17
Alan, Natalia i Gabriel stali pod latarnią na jednej z ulic, tą pod którą zawsze się rozstawali.
- Więc, zrobisz co się da i jutro nam powiesz? - upewnił się Gabriel.
- Na pewno nie iść z tobą? - spytał Alan.
- Po pierwsze: tak, w końcu umowa to umowa. Po drugie: dam sobie radę, tylko byś zawadzał - odpowiedziała Natalia. Tego wieczoru nie padał śnieg, nie wiał wiatr. Było niezwykle spokojnie, przez co wszyscy mieli wrażenie, że to cisza przed burzą.
- Czyli spotykamy się jutro na jarmarku?
- Około siedemnastej?
- Tak, przy diabelskim młynie.
- Więc... Do jutra
- Do zobaczenia
- No... Cześć - pożegnała się Natalia. Kiedy obróciła się i zaczęła oddalać, Alan zatrzymał ją na chwilę.
- Uważaj na siebie - poprosił, chwytając ją za rękę.
- Nie będę robić niczego głupiego - obiecała, ściskając jego dłoń. Zaraz jednak ją puściła, odchodząc. Bracia stali jeszcze chwilę pod latarnią, patrząc na odchodzącą dziewczynę. Kiedy zniknęła za rogiem, bez słowa poszli do domu.
***
Zaspany Antek udał się do łazienki, nie spał od jakiś dwudziestu godzin, dlaczego? Obudził się o trzeciej nad ranem, jako że nie mógł zasnąć poczekał do piątej po czym poszedł po pracy. W magazynie siedział do szesnastej, wrócił do domu i zabrał się za oglądanie "Edwarda Nożycorękiego" filmu, którym Lidzia męczyła go od początku znajomości. Była godziną dwudziesta trzecia, a on ledwo trzymał się na nogach. Pocieszająca była jednak myśl, że tym razem będzie spał przynajmniej cztery godziny - przy optymistycznym założeniu, że zaśnie od razu po wejściu do łóżka. Jednak najpierw czekała go jeszcze jedna czynność, mycie zębów. Zapany wziął z kubeczka na umywalce przedmiot z wyprofilowaną rączką, nałożył pastę do zębów i kiedy włożył przedmiot do buzi natychmiast go wyjął. Przerażony patrzył na żyletkę, na której spoczywała pasta do zębów.
- Na włosy Briana... Dobra, jeden raz to oleję, to nic się nie stanie - uznał wrzucając żyletkę do zlewu. Wszedł do pokoju, po czym położył się spać. Oczywiście, jak na złość, kiedy już zasypiał dostał SMS. Zignorował go, jednak przez wiadomość nie mógł zasnąć jeszce przez długi czas...
***
Natalia znudzona, lecz wciąż ostrożna przemierzała osiedle szukając podejrzanych ludzi, na których natknęła się wczoraj. Niestety, od dłuższego czasu nie spotkała nikogo. To było dla niej okropnie flustrujące, miała nadzieję na jakąś akcję... Chciała dowiedzieć się czegoś wartościowego, po czym powiadomić Alana i jego brata. Plus Antka oczywiście, on też miał być w to wplątany. Westchnęła tylko i ponownie zaczęła obchodzić osiedle, niestety jednak ze zmniejszoną zarówno determinacją, jak i ostrożnością.
***
- Maks, mam tylko jedno pytanie; Jakim cudem? - spytał przyciszonym głosem jeden z dwóch chłopaków, stojących na K2.
- Wszystko ci wyjaśnię, obiecuję. Tylko nie teraz, błagam. Potrzebuję twojej pomocy, Łysy. Wchodzisz w to? - spytał Maksymilian, z wyczuwalną w głosie desperacją.
- Kurde, nie wiem. Boże, Marksiu, czy ty zawsze musisz się w coś wpakować? - od powiedział chłopak, czochrając swoje długie, gęste, czarne włosy. Mimo, że miał ksywkę "Łysy" od takiego stanu był daleko. Był szczęśliwym posiadaczem zadbanych włosów, których zazdrościła mu nie jedna dziewczyna. Westchnął ciężko, już czwarty raz od początku rozmowy, poprawiając czerwony szalik.
- Dobrze, spróbuję. Pod pewnym warunkiem. Odejdziesz od nich tak szybko, jak to możliwe - uległ koledze ciemnowłosy.
- Taki mam zamiar - przyznał poważnie Maks, po czym wcisnął mu coś do ręki i odszedł.
Dopiero po kilku krokach, oparł się o ścianę pobliskiego bloku i przypomniał sobie, jak się oddycha. Był, lekko mówiąc, udupiony. Schował na chwilę twarz w dłoniach, zaraz jednak się otrząsnął. Usłyszał czyjeś kroki, poprawił włosy, w których zalęgły się drobinki śniegu.
- Cześć Maks, co tu robisz? - spytała Natalia, bowiem to ona natknęła się na chłopaka. - Mieszkasz w innej części miasta, prawda?
- Przeszedłem się na spacer, właściwe to wręcz wybiegłem... Ale mniejsza o to. Co ty robisz tu tak późno? - spytał, chowając ręce do kieszeni, aby ukryć ich drżenie. Chciał zapalić, najlepiej teraz.
- Ta, widać że wybiegłeś. Bez czapki, rękawiczek... Nie zdziwiłabym się, gdybyś miał na sobie piżamę.
- Nie jest przecież aż tak późno... Nie ma jeszcze osiemnastej.
- Znając twoje zamiłowanie do snu, to nie dziwiłoby mnie gdybyś chodził w piżamie cały dzień.
- Jeśli nie ma szkoły, to trzeba korzystać z okazji...
- Właśnie, nie widziałeś może kogoś kiedy tu szedłeś? Coś tu dzisiaj pusto.
- Nie przypominam sobie. Teraz wybacz, ale powinienem chyba wracać do domu. Bycie przeziębionym w czasie świąt, to najgorsze co może cię spotkać.
- Jasne, do zobaczenia.
- Cześć - po pożegnaniu, chłopak dość szybkim krokiem ruszył w stronę swojego domu. Zadrżał, kiedy śnieg z włosów spadł mu za kołnierz, zmieniając się w lodową wodę. Kiedy tylko upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu wyciągnął z kieszeni pojedynczego skręta. Kiedy już włożył go do ust, zaczął przeszukiwać kurtkę w poszukiwaniu zapalniczki.
- Cholera - mruknął, nie mogąc znaleźć przedmiotu. Zdenerwowany wyciągnął przedmiot z budzi, myśląc "I tak muszę rzucić". Nagle zadzwonił jego telefon, spanikowany szybko wyjął z kieszeni urządzenie. Chwilę męczył się z odebraniem połączenia, co było dość trudno zważywszy na fakt, że miał zimne dłoni.
- Jest sprawa, przyjdź tam gdzie zawsze. - poinformował go bez przywitania głos w słuchawce.
- Coś się stało? - spytał Maks, tłumiąc westchnięcie.
- Tak, pośpiesz się. To coś grubszego. - oznajmił rozmówca, po czym nie czekając na odpowiedź rozłączył się.
Chłopak wrzucił telefon do kieszeni, idąc już w kierunku miejsca, gdzie miało odbyć się spotkanie. Nie było to jednak K2, o nie. Wszyscy nazywali to miejsce Trybikiem albo Tykiem. Kiedyś pracował tam zegarmistrz, który całkiem dużo po sobie zostawił. Obecnie budynkek funkcjonował jako sklep z kasetami i płytami DVD, żadko kto tam przychodził. Z każdą minutą zaczynało się robić coraz zimniej, brunet zaczął żałować, że wybiegł z domu bez szalika, rękawiczek czy czapki. "Brakuje jeszcze tylko śnieżycy" pomyślał z przekąsem. Cóż, wszechświat najwidoczniej kochał Maksymiliana (oczywiste kłamstwo), ponieważ chwilę przed tym, jak dotarł na miejsce ponownie zaczął padać śnieg. Kiedy chłopak już miał nacisnąć klamkę i wejść do Tyka, jego telefon zawibrował. Dostał krótką wiadomość od jednego z... Hm, nazwijmy go przyjaźnie nastawionym współpracownikiem. Momentalnie zbladł, widząc jej treść. Brzmiała ona "Kicaj Króliku". Dla niewtajemniczonych, były to tylko zwykłe dwa zdania. Jednak Maks wiedział, że oznacza to "Uciekaj, masz kłopoty". Gdyby nie to, że ktoś otworzył drzwi od środka i wciągnął go do sklepu... Cóż, zgodnie z radą "Kicałby" jak najdalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top