8

Padał śnieg, Natalia szła obok Alana, którego młodszy brat poszedł przodem. Małe białe drobinki zaplątywały się w czarne włosy dziewczyny, tworząc kontrast. Starszy z braci ponownie nie mógł oderwać od niej wzroku, czuł jak serce obija mu się o żebra, kiedy na nią patrzy. Kiedy tylko spojrzała w jego stronę, ten odwrócił wzrok, aby nie zauważyła, że się jej przyglądał.

- Idę teraz w lewo, pa- pożegnała się szybko nastolatka, i skręciła w boczną uliczkę. Alan zatrzymał się, i patrzył jak odchodzi, dopóki nie zniknęła mu w mroku i śnieżycy. Zaraz jednak zaczął biec, aby dogonić Gabriela, który zdążył już odejść kawałek dalej. 

- Ktoś tu się zabujał!- krzyknął młodszy z braci, gdy starszy go dogonił.

- Czyżbyś nie kłamał?- uśmiechnął się pod nosem Alan, naprędce wymyślająć iście szatański plan.

- Nie- powiedział pewny siebie Gabriel

- Czyli kłamiesz

- Chwila, co? Nie, nie kłamię! 

- Sam przyznałeś, że tak!

- Nie prawda! Niby kiedy?

- Spytałem się ciebie, czy nie kłamiesz, a ty odpowiedziałeś, że nie. Więc przyznałeś że kłamiesz

- Nie prawda! Niczego takiego nie było

- Było!

- Nie prawda, znowu mieszasz mi w głowie! To wszystko przez te archaizmy

- Trzeba było uważać, kiedy ci to tłumaczyłem

- To nie fair! 

- Czy jakakolwiek kłótnia kiedykolwiek jest fair?

- Przestań już, no!

- Czegóż to miałbym zaprzestać?

- Tak dziwnie się wyrażać! Mam przez ciebie gęsią skórkę

- Raczej od zimna, pośpieszmy się

- To nie ja wlokłem się pół drogi, patrząc na dziewczynę

- Trzy

- O nie

- Dwa

- Alan chwila! Stop!

- Jeden - Gabriel nie czekał na zero, puścił się pędem w stronę domu. Wolał uniknąć łaskotek, bo starszy brat jak nikt inny znał jego czułe punkty. Poza tym, przy wojnie łaskotkowej panuje prawo dżungli, wygrywa silniejszy i szybszy.

- Zero- piętnastolatek pomknął niczym strzała, aby dogonić zielonookiego. Młody zapewne nie pamiętał, że nie ma kluczy. ,,Wejście do domu zostanie okupione łaskotkami, podwójnie długimi' uznał Alan, biegnąc jak najszybciej.

***

Po łaskotkowej wojnie, kłutni o pierwszeństwo w łazience oraz drugiej wojnie na łaskotki bracia leżeli w łóżkach. Oboje otulili się szczelnie kołdrami, ale żaden z nich nie mógł zasnąć. Musieli wstać jutro o piątej, tak samo jak rodzice, aby zdążyć na zbiórkę pod domem Antka. 

- Ej, a wiesz, że potwory spod łóżka najpierw zjedzą ciebie?- spytał Alan, wychylając się przez barierkę, aby spojrzeć na brata.

- Pf, jesteś większy. Pójdą po ciebie, bo będą miały więcej do zjedzenia- prychnął młodszy z braci, był jednak lekko niepewny. 

- Po co miałyby ryzykować, skoro mogą owiele szybciej dobrać się do ciebie? Jesteś bliżej podłogi, a nawet jeśli to i tak aby mnie dosięgnąć musiałyby dorwać najpierw ciebie...

- Przestań już, próbuje spać!

- Nie mów, że się boisz, braciszku

- Nawet jeśli, to co? Ja przynajmiej nie wystawiam się na atak opuszczając kołdrę i obręb łóżka

- Nie zaatakują mnie, dopóki mogę je zobaczyć

- Mogą zaatakować z sufitu

- Potwory spod łóżka żyją, jak sama nazwa wskazuje, pod łóżkiem. Nie zaatakują z sufity

- Może zawarły sojusz z potworami z szafy? Te są nie tylko w szafie, ale też na niej. Akurat twoja część łóżka jest tylko parę centymetrów oddalona od dachu szafy!

- Twoja część ma za to bliżej do drzwi od szafy, mimo wszystko na górze jest bezpieczniej

- MOŻEMY SKOŃCZYĆ JUŻ TEN TEMAT?- wykrzyknął Gabriel- mogę być już duży, ale duchy i ciemność potrafią być straszne w każdym wieku!

- Dobrze, już dobrze. Tylko spokojnie, bez paniki. Nie jest nawet blisko północy, jest dopiero dwudziesta! 

- Jest ciemno od szesnastej!

Alan westchnął tylko, zapalając lampki świąteczne zawieszone między materacami piętrusa. 

- Tak lepiej?- zapytał, kładąc głowę na poduszce, i przykrywając sie kołdrą. 

- Tak- mruknął Gabriel.

- To dobranoc

- Kolorowych snów

Młodszy z braci zasnął kilka chwil później, czego nie można było powiedzieć o starszym. Alan wyłączył lampki i zaczął patrzeć na sufit. Myślał o ostatnich dwóch dniach, nie mógł uwierzyć, że tak wiele się zmieniło. Nagle znalazł znajomych, może nawet kiedyś przyjaciół. Poznał też Natalię, właśnie, Natalia... Chłopak czuł się przy niej dziwnie, często było niezręcznie, ale mimo to czuł, jakby go przyciągała. Tak jak magnes przyciąga metal, tak Natalia zdawała się przyciągać Alana. Chłopak sam nie wiedział dlaczego tak było, po prostu chciał ją poznać. Na początku myślał, że to ze względu na jej wygląd. Trzeba przyznać, że dziewczyna była ładna. Szczególnie, kiedy płatki śniegu zdobiły jej włosy. Zaczął się zastanawiać co zrobiłaby, gdyby ją skomplementował. Zapewne odpowiedziałaby coś, przez co zrobiłoby się niezręcznie. Mimo to, postanowił się nie zniechęcać i zaskoczyć ją jutro. Był też ciekaw jak będzie wyglądać ta cała inwentaryzacja, dotychczas pracował codzienie dla sąsiadów oraz podczas wakacji przy zbiorze wiśni i truskawek. ,,Z resztą, mogę o to zapytać jutro rano" uznał, przewracając się na prawy bok, przodem do drzwi wejściowych. Nagle usłyszał przekręcanie klucza w zamku, rodzice wrócili. Po tym Alan rozpoznał, że jest po dwudziestej pierwszej. Nie miał pojęcia, jakim cudem nie zasnął, oraz spędził tyle czasu na rozmyślaniach. Przymknął oczy, udając, że śpi. Co najdziwniejsze, zanim rodzice weszli do salonu rzeczywiście zasnął. ,,Dziwne" pomyślał jeszcze, i zaczął śnić... 

Jego sen był wyjątkowo dziwny, wręcz absurdalny. Siedział na ławce, karmiąc kaczki, kiedy nagle jedna z nich wybuchła. Do kaczek podleciały kruki, które nie wiadomo dlaczego były ubrane w garnitury. Kaczki zaczęły uciekać, ale kruki nie przestawały ich gonić. Nagle między nie wpadło jakieś dziecko, krzyczące coś o potworach spod łóżka oraz pojednaniu słońca i śmierci. Co dziwniejsze, chwilę później wszystko zmiażdżył rudy chomik w szklanej kuli. Sen gwałtownie się urwał. Alan gwałtownie usiadł, ciężko oddychając. ,,Co to do jasnej cholery było?" zastanawiał się. 

- Synku, wszystko w porządku?- spytała matka chłopaka, która jeszcze chwilę temu zakładała buty.

- Nie, nie... Wszystko dobrze... Która godzina? 

- Oh, piąta dziesięć... Możesz jeszcze spać.

- Aha... dzięki mamo

- Wrócimy dzisiaj trochę później... Nie zdążyłam wczoraj zrobić dla was obiadu, zostawiłam wam na stole pieniądze. Idźcie na pizzę, czy coś

- Dobrze mamo

- Pa pa- rzuciła jeszcze kobieta i wyszła. Alan całkowicie ignorując istnienie drabinki, zeskoczył z łóżka na ugięte kolana i wręcz rzucił się na brata.

- GABRIEL!

- Jeszcze pięć minut- wymruczał w poduszkę trzynastolatek.

- NIE MAMY NAWET JEDEJ! Mamy dwadzieścia minut żeby się ogarnąć i coś zjeść! Wstawaj!- krzyczał Alan zabierając kołdrę bratu.

- IDĘ JUŻ NO!- krzyknął Gabriel niezadowolony, że został pozbawiony ciepłej kołdry.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top