Księga I rozdział X
-Wiem, że od początku we mnie wątpiłeś, z resztą nie tylko we mnie. Masz rację często myślę o Bag End brak mi moich książek, fotela, ogrodu. Tam jest moje miejsce, dom... Dlatego wróciłem... Bo wy nie macie domu. Ktoś wam go zabrał. Pomogę wam go odzyskać. Powiedział Bilbo. Wtedy nastała grobowa cisza którą przerwało wycie wargów.
-No nie. Tylko nie oni. - Powiedziałam załamującym się głosem.
-Wpadliśmy. - Powiedział Thorin.
-Z deszczu pod rynnę.- Wtrącił się Gandalf.
-Uciekać! Zaczęliśmy biec za Mithrandirem w tylko jemu znanym kierunku. Zaczynało się ściemniać cienie się wydłużały a my musieliśmy dalej biec przez to, że wargowie mają bardzo dobry węch.-Trzeba mieć nadzieję, że będzie świecił księżyc który oświetli nam drogę. - Pomyślałam.
Wargowie byli coraz bliżej nas i coraz głośniejsze stawało się ich wycie. Skończyły się już zarośla które raniły w twarz. Wbiegliśmy na skalne rumowisko co jakiś czas spod naszych nóg osuwały się drobne kamienie i gruz. Słońce już dawno skryło się za górami, nasze cienie stawały się coraz dłuższe żeby w końcu całkowicie zniknąć. Robiło się coraz bardziej mrocznie nie wiał wiatr, nikt się nie odzywała a co jakiś czas słyszało się zajadłe wycie wargów. Niektórzy wargowie nas dogonili i musieliśmy z nimi walczyć. Mimo to biegliśmy dalej zabijając ich po drodze biegnąc przez morza paproci i leśnej podściółki.
-Jeszcze trochę. - Powiedział Gandalf przerywając tą ciszę. Po chwili która wydawała się wiecznością dobiegliśmy aż do końca góry na sporą półkę skalną. Nie mogliśmy nic zrobić bo zaraz obok nas znajdowała się przepaść.
-Wszyscy na drzewa! - Krzyknął Gandalf. Każdy z nas wszedł na jakieś drzewo, usiadłam na smukłym modrzewiu wraz z Kilim i Filim. Dori, Nori, Ori, Oin i Gloin siedzieli na ogromnym świerku. Bifur, Bofur, Bombur i Thorin schronili się na drugim świerku. Dwalin i Balin wdrapali się na jodłę a Mithrandir wszedł na sosnę która stała na skraju urwiska.
-A gdzie Bilbo? - Zapytałam się.
-Znowu Dori zapomniał o Panu włamywaczu. - Rzekł Nori.
-Nie mogę go przecież stałe pilnować. - Odpowiedział mu Dori po czym złapał Bilba i wciągną go na drzewo. Wargowie skakali pod naszymi drzewami próbując nas złapać wyjąć przy tym zaraz wszystkie odgłosy wargów zniknęły a oni patrzyli się do tyłu. Na białym wargu wyjechał biały ork, Azog Plugawy. Azog zaczął mówić coś w czarnej mowie.
-To niemożliwe. - Powiedział cicho Thorin.
-Tego przyprowadźcie do mnie. - Rzekł Azog wskazując na Thorina.
-Pozostałych zabić! - Kiedy to powiedział wargowie rzucili się w naszą stronę skacząc na drzewa próbując nas złapać. Potrząsali przy tym drzewami przez to mógłby ktoś spaść. Widząc nieudane próby zrzucenia nas obrali inną taktyką zaczęli łamać gałęzie które mogli dosięgnąć. Drzewa zaczynały się walić spadały one na następne drzewa powodując, że i te się przewracały. Przeskakiwaliśmy z jednego drzewa na następne by następnie powtórzyć czynność aż nie dostaniemy się na sosnę na której znajdował się Mithrandir. Azog zacząć się śmiać. Był to przerażający zły śmiech przepełniony radością zwycięstwa jeśli można by nazwać to radością. Gandalf zerwał szyszkę a ona się zapaliła i Mithrandir cisną nią w wargów którzy natychmiast się cofnęli by ich sierść się nie zapaliła co byłoby dla nich bolesne. Gandalf widząc postęp swojego planu zerwał następne po czym je też podpalił i rzucał je nam.
-Y/n łap! - Krzyknął Gandalf. Złapałam szyszkę już ją rzucałam gdy nagle zaczęłam spadać.
-Y/n nie! - Krzyknęli bracia.
W ostatniej chwili nogami złapałam się gałęzi i wisiałam głową w duł zaraz jednak się podciągnęłam i stanęłam na gałęzi.
-O mały włos a już bym leżała na ziemi. - Powiedziałam do braci.
-Nigdy więcej nas tak nie strasz. - Rzekli bracia.
-Dobra postaram się. Ale nigdy nie wiadomo.
Padały szyszki raz za razem. Padały na ziemię, pośrodku kręgu wargów, sypiąc kolorowymi skrami. Teren wokół nas się palił a wargowie zaczęli uciekać. Krasnoludy wraz z Bilbem wiwatowali. Plan Mithrandira miał jedną wadą w jego genialnym planie nie przewidział jednego, że drzewo na którym byliśmy też może się zapalić. Drzewo na którym siedzieliśmy zatrzęsło się i opadało w stronę przepaści. Sosna wisiała nad przepaścią a my na niej. - Nie wiem co jest lepsze, śmierć z upadku czy usmażenie się w ogniu. - Pomyślałam. Thorin wstał i zaczął kierować się w stronę Azoga.
- Acha czyli on wybrał usmażenie się. - Pomyślałam. Thorin szedł pomiędzy ścianami ognia szykując się do walki z Plugawcem. Azog skoczył na wargu na Thorina przewracając go. Thorin wstał nie przygotował się do następnego ataku Azoga i oberwał w twarz po czym, znów upadł.
-Nieeeee! - Krzykną Balin. Warg złapał Thorina w swój okropny pysk. Pomyślałam, że tak tego nie zostawię. Co z tego, że on mnie nie toleruje, co z tego, że jestem mu wrzodem którego nie może się pozbyć. Muszę coś zrobić.- Myślałam. Wstałam i ruszyłam w stronę Thorina a za mną hobbit.
-Y/n nieeeee! To pewna śmierć! - Krzyknęli bracia.
-W takim razie zginę broniąc króla!
Thorin ostatkiem sił uderzył warga w pysk swoim mieczem a ten rzucił go na skały.
-Przynieś mi jego głowę. - Powiedział Azog do swojego podwładnego.
Chwyciłam swój łuk napięłam cięciwę z strzałą i wycelowałam w orka który szykował się do zabicia Thorina. Zabiłam go więc wyciągnęłam swój miecz i czekałam na pierwszy ruch nieprzyjaciela stojąc wraz z Bilbem przed Thorinem broniąc go.
-Zabić ich. - Wydał rozkaz Plugawiec. Wargowie szli w naszą stronę krasnoludy które do tej pory siedziały na walącym się drzewie zaskoczyli przeciwnika atakując go z boku. Rzuciłam się w wir walki. Zabijałam raz za razem a to orka a to warga. Azog zbliżał się w stronę Bilba który leżał na ziemi. Ruszyłam więc w tamtym kierunku i ucięłam ogon białemu wargowi ten wydał z siebie wycie pełne bólu. Nagle znikąd pojawiły się orły które zrzucały wargów razem z ich jeźdźcami w przepaść. Orły łapały nas w swoje szpony ale nie zrzucały nas tak jak wargów. Orły zabrały nas ze sobą.
***
Słońce już wschodziło a my lecieliśmy dalej nad pięknymi krajobrazami. Orły zabrały nas na wielką skałę. Zostawiali wszystkich na skalę i odlatywali.
-Niech wiatr niesie wasze skrzydła tam, gdzie słońce żegluję i gdzie przechadza się księżyc! - Krzyknęłam do orłów.
-Bądźcie zdrowi! Gdziekolwiek zawędrujecie, bądźcie zdrowi i niech was gniazda wasze przyjmą szczęśliwych u kresu podróży! - Krzyknęły orły.
-To dobry znak. Dzięki temu, że tak pożegnałaś orły stali się naszymi przyjaciółmi kto wie może kiedyś nam jeszcze pomogą. - Powiedział Gandalf.
-Mam taką nadzieję. - Odpowiedziałam. Mithrandir poszedł do leżącego Thorina i wypowiedział jakieś zaklęcie a Thorin otworzył oczy.
-Niziołek i elfka? - To były jego pierwsze słowa po obudzeniu się z szoku.
-Są cali. Są tutaj bezpieczni.
Thorin chciał wstać ale sam niemugł więc kilku krasnoludów pomogło mu. Skierował się do mnie i do hobbita.
-Co wy zrobiliście. Mogliście zginąć!
-A mimo to nie zginęłam.
-Nie przerywaj mi jak mówię.
A już myślałam, że zmieni swoje zdanie o mnie a tu jednak nie. No trudno wytrzymywałam wcześniej to i wytrzymam teraz. - Myślałam.
-Mówiłem, że będziecie ciężarami a ty w szczególności. - Powiedział Thorin kierując ostatnie słowa do mnie.
-Mówiłem, że nie przeżyjecie w dzikim kraju.
-Ja jakoś dużo czasu żyłam w dzikim kraju sama.
-Mówiłem żebyś mi nie przerywała. A teraz zamilcz!... Mówiłem, że nie ma tu dla was miejsca. Nigdy w życiu się tak nie pomyliłem i wtedy zrobił coś najmniej spodziewanego przytulił mnie a później Bilba. Krasnoludy zaczęły się cieszyć.
-Wybaczcie, że w was wątpiłem.
-Sam bym w siebie wątpił. Żaden ze mnie bohater czy wojowniczy czy choćby włamywacz.
-A ja wybaczam. Trzeba wybaczać. - Powiedziałam.
Thorin zaczął patrzeć się w dal była widoczna tam góra.
Cel naszej wyprawy, cel naszej wędrówki miejsce do którego dążymy. Erebor.- Mówiłam sobie w myślach.
-Erebor. Samotna góra ostatnie wielkie królestwo krasnoludów w Śródziemiu. - Rzekł Gandalf kiedy wszyscy staliśmy jak najbliżej końca skały by zobaczyć Erebor.
-To nasz dom. - Odparł Thorin.
-I widzisz jednak się do ciebie przekonał. - Powiedział Kili.
-Tak, wreszcie nie czuję się jak wyrzutek.
-My nie postrzegaliśmy ciebie jak wyrzutka. - Powiedział Fili.
-Wiem, i za to wam dziękuję. - Kiedy to powiedziałam przytuliłam braci a oni oddali mój uścisk.
-Kruk. Ptaki powracają na górę. - Rzekł Oin.
-Oin to nie kruk tylko drozd. - Odpowiedziałam.
-Potraktujmy to jako wróżbę, dobry znak.
-Masz rację, najgorsze za nami.-Odparł Bilbo.
-Nie byłabym tego taka pewna.
1333 słów! Mam nadzieję, że rozdział jest ciekawy. Jeśli są jakieś błędy napiszcie je w kom. Muszę powoli wracać do pisania no bo egzaminy, ale na szczęście jest to już za mną. Ufff. Dzisiaj mam urodziny więc po prostu musiałam wstawić rozdział. 🥳
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top