chapter 4


~Czy reszta tego ścierwa nie żyje...znaczy się obiektów.

********

Biała przestrzeń, przestrzeń rażącą bielą. Wśród przestrzeni stała tyłem dziewczyna w brązowych włosach z zakrytym na pozór normalnym okiem. Za tym kryje się głębsza finezja manipulacji i oszustwa. Stała jak mur w pomieszczeniu. W pomieszczeniu słyszany jest jak przez ścianę stłumiony dźwięk skrzypiec, chociaż nigdzie nie ma ani ścian, podłogi czy sufitu. Muzyka uspokoiła się. Skrzypce grały powolną melancholijną muzykę. Bezgraniczna biała przestrzeń, nic poza nią nie istnieje. Ona jest białym płótnem, na którym można tworzyć i szukać rozwiązań.

Wszystko się rozpłynęło razem z dziewczyną.. Rozmazało jak przez focus w lustrzance.

Słychać jak muzyka staje się wyraźniejsza i żywsza. Wszystko się wyostrza, biel zastępuje szarość pomieszaną z czernią. W momencie wszystko wróciło do normy, natomiast dziewczyna jest już na korytarzu. Stoi w ciemnym korytarzu, stalowoszare przypominające smog ściany, obite do polowy drewnianymi lamperiami. Na ścianach wisiały cztery portrety w kryształowych obramowaniach. Portrety, każdy odrębny, a jednak kryją tę samą historię. Spowitą szkarłatną gęstą niczym budyń cieczą.

Odróżniają je barwy jest niczym odzwierciedlenie duszy osoby na portrecie. Obrazuje przemiany, charakter albo to, co w nim się zmieniło. Ukazuje usposobienie, sposób postrzegania świata. Trzeba też uwzględnić fakt, że osoby będące w centralizacji, będące jego ważną częścią i powodem istnienia. Ich twarze są niewidoczne, pokryte czarną powłoką. Powłoka nie pozwala, aby ich lica ujrzały blask wspomnień, by nikt, gdyby zanurkował nie zobaczył, z kim są te postacie powiązane i jaka historia się za nimi kryje.

Drewniana podłoga złożona z dębowego parkietu skrzypiałaby pod nogami mrocznie, wywołując dreszcze niepokoju i strachu. Jednak to się nie stało.

Nastolatka spojrzała na jedne z wielu drzwi zdobiący ten korytarz. Muzyka spokojnie znuła się wyraźnie czekając na gromowy moment.

Postać zerwała się przechodząc obok ciemno dębowych drzwi. Nie wchodziła tam, jednak czasami jej się to zdarzało. Drzwi różniły się od innych. Może tym, że były podrapane jak przez dzikie zwierze. Tylko że to nie były pazury zwierzęcia, jakby się mogło zdawać, tylko człowieka. Można by je porównać do śladów pozostawionych z rozpaczy i przerażenia w komorach gazowych przez żydów. Ta ponura przepełniona zimnem i agonią, a przede wszystkim zimnem. Snuła się na kształt śliskiego wąża wijącego się po podłodze.

Dziewczyna przystanęła przy drzwiach spojrzała na nie z nostalgią przypominając rzeczy, które ją zmieniły. Wydukała C....o...r...a. imie to przeszło jej z trudem niczym kamień. Spoglądała jeszcze przez sekundę, zimno płynące od nich opatuliło jej nogi. Owijając się jak wstęgi, drażniąc jej duszę. Mądrzała nieznacznie, aby w następnej sekundzie ruszyć dalej. Oddalając się prędko, od tych przeklętych przez nią drzwi, powodujących u niej dreszcze niechcianych wspomnień i zimna powodującego psychiczny, egzystencjalny ból.

Dochodzi do celu, jakim były o dziwo niebieskie drzwi, wyglądające na świeżo pomalowane. Po drodze minęła stoliczek, na którym stały róże o intensywnie czerwonym kolorze. Nie wracała na nie uwagi, były nią. Częścią ich znak rozpoznawczy. Ona i ta z Ridersów nazywały się jednością, czy jednak tak było. Nazywały się rodziną tak jak z Hedwigą.

Weszła przez drzwi. Znalazła się w białym pokoju wyglądającym jak ta biała przestrzeń. Coś jej nie pasowało. Zdawało jej się, że była na suficie, chociaż nie wiedziała gdzie jest środek odniesienia, co do pozycji pomieszczenia. Wszędzie melancholijna biel. Biel lekko świecąca, zresztą podobnie do lampki ledowej, bezdenna, nieskończona, niby pusta.

Przestrzeń zaskwierczała, dźwięk przypominał szuranie po zmatowionym szkle, obróciła się wokół własnej osi. Wróciła po chwili do pozycji, która wydawała się normalna. Dziewczyna ze swoim kamiennym wyrazem twarzy niewzruszona przeszła do centrum pokoju. Wiedziała, że jest to środek, bo po krawędziach pojawiły się czarne smugi. Zamknęła oczy.

Po upływie kilku sekund otworzyła oko, jednak co do drugiego to pewnie też.

Przed dziewczyną pojawił się, niczym zatrzymany w czasie motor, taki sam, jaki miał jack i ten, który podejrzewała, że widziała w teleskopie. Podczas ostatniej obserwacji.

Obok samochód żółte zjebane, camaro. Jej zdaniem, nienawidziła tych gorących kolorów. Po sąsiedzku stał Jack Derby, wyrwany z momentu, kiedy widziała go pracującego w burgerze.

Cały on, jak go zapamiętała. Wewnątrz niej wzbudzał irytację i obrzydzenie do jego osoby.

Zaczęła obchodzić stojący hologram czy posąg chłopaka wyciętego z jej wspomnień. W międzyczasie ze ściany wynurzył się, jakoby z tafli białego morza, wyłonił się obraz. Malowidło ukazujące górę z kanionu. Spotkana przez nią pod czas spaceru, chowająca jakąś tajemnicę, misterium samochodowych śladów. Spod obrazu wysypywał się bladopomarańczowy piasek.

Przebiegła po chłopaku spojrzeniem, jeszcze raz skanując go, mierząc, każdy detal szukając czegoś, co mogłoby jej umknąć. Przeanalizować na spokojnie, jej umysł zaczął kombinować.

Muzyka zaczęła szybko przyspieszać. Melodia skrzypiec stała się bardziej agresywna i porywcza.

-1.75 cm wzrostu mieszka sam z matką, rano gotował jajecznicę tego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Jebie od niego boczkiem i szczypiorkiem, na koszulce ma zaschniętą plamę od jajka. Oszczędny, chodzi w tych samych ubraniach, biały naskórek na nadgarstku.- Skrzypce przyspieszyły swoją melodię, wraz z jej tempem wypowiadania słów. Wyrzucała je sznurkiem, jakby czytała z niego, cytowała wiersz.- Sprząta w domy, czyli uczynny, z troską pomaga matce. Syneczek mamusi... Na spodniach ma piach....-Na ostatnim zdaniu się zacięła, piasek. Właśnie, piasek był rzeczą, którą przeoczyła przy pierwszym spotkaniu. Na tym zakończyła swoje głośne myślenie. Na mili sekundę.

Wzięła z nogawek z ich dolnej części na szwach. Na materiale osadziło się kilka ziarenek. Zerwała się w podekscytowaniu, aż zadygotała a perfidny kącik ust zawitał na jej bladej twarzy. Podfrunęła do obrazu, z którego ramy tworzącą podstawę obrazu, z którego zsypywał się mini wodospad piasku. Wystawiła rękę, ażeby usypała jej się mały kopiec na ręce. Piasek spływał gładko z jednej aksamitny, mieniący się odbitym bladym światłem. Sfruwał deliatnje niesiony podobnie do orlich piór zataczając kręgi w powietrzu przez swą lekkość. Niektórzy "inni" powiedzieliby gwiezdny pył.

W porównaniu do drugiej grube kamienie, siarczyste, oderwane od skał. Symbol siły natury, z hukiem rozbijają się o wyanimagowaną powierzchnię. Odwrotność drugiej strony. Ironia niebiańsko podobny do plażowego piasek symbolizujący spokój i odpoczynek kontra symbol zniszczenia i katastrofy, wiszący od niego smród rozpaczy, dało się wyczuć na metr. Wyczuć może tylko ta osoba, która tego doświadczyła.

Wystawiła ręce przed siebie. Pośrodku wodospadziku piachu, umowna harmonia... Przeleciała po nich wzrokiem.

Następnie ścisnęła dłoń w pięść i obróciła pionowo. Rozluźniła uścisk i piasek pofrunął wartkim strumieniem jak z kraniku. Prześwietliła strumień piachu wzrokiem.

-Pewność mam, są z tego samego miejsca. Piasek gliniany z kwarcem i dodatkowe obtoczenie. Reasumując pustynia w Nevadzie.- Otrzepała dłonie z drobin. Podeszła do samochodu, położyła się ztyłu pojazdu na brzuchu. Oglądała opony, które były jak z salonu i podwozie. Nie zauważyła nic intrygującego i cokolwiek co, mogłoby wrócić jej uwagę. Co wzbudziło w niej ciągnące uczucie lekkiej frustracji.

Skrzypce warknęły muzyką niebezpiecznie mocno. Jakby ktoś mocno i szybko przeciągał po nich mocno smyczkiem.

-Przecież to logiczne! Widziałam go pierwszy raz!
Na dodatek, jeszcze przez lunetę!- Wyrzuciła zbulwersowana rękoma. Po pokoju odbijał się jej twardy głos. Była w stanie rozpoznać "TYLKO"model. I to właśnie, ta zjawa zmyślony hologram stal przed nią.

Skrzypce lekko zwolniły.

-Z tego, co mówiła.. .- Zaczęła dłonią gładzić brodę, jak w transie, podpierając o drugą rękę.- Hedwiga tego modelu Camaro ma wysokie podwozie. Nie widziałam podwozia, więc nie mam pewności, czy nie ma tam tego piachu. Czy chociażby, nie ma zarysowanego podwozia, od odbijających się kamieni.

Muzyka się uspokaja i ścisza nieznacznie.

Prychnęła nie znosiła, kiedy czegoś nie miała w momencie niezgodności. Czy braku faktów ,czuła wgniatające uczucie. Miano jej frustracja frustracje i złość. Brak dalszej zabawy. Jak ona tego lubiła, ale lubiła inne rzeczy. Na przykład czytanie, jedna bardzo ważna umiejętność. Wykorzystywana w różnych aspektach. Nie jest tu tylko mowa o czytaniu papierowych dzieł, czy szkolnych podręcznych baracheł.

Blake cofa się, by spojrzeć na temat rzeka z daleka. Usiąść na brzegu i patrzeć na wodę, kamienie, pływające małe smaczki. W domyśle ryby szukać drogocennych kamieni. Drobne proste i drogocenne. Wśród nic nie wartych, długo trwających kamieni, znajdują się inne małe poukrywane kamienie. Gdy się je odkryje, są droższe od całej społeczności szarych kamieni..

Wszystko się zachwiało. Zaczęło mrugać. Mrokiem jak gasnąca żarówka. Dziewczyna chwieje się. Blake upada. Ciemność zapada.

Ciemność. Rozchyla się światło z ciemności. Pokój. Jej pokój. Chilandia. Otworzyła powieki i patrzy. W rekach skrzypce zatrzymane w trakcie grania.

- JUHU JEST TU PANI BLAKE KONIEC KIBLOWANIA- wydarła się Hedwiga.- Perliczko!! Nie uwierzysz co widziałam.. A ty sobie nie zdajesz sprawę, jak trudno się ciebie budzi, od grania. Aż mnie świerzbiło, by polać cię wodą.

- To gadaj i nie pierdol! I co kurwa POLAĆ MOJE SKRZYPCE!! MÓDL SIĘ BY CIĘ WIECZNE SPOCZYWANIE NIE SPOTKAŁO!! CIEBIE I TWOJĄ EHM..

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Żyję i będę to pisać nadal. Rozdziały raz na miesiąc.
Wróciłam do życia, chociaż piszę "Tego lepszego".
A i minął rok mojej żywotności tu i chce podziękować kilku osobą. Ale zanim to chcecie jakiegoś one shota, czy coś?

Osoby:
Najlepszy friend z wtt, zakurwista osoba:
WeronikaWojtakowska

Oczywiście współautorka, z którą piszę ,,Tego lepszego":
Magdanna

I reszta:

user93929082
potworna
Tajemnicza_12321
hoopandlove

Niech moc będzie z wami!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top