18
Alan obudził się w środku nocy, jednak nie z powodu koszmaru, dziwnego dźwięku czy zimna. Możnaby powiedzieć, że obudziło go przeczucie. Czuł, że coś jest nie tak. Dziwny niepokój drażnił jego zmysły, przy okazji przyprawiając o ból głowy. Podniósł się do siadu i przetarł oczy, czekając aż przyzwyczają się do półmroku. Jego gardło było tak suche, jakby ktoś wsypał tam piasek. Dlaczego piasek? Ponieważ bolało, jakby jakieś szorstkie kulki obdarły je częściowo ze skóry. Oczywiście w jego mniemaniu, aczkolwiek wiadomo iż oburzony w środku nocy człowiek wyolbrzymia niektóre rzeczy. Ostrożnie, aby nie obudzić rodziców czy brata, przeszedł ze skrzypiącego piętrusa na szafę, z niej na komodę i w końcu na podłogę, dlaczego tak? Ponieważ te meble były stosunkowo nowe i nie skrzypiały. Zimna podłoga sprawiła, że chłopak wzdrygnął się. Cały czas dręczyło go dziwne uczucie niepokoju, jakby zaraz miało stać się coś okropnego. Mimochodem spojrzał na zegar, którego oświetlane przez lampy z ulicy wskazówki pokazywały godzinę trzecią dwadzieścia trzy. Wyciągał z szafki kuchennej butelkę wody, po czym nie trudząc się szukaniem szklanki odkręcił butelkę i napił się. Po chwili zastanowienia, położył butelkę na piętrusie. Miał już wracać, kiedy coś przyciągnęło jego uwagę. Usłyszał jadący samochód, a chwilę potem czerwono-niebieskie światła za oknem. Gdy do owego okna podszedł, zobaczył mknący na sygnale radiowóz, a tuż za nim karetkę. Była to godzina trzecia trzydzieści trzy, przynajmniej taką godzinę wskazywał wiszący w salono-kuchni zegar.
***
Natalia obudziła się dość wcześnie, według wiszącego na ścianie w jej pokoju zegara powoli dochodziła godzina ósma. Słyszała, jak rodzice chodzą po mieszkaniu. Uznała, że najlepiej będzie jeszcze nie wstawać i nie wychodzić z pokoju. Prawdopodobnie nie wyszłaby z niego do dziewiątej, gdyby nie radio w kuchni.
- Kolejna osoba została znaleziona na poboczu drogi, czyżby Szalony Kierowca znów kogoś potrącił? Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że poprzednie poprzednia ofiara miała związek z obecnie badaną sprawą sprzedawców narkotyków, za których wyznaczono znaczną nagrodę. Czyżby tak było i tym razem? Możemy uzyskać odpowiedzi szybciej niż myślimy! Ofiara przebywa obecnie w szpitalu, lekarze odmówili udzielenia nam informacji jednak naszym zdaniem wydobrzeje i sprawa zostanie zakończona. Teraz czas na reklamy, kolejne wiadomości po przerwie. - powiedziała słodkim głosem kobieta w radiu. Natalia słysząc to usiadła na łóżku tak szybko, że zakręciło jej się w głowie. Sięgnęła szybko po telefon i zaczęła przeszukiwać listę kontaktów, gdy znalazła odpowiedni numer od razu zadzwoniła. Kiedy Natalia zamiast pisać wiadomości dzwoni, oznacza to sytuację wyjątkową.
***
Gabriel i Alan leniwie zwlekli się z łóżek, aby chwilę później rozpocząć wyścig na śmierć i życie. Stawką było skorzystanie z łazienki przed tym drugim, a to zostawiało wiele możliwości. Na przykład wypsikanie dezodorantu w powietrze, albo zużycie ostatniej części pasty do zębów. To coś, o co warto było się ścigać. Finalnie wyścig wygrał Gabryś, jako że nie musiał schodzić po drabince miał lepszą pozycję, co pozwoliło mu wygrać. Zrezygnowany Alan podszedł do lodówki i lustrując wzrokiem zawartość zastanawiał się co zjeść na śniadanie.
- EJ! - zawołał w stronę łazienki Alan.
- Czego?! - odkrzyknął mu brat.
- Nie masz ochoty na jajka?
- Nie
Słysząc to starszy z braci wyjął z lodówki jedno jajko, po czym ponownie odtworzył w myślach rozmowę. "Jeśli zapytałem, czy NIE ma ochoty na jajka a on powiedział ,,nie" to potwierdził, że nie ma ochoty czy zaprzeczył? " pomyślał. Po jeszcze chwili analizowania wyjął jeszcze jego jajko, uznając, że najwyżej zje dwa.
Gabrielowi zajęło trochę doprowadzenie się do ładu w łazience, zamierzał w pełni wykorzystać fakt, że był pierwszy.
Z satysfakcją użył resztki pasty do zębów w takiej ilości, aby jego brat musiał się na męczyć z uzyskaniem jej później. Jednak najwazniejszym punktem planu było użycie dezodorantu i nie otwarcie później okna. Kaszląc nieco wyszedł z łazienki. W kuchni czekał już na niego Alan z przygotowanym śniadaniem.
***
- Boże, kto wymyślał te nazwy - zastanawiał się głośno Łysy.
Wieczorem poprzedniego dnia obiecał pomóc Marksiowi, więc ten dał mu kartkę z wypisanymi informacjami o głównych miejscach handlu i spotkań grupy, do której przynależał. Chłopak sprawdzał wszystkie adresy w internecie, nie spodziewał się, że będzie ich tak dużo. Nie obchodziła go nagroda, a przynajmniej nie była jego priorytetem. Chciał przede wszystkim wyciągnąć przyjaciela z bagna, w którym ten się znajdował. Dzwonił do niego godzinę temu, ale nadal nie otrzymał jakiejś wiadomości zwrotnej. Zaczynał się martwić, przez myśl przeszło mu nawet odwiedzenie podanych adresów, ale uświadomił sobie, jak głupie by to było. Łysy wstał z krzesła i zaczął chodzić po pokoju. Obiecał Maksymilianowi, że mu pomoże, ale nie był pewien jak to zrobić bez wkopania go. Nawet, jeśli powiedziałby, że pracował tylko żeby zbierać informacje to i tak byłby winny. Coś takiego nie skończyłoby się dobrze, jeśli policja zaproponowałaby jednemu z jego współpracowników "wydasz kolegów i pójdziesz na współpracę to potraktujemy cię ulgowo" byłby skończony. Nawet jeśli to sam Maks byłby tym, który wyda resztę to i tak całkowicie by się nie wywinął. Łysy w zamyśleniu zaczął intensywnie drapać się po głowie. Nagle przestał i uśmiechnął się pod nosem, przypomnając sobie pewną sytuację. W czasie tej chwilowej nostalgii doznał olśnienia, jak oczyścić Maksymiliana z zarzutów. Czym prędzej chwycił telefon i zadzwonił do niego, jednak zamiast głosu kolegi usłyszał sekretarkę. Nie nagrał wiadomości, rozłączył się. Chwycił najbliższą kartkę, aby zaplanować i zapisać pomysł. Plan był ryzykowny, ale jeśli by się udało, to Maks byłby "czysty".
***
Na białym stoliku leżał telefon. Na ekranie wyświetlała się informacja o czterech nieodebranych połączeniach oraz wiadomość o treści
"Kicaj zajączku".
Właściciel leżał obok, na białym łóżku, w białej pościeli.
Wydawał nie pasować do otoczenia. Jego czerwona twarz wyraźnie odcinała się na tle białej pościeli, tak jak jego telefon był dobrze widoczny na białym stoliku. Była godzina dziesiąta trzydzieści trzy, od czasu kiedy urwał mu się film minęło parę godzin. Nie wyglądało na to, że prędko się obudzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top