Noire "Wilk w wampirzym stadzie"
Zimne powietrze przecięło gęstą mgłę, która pokrywała czarny obsydianowy most łączący stary las z ciemnym miastem. Drogę rozjaśniały tylko palące się pochodnie, które ktoś niedawno włożył do starych i zardzewiałych kinkietów wiszących przy murach na skraju mostu.
Był środek nocy, gdy młody przestraszony chłopak owinięty ciemnym płaszczem wszedł boso na zimną skalną drogę. Mocno zaciskał ręce na kawałku materiału, patrząc raz przed siebie, a raz na pokaleczone i zmęczone od długiego biegu stopy. Szedł w nadziei, że znajdzie jakieś palenisko w mieście, a może ktoś nawet ulituje się nad nim i poczęstuje go kawałkiem czerstwego chleba.
Gdy jednak zbliżył się do otwartej bramy i zajrzał na ulice cichego miasta, zawahał się. Wędrował wiele dni od momentu, gdy jego stado odrzuciło go i wygnało ze swoich ziem. Nie znał tej części kraju – tak zimnej i mrocznej, jakby skrywała więcej tajemnic niż cała historia jego ludu.
Po ulicach w głębokiej ciszy przechadzali się trupiobladzi ludzie – większość ubrana arystokratycznie i dumnie. Faith, bo tak nazywał się chłopak, pomyślał, że nawet jego rodzina na specjalne okoliczności nie ubierała się tak widowiskowo.
Gdy wychylił się trochę bardziej, zauważył piękną białowłosą kobietę, która w swoim ciasnym czarnym koronkowym gorsecie i pięknej wielkiej sukni sunęła drogą, podtrzymując się dłonią na przedramieniu wysokiego i równie arystokratycznego mężczyzny. Gdy Faith zamrugał szybko oczami i podążył za nią spojrzeniem, kobieta jakby poczuła to i odwróciła się w jego stronę. Jej wielkie czerwone oczy przebiegły po ciele chłopaka, a usta wygięły się w złośliwym uśmiechu.
Chłopak cofnął się gwałtownie, potykając o wystającą czarną skałę i upadł boleśnie.
- Wampiry... - wymamrotał nerwowo i szybko zaczął żałować przejścia obsydianowym mostem. Był na wrogiej ziemi – dokładnie tej, przed którą wiele lat przestrzegali go rodzice i nauczyciele.
„Nie zbliżaj się do granicy. Dla nich jesteś tylko przekąską. To krwiożercze bestie. Nawet sobie nie wyobrażasz z jaką łatwością rozerwaliby twoje słabe gardło." – powtarzał mu jeden z nauczycieli. Był tylko dzieckiem, gdy pierwszy raz to usłyszał.
Białowłosa wampirzyca zatrzymała się. Mężczyzna, który ją prowadził, również stanął w miejscu, podążając za jej ciekawskim spojrzeniem. Oboje wpatrywali się w chłopaka w ciszy, jednak Faith czuł, że porozumiewają się między sobą.
- Wilk. Młody, uroczy wilk. – zauważyła cichutko kobieta i gdyby nie niezwykły słuch chłopaka, prawdopodobnie by jej nie usłyszał.
Natychmiast podniósł się, aby jak najszybciej stamtąd uciec, ale gdy tylko odwrócił się, zobaczył wyłaniające się z gęstej mgły ciemne postacie. Nie wyglądały tak arystokracko jak białowłosa i jej towarzysz. To były bestie z opowieści jego stada. Byli wysocy, ale przygarbieni, z tak białą skórą i błyszczącymi czerwonymi ślepiami, że włosy jeżyły się na karku.
- Ubour. – zaśpiewała białowłosa, spoglądając na poczwary. – Znalazły w końcu żywą istotę. Nie wejdą na teren miasta. Na twoim miejscu skryłabym się za bramą.
Faith posłuchał kobiety i rzucił się w jej stronę, upadając na czarną skałę i spoglądając za siebie. Potwory zatrzymały się, wpatrując w niego z oczekiwaniem, jakby spodziewały się, że sam do nich podejdzie. Przerażającym doświadczeniem było widzieć, jak uboury gromadzą się na moście i wyciągają w jego kierunku szpony.
- Lubią rozrywać swoje ofiary nim dotrą do jej krwi. Wolno patrzą na jej cierpienie, jakby to była rozrywka. – mówiła wolno wampirzyca, a jej głos stawał się coraz głośniejszy. Gdy Faith poczuł jej oddech na karku, odwrócił się w jej stronę z szeroko otwartymi oczami i dostrzegł, że jest już tak blisko niej, że mógłby policzyć z łatwością liczbę włosów znajdujących się w samotnym kosmyku, który spływał jej gładko po nosie. – Masz takie żywe spojrzenie. Pełne strachu.
Jej głos był hipnotyzujący i jednocześnie wywoływał w nim drżenie. Faith czuł, jakby jego brzuch zacisnął się jeszcze mocniej niż do tej pory, a chłopak od paru dni nie jadł.
- Jestem głodna, Lucianie. – powiedziała wyraźnie głośniej, kierując to do stojącego za nią wampira. Mężczyzna przytaknął i ruszył w stronę chłopaka. Faith cofnął się gwałtownie i pomimo bólu w stopach podniósł się i zaczął uciekać w głąb miasta, czując, że wampir jest tuż za nim. To nie trwało nawet 20 sekund, gdy poczuł dłoń na swoim karku i jego ciało z wielką siłą upadło na kamienny chodnik. Krzyknął z bólu, a z jego oczu popłynęły łzy.
Zimna dłoń złapała go za ciemne włosy i pociągnęła w górę. Zawył, błagając o litość, ale nie miał większej nadziei. Gdy tylko stado go odrzuciło, był pogodzony z rychłą śmiercią. Żaden wilk nie przeżył poza stadem. Zwłaszcza tak słaby i nędzny jak on.
Przez zamglone oczy zobaczył, jak białowłosa zbliża się z gracją w jego stronę. Uśmiechała się promiennie, trzymając dłonie splecione ze sobą tuż przy twarzy. Wyglądała jak księżniczka. Możliwe, że była w tym mieście prawdziwą arystokratką.
- Pani. – powiedział cicho Lucian. Z każdym krokiem jej uśmiech poszerzał się, a zęby stawały coraz dłuższe. Wyglądała, jakby doznawała ekstazy na sam widok jego tętnicy.
- B-Błagam... - wymamrotał jeszcze, ale nie był w stanie nawet się wyrwać. Jego ciało całkowicie opadło z sił. Czuł, że to jego marny koniec. Łzy płynęły po policzku, gdy wampirzyca zbliżyła się do jego twarzy, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Jego szyja była idealnie wyeksponowana dla jej kłów. Brakowało milimetrów. Kobieta wyraźnie bawiła się jego strachem.
- Celeste. – usłyszał nagle obcy głos. Wampirzyca cofnęła się wolno, obracając w bok. Faith, na tyle na ile pozwalał mu uścisk Luciana, również spojrzał w tamtym kierunku. Pod jednym z budynków zaledwie 5 metrów od nich stał wysoki postawny mężczyzna. Równie blady jak Celeste i Lucian, ale jednocześnie bardziej ludzki w zachowaniu. Mrugał częściej i przechodził ciężarem z nogi na nogę. Nie był tak automatyczny i perfekcyjny jak białowłosa, która niczym porcelanowa lalka właśnie zrobiła krótki krok w stronę nowo przybyłego.
- Fabien, mój drogi. – uśmiechnęła się i ukłoniła nisko. Mężczyzna spojrzał na nią przelotnie, po czym zawiesił spojrzenie na uwięzionym przez silne dłonie Luciana chłopaka.
- Czy cotygodniowy transport krwi dotarł do twojej rezydencji? – spytał Fabien, a Celeste pochyliła głowę w lewo, wciąż uśmiechając się słodko:
- Tak, Panie.
- Więc wyjaśnij mi, dlaczego chcesz zabić mojego gościa na środku ulicy? Nie uważasz, że takiej damie jak Tobie nie wypada obnażać swoich słabości wśród innych mieszkańców tego miasta? – jego głos robił się ostrzejszy, jakby powoli zaczął tracić cierpliwość.
Celeste wyprostowała się gwałtownie i spojrzała w kierunku Faitha, który ledwo powstrzymywał łkanie. Wampirzycy zadrżało jedno oko, gdy rozkazała swojemu podwładnemu puścić chłopaka. Faith opadł na ziemię i skulił się w sobie.
- Moje niedopatrzenie. Nie wiedziałam, że spodziewasz się gościa, Panie. – wyszeptała Celeste i wyciągnęła dłoń w bok. Lucian prędko podszedł do niej i znów ruszyli chodnikiem, uprzednio kłaniając się przed Fabienem. Gdy znaleźli się już wystarczająco daleko, wysoki mężczyzna podszedł do sponiewieranego wilka i przykucnął przy nim.
Faith zobaczył krwistą czerwień jego oczu i spiął się momentalnie. Nie wiedział, czy szybka śmierć z rąk Celeste nie okaże się jednak lepszą wizją niż choćby sekunda dłużej z tym wampirem.
- Nie miałeś szczęścia, przyjacielu. Trafiłeś na najokrutniejszą ze wszystkich mieszkanek tego miasta. – wyjaśnił Fabien i wyciągnął dłoń do wilka. – Pozwól, że pomogę.
Faith zawahał się przez chwilę, po czym podał dłoń wampirowi. W porównaniu do gładkiej i prawie że lśniącej skóry wampira, jego dłoń była brudna z ziemi i krwi. Dłoń Fabiena okazała się jednak dużo silniejsza niż się wydawała, więc wilk szybko stanął na nogi. Był niewiele niższy od wampira, a może była to kwestia tego, że Faith od wielu lat garbił się.
- Nazywam się Fabien z rodu Présage de Mort. Rządzę tym miastem. – przedstawił się. Przez chwilę wisiała między nimi cisza. Dopiero gdy Fabien uśmiechnął się, Faith zrozumiał, że ten oczekiwał na jego imię.
- Faith... - zaciął się. Nie mógł już używać nazwy swojego rodu. Został wyrzutkiem. Nie miał już imienia od wielu dni, jednak dopiero teraz zrozumiał to dostatecznie mocno. Od wielu dni był nikim.
- Piękne imię. Wiara. – uśmiechnął się wampir. Faith poczuł, jak jego policzki pokrywają się rumieńcem. Dostał to imię od rodziców, gdy okazało się, że urodził się słaby i mierny. Wierzyli, że wyrośnie na silnego wilka. Zawiódł ich. – Wyglądasz na zmęczonego. Czy zgodzisz się, dołączyć do mnie przy kolacji? Właśnie zmierzałem w kierunku domu.
Faith rozejrzał się wolno po ulicy. Wiele czerwonych ślepi skierowanych było prosto na niego. Wszystkie wywoływały w nim podobne uczucia, co Celeste. Szybko przytaknął, wywołując uśmiech Fabiena. Ten wskazał dłonią drogę i przepuścił chłopaka przed siebie, chwilę później zrównując z nim chód.
- Co sprowadza Cię do Noire, Faith? – spytał uprzejmie Fabien.
- Bez urazy, ale nie znałem nawet tej nazwy, póki jej nie użyłeś. – wyjaśnił szybko Faith, po czym zastanowił się w głowie, czy mówienie o swoim losie nie będzie gwoździem w wampirzej trumnie. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma losu gorszego niż ten, który już go spotkał. - Zostałem wygnany ze swojego stada jakiś czas temu. Od tamtej pory błąkam się w poszukiwaniu schronienia.
- Rozumiem. Współczuję Ci. Bycie odrzuconym przez rodzinę to przygnębiający los. Mam nadzieję, że nie urazi Cię moje pytanie, ale dlaczego został Ci przypieczętowany taki właśnie los? – kontynuował wampir.
Szli chodnikiem mijając wiele ciemnych budynków bez okien. Miasto wampirów raczej nie słynęło ze zbyt wielkiej miłości do światła. Jedynym źródłem jakiegokolwiek blasku były tu pochodnie wiszące na kinkietach. To one prowadziły ich wprost do wielkiej rezydencji otoczonej czarnym wzorzystym płotem. Miała cztery wielkie spiczaste wieżyczki i jedno wielkie witrażowe okno między dwoma z nich. Był to prawdopodobnie jedyny budynek z jakimkolwiek oknem w tym mieście.
- Byłem zbyt słaby. Moje stado gloryfikuje siłę i męstwo, a ja urodziłem się mierny i chudy. Z wiekiem niewiele się zmieniło. Nie dawałem sobie rady na treningach, nie potrafiłem przytyć ani nabrać muskulatury, a gdy osiągnąłem pełnoletność, nasz alfa zdecydował, że przynoszę wstyd stadu i muszę odejść. – Faith właściwie nie wiedział, dlaczego opowiadał to wampirowi z takimi szczegółami. Wydawało się, że to Fabien tak na niego wpływa. Jego serce nie biło już jak szalone, a dreszcze zniknęły z karku.
Nagle poczuł zimną dłoń na swoim ramieniu i zadrżał.
- To nie muskulatura jest oznaką siły i męstwa, Faith. – powiedział pewnie Fabien, po czym uśmiechnął się. – Byłbyś skłonny uwierzyć, że ta drobna i niewinna Celeste jest w stanie w ciągu kilkunastu sekund wymordować pół ludzkiej wioski?
Faithowi nie podobał się ten przykład, ale rozumiał, co ma na myśli wampir. Miało to więcej sensu niż myślał.
- Moje stado miało co do tego inne zdanie. – westchnął chłopak, po czym zacisnął usta.
- Twoje stado się myliło. – pewność w głosie Fabiena była zdumiewająca. Faith chciał spytać, skąd wampir ma taką pewność, skoro dopiero go poznał, jednak nim zdążył to zrobić, zorientował się, że dotarli pod drzwi frontowe wielkiej rezydencji. – W kolacji bierze udział część mojej rodziny. Mam nadzieję, że nie poczujesz się skrępowany. Obiecuję dopilnować, by zachowywali się stosownie.
Faith przytaknął i spojrzał, jak wielkie drzwi otwierają się przed nimi. Powoli wszedł do środka, rozglądając się na boki. Hol główny był dość pusty. Na samym środku znajdowały się wielkie zakręcone schody, a po bokach dwie czerwone kanapy i kilka wysokich świeczników z płonącymi jasno świecami. Fabien poprowadził ich w lewo, aż do drzwi z oknem z granatowego szkła.
- Nim usiądziemy do kolacji, przygotuję dla Ciebie kąpiel i nowe ubrania. – zaproponował Fabien z uśmiechem i zaklaskał w dłonie. Nagle z boku wyłoniła się smuga jasnego światła, która powoli zaczęła przybierać kształt smukłej kobiety. Była blada, ale bardzo piękna, jednak wyraźnie była służącą. Jej ciało przykrywała biała suknia do kostek, a w pasie przewiązaną miała czarną kokardę. Ramiona ukrywały bufiaste rękawy.
- Venette. Przygotuj kąpiel w łazience we zachodniej wieży i powiadom kucharza, żeby przygotował zdrowy i syty posiłek dla naszego gościa. – rozkazał Fabien. Kobieta ukłoniła się i zniknęła tak samo, jak się pojawiła. Faith stał w osłupieniu. – To obayifo. Rodzaj wampira, który potrafi się materializować. Przybyła do Noire setki lat temu. Odrzucona przez rodzinę podobnie jak ty.
Wilk przytaknął i ruszył za Fabienem po schodach w górę. Gdy znaleźli się na piętrze, skręcili w bok i po krótkim marszu dotarli pod kolejne drzwi zza których dochodził do nich głos płynącej wody. Faith zmarszczył brwi zaskoczony. Nie spodziewał się raczej wodospadu w rezydencji wampira. Gdy jednak Fabien otworzył drzwi, młody wilk zorientował się, że to nie wodospad, a wielka złota wanna, do której właśnie wlewała się woda, powoduje ten dźwięk.
- Przyjemnej kąpieli, Faith. – uśmiechnął się wampir i delikatnie zaprowadził chłopaka pod samą wannę. Po chwili dodał: - Gdy ty będziesz się relaksował, pozwól, że ja pójdę po nowe ubranie dla Ciebie.
Zostawił wilka przy wannie samemu wychodząc po wcześniej wspomniane ubranie. Faith położył dłoń na wannie i zamrugał zaskoczony. Nigdy wcześniej nie brał kąpieli w ten sposób. Jego stado wolało używać pobliskiego jeziora. Tam zwykle zbierali się wszyscy dwa razy w tygodniu i myli się.
„Nie ma czasu do stracenia." – pomyślał i powoli zrzucił z siebie stary płaszcz, który pozwolili mu zabrać rodzice. Teraz miał pełno dziur i był brudny z ziemi i krwi. Pod spodem miał tylko cienkie spodenki i płócienną koszulę. Gdy był już nagi, powoli i uważnie wszedł do wody i westchnął z ulgą. Woda nie była zimna jak ta w jeziorze, a raczej przyjemnie ciepła. Ogrzewała jego skostniałe stawy, które po długiej wędrówce już nie pracowały tak dobrze jak wcześniej.
Gdy tak zmywał z siebie cały brud, zaczął zastanawiać się, czym zasłużył sobie na taką uprzejmość ze strony wampira. Fabien uratował go przed Celeste, a teraz jeszcze pozwalał mu wziąć kąpiel, chciał go nakarmić i jeszcze mówił do niego tak czule, jakby naprawdę martwił się o jego uczucia. Nawet jego rodzina nie zachowywała się tak dobrze w stosunku do niego, jak robił to wampir.
Siedział w wannie w wielkim spokoju, gdy nagle usłyszał, jak drzwi się otwierają i do środka wchodzi Fabien. Faith skulił się w sobie, a wampir uśmiechnął się do niego czule. Podszedł bliżej kompletnie nie przejmując się delikatnym zawstydzeniem chłopaka. W ręce trzymał poskładane ubrania.
- Szukałem czegoś pasującego, ale obawiam się, że spodnie mogą być za krótkie. Masz bardzo długie nogi, Faith. – uśmiechnął się Fabien i odłożył ubrania na półkę pod ścianą, po czym podszedł do wanny i usiadł na jej brzegu. – Dobrze widzieć Cię takiego zarumienionego. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że czujesz się lepiej. Gdy zobaczyłem Cię na ulicy przed Celeste, byłeś blady i wyglądałeś, jakbyś umierał.
- Tak właśnie było. – odpowiedział mu Faith, spuszczając głowę. Po chwili poczuł zimną dłoń Fabiena na swoim policzku. Wampir pogładził go delikatnie.
- „Było" to dobre słowo.
Faith podniósł głowę i spojrzał na Fabiena. Wampir wciąż uśmiechał się do niego, a widząc zaskoczone spojrzenie chłopaka, dodał:
- Gdy już się ubierzesz, wyjdź na korytarz. Poproszę Venette by zaprowadziła Cię do jadalni. Ja muszę załatwić jeszcze parę spraw.
Oznajmił to cicho, po czym pogłaskał jeszcze chłopaka po policzku i ruszył do wyjścia. Faith patrzył za nim wciąż lekko oszołomiony, ale gdy drzwi zamknęły się, powoli osunął się po krawędzi wanny i zanurzył aż po czubek głowy, wstrzymując powietrze i zachwycając się ciszą. Gdy otworzył oczy, zobaczył, jak woda zajmuje się brudem z jego ciemnych włosów.
Kiedy był już na tyle czysty, by nie czuć się niezręcznie wśród przepięknych wampirów, wyszedł z wanny i owinął się ręcznikiem, dokładnie osuszając ciało. Naniósł trochę wody na posadzkę i ruszył do szafki, na której leżały nowe ubrania. Były to ciemne spodnie, trochę przypominające krojem te, które nosił Fabien i płócienna jasna koszula bardziej zbliżona stylem do jego poprzedniej, tylko ta miała przy rękawach prawie niewidoczne zdobienia. Znalazł tam też bieliznę, skarpetki i buty.
Nim się ubrał, osuszył jeszcze dokładnie włosy. Były już na tyle długie, że po kąpieli zaczęły mu spadać kaskadami na oczy. Odgarnął je do tyłu i ruszył do wyjścia. Kiedy wyjrzał na korytarz, zorientował się, że Venette już na niego czeka. Podszedł do niej, przyglądając się jej oczom. Nie były tak bardzo czerwone, jak te Fabiena czy Celeste.
- Jestem gotowy... - powiedział cicho, a ona skinęła głową i wskazała na korytarz. Chłopak ruszył we wskazanym kierunku, widząc, że Venette również już idzie. Prowadziła go przez rezydencję jakieś parę minut. Po drodze nie spotkali nikogo, jakby w tak ogromnym domostwie nie mieszkał nikt poza nimi.
Kiedy dotarli do jadalni, Faith zorientował się, że reszta domowników już zasiadła przy stole w oczekiwaniu. Na samym końcu siedział Fabien. Na widok wilka uśmiechnął się i uniósł dłoń wskazując na krzesło tuż obok siebie. Faith ruszył w jego stronę, spoglądając na pozostałych domowników. Była wśród nich niska dziewczyna, której jasne włosy przypominały Faithowi o Celeste, a jednak ta wampirzyca wydawała się złudzeniem. Faith mógł przysiąc, że widział przez jej ciało to, co znajdowało się tuż za nią. Patrzyła na niego z pustym wyrazem twarzy.
Dwa krzesła dalej siedział wysoki mężczyzna z włosami w kolorze złocistego piasku. Miał krwistoczerwone spojrzenie jak Fabien, ale w przeciwieństwie do niego, patrzył na niego z takim nieprzyjaznym błyskiem. Faith poczuł się zagrożony i mimowolnie zwolnił.
Do krzesła dotarł chwilę później. Najpierw odsunął je, starając się nie wywoływać przy tym większego hałasu, po czym usiadł. Blondwłosy wampir siedział dokładnie naprzeciwko niego. Teraz już nie piorunował go wzrokiem, a raczej uśmiechał się zadziornie, jakby właśnie dostał nowy prezent i już wiedział, co z nim zrobi.
- Faith, poznaj Alarica oraz Zafrinę. To moi przyjaciele, a także inni mieszkańcy tej rezydencji. – powiedział Fabien wskazując kolejno na mężczyznę i kobietę. – Venette już znasz. – upiorna wampirzyca usiadła obok niego. - Czekamy jeszcze na Adama.
Prawie, że od razu usłyszeli gwałtownie otwierające się drzwi. Faith odwrócił się w ich kierunku i zobaczył postawnego mężczyznę. Miał czarne jak smoła włosy splecione w długi warkocz, który z każdym krokiem podskakiwał za nim. Po jego twarzy ciągnęło się kilka długich starych blizn. Na ramiona miał zarzucony granatowy płaszcz. Jednak to, co zszokowało Faitha najbardziej, był fakt, że jako jedyny ze zgromadzonych poza samym Faithem, nie miał czerwonych oczu.
- To nie wampir... - szepnął bardziej do siebie Faith. Fabien uśmiechnął się i odparł:
- Adam jest czarnoksiężnikiem.
Mężczyzna przeszedł przez całą jadalnię, najpierw zatrzymując się przy Zafrinie, aby ucałować jej półprzeźroczystą dłoń, następnie ominął Alarica i podszedł do Fabiena. Jego powitał uściskiem dłoni. Potem jego spojrzenie wylądowało na Faithcie. Podszedł do niego z uśmiechem i podał mu dłoń. Chłopak nieśmiało uścisnął ją i skinął głową.
- Nowa duszyczka. – zaśmiał się Adam, po czym szybko dodał: - Miło jest wiedzieć, że pojawił się tutaj ktoś żywotny.
- Nie słodź mu już tak. – prychnął Alaric, który jako jedyny nie został przywitany przez czarnoksiężnika. Adam podniósł wzrok i Faith zauważył, że jego jasne oczy pociemniały odrobinę. Przywitał się jeszcze szybko z Venette całując jej dłoń tak jak Zafriny, po czym natychmiast ruszył dookoła stołu, aby stanąć tuż za obrażonym wampirem. Alaric nawet się nie odwrócił, ale to nie powstrzymało Adama przed złapaniem go dłonią za podbródek i odchyleniem jego głowy do tyłu. Gdy to zrobił, pochylił się natychmiast i pocałował wampira zdecydowanie zbyt namiętnie, żeby Faith wciąż uważał ich za wrogo nastawionych do siebie sąsiadów.
Kiedy Adam odsunął się od wampira, ten miał już lekko zamglone oczy. Czarnoksiężnik uśmiechnął się i szepnął:
- Ciebie również miło widzieć, Al.
Usiadł na krześle między Zafriną, a Al'em, który wciąż nie doszedł do siebie.
- Miło was widzieć, towarzysze. – odparł radośnie Fabien i spojrzał na Faitha. – Miło mi również powitać naszego gościa.
Adam wstał na chwilę, unosząc obie dłonie i zaczął coś mamrotać pod nosem. W tym momencie po stole przebiegł dość silny podmuch wiatru, który zaczął odsłaniać liczne talerze i zastawy pełne jedzenia oraz kilka wysokich kieliszków. Większość wypełniona była czerwoną substancją. Tylko te należące do Adama i Faitha miały inny kolor. Wilk szybko zorientował się, że wampiry otrzymały krew.
- Podano do stołu. – oznajmił Adam i usiadł z powrotem łapiąc za swój kieliszek.
Reszta również wzięła się do jedzenia i picia. W końcu i Faith nieśmiało sięgnął po kawałek steku, który kusił go od samego początku. Od tak dawna nie jadł nic pożywnego, że na sam widok czuł jak jego kły wydłużają się. Działo się to zwykle przy polowaniu.
- Jedz powoli, Faith. Twój organizm długo nie jadł w takich ilościach. Możesz się gorzej poczuć. – ostrzegł go Fabien, po czym upił łyk krwi z kieliszka. Na sam widok Faith zacisnął zęby.
Kolacja trwała w najlepsze przerywana opowieściami z podróży Adama, które z wielkim zaciekawieniem słuchali wszyscy przy stole. W końcu dotarli do momentu, gdy Adam relacjonował sytuację polityczną w kraju Fabienowi, który najwyraźniej interesował się tym, co działo się wśród wampirów i nie tylko.
- Jedno stado wilków zbliża się do naszej granicy. – powiedział w pewnym momencie Adam, nagryzając kawałek chleba. – Podobno ich alfa został ranny w trakcie pojedynku. Szukają pomocy znachorów.
Fabien prychnął pod nosem.
- Jeśli zbytnio zbliżą się do miasta, wyślij grupę ubour. Ostatnio zniszczyli zbyt wielką część lasu.
Faith zmarszczył brwi. Myślał, że Fabien jest pokojowy, a jednak niezbyt pałał sympatią do wilków. Chłopak zastanawiał się, co takiego zainteresowało Fabiena w nim, że wciąż czule mu pomagał. W końcu jego myślenie przerwał głos Alarica.
- Możesz wysłać mnie. Nie będą się spodziewać ataku za dnia. Ubour atakują tylko w nocy, są ograniczone.
- Nie. – zaprotestował, ale nie był to Fabien, tylko Adam. Czarnoksiężnik położył dłoń na ramieniu wampira i dodał: - Zostajesz tutaj.
- Tylko Fabien może wydawać mi rozkazy. – mruknął groźnie Alaric, a Adam zacisnął zęby ze wściekłości.
- Adam ma rację. Nigdzie się stąd nie ruszasz. To jest całe stado wilków. Nawet jeśli zaatakujesz za dnia, w ciągu paru chwil zareagują i utworzą szyk. To zbyt niebezpieczne. – podsumował Fabien, po czym spojrzał na Faitha, który spuścił głowę i wpatrywał się w swój talerz.
Słuchanie o stadach wilków było dla niego jak smutne powroty do przeszłości. Nigdy nie został dopuszczony do szeregów. W hierarchii był niżej niż kobiety, bo te przynajmniej mogły wydawać na świat potomstwo.
W końcu temat się skończył. Kolacja trwała w najlepsze aż wszyscy poczuli się wystarczająco syci i zaczęli opuszczać jadalnię. Venette pierwsza wstała od stołu, kłaniając się nisko i zmieniając się w strugę światła. Potem Zafrina opuściła jadalnię, przypominając pozostałym, że wkrótce wzejdzie słońce.
- Adamie. – powiedział Fabien, gdy czarnoksiężnik wstawał od stołu za Alarickiem. – Pilnuj by Al nie oddalał się od zamku.
- Nie jestem dzieckiem. – wtrącił się Alaric, ale pozostali go zignorowali.
- Oczywiście. Możesz być pewien, że się nim zaopiekuję. – odpowiedział Adam, po czym odwrócił się do blondyna i dodał: - W końcu Al nie dostał jeszcze swojego deseru.
Po tych słowach opuścili wspólnie jadalnię i przy stole zostali już tylko Fabien i Faith. Wampir dopił kielich z krwią i westchnął ciężko.
- Mam nadzieję, że tym razem będą nieco ciszej. – zaśmiał się i odwrócił do skołowanego wilka. – Jak podobała Ci się kolacja?
- Była znakomita. – odparł Faith i uśmiechnął się nieśmiało. – Nawet nie wiem, jak dziękować za taką gościnę. W całym tym smutku i odrzuceniu poczucie się ważnym chociaż przez chwilę było spełnieniem marzeń.
- Wkrótce zacznie świtać, ale chciałbym Ci coś jeszcze pokazać. – powiedział Fabien i wstał od stołu wyciągając dłoń w stronę chłopaka. Faith zaciekawiony podał mu rękę i po chwili wampir zaczął go prowadzić wciąż nie puszczając jego dłoni. Szli korytarzami rezydencji aż nie dotarli pod piękne zdobione drzwi. Fabien otworzył je i wprowadził wilka do środka.
Była to sypialnia bez okien, ale z przepięknym łożem na środku przykrytym baldachimami. Cała sypialnia była utrzymana w odcieniach zieleni i złota. Szafki z ciemnego drewna idealnie dopełniały arystokratyczny styl sypialni. Faith oniemiał z zachwytu.
- Podoba Ci się? – spytał Fabien, a Faith przytaknął szybko i odwrócił się do niego z lekkim uśmiechem.
- Jest wspaniała. To twoja sypialnia? – spytał od razu lekko się rumieniąc, a wampir zaśmiał się.
- Moja sypialnia wygląda trochę inaczej. – położył dłoń na ustach, jakby powstrzymywał się przed szerszym uśmiechem. – Ta jest dla Ciebie. O ile zechcesz.
Do chłopaka w pierwszym momencie nie dotarł sens słów wampira. Spojrzał na niego, zamrugał szybko i przekręcił głowę w bok.
- Co takiego?
- Jesteś tak uroczy, że to powinno być zakazane. – zaśmiał się już wyraźnie Fabien i dodał: - Proponuję Ci, abyś został w Noire na stałe. Jako jeden z mieszkańców tej rezydencji.
Faith pokręcił głową.
- Nie mówisz poważnie...
- Bardziej poważny być nie mogę, Faith. Chciałbym, żebyś ze mną został. Jak długo tylko chcesz.
Po policzkach wilka popłynęły łzy. Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu chłopak płakał, ale nie z bólu, strachu czy smutku. Płakał, bo był szczęśliwy. Jego szlochanie robiło się coraz głośniejsze, aż w końcu Fabien przyciągnął go do siebie i głaszcząc go po włosach, powtarzał mu cicho, że będzie się nim opiekował.
Gdy w końcu się uspokoił, Fabien odsunął się od niego i mruknął:
- Chciałbym z Tobą dłużej zostać, ale świta. Muszę wrócić do swojej sypialni.
Faith przytaknął, a gdy Fabien ruszył do drzwi, wilk zaczął przebierać nogami i rzucił się biegiem za wampirem. Złapał go za rękaw i spytał:
- Mogę iść z Tobą?
Fabien przez chwilę patrzył na niego zaskoczony, ale w końcu przytaknął i uśmiechnął się.
- Będzie mi bardzo miło.
Ruszyli razem przez korytarz. Sypialnia Fabiena okazała się być zaledwie trzy pokoje dalej. Wolno weszli do środka i Faith dostrzegł naprawdę wielką trumnę z czarnego drewna na środku pokoju bez okien. Oświetlały go latarnie na kinkietach.
- Moja sypialnia nie jest tak efektowna jak twoja. – przyznał Fabien i podszedł do trumny otwierając jej wieko. Była wyłożona niebieskim obiciem. Dość spora jak na tak szczupłego wampira. – Gdy wzejdzie słońce, ukryję się tutaj i spotkamy się dopiero wieczorem. W przeciwieństwie do Alarica, ja, Venette oraz Zafrina jesteśmy podatni na dzienne światło. Może nas ono bardzo zranić.
- Dlaczego Alaric jest odporny? – spytał Faith, a Fabien uśmiechnął się.
- Alaric to mula. Wampir, którego nie rani światło słoneczne. Nie musi spać, jest zawsze aktywny, ale nie jest tak potężny jak ja czy Zafrina.
Faith przytaknął. Powoli rozumiał ten świat, ale jednak przerażało go, jak mało wiedział, zanim dotarł do tego miejsca. Według jego stada był tylko jeden typ wampira – morderca.
- Fabien? – spytał cicho, spoglądając kątem oka na trumnę wampira. – Co by się stało, gdybym zasnął w twojej trumnie? Zmieniłbym się w wampira?
Mężczyzna zaśmiał się głośno i pokręcił głową.
- Nie, Faith, nic by się nie stało. To tylko trumna z ziemią z mojego grobu pod obiciem.
Przez chwilę wisiała między nimi cisza. Faith wiedział, że zadanie tego pytania może być dziwne, ale z drugiej strony nie chciał zostać sam. Nie gdy już tak przyzwyczaił się do obecności wampira. Najchętniej zostałby z nim jeszcze dłużej.
- Czy w takim razie mogę zostać z Tobą? – dopytał, a Fabien zamilkł, jakby w pierwszym momencie nie dotarło do niego pytanie chłopaka. Gdy jednak zrozumiał, co wilk ma na myśli, złapał go za rękę i poprowadził do trumny, pozwalając by chłopak usiadł w niej. Samemu szybko do niego dołączył. Trumna była duża, ale jednak gdy oboje się w niej położyli, musieli stykać się ramionami. Fabien obrócił się na bok, patrząc w oczy wilka, po czym pochylił się nad nim i pocałował go krótko, natychmiast się odsuwając, jakby sprawdzał reakcję Faitha. Ten jednak miał lekko zamglone oczy, jakby powoli odpływał.
- Jeszcze... - wymamrotał cicho, a wampir uśmiechnął się i pocałował go ponownie, łapiąc dłonią wieko trumny i zamykając ją, aby odciąć się od dnia.
Tak minęła pierwsza noc Faitha w cichym mieście Noire.
~*~
Drogie Diabły i Anioły,
Oto rozpoczynam serię niezależnych opowiadań fantastycznych. Mam nadzieję, że zachęcę was do aktywnego komentowania i śledzenia tych krótkich historii.
~ Lucyfer
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top