51. Andy.

 Biersack złożył pocałunek na ustach swojej dziewczyny, ostatni raz na tej przerwie, która właśnie się skończyła. Odsunął się od blondynki, warcząc cicho coś pod nosem.

-Do zobaczenia na następnej przerwie.-Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, po czym odszedł do sali od fizyki. Nauczyciel tego przedmiotu był również jego wychowawcą, a jego lekcje zbytnio się Andy'iemu nie podobały. Głównie dlatego też, w ogóle na nich nie uważał i nic z nich nie wynosił.

Wszedł do klasy spóźniony. Zignorował wkurzony wzrok nauczyciela i usiadł w swojej ławce. 

-Biersack, zostajesz po lekcji.-Rozkazał pan Smith. Andy wywrócił oczami.

***

-Biersack.-Zaczął nauczyciel po lekcji fizyki, kiedy chłopak łaskawie został.-Jako iż masz zagrożenie z fizyki, matematyki, biologi i chemii, będziesz uczęszczał na korepetycje, do mojej najlepszej uczennicy, Hope. Jutro o dwunastej u niej w domu masz pierwsze zajęcia. Tu masz jej adres. I żeby nie było, że nie przyjdziesz. Hope, będzie mi mówiła, czy chodzisz i mniej więcej co omawialiście, jeżeli to olejesz wyrzucimy Cię z szkoły.-Powiedział pan Smith, dając chłopakowi karteczkę z adresem. Andy wkurzony na wszystko wziął kartkę od nauczyciela, zgniótł ją, włożył do kieszeni i wyszedł trzaskając drzwiami do klasy. 

-Nie mogą mnie przecież wyrzucić z szkoły, ojciec mnie zabije.-Chłopak mruczał pod nosem idąc w stronę swoich przyjaciół.

***

 Następnego dnia, Andy ustał pod nie dużym jednorodzinnym domkiem. Wyglądał nawet ładnie, z tyłu widać było las i duży ogród. Jednak on zbytnio się tym nie przejmował. Raczej interesowało go teraz, jak szybko stąd wyjdzie i pójdzie do swojej dziewczyny, a potem na sobotnią imprezę. Zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Kobietę, do której przyszedł wyobrażał sobie jak typowego kujona z jego szkoły. Niska, z trądzikiem, dużymi okularami, aparatem na zębach i brzydkich ciuchach. Tymczasem otworzył mu ktoś zupełnie odwrotny wyglądem. Nadal płeć żeńska. Wzrostem była jakoś do ramion Andy'iego. Miała czarne jak węgiel włosy, oczy tego samego koloru. W ogóle ubrana była tylko i wyłącznie w kolorze czarnym. Miała na sobie za dużą bluzę, bez zamka i rurki. Z daleka widać było, że jest okropnie chuda i koścista.

-Ja do jakiejś Hope, mieszka tu?-Spytał w końcu Biersack, bo jakoś zbytnio nie uwierzył, że będzie go uczyć ona.

-Tak, to ja.-Powiedziała, lekko zachrypniętym głosem, jakby była chora, przesuwając się by chłopak mógł wejść do środka.-Wchodź, bo chcę to szybko skończyć.-Mruknęła. Dennis posłusznie wszedł, po czym zdjął buty. Hope skierowała się w stronę schodów, a więc on zaraz za nią. Chociaż dziewczyna wyglądała, jakby miała się przewrócić z braku siły. Biersack jednak to zignorował. Chciał po prostu stąd wyjść.

-A więc, z czego sobie nie radzisz?-Spytała dziewczyna otwierając drzwi do jednych z wielu pokoi.

-Fizyka, matematyka, chemia i biologia.-Mruknął, wchodząc do szarego pomieszczenia. Chyba szarego. Wszystkie ściany były w zapisane, różnymi zdaniami. Gdzie nie gdzie były jakieś rysunki, po podłodze walały się sprey'e, farby, mazaki i pełno innych przyborów plastycznych.

-Cztery przedmioty. Mam Ci dawać korepetycje z czterech przedmiotów? Szybciej popełnię samobójstwo.-Dziewczyna mruczała jeszcze kilka innych zdań pod nosem, zgarniając wszystkie rzeczy z podłogi pod łóżko.

-Dawaj, nie będę musiał chodzić na te durne zajęcia.-Wypalił Andy.

-Dzisiaj matematyka.-Stwierdziła Hope, siadając na podłodze, nie bardzo przejmując się uwagą chłopaka.-Wziąłeś jakieś zeszyty ze sobą czy coś...?

-Nie.-Biersack usiadł na przeciwko niej. Ta westchnęła, sięgając po kartki.

-Zacznijmy od czegoś prostego...

***

-Nie wierzę, że dobrowolnie zgodziłam się na uczenie takiego ułoma matematycznego.-Hope schowała twarz w dłoniach, już kompletnie załamując się, i umiejętnościami, i chęciami chłopaka siedzącego na przeciwko, bo ani tego, ani tego tutaj wcale nie było.

-To po co się zgadzałaś?-Spytał.

-Bo istnieje coś takiego jak altruizm. Cholerny altruizm.

-A co to jest...?-Andy uniósł jedną brew.

-Żartujesz prawda?-Hope spojrzała na niego. Pokiwał głową na nie.-Zachowanie przeciwstawne do egoistycznego. Na dzisiaj koniec, nie mam na Ciebie siły. Wypad.-Odprowadziła go do drzwi. Nawet się nie pożegnali. On poszedł, ona skierowała się do salonu. Otworzyła jedno z pudełeczek, wyjęła, małą, metalową, srebrną żyletkę. Usiadła na ziemi, po czym zrobiła na nadgarstku kilka nowych linii.

***

Nadeszła kolejna sobota. Ostatnio pan Smith, bardzo pochwalił Andy'iego, co było dużym plusem. Jednak nadal nic nie umiał. Dlatego dzisiaj szedł z trochę większą chęcią. Jak ostatnio otworzyła mu dziewczyna. Ubrana bardzo podobnie. W sumie jedyną różnicą były worki pod oczami. Odsunęła się w drzwiach, mówiąc "wchodź" z jeszcze większą chrypką. Szybko znaleźli się w pokoju, gdzie tym razem panował idealny porządek.

-Ćwiczyłeś coś w domu?-Spytała sięgając po parę książek, zeszytów i dwa długopisy, po czym usiadła na podłodze. 

-Nie, a po co?-Biersack usiadł na przeciwko niej.

-Żeby nie zapomnieć? Logiczne?-Uniosła jedną brew, otwierając książkę prawie na końcu. 

-Ty krwawisz?-Spytał zdziwiony Andy, widząc małą stróżkę krwi, wyciekającą, z pod rękawa za dużej bluzy, po dłoni Hope. 

-Cholera.-Warknęła dziewczyna gwałtownie wstając.-Zaraz wracam.-Wyszła z pokoju. Po dłuższym czasie jednak, kiedy jej jeszcze nie było, Andy stwierdził, że jej poszuka, a jak nie znajdzie to wróci do domu. No bo po co bezczynnie siedzieć. 

Większość pomieszczeń była zamknięta. W końcu po dość krótkim poszukiwaniu, znalazł się w małej łazience. A w niej, lekko zakrwawioną umywalkę, a na podłodze dziewczynę. Nieprzytomną, z podwiniętymi, rękawami bluzy. Na rękach widać było dosyć dużo krwi. Trzeba przyznać, że te widok mocno przeraził Andy'iego, zwłaszcza, że kompletnie nie wiedział co robić, bo na lekcjach Edukacji Dla Bezpieczeństwach nigdy go nie było. Wziął więc po prostu telefon i zadzwonił po karetkę. Dużo im jednak nie powiedział, bo nie wiedział co i jak.

***

W poniedziałek, Andy znów został po lekcji z panem Smith'em. 

-To bardzo dobrze, że zadzwoniłeś po karetkę, Andy.-Powiedział nauczyciel, na co chłopak wywrócił oczami. Cieszył się, że nie będzie miał korepetycji i tyle.-Jeszcze chwila i Hope, mogłaby już nie żyć. Myślę... że powinieneś ją odwiedzić. 

-Po co?-Spytał Biersack, chociaż i tak wiedział, że nie pójdzie. 

-W ogóle nie rozumiesz co tam się działo, prawda?-Pan Smith uniósł jedną brew.-Słuchaj, ja nie każę Ci tam iść. Ale, możesz to zrobić i zrozumieć coś ważnego. Coś przez Twoje życie, może się całkowicie zmienić. Poznać coś nowego. Możesz już iść.-Mężczyzna sięgnął po dziennik. Andy wyszedł z klasy, z jednym wielkim mętlikiem w głowie. Szybko wpadł na swoją dziewczynę.

-Cześć kochanie.-Powiedziała uśmiechając się do niego szeroko.

-Cześć.-Odparł Biersack opierając się o szafki.

-Wszystko okej? Co ten przeklęty staruch Ci powiedział?-Spytała.

-W sumie, to nawet go nie słuchałem.-Powiedział chłopak nachylając się nad dziewczyną. Szybko ich usta się złączyły.

***

Andy szczerze, sam nie wiedział dlaczego tu przyszedł. Może zaciekawiła go wypowiedź nauczyciela? Tego nie wiedział nawet on sam. Jednak, wszedł do szpitala, a nie długo po tym znalazł się w sali, w której leżała czarnowłosa dziewczyna czytająca jakąś książkę. Kiedy go zobaczyła nie ukrywała zdziwienia. No bo...  on? Tutaj?

-Cześć.-Powiedział siadając obok łóżka na krześle.

-Cześć? Co tutaj robisz?-Spytała dziewczyna.

-Powiedziałbym Ci... gdybym wiedział. Ale nie wiem, więc Ci nie powiem.-Chłopak wzruszył ramionami. Dokładnie przyjrzał się odkrytym teraz jej rękom, na którym widać zagojonych blizn po cięciach, pełno bandaży i parę plasterków.-Kto Ci to zrobił?

-Jesteś głupi, czy tylko udajesz?-Spytała dziewczyna unosząc jedną brew.-A może po prostu robisz sobie teraz jaja, a przyszedłeś dla jednego wielkiego żartu?

-Dlaczego tak uważasz...?

-Bo pytasz się kto mi to zrobił?-Spytała ironicznie.

-Takich rzeczy się ludziom nie robi! To jest straszne! Gościu powinien wylądować w więziennym psychiatryku, ale zanim to się stanie ja mu dam w ryj. A więc...?

-A więc mi daj w ryj.-Hope opadła na poduszki. Andy przez chwilę się nie odzywał. Sama to sobie zrobiła? Dlaczego? Przecież to nie ma sensu. O to chodziło nauczycielowi fizyki? Sam nie wiedział co powiedzieć, chociaż miał w głowie setki pytań.-Powiedziałabym teraz taki bardzo typowy tekst.-W końcu przerwała ciszę Hope.-"Jestem ósmym cudem świata, że tak na mnie patrzysz?", ale nie uważam, że jestem jakoś szczególnie piękna, więc go nie powiem.

-Właśnie powiedziałaś.-Stwierdził.

-Nieee, wcaaleee.-Pokiwała głową na "nie". 

-Sama to sobie zrobiłaś?-Spytał w końcu, pokazując na rękę dziewczyny. Przytaknęła, siadając.-Dlaczego? Przecież to głupie. Życie jest za fajne, żeby robić sobie krzywdę.

-Ty to tak widzisz.

-A można to widzieć inaczej?

-Masz piękną dziewczynę. Bogatych rodziców, duży dom, popularność, chodzisz na imprezy, masz mnóstwo przyjaciół... Ogółem Twoje życie to jeden wielki ideał, pomijając oceny. A co ja mam? Blizny na rękach i dobre oceny w szkole.

-Na pewno masz coś jeszcze.-Andy chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak przerwał mu dzwonek jego telefonu. Na ekranie widniało imię jego najlepszego przyjaciela.-Muszę iść.-Powiedział.-Pa.-I wyszedł. Hope znów wzięła książkę i zatopiła się w lekturze, chociaż za cholerę nie rozumiała, po co Andy tu przyszedł.

***

Następnego dnia, ku jeszcze większym zaskoczeniu Hope, w jej "pokoju szpitalnym" ponownie zjawił się Andy. Co prawda jakoś około dwudziestej, ale się zjawił. Tak samo jak wczoraj przywitał się i usiadł na krześle, obok jej łóżka.

-Jak się czujesz?-Spytał.

-Psychicznie czy fizycznie?

-I to, i to.

-Tak samo źle jak codziennie, od trzech lat.-Mruknęła dziewczyna siadając. 

-A więc jak to możliwe, że niczego nie masz? A dom?

-Co ja mam Ci, całe swoje życie opowiedzieć?-Spytała ironicznie Hope.

-Tak!-Powiedział trochę zbyt entuzjastycznie.

-Dlaczego...?

-Nauczyciel fizyki trochę mnie zaintrygował. Stwierdził, że to jakaś tajemnica, która może zmienić moje życie i chcę się przekonać. Już opowiadaj.

-Od urodzenia nikt mnie nie lubił, nawet rodzice za mną nie przepadali. W szkole jestem wiecznie prześladowana, trzy lata temu moi rodzice umarli, a dom jest mojej ciotki, która "łaskawie" pozwoliła mi w nim mieszkać. Kiedy ty imprezowałeś, ja byłam bita, przez innych uczniów szkoły, wyzywali mnie, raz nawet prawie zgwałcili. Więc, skoro jestem tylko śmieciem, to dlaczego by się nie zabić?-Zakończyła swój monolog pytaniem, na które Andy nie umiał odpowiedzieć.

***

Od tamtego czasu, Biersack przychodził do Hope codziennie. W końcu zrozumiał, że świat nie kręci się w okół niego, a życie to nie tylko imprezy i dziewczyna, z którą swoją drogą zerwał, bo zobaczył, że jest zwyczajnie pusta, jak lalka. Jakim cudem nie zauważył wcześniej, że ona go wykorzystywała?

-Jutro wychodzę ze szpitala.-Powiedziała nagle Hope.

-To dobrze.-Chłopak się uśmiechnął. 

-Dla Ciebie, bo nie będziesz musiał mnie odwiedzać.-Mruknęła dziewczyna.-Ja jadę do psychiatryka, potem wracam do szkoły, gdzie znowu będą mnie wyzywać.-Opadła na łóżko.

-Można odwiedzać ludzi w psychiatryku?-Spytał Andy.-Po za tym, rok szkolny kończy się za dwa tygodnie, nie wiadomo czy w ogóle wrócisz do tego czasu. A ja nadal mam jedynki na koniec z fizyki, matmy, biologii i chemii. Nie zdam do kolejnej klasy.

-Jestem rok młodsza od Ciebie, może wylądujemy w tej samej.-Hope wzruszyła ramionami. 

-Byłoby fajnie.-Biersack spojrzał na zegar, który wskazywał dwudziestą drugą.-Muszę iść. Wpadnę jeszcze jutro, przed Twoim przeniesieniem.-Uśmiechnął się i wyszedł z sali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top