. – Wydaje mi się jednak, że lepiej wyjść z tego, póki jeszcze możesz. A jeśli nie... to znajdź sobie coś, co nie pozwoli ci utonąć – odparł jeszcze, nim zostawił Jimina samego ze szklanką trunku. Wolał już nie mieszać mu w głowie, choć i tak już zrobił tam niezły bałagan.
Który Jimin musiał posprzątać sam.
Zacisnął palce na szklance dokładnie w momencie, kiedy Taehyung zniknął w tłumie tańczących, dołączając na moment do Seokjina, który obdarowywany był dłuższymi spojrzeniami Namjoona od czasu do czasu. Scena, w której obecnie nie umiał się odnaleźć, pogrążony w tym, co czuł.
A raczej w tym, czego nie czuł.
Zagryzł odrobinę wargę, po czym nieco zrezygnowany przechylił całą zawartość kieliszka w dół gardła, nie powstrzymując się od dolania sobie kolejnej porcji uczynienia tego samego. Miał już gdzieś, czy będzie się czuł następnego dnia gorzej, niż przejechany czołgiem. Chciał chociaż na moment nie musieć patrzeć sobie samemu w oczy, chociaż na moment przestać gonić za wizjami, o których mógł tylko marzyć.
Za bólem, który pragnął, by go czuł.
Zszedł z wyższego krzesła i przeszedł głębiej w tłum. Nie zamierzał siedzieć sam. Jeżeli zamierzał cokolwiek udowodnić to fakt, iż potrafił zdać się jedynie na siebie. Że nie potrzebował nikogo, by czuć się dobrze. Miał zamiar pokazać, że nic w nim nie pękało, że jest silny i cały.
Mimo, że była to jedna z najlepszych iluzji, za jakimi krył prawdę.
Wplótł więc własne myśli, lęki oraz wypite procenty w rytm piosenki, poruszając się swobodnie do słów utworu, nic sobie nie robiąc z mijającego czasu, ludzi o dłoniach zbyt go ciekawych, oraz spojrzeń nieznajomych o konkretnych zamiarach, których jednak nie podjęli.
Nie robiąc sobie nic również z pewnego chłopaka, dołączającego do owych nieznajomych jakiś czas później, wpatrzonego w Jimina niczym w sztukę, jaką był.
Zatopionego we własnych myślach równie mocno, co on.
***
Trzask drzwi. To pierwsze, co do niego dotarło, nim poczuł palce Yoongiego na swoich biodrach ubranych w ciemne jeansy o przetarciach na udach, odsłoniętych wyraźnie gdyż ten włożył przód białej, dłuższej bluzki z maleńkim napisem „amour" na klatce za materiał spodni. Ich oczy spotkały się na ułamek sekund, nim Hoseok postanowił przerwać kontakt i odejść kawałek.
- Grasz trudnego do zdobycia? – uśmiechnął się bezczelnie Yoongi, posyłając drugiemu takie spojrzenie, że pierwszy raz w życiu poczuł lekkość kolan, jakby na moment zniknęły, przestały działać. – Czy masz ochotę na coś innego? – dodał, przechodząc głosem na głębsze tony.
- Kto powiedział, że mam ochotę na cokolwiek? – odparł Hoseok pewniej, unosząc nieznacznie brew, wiedząc, że igrał z ogniem, ale alkohol w jego żyłach wymieszany z wizją aktualnego bycia z drugim sam na sam zbyt mieszał mu w głowie, by się wycofał.
By zachowywał się ulegle, o ile mógł użyć takiego słowa.
- Oh, a więc to tak? – mruknął Yoongi, rozumiejąc już doskonale z czym miał do czynienia i nie mogąc powstrzymać się od myśli, jak cholernie pociągające to było, zwłaszcza u Hoseoka. Ta pozorna pewność siebie, to udawanie, że jest się o wiele groźniejszym oraz kontrolującym, niż się było.
Zaczynał to w nim uwielbiać. I to mogło go zgubić, aczkolwiek w tej chwili miał gdzieś znajdywanie drogi powrotnej.
- Mhm – potwierdził Hoseok, opierając się o ścianę za nim. Pokój bowiem nie był duży. Z drugiej strony miał pewne cechy, które od razu powiedziały mu o jego właścicielu. Trzymał jednak usta na kłódkę, przynajmniej do momentu, w jakim dojrzał na biurku kilka ołówków, wypalonych śladów, oraz ciemniejszych plam po kawie. – To twój pokój? – zmienił temat natychmiast, zrzucając jasnowłosego z tego poziomu, na jakim był.
- Jesteś zbyt ciekawski – odparł, opierając się jednym ramieniem tuż obok głowy Hoseoka, zmniejszając odległość między nimi do niezbędnego minimum, zapewniającego im jeszcze jakiekolwiek poczucie sprawowania kontroli nad całą sytuacją, która dawno już nie znała tego pojęcia.
- Tylko przy dobrych okazjach – odpowiedział mu drugi z lekkim uśmiechem. – Powiesz mi? – dopytał jeszcze po dłuższej chwili, obserwując reakcję drugiego uważnie, nawet najmniejsze iskry w jego oczach.
- Zgadłeś – usłyszał moment potem, jedno słowo o tonie, który zdawał się lekko niezadowolony z obrotu spraw. – Ale to wszystko, co ci powiem – dodał, wędrując wzrokiem po wargach Hoseoka, co ten dostrzegł od razu, czując przy tym napływający do jego ciała łaskoczący prąd, dający znać o tym, że o niczym innym nie marzył.
Z drugiej strony nie zamierzał oddać się tak prosto, nawet, jeśli tego chciał.
- Z pewnością – odparł krótko, odwracając wzrok, mimo, że rumieńce jego skóry zostały już dawno dostrzeżone. – Może któregoś dnia pozwolisz mi się dowiedzieć czegoś więcej – powiedział jeszcze, czując wagę tych słów zbyt wyraźnie.
Podobnie jak jasnowłosy.
- Nie mówię, że to się nie wydarzy – usłyszał w odpowiedzi, tuż przy swoim uchu, jako, że Yoongi nie śmiał zmarnować okazji, iż głowa Hoseoka była lekko obrócona w jego prawą stronę, zostawiając jasnowłosemu nieco miejsca do popisu. – Po prostu... nie dzisiaj.
- Co w takim razie tutaj robimy, skoro nie zamierzasz mnie oprowadzić? – zapytał Hoseok, nie kryjąc niewinnej ciekawości, ale również odrobiny udawanego niezrozumienia, kompletnie wykreowanego, bo przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, po co tutaj byli.
Żeby być samemu, z dala od reszty. By móc się sobą nacieszyć, chociaż ostatnio nie szło im to perfekcyjnie. I oboje mieli o tym dość jasne pojęcie, przeplatane okazjonalnie mrokiem tego, co Yoongi tworzył ostatnimi czasy w swoich notatnikach.
Emocjami ciemniejszymi od nocy.
- Pozwól mi się zastanowić – odpowiedział Yoongi, przesuwając czubkiem nosa w dół szyi Hoseoka. – Najpierw pokażę ci, że tańczenie w ten sposób nic dobrego nie wróży – wymruczał niemalże, wprawiając drugiego w ciche westchnienie, choć wcale nie chciał go wydać. – Potem, że nie mogę znieść twojego widoku w takim stanie... Jesteś po prostu zbyt... - urwał, nie mogąc znaleźć właściwych słów.
- Odrzucający? – zakończył Hoseok z nutą żalu, wiedząc, że wypił trochę i zapewne nie prezentował się najlepiej, nie mówiąc już o zachowaniu.
Odpowiedziała mu cisza. Zaczynająca się wydłużać niepokojąco. Dopiero po dłuższym momencie Yoongi uniósł wzrok na drugiego, zbliżając wargi tak blisko niego, że niemalże prowadziły ze sobą cichy flirt poprzez szepty.
- Kuszący – zakończył odpowiednio, wprowadzając w to słowo tyle pewności, że Hoseok pewnie i straciłby oddech, gdyby nie wziął go nagle, tuż zanim jasnowłosy ponownie postanowił go odebrać, całując drugiego głęboko, z żarem, niemalże tak, jak niedawno.
Próbując coś pokazać, coś, czego dotąd nie umiał określić ani słowami, ani językiem serca. Na szczęście ten w jego ustach kreślił na wargach Hoseoka dość wyraźny obraz tego, co w sobie miał.
Z wzajemnością.
Hoseok starał się znów zapleść dłonie na szyi drugiego, prawie tęskniąc za dotykiem kosmyków Yoongiego pod opuszkami, ten jednak chwycił go za nadgarstki i kazał spotkać się ciepłej skórze z chłodem ściany za chłopakiem, wprawiając go w stan, którego jeszcze nie znał do końca.
Bycia zdanym na czyjąś łaskę.
W tym przypadku osoby, którą traktował jako swoją własną definicję demoralizacji, zupełnie mu nie przeszkadzającej jednak, wręcz przeciwnie, ciągnącej tam, gdzie jeszcze nie był, pokazującej świat w zupełnie innych odcieniach.
Tych, jakich nie dostrzegał za dnia.
- Nie mówisz serio – wysapał, kiedy nareszcie dostał możliwość dłuższego skupienia się na własnym oddechu, rytmie serca, opadania klatki.
- Kwestionujesz coś? – zapytał Yoongi, odgarniając kilkoma palcami parę ciemniejszych kosmyków drugiego, wciąż jednak trzymając jego dłonie w prawie żelaznym ucisku, który wcale nie zelżał, nawet mimo tego, że był tworzony przez tylko jedną z jego rąk. – Bo nie uważam, żeby to było konieczne – dodał, opierając czoło o czoło drugiego, samemu się dziwiąc własnej łagodności.
W końcu nie okazywał jej zwykle, zwłaszcza, kiedy chciał zerwać z kogoś ubrania i smakować każdego skrawka, aż do momentu wschodu słońca.
- Może ty nie – odparł Hoseok. – Ja nigdy nie powiedziałbym tak o sobie w stanie nie zupełnie trzeźwym – stwierdził jeszcze, odwracając wzrok.
- A ile razy byłeś w takim stanie w życiu? – zapytał Yoongi, na co drugi zamilkł na moment, pozwalając ciszy zrobić swoje. Przerwał ją dopiero cichy śmiech jasnowłosego, który nie wyrażał jednak kpiny, a szczere rozbawienie. – No właśnie, tak myślałem.
- To nie zmienia faktu, że mało jest we mnie takich rzeczy. Po pijaku czy nie. Nie wiem – dokończył lekko skołowany, trochę gubiąc się we własnych myślach.
- Zdziwiłbyś się w takim razie, jak wyglądasz dla nieznajomego – powiedział głębiej Yoongi, podchodząc tak blisko, że Hoseok odczuwał jego uda przy swoich, jego kolano między swoimi, skórę przy skórze, zapach mieszający mu w zmysłach.
Wszystko w tym człowieku kazało mu uciekać jak najdalej, ale on pragnął być tylko coraz bliżej.
- I jak wyglądasz dla mnie samego – dodał jeszcze, wpół szepcząc, w pół zostawiając smugi pocałunków na szczęce Hoseoka, tylko po to, by przypomnieć mu, że mówił szczerze.
Co zdarzało mu się ostatnio głównie przy nim.
Słowa te rozprysnęły w drugim wszystko to, w co wierzył. Każdą regułę, zasadę, odrobinę dystansu, czy nie bycie zbyt łatwowiernym.
W tym momencie dotarło do niego, że jeżeli miał z kimś upadać to właśnie z Yoongim, a gdyby ktokolwiek na tej ziemi miał prawo go zranić to właśnie on. I choć umysł miał przyćmiony procentami oraz dotykiem chłopaka przed nim, nigdy nie był czegoś bardziej pewien.
Chociaż każde słowo, nawet dane sobie samemu, można było złamać.
***
Czuł się wolny, chociaż na chwilę. Balansował na granicy zupełnego braku kontroli i resztek świadomości. Alkohol krążył w jego ciele niczym trucizna nadająca jego decyzjom kuszących, jaskrawych zabarwień, których użycia w malowaniu obrazów czynów żałowało się zazwyczaj następnego dnia.
Jimin jednak nie przejmował się w tym w obecnej chwili.
Muzyka wypełniała mu umysł, ruchy bioder podążały za ścieżką dźwiękową, niczym zwodzony kochanek. Był zjawiskowy - nawet po pijaku - zupełnie jakby jego stan nie miał wpływu na filigranową grację, którą niekiedy emanował.
Tym samym i Jungkook łapał się na spoglądaniu w kierunku blondyna. Oczy miał przyćmione lekką mgięłką od wypitych drinków, nie jednak na tyle silną by zupełnie oślepić jego rozsądek. Leniwie popijał piwo z kubka, nie odkrywając wzroku od chłopaka. Był może trochę zbyt mało subtelny, ale nie obchodziło go to. Szczerze mówiąc cicho liczył nawet, by drugi dostrzegł, że jest obserwowany.
Chociaż nie wiedział, czemu miałoby mu na tym zależeć.
Z drugiej strony od pewnego czasu już odczuwał niewygodne ściskanie gdzieś w środku, za każdym razem gdy myślał o Jiminie. Zwłaszcza od kilku dni, od jego nieplanowanego spotkania z Hanem. Wolał usunąć z pamięci tamtą chwilę słabości, ale nie potrafił. Nie tylko dlatego, że mu się podobało, ale również przez niemalże bolesne poczucie, iż zrobił coś nie tak.
A przecież nie miał się przed kim tłumaczyć. W końcu nikt go tam nie widział.
Odłożył napój, chcąc nieco oczyścić myśli. Odruchowo sięgnął do odłożonej na oparcie kurtki, by wyjąć z niej paczkę papierosów.
I wtedy właśnie poczuł na kolanie czyjąś dłoń.
Odwrócił głowę, lekko zdezorientowany, ściskając w palcach paczkę. Jego oczy spotkały te drugie, dużo bardziej zagubione, o widocznych oznakach posiadania w sobie zbyt dużej ilości różnych trunków.
- Jimin? – zapytał, nieco głośniej, ze względu na mieszankę dźwięków otoczenia dookoła. - Coś się stało? – dodał, próbując jakoś panować nad sytuacją, od chwili kiedy zorientował się w jakim stanie był drugi.
- Nie, nic takiego – odparł, nieco nieskładnie, acz z dziwną dozą trzeźwości. - Dasz jednego? - dodał jeszcze, wskazując na paczkę.
- Jasne – zgodził się od razu Jungkook, wyciągając paczkę w stronę chłopaka i pozwalając mu wyciągnąć papierosa. - Ale chodźmy stąd, zapalimy na górze – stwierdził, po czym wstał z kanapy, by przejść w kierunku schodów. Odruchowo chwycił Jimina za dłoń, prowadząc go przez tłum.
Ciepło ich palców zdawało się być niezwykle stęsknione za wzajemną bliskością, choć nie miało ku temu prawa.
Przecisnęli się przez ludzi, co chwilę trącani czyimś łokciem, lub barkiem. Nie było to jednak żadną nowością w takiej zbiorowości. Jungkook mimo to jednak co chwilę odwracał się za siebie, sprawdzając, czy Jimin wciąż ma wszystko na miejscu. Było to nieco absurdalne, ale w pewnym sensie dla niego konieczne.
Kolejne stopnie coraz mocniej oddalały ich od hałasu, mimo, że wciąż był on obecny na piętrze. Oboje przeszli w kierunku jednej z sypialni, zupełnie przypadkowej. Jungkook zamknął za sobą drzwi i otworzył okno w pokoju, nie chcąc zostawiać w pomieszczeniu ciężkiego zapachu dymu. Powietrze z zewnątrz lekko również otrzeźwiło jego zmysły podobnie jak te blondyna, choć nie dał tego po sobie poznać.
Był bowiem skupiony na tym, by niczego nie zepsuć. A przynajmniej nie zbyt mocno, mimo, że jego serce zdawało się samo popadać w autodestrukcję, coraz mocniej z każdym ruchem szatyna.
Dzieliło ich kilka metrów, po chwili zmniejszone do jednego. Szatyn wyjął zapalniczkę w momencie gdy Jimin włożył papierosa do ust. Iskry w jego oczach, miękkie wargi i drżące spojrzenie sprawiały, że zdawał się tylko mniej realny.
Jungkook jednak nie zamierzał tego odkrywać przed drugim i po prostu odpalił swój papieros, trzymany w zębach tylko po to, by potem schować zapalniczkę i obserwować jak brwi Jimina mają się ku sobie w zdziwieniu.
A potem świat zniknął dla niego na moment, kiedy czubek palącego się tytoniu zetknął się z jego, tylko po to, by zatlić mu papierosa swoim żarem. Jimin stracił na chwilę oddech, owładnięty bliskością, uczuciami i szybko bijącym sercem. Gdy Jungkook finalnie z powrotem się odsunął, miał wrażenie, że nic już nie istnieje.
Za wyjątkiem ich dwojga.
Odpowiedział jednak uśmiechem, jednym z tych smutnych, acz Jungkook wcale tego nie dostrzegł, skupiony na drugim w nieco zbyt mocnym stopniu.
- Dzięki – szepnął tylko Jimin zaciągając się mocniej.
- Do usług – odparł drugi, nieco obojętnie. - Jak się czujesz? - zapytał po chwili, sprawiając, że Jimin posłał mu pytające spojrzenie.
- Dlaczego pytasz? – odparł jedynie, strzepując popiół za okno, sprawiając, że jego drobiny rozchodziły się powolnie w nocnym powietrzu.
- Po prostu – stwierdził Jungkook, wzruszając ramionami i posyłając ciepłe spojrzenie profilowi blondyna, jego linii szczęki i kształcie ust.
Czasami zastanawiało go jego nietuzinkowe piękno. I nie dziwił się wcale, że niektórzy upadali dla niego zbyt mocno.
Odsunął jednak te myśli, kiedy wzrok Jimina znów spoczął na nim.
- To nie prawda – zaśmiał się cicho blondyn, znów przykładając używkę do ust. - Nikt nigdy nie robi tego bez celu.
- Może się martwię. Nie wiem – odpowiedział mu Jungkook, wbijając Jiminowi nieintencjonalnie maleńkie igiełki w serce.
- Martwisz? O mnie? – zapytał z niedowierzaniem wplecionym między sylaby. - Nie uważam, żebym był wart takiego...
- Przestań – ucieszył go Jungkook stanowczo. - Obchodzi mnie, jak się masz. Tyle - stwierdził, wypełniając powietrze dookoła siebie siwym dymem.
- Nie sądziłem, że mogłoby – szepnął Jimin, sprawiając, że tym razem to Jungkook poczuł lekkie skonfundowanie.
- A to czemu? - zapytał, a żal w jego głosie pozbawił powietrze dookoła nich lekkości.
- Nie udawaj – odpowiedział, ostrzej, samemu po sobie nie spodziewając się takiego tonu. Zgasił papierosa, skierował spojrzenie prosto na oczy drugiego, zabierając w sobie chyba cały ból, który odczuwał.
- Jimin, naprawdę nie wiem o co ci... – nie skończył jednak, gdyż drugi natychmiastowo mu przerwał, całując jego wargi. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi od razu, dopiero po chwili poczuł delikatne ruchy z drugiej strony. Początkowo zachowywał się czule, tęsknie, z wyraźnym pragnieniem. Dopiero po paru minutach ich taniec nabrał pasji, głębi, prawie że głodu. Może było to winą mieszanki uczuć i alkoholu, albo braku kontroli, Jungkook nie miał pojęcia. Nie wiedział nawet w którym momencie wyrzucił niedopałek za ramę okienną i położył dłoń na szyi Jimina, muskając opuszkami gładką skórę.
Czując jęk drugiego na własnych wargach.
Myślał, że traci zmysły, że śni, choć nie wiedział jeszcze, czy sen ten go przybijał, czy uskrzydlał.
Odruchowo wędrował palcami między kosmykami włosów blondyna, wcale nie chcąc przerwać, choć zapewne to byłoby najrozsądniejszym wyjściem. Oboje jednak trochę wypili, a cierpiące serca miały dość bólu na pewien czas.
Teraz przynajmniej mogły przez chwilę udawać, że on nie istnieje.
Jimin zbliżył się jeszcze mocniej, pozwalając ciału doświadczać bliskości Jungkooka jeszcze wyraźniej, jeszcze bardziej klarownie dla każdej najdrobniejszej komórki, jaka go tworzyła. Miał wrażenie, że sam tracił powolnie kontrolę nad swoimi poczynaniami, które mimo wszystko nie miały zajść aż tak daleko.
Rozsądek powrócił do niego dopiero, kiedy ich języki splotły się pieszczotliwie, a dłonie szatyna poczęły wędrować w dół jego talii, niebezpiecznie nisko, choć tak mocno ich tam potrzebował. Odsunął się więc niczym oparzony, walcząc z resztkami pożądania wciąż widocznymi w jego oczach, niemalże zabijającymi Jungkooka na miejscu. Przesunął dłonią po wargach, delikatnie, nie zrywając kontaktu wzrokowego.
Smakował jak najsłodsza trucizna.
- I jak? – zapytał, wciąż mając nieco urywany oddech i sprawiając, że brwi Jungkooka spotkały się nieco, obrazując mieszankę jego emocji, odkrytych w tęczówkach.
- Co? – zdołał z siebie jedynie wydusić, nie mając do końca pojęcia, co właśnie usłyszał i czy czasem nie było to jednak coś innego.
- Jak było? – sprecyzował Jimin, czując drżenie swojego głosu, jaki nie potrafił dostatecznie dobrze zakryć tego, co obecnie odczuwał, tej lawiny, która spadała na niego właśnie w ułamku sekund. – Byłem lepszy niż on? – dopytał, łamiąc sylaby na pół dźwiękiem lekkiego płaczu niewinnego serca, które boleśnie zakochane biło w jego piersi.
- Jimin, o czym ty mówisz? – zapytał szeptem Jungkook, widząc jak łzy spływały w dół gładkich policzków chłopaka, zdobiąc je smutkiem w najlepszy możliwy sposób. – Przecież ja... - urwał nagle, patrząc gdzieś za blondynem, by potem szybko przenieść wzrok za okno i ostatecznie przymknąć powieki mocniej. – Kurwa – przeklął pod nosem, łamiąc wszystkie kości Jimina brzmieniem tego słowa. – Byłeś tam – dodał, próbując samemu sobie przedstawić z czym miał do czynienia w tym momencie.
Widział go. Widział go, jak całuje swój największy błąd.
Nie uzyskał odpowiedzi, a jedynie nieśmiałe skinienie głową, przepełnione taką bezsilnością, że szatyn nie wiedział nawet co mógłby powiedzieć, żeby cokolwiek naprawić.
Szczerze mówiąc, zapewne nie pozostała mu nawet sylaba. Zjebał.
Milczał więc, słuchając płaczu drugiego, nie zbyt głośnego, a jednak wyraźnego w gęstym powietrzu między nimi. Jimin jeszcze przez moment patrzył na szatyna, który unikał jego spojrzenia jak ognia, nie będąc pewnym, czy by je zniósł. Ukrywał się więc, podczas gdy drugi całkowicie szczerze pokazywał, jak wszystko go bolało.
Ciszę przerwał im dopiero trzask z dołu i kilka przekleństw, rozpraszając atmosferę i napięcie. Byli w niemałym letargu, który właśnie został przerwany. Jimin wytarł oczy rękawami bluzy, po czym wyszedł z pokoju jak najszybciej mógł, ignorując dłoń Jungkooka na swoim nadgarstku, która odpuściła od razu, gdy drugi się wyszarpnął. Tym samym pozostawiając szatyna samego w pokoju.
Samego z własną złością, zdefiniowaną w jeszcze kilku spalonych papierosach, gaszonych w maleńkich kałużach jego własnych łez zbierających się na parapecie.
we will all cry again soon
p.s nie wyrażę tego, ile ta praca dla mnie znaczy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top