disneyend

"Jeszcze ćmi, jak karmel ciągnie się czas, lato zastygło w oknie, kły łagodnie wbija w nas"

Powieki lepią mi się do siebie na tyle, że najchętniej trzymałabym je zamknięte już przez całe życie. Nie wiem nawet ile spałam. Godzinę? Dwie? Równe osiem? Pół doby? Z niechęcią zdaję sobie sprawę, że jeśli ich nie otworzę oczu, to nie przekonam się nigdy. Gdy rozchylam powieki, po intensywnym ich przetarciu widzę, że nie jest jeszcze całkiem jasno. Musi być koło czwartej. Sierpień trwa w najlepsze, wakacje w domku letniskowym nad jeziorem mojego taty mijają za szybko. A więc skoro zasnęłam około o dwudziestej drugiej... To spałam sześć godzin. Ale czemu tak wcześnie się obudziłam?

Delikatnie uśmiecham się, gdy uświadamiam sobie, że odpowiedzią na moje pytanie może być otulające mnie chłodne, męskie ramię. Noah śpi wtulony we mnie jak noworodek w matkę. Delikatnie tarmoszę palcami jego krótkie włosy. Śpioch.

"Płytki sen, za płytki, by się w nim skryć. Co by tu dzisiaj spełnić? Dokąd uciec? Gdzie umierać dziś?"

Próbuję zamknąć oczy ponownie, ale nie mogę spać. Za każdym razem, gdy już czuję, że odpływam w spokojny sen, kolejna myśl przebiega przez mój umysł. Musimy zrobić tyle rzeczy. Iść popływać w kajaku. Nazrywać jagód. Pójść na spacer po lesie. Odkryć wszystkie ciekawe miejsca w okolicy. Urządzić karaoke. Wypić po szklaneczce taniego whisky z najbliższego spożywczego. Obejrzeć "Titanica". Pocałować się dosłownie wszędzie, nie zostawić ani jednego nietkniętego centymetra kwadratowego skóry. Nauczyć się od niego naszej ulubionej piosenki na gitarze, nawet jakbym miała nie wiadomo jak rzępolić. Musimy zrobić to wszystko, zanim skończy się lato. Bo potem...

"Pół roku później będzie tu kurz i pył
Rok później będzie tu lepki wstyd"

Bo potem nie będzie okazji, żeby zrobić to kiedykolwiek indziej. Nie przyjedziemy już tu więcej na święta ani na ferie, w tym roku spędziliśmy tu nasze ostatnie. Domek będzie tutaj stał pusty i zakurzony, nikt nie będzie chciał postawić w nim ani kroku. Nawet mój tata, który zawsze tak o niego dbał, wątpię, że będzie miał odwagę naruszyć ten stan cichej pustki, ruszyć choćby jedno ziarenko kurzu, opłakujące nas. I te wakacje są naszymi ostatnimi. Noah tak bardzo chciał spędzić je tu ze mną. I gdy tak wtulam się w niego, dociera do mnie ta świadomość, że chyba nie będę potrafiła przyjechać tu już nigdy. Nie z wiedzą, że tu kiedyś spędzaliśmy każdy wolny okres, że tu kończyła się nasza wspólna droga, że stało się coś, co wydarzy się już niedługo. Może będę żałować tej relacji. Nie wiem. W końcu, po co miałabym tak trwać z kimś, z kim nigdy nie będę miała okazji wziąć ślubu, zbudować wspólnego domu, mieć czterech psów i gromadki dzieci? Wiem dlaczego. Bo kochałam tego kogoś do bólu.

"I ciebie będzie coraz mniej, jesień zabierze mi cię"

O nowotworze Noah dowiedział się niecały rok temu, cholernego dwudziestego trzeciego września, gdy zaczynała się jesień. Zaatakował mu trzustkę, a to była chyba najgorsza możliwa diagnoza. Na wyjście z nowotworu trzustki szanse są tak nikłe, że przeważnie w takich sytuacjach można się już tylko modlić, a i tak na przeżycie całego roku wynoszą one dwadzieścia cztery procent. Obiecywaliśmy sobie, że będzie dobrze, że przecież zawsze był osobą zdrową, na nic wcześniej nie chorował, trenował koszykówkę w szkolnej drużynie. Tuliliśmy się do siebie, ja płakałam, a on się uśmiechał, obiecując mi, że jeszcze wyzdrowieje i nauczy mnie rzutów za trzy punkty. Znienawidziłam lato i jesień, które jak dotąd darzyłam miłością, od momentu, gdy lekarz parę tygodni temu powiedział, że mojemu chłopakowi zostały przy dobrych wiatrach dwa miesiące życia. Gdy rozpocznie się jesień, jego już tu nie będzie. Sama rozpocznę studiować sztukę, on nigdy nie wstąpi w szeregi uczniów akademii wychowania fizycznego. Mam łzy w oczach gdy o tym myślę, obserwując jego spokojny oddech i głaszcząc jego krótkie, jasne włosy. Zaczęły dopiero odrastać po chemii, z której ostatnio zrezygnował. Uznał, że to nie ma już sensu. Chciałabym być tak odważna, jak on.

"I ciebie będzie coraz mniej, zimą pochowa cię śnieg"

Cholera, nawet nie wiem czy będę na tyle dzielna, by w święta złożyć życzenia jego mamie. Już widzę jej zapłakaną twarz, gdy zostawia puste miejsce przy stole. Od czterech lat celebrowaliśmy razem, łącznie z jego rodziną. To będzie najgorsze Boże Narodzenie w moim życiu, jestem tego pewna jak niczego innego kiedykolwiek w ciągu mojego czasu spędzonego na tym świecie. Jego już nie będzie, by dać mi wykonaną z precyzją przedszkolaka kartkę i wełniane skarpety w prezencie, by "przypadkiem" zaciągnąć mnie pod jemiołę. A do tego domku zimą nie pojadę już nigdy. Spędzaliśmy tam każde ferie, na święta pojechaliśmy tam raz. Śnieg zasypie dach, pod którym już nikt nie będzie leżeć we dwójkę na kanapie z dwoma kubkami kakao, całować się w zmarznięte policzki, kłócić się o wniesiony do domu biały puch, który roztopił się na podłodze. To tak jakby niebo również za nim płakało. Może brzmi to zbyt poetycko, ale ja tak to właśnie widzę. Jakby cały świat miał nagle zacząć płakać za kimś, kogo kochałam.

"I mnie też będzie coraz mniej, założę na pogrzeb nasz sen"

To, że Noah umiera, wie każdy. Ale że ja umieram, nie wie nikt. Każdego dnia zakładam maskę dziewczyny, która dzielnie opiekuje się swoim schorowanym chłopakiem i jako tako sobie z tym radzi. Ale to wszystko pożera mnie od środka. Niewidzialny nowotwór - moja psychika, nie pozwala mi normalnie żyć. Nawet mój ukochany nie wie, że każdego dnia płaczę, staram się tylko ukryć to przed nim, by nie przysparzać mu więcej stresu. W tym wszystkim straciłam siebie. Każdy z mojego miasteczka nie zna mnie jako Delilah East - każdy zna mnie jako dziewczynę Noaha Younga, bezimienną, towarzyszącą mu na każdym kroku. Od dwóch lat codziennie tracę siebie.

Nie potrafię nawet pomyśleć o pogrzebie. O tym, że opuszczą trumnę z jego ciałem do dołka, że w czarnej sukni będę wygłaszać przemowę, zalana łzami, że każdy będzie kładł kwiaty na jego grobie, kładł dłoń na jego dłoni, zanim zamknie się trumna. Nie, przemowę będę wygłaszać w granatowej sukience. Noah błagał mnie, żeby wszyscy na potrzebie ubrali cokolwiek oprócz czerni, że nie chciałby smętnego nastroju na jego pogrzebie, bo przecież umarł szczęśliwy, przy moim boku. A ta zasada miała się tyczyć szczególnie mnie. Głupek. Kochany, ale głupek.

"I nas już będzie coraz mniej"

Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Noah odchodzi z każdym dniem. Kończy się ta wspólna podróż. Odkąd poznaliśmy się, mając niecałe czternaście lat, minęły cztery lata. Był wtedy dla mnie po prostu młodszym bratem kolegi mojego brata. Pewnego dnia, gdy ten oto kolega obchodził urodziny, mój brat był jednym z zaproszonych gości, przyszedł na przyjęcie razem ze mną. Miałam jedynie pójść tam z nim, towarzyszyć mu do drzwi, a następnie skierować się do mojej przyjaciółki. Jednak na podwórku zaczepił mnie wtedy on. Uroczy blondyn z dołeczkami, który nie umiał się zamknąć ani na moment. Po kryjomu chciał wcisnąć mi babeczkę czekoladową, co ostatecznie mu się udało. Rok później całowaliśmy się w szkolnej toalecie. Teraz powoli rozpadamy się w swoich ramionach. Nie będzie już "Delilah i Noah". Delilah dalej będzie iść przez życie z ciężkim sercem, a Noah spocznie kilka metrów pod ziemią.

Moje myśli przerywa cichy pomruk. Obudził się. Szybko przecieram oczy. Czemu ja muszę nawet na takie wspominki reagować łzami...?

- Lila... - szepcze chłopak, wtulając się we mnie mocniej i rozchylając powieki, ukazując szarawe tęczówki. Moje brudnozielone oczy nie mają nawet porównania do jego - Śpisz?

Kręcę głową, patrząc na niego tylko przez moment. Nie mogę. Nie mogę spojrzeć w jego oczy, w których cały czas czai się ten ból i zmęczenie.

- Co dziś robimy? - pyta ochoczo, po czym delikatnie całuje zagłębienie mojej szyi, posyłając przeze mnie falę dreszczy.

Co możemy dziś zrobić? Mieliśmy przecież plan. Po krótkiej chwili sobie przypominam.

- Maraton filmowy. Takie naprawdę stare, romantyczne filmy. Ale na razie idź spać, jest czwarta.

***

"Bierzesz kęs po kęsie, w tle stary film. Próbuję zapamiętać twoje zmarszczki, twoje sny"

Znowu leżymy wtuleni w siebie, ale tym razem na kanapie. Zbliża się wieczór, około dwudziesta. Nadal nie wiem jakim cudem udało nam się spędzić dziesięć godzin na oglądaniu losowych romansów, sprzed przynajmniej dwudziestu lat. Udało nam się skreślić z listy "Titanica". Teraz Noah leży z głową opartą na moim ramieniu i wzrokiem wlepionym w ekran, na którym migają kadry "Śniadania u Tiffany'ego". Jego ręka raz po raz sięga po popcorn z różowej, plastikowej miseczki. Dziwię się, że nie wcisnął w siebie całości przed rozpoczęciem filmu, jak zwykł to robić. Nie zwraca już uwagi na zalecenia lekarza odnośnie odżywczej i zbilansowanej diety, korzysta z życia, zanim bezpowrotnie je straci. To takie w jego typie. Bezwładnie głaszczę go dłonią po ramieniu. Ciężko mi zwrócić uwagę na film, nie gdy te myśli znowu do mnie wracają.

Patrzę uważnie na mojego chłopaka. On zaś dość wciągnął się w romans. Jego duże oczy, szaroniebieskie jak niebo po burzy, wpatrzone są w telewizor, i pomimo psotnego błysku, jaki zawsze w nich miał, teraz widać w nich cień bólu i zmęczenia, tak do niego niepodobny. Przenoszę wzrok na jego usta, tak miękkie, gdy go całowałam, teraz suche i spierzchnięte. Lekko zadarty nos, trochę chłopięce rysy twarzy. Malutka zmarszczka nad jasnymi brwiami, dołeczki w lekko zapadłych od choroby policzkach. Jasne, słomkowe włosy, które odrosły mu po porzuconej chemii. Skanuję całą jego twarz, jakby moja pamięć była korą drzewa, na której chcę wyryć oblicze Noaha. Zapamiętać go szczęśliwego, wymazać z pamięci jego leżącego w szpitalu, bez włosów. Przed chorobą miał trzy marzenia, z których mi się zwierzał. Pierwsze, spędzić ze mną resztę życia i mieć trójkę dzieci. Drugie, zostać profesjonalnym koszykarzem. Trzecie, nauczyć się grać na gitarze jak profesjonalista. Po chorobie ta lista się zmieniła. Pragnął tylko spędzić ze mną resztę życia (bez dzieci oczywiście), rozegrać jeszcze jakiś wielki mecz i go wygrać, trzecie, nauczyć się grać na gitarze wszystkie moje ulubione piosenki. Wszystkie marzenia z aktualizowanej listy spełnił, choć to pierwsze jest raczej w fazie spełniania. Jeszcze nie odszedł. Ale zrobi to niedługo. I spełni swoje marzenie. Boże, czemu pod powiekami czuję takie nieopisane ciepło?

"Kruchy dźwięk do głowy wbija się znów - to dźwięk pękniętej chwili. I już tęsknię, chociaż jesteś tu"

Nawet się nie orientuję, kiedy nagle wydaję z siebie dziwaczny dźwięk - odgłos wybuchania płaczem, towarzyszący mi tak często w ostatnich dniach, a wciąż brzmiący jak wypowiedzenie wprost - "poddaję się i przy okazji przepraszam, że zniszczyłam nam piękne chwile". Natychmiast czuję na sobie spojrzenie Noaha, a po moich policzkach płyną łzy. W oczach chłopaka lśni strach i miłość, gdy obejmuję mnie osłabionym ramieniem, niegdyś tak silnym.

- Delilah, wszystko dobrze? Czemu płaczesz? - odzywa się do mnie ciepłym głosem - Marilyn aż tak cię wzruszyła?

Prycham pod nosem, próbując się uśmiechnąć przez łzy. Jego próby zażartowania doprowadzają do poprawy na ułamek sekundy i zaraz potem podwójnej rozpaczy. On doskonale wie, że to nie gra Marilyn Monroe, fabuła filmu, ani nic takiego.

- Po prostu... Już tęsknię - wykrztuszam z siebie, po czym wstrząsa mną kolejny spazm płaczu, gdy przytulam się do niego, a on czule głaszcze mnie dłonią po plecach - Boże, wiem, że jeszcze jesteśmy tutaj, korzystamy z życia, jest pięknie, ale... To się zaraz wszystko skończy i już czuję... - pociągam nosem, czując jak cała wypływająca ze wilgoć wsiąka w jego koszulkę - Już czuję jakby wszystko się skończyło - głos łamie mi się, gdy dodaję po chwili - Cholera, przepraszam, zniszczyłam znowu dzień.

- Lila... - odzywa się do mnie pieszczotliwym przezwiskiem, przyciągając mnie do siebie bliżej - Jest okej, wszystko jest okej. Wiem, że to ciężkie, ale... - najpierw mówi kojącym szeptem, ale po chwili słowa jakby zaczynają go zawodzić i wzdycha - Po prostu wiem że to trudne. I nie waż się mnie przepraszać.

Płaczę jeszcze bardziej, tuląc się do niego. Nikt nie dawał mi nigdy tyle łez. Tych szczęśliwych i tych smutnych. Noah Young jest mistrzem łez.

"Pół roku później będzie tu kurz i pył
Rok później będzie tu głucha nic"

Tęsknię już teraz, a co dopiero będzie, gdy on odejdzie? Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. Pozostawimy to miejsce pustym i smutnym, zostaną po nas szepty przeszłości. Na pewno do końca życia będę je słyszeć w głowie, ale ten domek o nas zapomni. Będzie stał w milczeniu, wszystko ucichnie, bo nie będzie miało już o czym rozpamiętywać. Wkrótce i ją umrę, wtedy wszystko odejdzie w zapomnienie. Już nie będzie boleć, tak jak boli teraz. Głucha cisza ogarnie świat Delilah i Noaha już na zawsze, teraz będzie Delilah i będzie Noah, już tylko we wspomnieniach.

"I ciebie będzie coraz mniej, jesień zabierze mi cię
I ciebie będzie coraz mniej, zimą pochowa cię śnieg
I mnie też będzie coraz mniej, założę na pogrzeb nasz sen
I nas już będzie coraz mniej"

Trzęsę się w kolejnych spazmach, tuląc się do Noaha, podczas gdy on całuje moje włosy. Tu, w tym domku letniskowym, kończy się nasza droga. Czas zabiera mi osobę, z którą chciałam spędzić całe życie. Wspomnienia pozostaną, łzy nadal będą się lać, może kiedyś przestanę go kochać. Ale boję się tego, nie chcę przestać. A jednocześnie chcę. I wiem, że prędzej czy później jakoś życie mi się ułoży, świat będzie się kręcił bez niego. Bo życie z nim było jak zabawa w disneylandzie - przy nim mogłam być sobą, okazać wewnętrzne dziecko, razem odnajdywaliśmy na nowo radość, spełnił moje marzenia, marzenia o pięknej miłości. A teraz to wszystko się kończy, wyjeżdżam z disneylandu i płaczę przy tym jak mała dziewczynka, która chce tam spędzić jeszcze parę dni. Disneyland. Teraz już raczej disneyend. Kończy się wszystko to, co najlepsze i przynoszące radość. Nasz związek upada, odchodzi w zapomnienie. Noah Young, wiedz, że kochałam, kocham i będę cię kochać nad życie. Nawet wyjeżdżając z disneylandu.


Opowiadanie inspirowane piosenką "disneyend" Marty Bijan.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top