Rozdział 16
-Wiktor?-chlopak przyglądał się nam chwile, po czym podszedł do mnie i uderzył w twarz. -Jak mogłeś?! Ty świnio! Gnoju! Jesteś nikim, powienies zdechnąć!- zamachnął się drugi raz.
Zanim jednak zdążył zadać mi cios, momentalnie w mojej obronie stanął Sacra, który odepchnął go i mocno mnie przytulil, po czym wziął na łapki i uciekł ze mną. Byłem przerażony więc zacząłem płakać.
-Ciii...już dobrze-chlopak zatrzymał się mocno mnie w siebie wtulił.
Po niedługim czasie znaleźliśmy się w lesie, a ja byłem już spokojny. Uśmiechnął się do chlopaka, a on do mnie i odstawił mnie na ziemię.
-Slodziak-pstryknął mnie w nosek.
Pomasowałem nos i usiadłem na pniu drzewa, mój towarzysz postanowił usadowić się na przeciwko mnie.
- Sacra?-przyjerzałem sie mu.
-Tak?-wyglądał na zdziwionego.
- L-lubisz mnie choć trochę? -jego twarz wyrażała niezdecydowanie, a ja zawstydzony spuściłem główkę.
-Lubie? Nie, ale jakoś tak, z jednej strony to więcej niż lubieć, ale z drugiej, nie wiem czy mogę zaufać osobie która mnie okłamała. -westchnał ciężko.
Podszedł do mnie i pocałował zachłannie, zrzucił mnie z pnia, przez co wylądowałem na brudnej, i zimnej ziemi.
Wiedziałem, że tym tylko mogę pogorszyć moje stosunki z mężczyzną, ale on się nie przejął i odpial moją koszulkę.
Kochaliśmy się do momentu, kiedy chłopak wypełnił moje wnętrze swoją spermą, jak się poczułem?
Z jednej strony, było to takie przyjemne, a sam stosunek bardzo delikatny i długi, lecz z drugiej strony, marzyłem o tym, aby zerwać z nim kontakt. Dlaczego?
Bałem się, ale cóż, już po fakcie. Po igraszkach ubraliśmy się, on odprowadził mnie pod dom, gdzie pocałował mnie mocno w usta. Odszedł zaraz po pocałunku, widziałem w jego oczkach ból. Wiem, że to moja wina. Od razu po wejściu do domu pobiegłem do siebie, mój były przyszedł i zaczął mnie uspokajać. Chciałem go wyrzucić, ale zamiast tego płakałem jak dzieciak.
Kiedy skończyłem się żalić, moje powieki opadły ciężko, a ja sam pogrążyłem się we śnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top