Księga I rozdział XX

-Odłóżcie broń! Otwórzcie wrota ten skarb to wasza śmierć. - Powiedział Mithrandir. Thorin jednak dalej milczał.

-Odpowiedz! Chcesz pokoju, czy wojny? - Zadał pytanie Bard.

Wtedy na mur przyleciał czarny kruk Thorin popatrzył się na niego przez chwilę i odpowiedział. - Wybieram wojnę.

Chwilę potem dało się słyszeć głośne uderzanie o ziemię na górze po naszej prawej stronie ukazało się wojsko. Głośno stąpające po ziemi. Byli to krasnoludowie.

-Formować szyki! - Krzykną Thranduil jadąc na swoim jeleniu pomiędzy swoim wojskiem. Przed wojsko krasnoludów na swojej świni wyjechał jeden z nich.

-Kto to jest? - Zapytałam się Mithrandira.

-Straszny ponurak. - Wtrącił się Bilbo.

-To Dain. Dain Żelazna Stopa. Władca Żelaznych wzgórz, kuzyn Thorina.

-Jaki on jest?

-Thorin był zawsze rozsądniejszy z nich dwóch.

-Czyli jest źle. - Powiedziałam i zatrzymałam się z Midnight. Na mały pagórek wjechał Dain na swojej świni.

-Dzień dobry. Jak się miewamy? Mam malutką propozycję poświęcicie mi chwilę? Możecie... Zjeżdżać stąd! - Ludzie się trochę cofnęli a elfy podeszły o krok. - I to już!

-Ani kroku w tył. - Odezwał się Bard do swojego małego oddziału ludzi.

-Przestań Dain. - Powiedział Gandalf i zacząć iść powoli w stronę Daina.

-Gandalf szary. - Powiedział Dain kiedy zobaczył Gandalfa. Mithrandir wtedy się zatrzymał schylając lekko głowę. - Każ odejść tej hołocie albo nasycę tę ziemię ich krwią!

-Nie potrzeba nam wojny pomiędzy krasnoludami, ludźmi i elfami. Armia orków maszeruje na Erebor wycofaj się. - Gandalf zacząć znowu iść w stronę Daina.

-Nie cofnę się przed żadnym elfem a zwłaszcza tym opryskliwym leśnym gnomem! - Krzykną wskazując swoim toporem na Thranduila. - On pragnie tylko klęski moich braci. Jeśli chcę stanąć między nami, rozpłatam mu tą śliczną główkę! - Thranduil tylko się uśmiechną. - Zobaczymy czy wtedy będzie się uśmiechał! - Dain zawrócił na swojej świni do swoich wojsk.

-Niech ruszają ciekawe jak daleko zajdą. - Powiedział Thranduil.

-Nie boję się twoich pogróżek! Spiczasto-ucha księżniczko! - Thranduil się tym zezłościł ale nie dawał po sobie tego poznać.

-Niech twoi ludzie czekają. - Powiedział Thranduil do Barda. - Sam rozprawię się z Żelazną stopą.

Jako, że jestem elfką powinnam jechać z wojskiem elfów, ale to z ludźmi przyjechałam na tą wojnę.

-Y/n choć tu! - Krzykną Thranduil. - Tak szybciej się jej pozbędę. - Dopowiedział ledwo słyszalnie ale niestety ja to usłyszałam. Zaczęłam jechać w małym oddaleniu od króla Thranduila. - Napiąć cięciwy! - Krzykną Thranduil. Krasnoludy na swoich kozłach zaczęły zmierzać w naszym kierunku.

-To szaleństwo! - Krzykną Gandalf.

-Wypuścić strzały! - Krzykną Thranduil. Wszyscy wypuściliśmy strzały, nawet ja. Nie chciałam brać udziału w wojnie ale nie da się tego uniknąć. Wojny nigdy nie można uniknąć. Deszcz strzał poleciał w kierunku krasnoludów na kozłach. Zabójczy deszcz już praktycznie uderzył w krasnoludy ale przeszkodziło mu to wielkie długie patyki podobne do dzid które na swoich końcach miały coś ostrego co w dodatku się kręciło. Te przyrządy zepsuły wszystkie strzały które wypuściliśmy. Te wielkie przyrządy spadły zaraz przed wojskiem elfów i odrzuciło większość z nich. Gdybym była przed Thranduilem i byłabym dalej od niego mogło by to zabić i mnie i Midnight.

-Co powiecie na ten wynalazek durnie!? - Krzykną Dain. Elfy się cofnęły i stanęli w ścisłym szyku opierając się tarczami jednak to nie powstrzymało rozpędzonych krasnoludów na kozłach, ci przeskoczyli nad elfami i zaczęli walczyć. Pojechałam czym prędzej do Mithrandira.

-Mithrandirze po co z nimi walczymy, to nie ma głębszego sensu. Mówiłeś, że idą wojska nieprzyjaciela. Czemu więc oni nie przestaną i nie przyszykują się na wojnę z nim?

-Też chciałbym to wiedzieć. - Odpowiedział. I w tym momencie dało się słyszeć jeszcze głośniejsze uderzanie niż to które wywołali krasnoludowie. Wszyscy zaprzestali walki i wszyscy zaczęli patrzeć się w stronę dźwięku.

-Co to jest?- Zapytałam się Mithrandira.

-Robakołaki. - Wtedy z ziemi wyszły wielkie robaki które zaraz po roztrzaskaniu kamieni w swoich paszczach wracały do tuneli które zrobiły. Z tuneli zaczęły wybiegać hordy orków którzy zaczęli biec w naszą stronę.

-Piekielne hordy ruszyły! Do boju!- Krzykną Dain a krasnoludy zaczęły biec w stronę orków. Elfowie nic nie robili tylko stali.

-Gandalfie czemu elfowie nic nie robią? Krasnoludy sobie nie poradzą! - Krzyknęłam.

-Thranduil wydaje im rozkazy. - Odpowiedział a ja w pośpiechu pojechałam do samotnie stojącego Thranduila.

-Thranduilu każ elfom pomóc krasnoludom! Oni sobie nie poradzą! - Powiedziałam i zeszłam z Midnight.

-Po co mam wysyłać na śmierć moich żołnierzy? Tamci to nie moje wojsko. Chcą z nimi walczyć, niech więc z nimi walczą ja im nie przeszkodzę.

-Jak nie wyślesz im z pomocą swoich wojsk będę zmuszona cię zabić. - Powiedziałam i wyciągnęłam swój miecz.

-Wiesz, że swoją postawą i słowami przyspieszasz tylko wyrok swojej śmierci?

-Tak. Ale moje słowa mogą także ocalić kogoś innego od śmierci. Robię to w dobrym celu więc moje zachowanie też będzie dobre. Nie chcę ciebie zabijać ale jeśli będę zmuszona zrobię to.

-Nie wiem czy mojemu synowi to się spodoba. Jego nowa przyjaciółka zabiła mu ojca. Jak to brzmi? Myślisz, że nie wiem, że mój syn ciebie polubił? Otóż nie. Wiem to od posłańca. Więc jak? Złamiesz jeszcze bardziej serce mojego syna! Nie dość się nacierpiał?! Myślisz, że przeżyje śmierć jedynej osoby która mu tu pozostała?! Myślisz, że jak może się czuć po stracie swojej matki! Myślisz, że jak zareagowałby jeszcze po śmierci ojca?!

-Ja. Ja. Ja nie wiedziałam. - Powiedziałam cicho.

-To teraz już wiesz. Wyślę moje wojska z pomocom krasnoludom a ty, od razu po wojnie stracisz swoje życie chyba, że umrzesz wcześniej. Rozumiesz!?

-Tak. - Odparłam. Thranduil pojechał wraz z swoim wojskiem na pomoc krasnoludom a ja zeszłam z Midnight. Źle się z tym czułam. Chciałam zabić króla, ojca mojego przyjaciela. Dobrze, że umrę nie będę się przez to źle czuła do końca życia. - Midnight odjedź! Odjedź i nie wracaj! Ja umrę a ty zostaniesz sama! Nie wracaj po mnie przyjaciółko! Proszę! Odjedź już! - Krzyczałam do Midnight cała zalana łzami. Zbyt dużo cierpienia mogę przysporzyć i wiele cierpienia mogłam spowodować. Uderzyłam lekko Midnight a ta odjechała co jakiś czas spoglądając w moją stronę.

Gdy była już na tyle daleko a wojsko Thranduila walczyło ramię w ramię z krasnoludami krzyknęłam. - Po co ja tu jestem?! I to niby ja jestem w przepowiedni?! Po co ja tu jestem?! Zasługuję jedynie na śmierć! Gdy zginę chcę żeby wszyscy mi wybaczyli! Proszę! Chociaż to się niech stanie po mojej śmierci! Powinnam już umrzeć! Im szybciej wojna się skończy tym szybciej poczucie winy zniknie i zło które mogłam wyrządzić. Trzeba więc walczyć i to jak najszybciej zakończyć!

Pobiegłam w stronę toczącej się walki. Zaczęłam zabijać orków których co jakiś czas więcej przybywało. Wielkie olbrzymy zaczęły rzucać się na maszyny wojenne krasnoludów, przewracając je i miażdżąc. Rzuciłam się na jednego z olbrzymów kiedy był odkręcony tyłem od mnie skoczyłam mu na jego plecy potwór zaczął się rzucać próbując mnie zrzucić z siebie ja jednak nie spadłam, wdrapałam się wyżej i przesyłam mieczem jego głowę. Olbrzym padł martwy. Zauważyłam, że większość orków idzie na miasto.

-Nie! Tam są przecież bezbronni ludzie! - Krzyknęłam i błyskawiczne pobiegłam w stronę Dale. Ludzie zrobili to samo. Wielkie olbrzymy z katapultami na plecach zaczęły rzucać kamieniami w mury Dale. Wbiegłam przez bramę, orkowie już dostawali się do miasta, było słychać piski i krzyki ludzi pozostawionych tutaj. Gdy biegłam zauważyłam syna Barda podbiegłam więc do niego.

-Gdzie twoje siostry?

-Uciekły gdzieś. Nie mogę ich znaleźć.

-Pomogę Ci gdy tylko je spotkam zabiorę je ze sobą do bezpiecznego miejsca. - Powiedziałam i pobiegłam dalej. Usłyszałam znajome mi piski. - Sigrid i Tilda. - Pomyślałam, pobiegłam więc w tamtym kierunku. Tilda i Sigrid uciekały przed goniącym je orkiem wzięłam więc mój łuk i strzeliłam do napastnika który padł martwy. Zaraz po tym orku wybiegł następny tym razem zabił go Bain.

-Dzieci uciekajcie. Tu nie jest bezpiecznie. - Powiedziałam i pobiegłam za orkami którzy zaczęli biec przez pobliską uliczkę. Wszystkich napotkanych wyrżnęłam w pień. Orkowie powoli wygrywali jednak się nie poddawaliśmy mnóstwo ludzi, elfów i krasnoludów straciło dzisiaj życie. Walczyliśmy dalej nie zważając na znużenie, ból i na to, że przegrywamy. Walczyliśmy o honor i życie.

Usłyszałam jak wiele innych ludzi, dźwięk rogu wydobywającego się od strony góry. Pobiegłam na plac tam zebrali się mężczyźni gotowi dalej walczyć.

-Ci którzy czują się na siłach. Za mną! - Powiedział Bard, mężczyźni poszli za nim a ja dołączyłam się do nich.

Orkowie biegli nam na przeciw a my z furią szturmowaliśmy na nich. Wiedzieliśmy, że idziemy na spotkanie z śmiercią, że wielu z nas polegnie, zdawaliśmy sobie sprawę, że przegrywamy, ale się nie poddamy, nie teraz, nie w tym momencie, nie kiedy jest jeszcze cień nadziei. Mając na ustach słowa otuchy dla innych żołnierzy, obrońców Dale ruszyliśmy na wroga.

-Do broni! - Krzyknęłam. - Za Dale! Za życie i wolności! Za ludzi! - Zaczęła się rzeź orkowie zabijali ludzi ale straty u nas były teraz mniejsze niż u wroga. Orkowie padali jak muchy ich truchła leżały na sobie a czarna krew była wszędzie. Jednak nie było się z czego cieszyć straty były widziałam jak ludzie obok mnie padają martwi, jak ich niemy wzrok patrzył się na mnie jak ich ostatnie wypowiedziane słowa to- "Walczcie!" - Zginęli. Nic już nie można było zrobić. Niektórzy orkowie zaczęli gonić uciekających ludzi pobiegłam więc za nimi. Strzelałam do orków a ci padali na drogę, zostawiając po sobie czarną spływającą na drogę krew i strzały wbite w ich ohydne cielska. Gdy orkowie byli wybici i dobiegłam do ludzi zaczął za nami podążać wielki potwór, odkręciłam się i biegłam tyłem strzelając do napastnika ten jednak udawał jakby strzały nic mu nie robiły jakby sprawiały mu tylko chwilowy ból porównywalny do ukąszenia owada. Maszkara uderzyła swoją maczugą ludzi którzy padli martwi nie poddawałam się dalej strzelałam próbując znaleźć jego czuły punkt. Trafiłam strzałą w oko potwora ten zawył z bólu i złapał się za nie, pobiegłam w jego stronę i trafiłam strzałą w jego drugie oko ten powtórnie zawył z bólu. Chwyciłam mój miecz i rzuciłam się na olbrzyma który nie widząc nic machał maczugą na wszystkie strony. Każdym razem chybił, mieczem raniłam go w nogę po czym łapiąc się wcześniej wbitych przez mnie strzał w jego cielsko zaczęłam się wspinać. Gdy byłam na jego ramieniu mieczem przebiłam mu tchawicę, olbrzym padł na drogę. To jednak nie był koniec zza rogu wybiegli orkowie zaczęłam więc z nimi walczyć orków było za dużo a ja byłam jedna. Z początku walczyłam sama ale po chwili ludzie przybiegli i zaczęli walczyć ze mną. Zauważyłam Mithrandira przechodzącego w pobliżu, gdy wróg był wybity pobiegłam w tamtym kierunku. Nie był tam sam Mithrandir ale i Bilbo podeszłam więc do nich.

-Co się dzieje? - Zapytałam.

-Zobacz. - Powiedział Bilbo wskazując na Thorina, Kilego, Filego i Dwalin jadących na kozłach.

-A po co tam jadą?

-By zabić Azoga. - Odpowiedział Mithrandir.

-To przypadkiem nie na Krucze Wzgórze jadą?

-Tak. Właśnie tam jadą.

-Gandalf! - Usłyszałam, odkręciłam się rozpoznając głos. Był to Legolas a za nim siedziała Tauriela.

-Legolasie. - Powiedział czarodziej podchodząc do nich. Legolas zszedł z konia i zaczął iść w stronę czarodzieja.

-Jest druga armia. Bolg prowadzi drugą armię z Gundabandu, zaraz tu będą.

-Z Gundabandu. - Powtórzył Mithrandir. Poszłam w kierunku elfki.

-Ciekawa walka widzę. - Powiedziała wskazując na mój poplamiony krwią strój.

-Dużo ofiar. Zbyt dużo.

-Nie martw się.

-Chciałabym się nie martwić gdybym umiała. Ale obok śmierci nie można przejść obojętnie. Kiedy chwilę rozmawiasz z kimś a po chwili ta osoba umiera. To jest straszne.

-Trzeba z tym żyć. Nie martw się.

-Gdzie jest ta druga armia?

-Idzie od północy.

-Od strony Kruczego Wzgórza.

-Tam jest Thorin i Fili i Kili! - Krzykną Bilbo przerywając rozmowę Taurieli i mnie. Tauriela z przerażeniem zaczęła patrzyć w stronę Kruczego Wzgórza.

-Trzeba im pomóc. - Powiedziałam po chwili.

-Masz rację chodźmy. - Powiedziała elfka i razem zaczęliśmy biegać po ulicach miasta. Usłyszałyśmy róg, Tauriela skręciła.

-To nie ta ulica.- Powiedziałam.

-Wiem ale muszę coś zrobić.

Pobiegłam za nią Tauriela stanęła na drodze trzymając w ręku łuk a ja stanęłam obok niej z mieczem.

-Dalej nie pójdziesz. - Powiedziała. - Nie odwrócisz się, nie tym razem.

-Zejdźcie mi z drogi. - Powiedział Thranduil.

-Krasnoludy czeka zagłada.

-Tak... Umrą. Dzisiaj, jutro albo za rok czy za sto lat- Mówił podchodząc do nas. - Jakie to ma znaczenie? Są śmiertelni. - Tauriela wzięła szybko łuk, strzały i celowała w Thranduila. Zrobiłam to samo moim mieczem.

-Sądzisz, że twoje życie jest warte więcej niż ich. Ale to życie bez miłości. W tobie nie ma miłości. - Thranduil rozwścieczony przedzielił łuk Taurieli na dwie części podkładając swój miecz pod jej szyję. Drugim mieczem wyrzucił z mojej ręki mój miecz także podkładając swój miecz pod moją szyję.

-Co ty wiesz o miłości? Nic. Uczucie do krasnoluda to złudzenie.- Z policzka elfki popłynęła łza. - Myślisz, że to miłość? Zginiesz za nią?

Thranduil zwrócił się do mnie. - A ty? Stoisz po jej stronie... Jak ona chciałaś mnie zabić tyle, że ty chciałaś już to zrobić dwukrotnie. Domagasz się szybszej śmierci widzę. Mogę to uczynić jak chcesz. Zginiesz jako pierwsza a zaraz po tobie zginie twoja przyjaciółka.

-Twój miecz już mi nie straszny. Zabij mnie szybko i to nawet teraz. - Zamknęłam oczy jednak nic się nie stało. Otworzyłam oczy nie miałam już miecza przy szyi obok mnie stał Legolas.

-Jeśli je skrzywdzisz będziesz musiał mnie zabić. - Powiedział Legolas. - Pójdę z wami. - Powiedział. Wzięłam mój miecz z ziemi i poszłam za nimi.

Wyprzedziłam ich przyspieszając swój bieg. Od strony Kruczych Wzgórz zaczęły lecieć wielkie nietoperze. Wciąż byłam za daleko od krasnoludów jedynym wyjściem było przetransportowanie się na nietoperzu. Gdy nietoperz leciał blisko mnie wskoczyłam mu na grzbiet i zaczęłam na nim lecieć. Bardzo trudno było nim okiełznać ciągle skręcał i nie leciał tam gdzie chciałam. Wpadłam jednak na pomysł. - Nietoperze są bardzo wrażliwe na słuch. Może dzięki dźwiękom uda mi się nim sterować. - Myślałam, tak też i zrobiłam, nachyliłam się nad głową nietoperza i krzyknęłam mu do prawego ucha, nietoperz skierował w lewo krzyknęłam w jego lewe ucho a ten poleciał w prawo. Tym sposobem kierowałam tym wielkim zwierzęciem. Zauważyłam Thorina walczącego z potworami i Azogiem. Zaczęłam więc z nietoperza strzelać do napastników. Padali oni martwi. Armia Bolga ciągle przybywała gdy tak do nich strzelałam zauważyłam, że nie widzę Thorina, zawróciłam więc na nietoperzu. Thorin stał na zamarzniętym lodzie w jego stronę biegli orkowie. Było ich za dużo jak dla jednego krasnoluda, zaczęłam do nich strzelać padali od strzał. Ale do tych do których nie zdążyłam strzelić także padali od strzał, ale nie od moich. Rozejrzałam się, wysoko na budowli stał Legolas strzelając do orków. Thorin walczył z orkami którzy znajdowali się najbliżej niego, niektórych nawet dobijając. Orków przybywało a ja usłyszałam krzyk Taurieli, poleciałam jej na pomoc. Na miejscu zobaczyłam Kilego trzymającego przez Bolga a Tauriela leżała na ziemi. Bolg szykował się do zabicia Kilego. Strzeliłam z łuku w rękę Bolga ten zawył z bólu ale i tak ranił Kilego. Broń orka przeszła po nodze Kilego. Krew wypływała pod dużym strumieniem. Kili patrzył się na Taurielę a ona na niego.

-Nie! - Krzyknęła Tauriela a z jej oczu popłynęły łzy.

Zeskoczyłam z nietoperza na schody Bolg widząc mnie rzucił się w moją stronę. Wyciągnęłam miecz i zaczęłam z nim walczyć. Bolg był silny czułam to pod naporem jego broni kiedy zatrzymywałam jego ciosy. Bolg powoli mnie spychał w stronę przepaści jednak ja nie miałam zamiaru spaść. Schyliłam się szybko skoczyłam za Bolga, wyprostowałam się i popchnęłam go w przepaść. Bolg niestety złapał mnie za nogę i zaczęłam spadać razem z nim.

-Nie! - Krzyknęła Tauriela podczołgując się do przepaści.

Zaczęłam spadać próbowałam oswobodzić swoją nogę z łapsk Bolga jednak ten zajadle ją trzymał i nie chciał puścić. Musiałam coś wymyślić, wzięłam swoje sztylety i zaczęłam nimi ranić Bolga w rękę. W ten sposób puścił mnie i moją nogę, ale gdy mnie puszczał uderzyłam się o kamienie. Bolg poleciał w drugą stronę i nie mogłam go zobaczyć, upadłam na półkę skalną. Drobne kamyczki spadały na mnie z góry, wszystko bolało mnie po upadku. Ostatkiem sił wstałam na nogi, lekko się zachwiałam i upadłam. Znowu dźwignęłam się na nogi mimo, że ból dawał o sobie znać. Zauważyłam, że na nodze przy kostce miałam ranę w miejscu w którym złapał mnie Bolg, na dłoniach i twarzy miałam kilka zadrapań. Podniosłam oczy ku górze i zobaczyłam Bolga idącego w moim kierunku. Nie miałam już przy sobie jednego sztyletu, został on wbity w rękę Bolga. Bolg rzucił w moim kierunku sztylet, miną mnie o kilka centymetrów od twarzy, gdybym się nie odsunęła umarłabym. Wzięłam mój miecz w dłoń gotowa do walki. Walka nie byłaby równa nogi się pod mną uginały, wszystko mnie bolało a jego ciosy były mocne. Jednak coś zwróciło uwagę Bolga a była to spadająca wieża która zaczęła walić się w przepaść, ale nie spadła do niej stworzyła ona most pomiędzy miejscem w którym się znajdowałam a miejscem na którym ta wieża stała. Bolg mnie zignorował i poszedł w stronę dopiero co utworzonego kamiennego mostu.

- Mnie się nie ignoruje. - Powiedziałam cicho i rzuciłam się na Bolga. Skoczyłam na niego z tyłu i przystawiłam mu do gardła miecz. Bolg złapał miecz, zrzucił mnie z siebie i popchną mnie w przepaść na moście. Wtedy też zauważyłam, że Bolg szedł na walkę z Legolasem który szedł w jego stronę na tym prowizorycznym moście. Popchnięcie Bolga sprawiło, że zaczynałam spadać z tej przewróconej wieży w ostatniej chwili wbiłam sztylet w ostatni kamień wierzy. Wisiałam nad przepaścią, nie byłam zbyt daleko od skał mogłabym na nie skoczyć. Musiałam działać szybko bo sztylet powoli luzował się w kamieniach wieży przez co mogłabym spaść. Zaczęłam szykować się do skoku nie mogło być żadnego błędu, żadnego potknięcia musiało mi się udać. Skoczyłam na skały, zrobiłam to w ostatniej chwili bo sztylet całkowicie już wypadł i zaczął spadać w przepaść. Kurczowo trzymałam się skał, nogami szukałam podparcia jednak nigdzie nie mogłam go wyczuć. Odepchnęłam się nogą od ścian skały i złapałam ręką najbliżej wystającą z nich dalej było już łatwiej po krótkim czasie stałam już normalnie na półce skalnej a obok mnie znajdował się prowizoryczny most który zacząć się psuć zauważyłam Legolasa który spadał do środka pod kamienie tego mostu. Rzuciłam się na Bolga.

-Myślałem, że już zdechłaś. - Powiedział.

-Jeszcze nie. Ar tu na'lin emma mi. (Zobaczę Twoją krew na moim ostrzu.)

-Grozisz mi. Ale twoje groźby nie dojdą do skutku. Ty i cała wasza rasa zginiecie marnie. Krasnoludy, ludzie zginą nic po was nie zostanie nikt nie pokona naszego Pana. - Powiedział i zaczął ze mną walczyć most pod nami zacząć się powoli walić kamienie wieży spadały w przepaść, Bolg i ja walczyliśmy nie zważałam, że most się wali liczyło się tylko to by zabić Bolga. Most coraz szybciej walił się po spadających kamieniach zobaczyłam skaczącego Legolasa, który jak tylko znalazł się na nie walącym się moście skoczył na Bolga od tyłu. Bolg się tego nie spodziewał był skupiony na walce ze mną. Legolas został rzucony w przepaść ale w ostatniej chwili złapał się wystającego kamienia i wskoczył z powrotem na most. Bolg ruszył w jego kierunku. On sam też prawie spadł w przepaść ale niestety tak się nie stało. Legolas chciał dźgnąć Bolga sztyletem ale ten złapał sztylet który nie wyrządził mu rządnej krzywdy. Podbiegłam do niego od tyłu i sama raniłam go mieczem w plecy. Miecz przebił jego ciało na wylot szybko wyciągnęłam miecz z jego cielska. Krew lała się gęstym strumieniem ale Bolg dźwigną się na nogi a wtedy Legolas dobił go wbijając swój sztylet w jego głowę. Bolg wreszcie zdechł jego cielsko zaczęło spadać w przepaść wraz z kamieniami wieży. Gdy był już na ziemi jeden z większych kamieni spadł na niego rozgniatając go.

-Bolg już nigdy nikomu nie zagrozi, nikogo już nie zabije i nic nie zdziała. Jego żywot został zakończony. - Powiedziałam. - Zabiliśmy go.

Gdy wypowiedziałam ostatnie dwa słowa pobiegłam w stronę miejsca gdzie znajdowała się Tauriela i konający Kili. Gdy byłam na miejscu Tauriela rozmawiał z Kilim lecz było widać, że zaraz umrze. Usiadłam obok Taurieli.

-Przyjacielu gdzie twój brat?

-On. On nie żyje. Zabił go Azog, Fili powinien leżeć przy rzece.

Zaczęłam płakać moja dwójka krasnoludzkich przyjaciół właśnie umierała. Oparłam głowę na rękach, włosy opadły mi na twarz a ja płakałam. Otworzyłam oczy, mały wisiorek od rodziców lekko się świecił. - W wisiorku jest kilka kropel z magicznego źródła przywracającego życie, wystarczy tylko jedna kropla.- Powiedziałam sobie w myślach słowa z listu od rodziców.

-To nie musi tak się skończyć. - Powiedziałam. Tauriela popatrzyła się na mnie zapłakana. Ściągnęłam z szyi naszyjnik i otworzyłam go. Jego niebieska wodo lekko się świeciła.

-Kili otwórz usta. - Zrobił to co powiedziałam. Wlałam kroplę do jego ust. Kili zamkną oczy wyglądało na to, że umarł. Razem z Taurielą zaczęłyśmy głośno płakać.

-Co się stało?- Powiedział Kili. Popatrzyłyśmy się na niego niedowierzające w to co się właśnie stało. Krew nie płynęła już z nogi Kilego, patrzył się na nas uśmiechając się. - Ja żyję. Nie płaczcie już. Noga mnie tylko trochę boli ale to nic takiego.

-Jeszcze raz powiedz mi gdzie jest Fili. - Powiedziałam.

-Prze zamarzniętej rzece tam powinien się znajdować.

-Zobaczę czy teraz też zadziała. - Powiedziałam i pobiegłam w stronę podanego miejsca, po drodze natknęłam się na Legolasa.

-Gdzie jest Tauriela? - Zapytał się.

-Pujdziesz tym korytarzem, skręcisz w prawo i zaraz powinieneś być. - Powiedziałam wskazując na korytarz z którego dopiero co wybiegłam. - Tauriela jest z Kilim. - Dopowiedziałam i pobiegłam czym prędzej. Gdy byłam na zamarzniętej rzece Thorin walczył z Azogiem nie zwrócili nawet na mnie uwagi. Pobiegłam więc dalej w oddali zauważyłam ciało Filego, przyspieszyłam. Gdy byłam przy Filim nie oddychał.

-Nie. Nie. Nie. Nie umieraj. - Powiedziałam i otworzyłam ponownie flakonik z mojego naszyjnika. Wlałam kroplę do ust Filego. Nic się nie stało, wlałam jeszcze dwie dalej nic.

-On umarł. - Powiedziałam i wstałam zauważyłam, że Thorin zabił Azoga i zaraz wstaje chwiał się lecz i tak podszedł na skraj zamarzniętego wodospadu. Zaraz upadł na lud.

-Thorin! - Krzyknęłam i pobiegłam w jego kierunku.

-Wybacz mi to, że uważałem cię za zdrajczynię. Byłem zaślepiony chciwością i złotem. Opętała mną choroba. Wybacz mi.

-Wybaczam Ci Królu Thorinie. - Powiedziałam. - Ale ty nie umrzesz.

-Mój czas dobiegł końca.

-Nie. Jeszcze długo pożyjesz, zostaniesz Królem.

-Nie będę dobrym Królem.

-Twoje słowa właśnie pokazały, że nim będziesz. A teraz otwórz usta.

-Po co mam to zrobić?

-Po prostu to zrób.- Otworzył usta a ja wlałam mu kroplę z mojego wisiorka.

-Co to było?

-Lekarstwo. Dzięki któremu będziesz żyć. - Zaraz podszedł do nas Bilbo.

-Bilbo. Dobrze, że jesteś. Chcę rozstać się z tobą w przyjaźni.

-Będziesz żył. - Powiedział Bilbo.

-Zapomnij co mówiłem na blankach, postąpiłeś jak przyjaciel. Wybacz mi. - Powiedział Thorin odeszłam od nich i wrzuciłam zobaczyć czy Fili jednak żyje. Zobaczyłam, że klatka piersiowa Filego lekko się unosi, oddychał, a raczej spał. Orły latały nad nami. Zauważyłam, że jeden z nich na swoich plecach miał Kilego, Tauriela leciała na drugim orle. Jeden z orłów wylądował obok mnie.

-Witaj. - Powiedział orzeł.

-Witaj przyjacielu. Dziękuję za pomoc.

-Nie musisz nam dziękować Pani. - Powiedział ptak i się pokłonił.

-Ja niczyją panią nie jestem, przyjacielu.

-Jeszcze nie jesteś, ale przepowiednia mówi co innego. - Powiedział orzeł wziął Filego i odleciał w stronę Ereboru. Zauważyłam, że jeszcze jeden orzeł zabrał Thorina. Stanęłam przy urwisku na zamarzniętym lodzie wodospadu i patrzyłam. Orły latały i zabijały niedobitków. Ludzie, elfy i krasnoludy rozprawiali się z uciekającymi orkami. Zaczęłam schodzić z Kruczych Wzgórz i poszłam w stronę Ereboru.


***

Trąbiły trąby ogłaszając koronację. Dzisiaj Thorin miał zostać Królem. Thorin przeżył, Fili i Kili także, z dumą patrzyli jak ich wuj jest koronowany. Wszyscy z kompanii patrzyli się na koronację. Krasnoludy i ludzie uczestniczyli w tym wielkim wydarzeniu. Nie tylko oni byli na tej koronacji także niektóre elfy z Mrocznej Puszczy oglądali koronację. Thranduil wraz z synem byli na uroczystości. Thranduil został dlatego by zawiązać sojusz pomiędzy dawniej zwaśnionymi plamieniami, lecz to nie był jedyny powód pozostania tutaj. Co jakiś czas Król Thranduil patrzył się w moim kierunku. Dzisiaj miałam pożegnać się z życie to dzisiaj miałam ponieść karę za to co zrobiłam. Nie uciekałam bo to nie miało sensu, błagać o litości też nie mogłam. Nie chciałam do czegoś takiego się posunąć, moja duma mi na to nie pozwalała.

-Niech żyje król! Niech żyje król! Niech żyje król! - Krzyknęły krasnoludy, ludzie i elfy. Echo krzyków jeszcze długo utrzymywało się w sali. Sala koronacyjna była oświetlona wieloma światełkami i kwiatami. Wszyscy byli ubrani odświętnie. Połyskujące szaty mieniły się w świetle świateł ozdoby także odbijały się kolorowymi światłami. Thorin stał na podwyższeniu w koronie, za nim znajdowali się krasnoludzcy żołnierze po lewej i prawej stronie Thorina stał Fili i Kili. Gdy uroczystość się skończyła prawie wszyscy wyszli z sali pozostało w niej nielicznych chcących porozmawiać z królem. Wyszłam z sali i skierowałam się do wyjścia z Ereboru chciałam ostatni raz pójść do mojego domu przed śmiercią chociaż ostatni raz zobaczyć ulice Dale, domy i ludzi. Gdy podchodziłam do bramy zauważyłam Balina rozmawiającego z Bilbem, przystanęłam więc a zaraz do mnie przyłączyły się krasnoludy z kompanii.

-Pójdę już. Pożegnaj wszystkich odemnie - Powiedział Bilbo.

-Sam ich pożegnaj. - Odpowiedział Balin Bilbo odkręcił się w naszą stronę i podszedł do nas.

-Gdybyście kiedyś byli w Bag End... Herbata jest o czwartej, wystarczy dla wszystkich. Zawsze będziecie mile widziani... Nie musicie pukać. - Bilbo ruszył w kierunku czekającego na niego czarodzieja.

-Poczekaj Bilbo.-Powiedziałam. - Będę tęskniła przyjacielu. - Przytuliłam go. - Za wami wszystkimi. - Powiedziałam i podeszłam do krasnoludów przytulając każdego z osobna. - Jeszcze chwilkę będę z wami przyjaciele, ale już dzisiaj, wraz z zachodem słońca mnie nie będzie. Ostatni raz odwiedzę mój dom. Pamiętajcie o mnie czasami. - Powiedziałam i poszłam w kierunku Dale.

-Gdzie idziesz. - Usłyszałam, odkręciłam głowę w stronę usłyszanego dźwięku.

-Midnight?

-Tak to ja.

-Co ty tu robisz?

-Wróciłam.

-Dziękuję. Ale nie musiałaś.

-Musiałam. Jesteś moją przyjaciółką.

-A ty moją...-Pogłaskałam ją po pysku.- Choć pójdziemy do mojego domu.

Wraz z Midnight weszłam do miasta poszłyśmy w stronę mojego domu. Ulice miasta były wysprzątane, wszędzie były kwiatowe girlandy słodki kwiatowy zapach unosił się na ulicach miasta. Wraz z Midnight doszłyśmy po krótkim czasie do domu. Weszłam do środka a Midnight poszła do ogródka. Poszłam do mojego pokoju otworzyłam kufer i wyciągnęłam z niego strój do walki z wzorkiem w kwiatki listki na kołnierzyku i czarną pelerynę z takim samym wzorkiem tyle, że na jej dole. Wzięłam strój i przebrałam się w go, pelerynę wzięłam w rękę. Kufer z suknią w środku zniosłam na dół do ogrodu, postawiłam go obok Midnight. Założyłam na siebie płaszcz.

-To jest kufer od twoich rodziców?

-Tak.

-Ładny... i dość mały.

-Taki będzie bardziej poręczniejszy. Midnight zabiorę ten kufer ze sobą pojedziemy do Ereboru muszę tam być przed zachodem słońca.

-Wiem co ciebie czeka. Nie bój się.

-Nie boję się. Po prostu żal mi opuścić ten świat.

-Jestem przy tobie i ciebie nie opuszczę.

-Jedźmy już. Chcę jeszcze raz pożegnać się z przyjaciółmi.

-Dobrze. - Powiedziała Midnight wskoczyłam na nią pojechałyśmy do Ereboru. Gdy byliśmy już przy bramie zeszłam z Midnight i poszłam w kierunku sali Thorina.

-Thorinie chciałabym się pożegnać. - Powiedziałam podchodząc do tronu.

-Dobrze. - Thorin zszedł z tronu. - Dziękuję za pomoc. Jako piętnasta osoba w kompanii należy ci się skarb.

-Nie chcę wiele.

-Dobrze. - Thorin podał mi mały kufer a w nim znajdowały się cenne kamienie i różne ozdoby.

-Dziękuję. Do widzenia Królu Thorinie.

-Mów do mnie bez tytułu.

-Dobrze Thorinie. - Powiedziałam i go przytuliłam. - Do widzenia. - Powiedziałam ostatni raz i wyszłam z sali. Na korytarzu zauważyłam Kilego spacerującego z Taurielą podszedł do mnie Fili.

-Cały czas tak ze sobą chodzą. Po koronacji Kili od razu poszedł do niej i teraz tak ciągle chodzą.

-Nie bądź zazdrosny. Ty też znajdziesz miłość.

-Wiem ale to nie w porządku, że mój młodszy brat ma już kogoś na oku no i, że jego uczucie jest odwzajemnione.

-Zazdrość przez ciebie przemawia przyjacielu.

-Wiem to... - Westchną. - Chcesz się może przejść po Ereborze?

-Z chęcią. Nigdy jeszcze nie widziałam całego Ereboru. Dzisiaj dopiero zobaczyłam kilka sal.

-To dobrze się składa. Choć więc. - Fili poszedł a ja poszłam obok niego.

Oprowadził mnie po całym Ereborze wszystkie sale były wielkie, pozłacane i z wieloma ozdobami z kamieni szlachetnych, złota i srebra. Podczas spaceru z Filim dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się było naprawdę przyjemnie. Gdy dochodziliśmy do miejsca w którym Fili zacząć oprowadzanie przed nami nie wiadomo skąd wyskoczyła krasnoludka, o średniej długości blond włosach i niebieskich oczach. Była bardzo podekscytowana i niecierpliwa.

-Witaj Fili.

-Znamy się?

-Nie. Ale znasz mojego brata, może wiesz gdzie on jest?- Wszystko co mówiła, mówiła bardzo szybko.

-Nie wiem kim jest twój brat, bo nie powiedziałaś jego imienia.

-Ja jestem Nari, jestem młodszą siostrą Noriego. - Mówiła, zauważyłam, że za nią przez korytarz szedł Nori gdy tylko ją zobaczył przyłożył palec do ust bym była cicho. Kiwnęłam na potwierdzenie głową. Nori właśnie miał skręcać do najbliższego korytarza, Nari jednak się odkręciła i zobaczyła brata. Nori staną, jego twarz wyraźnie mówiła: "Po co ona tu jest? Niech sobie stąd idzie."

-Nori! - Krzyknęła Nari biegnąc w jego kierunku.

-Nari. Dawno ciebie nie widziałem. - Odezwał się Nori z lekkim żalem i ironią w głosie.

-Jak dobrze, że ciebie zobaczyłam. - Powiedziała i wskoczyła na brata ten się przez to przewrócił. Razem z Filim śmieliśmy się cicho z całej tej sytuacji.

-Musisz mnie oprowadzić. - Powiedziała Nari i poszła w naszym kierunku, Nori wstał i poszedł za nią.

-Pomocy. - Powiedział cicho gdy nas mijał. Nie mogłam z Filim już powstrzymać wybuchu śmiechu, ale mimo to dalej próbowaliśmy się nie zaśmiać. Nari za chwilę znalazła się z powrotem przy nas.

-Kto to?! - Krzyknęła dość cicho z lekkim piskiem w głosie.

-Kto? - Zapytał się jej brat.

-Ten. - Powiedziała wskazując na Daina stojącego przy skręcie do jednego z korytarzy.

-To Dain kuzyn Thorin. - Odpowiedział. Zaraz Nari zniknęła, pojawiła się przy Dainie wpatrzona w niego jak w obrazek.

-Wszystko w porządku?- Zadał pytanie Dain.

-Tak. W jak najlepszym.

-To ja teraz pójdę. - Powiedział Dain i poszedł a Nari podążała za nim krok w krok. Nie mogłam już wytrzymać, wybuchłam śmiechem zaraz po mnie zacząć śmiać się Fili a po nim Nori.

-Żal mi Daina. Ostatni raz chodziła tak za jednym krasnoludem przez miesiąc puki nie wyjechał. Powiedział mi, że miał jej dosyć. Ona tak cały czas by za nim chodziła.

-To naprawdę żal mi Daina. - Powiedziałam dalej się śmiejąc.

-Nie pozbędzie się jej tak łatwo. Ona jest jak rzep którego nie można się pozbyć. Może pójdę i spróbuje jakoś pomóc Dainowi bo ona nie da mu spokoju.

-Dobrze to idź. - Powiedziałam a Nori poszedł.

-Witaj Y/n. - Powiedziała Tauriela przechodząca obok nas z Kilim.

-Witaj przyjaciółko.

-Chodź muszę Ci coś pokazać. - Powiedział Kili i pociągną lekko Taurielę za rękę.

-Później porozmawiamy. - Powiedziała Tauriela i poszła z Kilim.

-Oni tak ciągle. - Odezwał się Fili.

-Może idź odpocząć dobrze ci to zrobi na zazdrość.

-Dziękuję za troskę ale to nie zadziała ale odpoczynek się przyda. To ja idę pa.

-Pa.

Poszłam na duł i stanęłam przed wejściem do Erebor stała tam Midnight podeszłam do niej.

-Jesteś już widzę choć. - Powiedział Thranduil. Odkręciłam się w jego stronę obok niego stało pięciu żołnierzy.

-Dobrze. - Odpowiedziałam.

Poszliśmy na wschód stanęliśmy dopiero przy rzece wpływającej do Mrocznej Puszczy jej drzewa były blisko nas, stanęliśmy. Zauważyłam, że w naszym kierunku od strony Erebor biegnie Legolas i Tauriela.

-Dobrze, że jesteś synu. Dzisiaj osoba która chciała ciebie i mnie zabić umrze. - Powiedział Thranduil do syna. Midnight zaczęła rżeć w rozpaczy. - Trzymać ją. - Rozkazał Thranduil żołnierze zaczęli trzymać Midnight ta jednak dalej rżała przerażona, wierzgała i kopała.

-Synu zabij Y/n. - Legolas wziął swój łuk i zaczął we mnie celować. Zauważyłam, że z jego oka wydobywa się pojedyncza niezauważalna łza.

-Nie, nie zrobię tego! - Powiedział Legolas rzucając na ziemię swój łuk i strzały.- Kiwnęłam głową w podzięce ale się nie ruszyłam byłam gotowa na swój koniec.

-Zabij ją. - Mówi Thranduil do innego żołnierza.

-Przepraszam. - Mówi żołnierz do Legolasa i napina zaraz łuk. Strzała leci w stronę mojego serca nie uchylam się, nie ruszam, zamykam oczy. Strzała przebiła mi serce upadam martwa na ziemię.


*Pov Midnight*

Wiedzą, że umarła. Gdy moja pani upadła martwa na ziemię udało mi się wyrwać żołnierzom, podeszłam powoli do ciała mojej przyjaciółki w oczach miałam łzy. Wszyscy zaczęli wracać w stronę Ereboru, jedyne osoby które pozostały tutaj to Tauriela i Legolas którzy patrzyli się na ciało. Tauriela rzewnie płacze stojąc kilka kroków za Legolasem. Patrzę się na nich, Tauriela odkręca się a Legolas idzie za nią pocieszając ją.

-Trzeba zabrać ciało Y/n i pochować.- Powiedział. Stanęłam przy martwym ciele Y/n.

Tauriela i Legolas odkręcają się i idą w moją stronę. Widzą mnie. Zakładam sobie Y/n na grzbiet i patrzę się na nich z łzami w oczach.

-Chodź tu Midnight. - Mówi Tauriela kilka razy. Nie idę w ich stronę, zaczynam szybko galopować w stronę lasu.

-Nie! - Krzyczy Tauriela i zaczyna za mną biec, Legolas podąża za elfką. Jednak ja jeszcze bardziej przyspieszam i znikam w lesie.


*Pov Legolas*


-Tak właśnie zginęła moja przyjaciółka. Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, jej błysku w oczach nigdy już nie będziemy sobie dokuczać, nigdy już się nie pośmiejemy a to wszystko przez mojego ojca. - Myślałem.

*Pov narrator*

Podczas galopu grzywa Midnight falowała na wietrze tak samo jak kręcone długie włosy Y/n. Jej bezwiednie ciało porusza się na grzbiecie konia. Nie miała już w sobie strzały, klacz wyciągnęła ją gdy podeszła do Y/n. Midnight galopowała dwójka elfów patrzyła jak znika w lesie z ciałem ich przyjaciółki. Nikt nie wiedział gdzie klacz galopuje, ja także tego nie wiem ale może kiedyś to odkryje...

***

5470 słów jest to najdłuższy rozdział jaki napisałam. Mam nadzieję, że rozdział się podoba? Pisałam go z dwa tygodnie bynajmniej. Jest to ostatni rozdział. Powiem też, że planuje napisać kontynuację, jak tylko się ukaże powiadomię tutaj nie wiem tylko czy robić oddzielnie książkę z kontynuacją czy pisać dalej tutaj. Napiszcie w kom plisss pomoże mi to bardzo bo sama nie wiem. Bardzo dziękuję za przeczytanie, gwiazdki i komentarze motywowały mnie. ❤️ Jeszcze raz dziękuję. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top