58. Jinxx

-Jinxx, ogarnij downa!-Krzyknęłam biegnąc za nim.

-Nigdy! Kocham go! Kocham swojego downa! Kocham też swoje życie! Kocham też Ciebie, Monika, ale i tak to wiesz!-Krzyknął przyśpieszając.

-Oddaj mi mój plecak do jasnej cholery!-Jakimś cudem udało mi się wskoczyć mu na plecy. Chłopak zachwiał się, po czym oboje wylądowaliśmy na trawie.

-Powaliło Cię?-Spytał z szerokim uśmiechem.

-Tak.-Zabrałam mu swój plecak.

-Kocham Cię, wiesz wariatko?

-Wiem i ja Ciebie też.-Uśmiechnęłam się szeroko.-I niech tak jak dzisiaj, zostanie już zawsze.-Dodałam. Nie odpowiedział, a jedynie złączył nasze usta w długim pocałunku.

-Nigdy się nie zmieniajmy.-Powiedział na koniec, po czym znów opadł na trawę obok mnie.

-Nigdy.-Potwierdziłam kierując swój wzrok na gwiazdy.

***

 Niby się obudziłam, ale oczu nie chciałam otwierać, słysząc w swoim pokoju jakieś szmery. Pewnie mama znów czegoś zapomniała, albo... albo w sumie cokolwiek. Wczoraj całą noc zakuwałam dzisiaj chcę odespać. W końcu nie mam ani znajomych, ani chłopaka, więc nie mam powodów do wstawania. Pff. Chłopak? Mama tylko narzeka, żebym sobie kogoś znalazła, ale ja wolę być sobie sama i wieść spokojne życie, wraz z moimi przyjaciółkami.

-Co zrobimy jak się obudzi?-Usłyszałam męski głos. Na pewno nie należy do mojego ojca, ani żadnego wuja. Kto to do jasnej anielci jest?-No skoro pytam, to znaczy, że jeszcze śpi. Już mówiłem, nie mam pojęcia jak to się stało! Nawet nie wiedziałem, że to jest możliwe!... Tak... Tak... Nie. Dobra, spotkamy się w pizzerii. Tej co zawsze. O tej co zawsze. Oby przyjęła to na spokojnie, bo serio, nie wiem co mam robić.-Tutaj głos ucichł, a szmery się ponowiły. Chwilę później, poczułam jak materac nie daleko mojego brzucha się ugina. Uchyliłam oczy.

Na moim łóżku siedział jakiś facet.

Na moim łóżku siedział jakiś nieznajomy facet.

Na moim łóżku siedział jakiś dorosły nieznajomy facet.

Na moim łóżku siedział jakiś dorosły, nieznajomy facet z długimi włosami. 

Na moim łóżku siedział jakiś dorosły, nieznajomy facet z długimi włosami, wyglądający jak satanista.  

NA. MOIM. ŁÓŻKU. SIEDZI. JAKIŚ. FACET. A. JA. NIE. JESTEM. W. SWOIM POKOJU!

Nagle na mnie spojrzał. Szybko zamknęłam oczy, chcąc udawać, że dalej śpię.

-Monika, wiem, że nie śpisz.-Powiedział. Znów otworzyłam oczy.

-Skąd wiesz jak się nazywam?-Spytałam.-Kim jesteś, gdzie ja jestem i co się dzieje?-Mężczyzna się nie odezwał. Zauważyłam za to jedno. W jego oczach pojawiły się łzy. 

-Ja pierdolę, Jinxx, jesteś dorosłym facetem, nie rozrycz się przy nastolatce.-Powiedział odwracając wzrok i przecierając oczy, dłońmi.-Zaraz wracam.-Powiedział już naprawdę bliski płaczu i wyszedł z pokoju. Co tu się dzieje?

Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po niezbyt dużym pokoju z szarymi ścianami. Ubrana jestem w jakąś o wiele za dużą koszulkę z napisem "Black Veil Brides" i krótkie spodenki. Nie tak szłam spać, to jest pewne. Nawet nie wiem co to Black Veil Brides.

Uchyliłam drewniane drzwi, które najwyraźniej prowadziły do salonu. Na kanapie siedział właśnie ten mężczyzna. Wygląda jakby płakał... To prze ze mnie?

-Przepraszam...?-Wyszłam z pokoju. Spojrzał na mnie tak bardzo smutnym wzrokiem, że, aż mi samej zachciało się płakać.-Mogę spytać, czemu Pan płacze? To przeze mnie? Przepraszam, po prostu naprawdę, nie wiem co się dzieje.-Wytłumaczyłam cicho.

-Nie to nie przez Ciebie... Znaczy w pewnym sensie tak, ale... Nosz kurwa, nie wiem jak Ci to wytłumaczyć.-Mruknął.-Jesteś głodna? Chcesz może śniadanie, albo coś do picia? Herbatę z owoców leśnych na przykład?-Spytał. Skąd on wie, jaka jest moja ulubiona herbata? Kiwnęłam głową na tak.-Usiądź sobie, ja zaraz przyniosę.

 Chwilę później oboje siedzieliśmy na kanapie. Ja z ciepłym kubkiem herbaty w dłoniach, on sobie przyniósł kawę.

-Od czego by tu zacząć?-Mruknął do siebie.

-Może najpierw powiesz... Skąd wiesz kim jestem? I kim jesteś Ty? I co ja tutaj robię?-Podciągnęłam nogi tak, że siedziałam po turecku, czyli w mojej ulubionej pozycji. Chłopak widząc co zrobiłam uśmiechnął się smutno.

-To nie jest takie proste.-Oparł się plecami o dużą szarą poduszkę.-Jestem Jeremy Fergouston. Ale mów mi Jinxx.-Powiedział.-Zanim Ci cokolwiek wytłumaczę, chcę cię spytać o kilka rzeczy. Mogę?-Uniósł jedną brew. Kiwnęłam głową na tak.-Ile masz lat?

-Czternaście.

-I nie pamiętasz niczego dalej?

-A powinnam?-Zmarszczyłam brwi.

-Co mówiliśmy sobie wczoraj?-Spytał, z tak wielką nadzieją w głosie, że, aż zrobiło mi się smutno, że muszę powiedzieć proste:

-Nie wiem.-Po tych słowach zapadła chwilowa cisza. Chłopak odwrócił wzrok, na stolik do kawy.

-Nadal nie mam pojęcia, jak mam Ci to wytłumaczyć, bo sam tego nie rozumiem.-Mruknął.-Dostałaś czegoś... Na podobieństwo amnezji. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale, wróciłaś wiekiem do czternastego roku życia. Wczoraj miałaś dwadzieścia jeden lat. Ciałem też wyglądasz jak nastolatka i nie pamiętasz, nic co działo się dalej...-Zamilkł na chwilę. Żarty sobie ze mnie robi...? To nie jest możliwe. Chociaż? W ostatniej książce naukowej którą czytałam coś takiego było...-Wczoraj mniej więcej o dwunastej w nocy, zmieniłaś się, z powrotem na czternastkę.-Kontynuował.-Miałem nadzieję, że pamiętasz wszystko, a zmienił się tylko wygląd, ale się myliłem. Wiem jaka byłaś jako nastolatka, zmieniło Ci się to jakoś w wieku szesnastu lat, dlatego prawie się rozryczałem. No i fakt, że mnie nie pamiętasz też był bardzo dobijający. Zasnęłaś tutaj wczoraj, podczas gdy ja poszedłem się umyć bo byłem przez Ciebie cały w trawie.-Uśmiechnął się do siebie.-Jak wróciłem, zmieniłaś się. Chciałem Cię obudzić, ale nie wyszło, bo miałaś mocny sen, dodatkowo jeszcze jakieś koszmary. Znam Cię stąd, że byłaś moją dziewczyną. Dość długo, byliśmy razem szczęśliwi, obiecaliśmy sobie, że zostanie tak na zawsze i nigdy się nie zmienimy. Wczoraj w nocy.-Znów zapadła cisza. Ja byłam jego dziewczyną? To nie jest możliwe, przecież ja od takich osób jak on trzymam się z daleka. Chociaż... mówił, że w szesnastym roku życia mi się to zmieniło... To wszystko jest jakieś pokręcone.-Pewnie mi nie wierzysz, ale...-Zaczął.

-Wierzę.-Przerwałam mu, co nawet mnie zdziwiło.-Czytałam ostatnio jedną książkę... Znaczy pewnie nie ostatnio tylko kilka dobrych lat temu... Których i tak nie pamiętam... Mniejsza. Czytałam książkę naukową, w której badania wskazywały na to, że takie coś jest możliwe. Nie pamiętam dokładnie jak to się działo, ale było kilka takich przypadków. Większość takich osób, wracała do poprzedniego stanu tylko też niestety nie pamiętam jak to się działo. Musiałabym poszukać w tej książce, ale pewnie już dawno nigdzie jej nie ma.-Wytłumaczyłam.

-Jaki miała tytuł?-Spytał, biorąc łyka, pewnie już chłodnej kawy.

-Chyba, Biologia a magia, nowe odkrycia.-Zmarszczyłam brwi chcąc sobie dokładniej przypomnieć.

-W takim razie, wybierzemy się dziś do biblioteki i księgarni.-Stwierdził.-Pewnie słyszałaś jak gadałem z kimś przez telefon, kiedy myślałem, że śpisz. Idziemy dzisiaj z naszymi przyjaciółmi do pizzerii. Między innymi jest tam Blanis i Marika. Tylko, że Blanis ma teraz dwadzieścia trzy lata, a Marika dziewiętnaście.

***

-Masz ubierz to.-Podał mi czarne długie spodnie, czarną koszulkę na ramiączkach, również czarną zapinaną bluzę i nigdy nie zgadniecie, czarne glany. -Pewnie wszystko będzie za duże, ale, jak miałaś dwadzieścia jeden lat byłaś trochę wyższa. Ja jakby co jestem w łazience.-Powiedział i wyszedł. Teraz ja też będę wyglądać jak satanista. Świetnie.

Ubrałam ciuchy, które rzeczywiście były nieco za duże, a te zdjęte złożyłam po czym położyłam na komodzie. A co jeżeli to jest zwykłe porwanie, a on wcisnął mi pierwszy lepszy kit? Chociaż... Ten jego smutek w oczach...

Wyszłam z pokoju, dziwnie się czując ubrana cała na czarno. Już wiem, że wszyscy ludzie będą się na mnie dziwnie gapić.

-Już? Gotowa?-W salonie pojawił się Jinxx. Kiwnęłam głową na tak.-Wolisz iść najpierw do księgarni i biblioteki czy na spo... W sumie i tak jest za wcześnie na spotkanie, jedziemy do biblioteki.-Spojrzał na zegar.

***

Przeszukaliśmy trzy księgarnie i pięć bibliotek. W żadnej nie było ani tej książki, ani czegoś podobnego. Albo chociaż na podobny temat. Jak się okazało Jeremy w ogóle nie umie szukać i wszystko musiałam robić ja.

-No i chuj.-Chłopak usiadł obok mnie na schodkach do jakiejś starej kamienicy.-Dzisiaj już tego nie znajdziemy. Większość bibliotek i księgarni jest zamykana o dwudziestej, a to... za pięć minut.-Mruknął sprawdzając godzinę na telefonie.

-Możemy poszukać jeszcze jutro.-Powiedziałam cicho. 

-Możemy, ale w innym mieście, tu nie ma już bibliotek. Ani księgarni.-Wydawało się, że chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak przeszkodził mu w tym jego telefon, z którego zaczęły wydobywać się dźwięki perkusji. Westchnął i odebrał.

-Czego Pitts?-Spytał do komórki, opierając się o stare, dość dużych rozmiarów drewniane drzwi.-A bo ja wiem? ... Tak. ... Stary, nie chce mi się iść na pieszo, aż tam! ... Czaisz, że jest już ciemno? ... Nie, nie boję się ciemności debilu, zimno w cholerę jest! ... Serio? ... Ewentualnie. ... Nie. ... Pod kamienicą tego starego dziada. ... Tylko błagam. ... A spadaj!-Rozłączył się. Spotkanie z znajomymi przesunęło się na zaraz, Pitts po nas przyjedzie.-Powiedział chowając telefon do kieszeni spodni.

-Kto to Pitts?-Zmarszczyłam brwi.

-Nie żart... A no tak, nic nie pamiętasz. Jake Pitts, Ashley Purdy, Andy Biersack, CC, Marika i Blanis... Nasi najlepsi przyjaciele. Przeżyliśmy razem mnóstwo niesamowitych momentów. Większość w pizzerii, do której zaraz pojedziemy.-Uśmiechnął się szeroko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top