Księga I rozdział XI

-Erebor. Samotna góra ostatnie wielkie królestwo krasnoludów w Śródziemiu. - Rzekł Gandalf kiedy Wszyscy staliśmy jak najbliżej końca skały by zobaczyć Erebor.

-To nasz dom. - Odparł Thorin.

-I widzisz jednak się do ciebie przekonał. - Powiedział Kili.

-Tak, wreszcie nie czuję się jak wyrzutek.

-My nie postrzegaliśmy ciebie jak wyrzutka. - Powiedział Fili.

-Wiem, i za to wam dziękuję. - Kiedy to powiedziałam przytuliłam braci a oni oddali mój uścisk.

-Kruk. Ptaki powracają na górę. - Rzekł Oin.

-Oin to nie kruk tylko drozd. - Odpowiedziałam.

-Potraktujmy to jako wróżbę, dobry znak.

-Masz rację, najgorsze za nami.-Odparł Bilbo.

-Nie byłabym tego taka pewna.

***

Zeszliśmy z skały na którą przyniosły nas orły. Skała była na szczycie spłaszczoną, a wydeptana ścieżka prowadziła z niej po wielu stopniach w dół ku rzece.

-Gdzie my tak w ogóle jesteśmy? - Spytałam się Gandalfa.

-Znajdujemy się o kilka mil na północ od ścieżki, na którą wyszlibyśmy, gdybyśmy nie zostali zmuszeni przez trole by ją opuścić, bylibyśmy na przełęczy. Teraz idziemy do Samotnej Skały.

-Dlaczego ta skała nazywa się Samotna? - Spytał się Bilbo, dołączając się do mnie i Mithrandira.

-To on ją tak nazwał, bo tak mu się podobało. Nazywa wszystko, jak chce, a to jest w dodatku jedną jedyną skała w pobliżu jego domu i on o tym dobrze wie.

-I właśnie do jego domu zmierzamy. Prawda Mithrandirze?

-Tak Y/n.

-A kto to ten "on"? - Spytał się Bilbo

-Beorn, panie włamywaczu. - Powiedział Gandalf.

***

Szliśmy dalej w tą noc zmęczenie dawało o sobie się we znaki. Po długim chodzeniu zrobiliśmy sobie chwilę postoju. Zostaliśmy w miejscu otoczonym kamieniami i osłoniętym drzewami mimo to nieprzyjaciel mógłby nas zwęszyć.

-Panie włamywaczu pójdziesz na zwiady. Nie wiadomo co może się tu kryć. - Powiedział Thorin. Bilbo zaraz wstał poszedł w kierunku skał i znikną za rogiem. Musieliśmy trochę czekać zanim Bilbo wróci z zwiadów.

-Są blisko?-Zapytał się Thorin Bilba kiedy ten wrócił.

-Zbyt blisko o kilka mil ale nie to jest najgorsze...

-Wywęszyli nas wargowie?

-Jeszcze nie ale wywęszą. Jest inny problem...

-Widzieli cię?

-Nie.

-A nie mówiłem cichy jak myszka. Doskonały materiał na włamywacza.

-Nie przerywajcie Bilbowi może to jest coś ważnego. - Powiedziałam.

-Dziękuję. Ściga nas coś jeszcze.

-Co takiego? - Spytałam się.

-Jaką postać ma to "coś". Niedźwiedzia? - Zadał pytanie Gandalf.

-Tak. Ale to coś dużo większego.

-Wiedziałeś o tej bestia?-Zapytał się Bofur.

-Wracajmy.

-Żeby orkowie nas dopadli? Nie mam zamiaru spotkać ich znowu. - Powiedziałam.

-Niedaleko jest dom w którym być może znajdziemy schronienie. - Rzekł Gandalf.

-Czyj dom? Przyjaciela czy wroga? - Spytał się Thorin.

-Ten ktoś albo nam pomoże albo nas zabije.

-Czy mamy jakiś wybór? - Wtedy dało się słyszeć wycie wargów jak na komędę wszyscy odkręcili się w kierunku z którego dochodził dźwięk.

-Żadnego.

Zaczęliśmy znowu biec. Biegaliśmy a to pod górę, a to w dół różnymi dolinami, pomiędzy drzewami i pagórkami, dużymi krzakami i strumykami. Tak długo biegliśmy, że kiedy było już dobrze po południu wbiegliśmy na pole pięknych kwiatów. Każdy kwiat był inny nad ich kielichami latały wielkie pszczoły i unosił się słodki zapach.

-Szybciej! - Krzykną Gandalf wybudzając mnie z nostalgii. Wbiegliśmy do małego lasku gałęzie drzew i krzewów raniły mnie w twarz mimo to biegłam dalej powoli moim oczom ukazał się zarys jakiegoś domu.

-Szybciej! - Krzykną znowu Gandalf kiedy usłyszeliśmy wycie wargów.

-Są coraz bliżej! - Krzyknęłam.

-Biegiem!

Bombur wyprzedził wszystkich.- Najwidoczniej najbardziej się bał. - Dogoniłam go po chwili.

-Do środka! - Krzykną Mithrandir. Niektórzy dobiegli już do drzwi ale zamiast się przed nimi zatrzymać wpadali na nie.

-Nie wejdziemy do środka jeśli najpierw nie otworzymy drzwi. Pomóżcie mi. - Powiedziałam a krasnoludy zaczęły pchać drzwi.

-Przecież jest tu jeszcze zasuwka którą trzeba przesunąć.

-Otwórzcie drzwi! - Krzykną Gandalf gdy prawie wszyscy byli już pod drzwiami. Przesunęłam zasuwkę i ci którzy pchali drzwi upadli na podłogę w domu.

-Wstawajcie szybko!

Kiedy wstali i zamykali drzwi wielki pysk niedźwiedzia ukazał się w drzwiach. Dołączyłam się i zaczęliśmy pchać drzwi by niedźwiedź nie dostał się do środka po chwili udało nam się zamknąć drzwi a niedźwiedź został wypchnięty na dwór. Szybko zaryglowaliśmy drzwi i dopiero wtedy mogliśmy odetchnąć.

-Co to jest? - Zapytał się Nori.

-To nasz gospodarz. - Odpowiedział Gandalf. Wszyscy się na niego popatrzyliśmy.

-Naprawdę!? - Zapytałam się a Mithrandir a on przytakną mi głową.

-Nazywa się Beorn. Umie zmieniać skórę. Raz jest wielkim czarnym niedźwiedziem a raz potężnym silnym mężczyzną. Jako zwierz jest nieobliczalny a jako człowiek dość rozsądny. Ale nie przepada za krasnoludami.

-Poszedł już sobie. - Powiedziałam.

-Nie. Czeka po prostu gdzieś w pobliżu.

-To wybryk natury. Ktoś rzucił na niego zły czar. - Powiedział Dori.

-Nie bądź głupi. Najwyżej zaczarował się sam. A teraz wszyscy spać, tutaj nic wam nie grozi.... - Powiedział Mithrandir. -Chyba... - Powiedział ściszonym głosem podeszłam do niego i zapytałam się szeptem.

-Dlaczego powiedziałeś chyba? Czyżby w domu Beorna nie jesteśmy bezpieczni? Może on nam coś zrobić?

-W końcu to jest jego dom zna go przecież i nigdy nie wiadomo, a teraz idź spać. - Jak powiedział tak zrobiłam. Zaśnięcie sprawiało mi trudność bo myślałam o tym, że w każdej chwili Beorn mógłby wyjść do domu i nas zabić.

Obudziłam się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Wraz z krasnoludami prowadziliśmy dyskusję o tym by pójść dalej czy zostać w domu Beorna.

-Powinniśmy zmykać. - Powiedział Nori.

-Przed nikim nie będę uciekał.-Powiedział zdenerwowany Dwalin.

-Nie ma sensu się kłócić, nie przejdziemy przez Rowanion bez pomocy Beorna. Wytropią nas zanim jeszcze wejdziemy do puszczy. - Powiedział Mithrandir.

-Czy Gandalf kiedyś nas zawiódł? Przecież możemy mu ufać. - Powiedziałam to mimo, że miałam przed oczami rozmowę moją i Mithrandira trzeba dać nadzieję reszcie. Bez nadziei daleko nie zajdziemy.

-Prawda Gandalfowi można zaufać. - Wtrącił się Bilbo który właśnie do nas dołączył.

-Bilbo jesteś... Teraz delikatnie, musimy być ostrożni. Ostatniego który go zaskoczył rozszarpał na strzępy. Pójdę pierwszy Bilbo ze mną.

-Czy to dobry pomysł? - Zapytał się Bilbo z wyczuwalną nutką strachu w jego głosie.

-Tak. Reszta niech czeka w ukryciu puki nie dam sygnału.

-Zaczekamy. - Powiedział Bofur.

-Żadnych gwałtownych ruchów ani hałasów i nie wszyscy na raz. Wychodźcie parami, Bombur ty się liczysz za dwóch więc wyjdziesz sam. Pamiętajcie czekać na sygnał.

-A jaki to sygnał? - Zapytał się Bofur kiedy Mithrandir wraz z Bilbem wyszli z domu.

-Nie podał. Będzie trzeba samemu się domyślić. - Powiedziałam.

-Ja mogę iść pierwsza.

-Dobrze. Idziesz pierwsza...

-Już jest sygnał Y/n idziesz. - Powiedział Bofur. Wyszłam z domu i skierowałam się do Mithrandira i Bilba. Beorna tylko jak wyszłam złapał mocniej swój topór.

-Witam jestem Y/n.

Zaraz z domu wyszedł Dwalin i Balin. Przedstawili się i stanęli w pobliżu drzwi widocznie nie mieli na tyle odwagi by podejść bliżej. Gandalf był bardzo zmieszany chyba było coś nie tak.

-Przyznaje, że wielu z nas to... Krasnoludy.

-Dwóch to już wielu? - Spytał się Beorn.

-Gdyby się nad tym zastanowić... Mogło by być ich więcej. - Gandalf zaczął wyliczać na palcach nawet nie doszedł do pięciu a już następną dwójka krasnoludów wyszła z domu. Gandalf się odwróciłam i powiedział. - Kolejni z naszej wesołej gromadki.

-Siódemka to gromadka? To jakiś wędrowny cyrk? - Spytał się poirytowany Beorna. Po jego pytaniach z domu wyszli Dori i Ori.

-Do usług. - Powiedział Ori.

-Nie chcę waszych usług. - Beorna denerwował się coraz bardziej.

-To zrozumiałe.

-O Fili i Kili, byłbym zapomniał. Jeszcze Nori Bofur, Bifur i Bombur.

-To wszyscy? Jest ich więcej? - Przy ostatnim pytaniu z domu wyszedł Thorin.

-To już wszyscy. - Gandalf opowiedział historię spotkania z goblinami i orkami. Beorn na szczęście nic nam nie zrobił. Dlatego, że spodobała mu się historia którą opowiedział mu Gandalf zaprosił nas do środka na śniadanie opowiedział nam nawet trochę o sobie.

-Czyli nie jesteś jedyny?-Zapytał się Bilbo.

-Kiedyś było nas wielu.

-A teraz?

-Zostałem sam.

-Smutne to. - Powiedziałam.

-Tak... Musicie dojść do góry zanim przeminie jesień.

-Zanim minie dzień Durina. - Wtrącił się Gandalf.

-Macie mało czasu.

-Dlatego pójdziemy przez mroczną puszczę.

-Dawno ogarnęła ją ciemność. Tam wśród drzew pełza czyste zło. Nie szedłbym tam chyba, że w ostateczności.

-Pójdziemy drogą elfów. Wciąż jest bezpieczna.

-Bezpieczna? Elfy z mrocznej puszczy są nie podobne do innych mniej rozważne i groźniejsze. Ale to nie ważne.

-Damy im radę. - Powiedziałam.

-Taką małą grupą?... Nie sądzę. Pełno tam też orków jest ich coraz więcej a wy idziecie pieszo nie dojdziecie tam żywi... Nie lubię krasnoludów są zachłanne i ślepe nie widzą tych których mają za słabszych i gorszych od siebie... Ale orków nienawidzę bardziej. Czego wam trzeba?

-Koni.-Powiedział Gandalf.


***


Szykowaliśmy się powoli do drogi. Gandalf, Bilbo i krasnoludy szykowali swoje konie a ja stałam i wpatrywałam się w horyzont wypatrując Midnight.

-Czemu nie szykujesz sobie konia? Czyżby nie pasowały ci? - Zapytał się mnie Beorn podchodząc do mnie.

-Masz piękne konie Beornie lecz ja czekam na moją klacz, powinna przybiec. Nazywa się Midnight.

-Wypatrujesz ją już dość długo może nie przybiegnie.

-Nadziei nigdy nie można trącić dlatego wierzę że się zjawi.

-Aż tak jesteś z nią zżyta?

-Owszem. Nie mogłabym ją zmienić nawet za najlepszego konia. - Z tymi słowami na horyzoncie ukazała się kara klacz biegnącą w naszą stronę.

-To właśnie ona. - Kiedy Midnight dobiegła do mnie od razu ją przytuliłam i pocałowałam w pysk.

-Martwiłam się o ciebie.

-Nie trzeba było poradziłam sobie.

-Midnight niedługo ruszamy.

-Widzę. Choć według mnie już ruszamy.

-Chyba masz rację. - Z tymi słowami usiadłam na Midnight. Krasnoludy, Bilbo i Gandalf pożegnali się wcześniej z Beornem

-Dziękuję Beornie za gościnę! Mam nadzieję że się spotkamy! - Krzyknęłam jak odjeżdżaliśmy.

-Też mam taką nadzieję!... - Krzykną Beorn po chwili cicho dopowiedział dwa słowa które usłyszałam. - Pani zwierząt. - Odwróciłam się w jego stronę ale nie mogłam już zawrócić.



1560 Słów. Jeśli są jakieś błędy napiszcie je w kom. Mam nadzieję, że się podoba i, że nie jest ten rozdział nudny. Dziękuję za przeczytanie. Ja już nie mogę doczekać się mrocznej puszczy. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top