rozdział 14

Ailey, Zuchon i chłopcy dotarli do osłoniętego kamiennym łukiem wejścia do wnętrza Kopca. Dwa borsuki wynurzyły się nagle z ciemności, warcząc i obnażając kły.

- Kto idzie? - rozległ się ostry, chrapliwy głos.

- Zuchon. - odpowiedział karzeł. - Zuchon, prowadzący Wielkiego Króla i Królową Narnii sprzed wieków.

Borsuki trąciły nosami ręce chłopców.

- Nareszcie! Nareszcie jesteście.

- Dajcie nam jakieś światło, przyjaciele. - rzekł Zuchon.

Borsuki znalazły pochodnię, a Piotr zapalił ją i wręczył karłowi.

- Niech KMP prowadzi. - powiedział. - Nie mamy pojęcia o drodze.

Zuchon wziął pochodnię i wszedł pierwszy do mrocznego tunelu. Było tam zimno i ciemno, pachniało stęchlizną. Z sufitu i ścian zwieszały się pajęczyny, a od czasu do czasu przez krąg światła, rzucany przez pochodnię, przelatywał nietoperz. Chłopcy, którzy od poranku na stacji kolejowej przebywali wciąż na powietrzu, czuli się tam jak w więzieniu lub pułapce. Nawet Ailey nie podobało się to wszystko, bo ona także większość czasu spędzała na zewnątrz.

- Piotrze. - szepnął Edmund. - Spójrz na te znaki na ścianach. Czy nie wyglądają na bardzo stare? A przecież my jesteśmy od nich starsi. Nie było ich jeszcze, kiedy tu byliśmy ostatni raz.

- Tak. - odpowiedział Piotr. - To daje do myślenia.

Karzeł prowadził ich prosto, potem skręcił w prawo, potem w lewo, kilka stopni w dół i znowu w lewo. Znaleźli się w krótkim korytarzu, na końcu którego zobaczyli światło sączące się przez szparę w drzwiach. Usłyszeli jakieś głosy. Stali przed wejściem do głównej komory Kopca. Głosy były pełne gniewu. Ktoś mówił jak głośno, że nie mógł usłyszeć zbliżania się lwicy, chłopców i karła.

- Wcale mi się to nie podoba. - szepnął Zuchon do Piotra. - Posłuchajmy przez chwilę, co się tam dzieje.

Jak powiedział, tak też zrobili. Cała czwórka zamarła bez ruchu pod drzwiami.

- Wiesz dobrze. - odezwał się głos.

- To król. - szepnął Zuchon, ale żadne z nich się nawet nie odezwało.

- Dlaczego róg nie zabrzmiał o wschodzie słońca tamtego dnia. Czy już zapomniałeś, że Miraz zaatakował nas tuż po odejściu Zuchona i że walczyliśmy o życie przez ponad trzy godziny? Zadąłem w róg, gdy tylko mogłem nabrać powietrza do płuc i przyłożyć do do warg.

- Nie zapomniałem o tym. - zabrzmiał gniewny głos. - I trudno, bym zapomniał.

- To Nikabrik. - wyszeptał ponownie Zuchon.

- To przecież moje karły przyjęły na siebie główne uderzenie. Na każdych pięciu jeden został na placu boju.

- Na honor, karle. - odezwał się inny, niski i chrapliwy głos.

- Truflogon. - wyjaśnił Zuchon.

- Wszyscy walczyliśmy tak samo jak wy, a już na pewno nikt nie był lepszy od króla.

- Powiedz to moim ludziom. - odpowiedział Nikabrik. - Tak czy inaczej, żadna pomoc nie nadeszła i nie obchodzi mnie przyczyna; czy zadąłeś w róg za późno, czy też wcale nie jest zaczarowany. A ty, wielki mędrcze, wielki mistrzu magii, ty, który wiesz wszystko, czy wciąż jeszcze chcesz, żebyśmy nadal pokładali całe nasze nadzieje w Aslanie, królu Piotrze, Królowej Ailey i tym podobnych bzdurach?

- Muszę przyznać... Nie mogę temu zaprzeczyć... No cóż, jestem głęboko rozczarowany rezultatem całej operacji. - padła odpowiedź.

- To będzie Doktor Kornelius. - wyszeptał znowu Zuchon.

- Mówiąc nieco prościej. - odezwał się znowu Nikabrik. - Twój worek jest pusty, czyli, mówiąc jeszcze inaczej, twoje obietnice okazały się niewarte funta kłaków. Przestań się w końcu wtrącać i pozwól działać innym. I właśnie dlatego...

- Pomoc nadejdzie. - usłyszeli głos Truflogona. - Ja trzymam z Aslanem. Miej trochę cierpliwości, tak jak my, zwierzęta. Pomoc nadejdzie. Może nawet jest już blisko.

- Bajdy! - warknął Nikabrik. - Wy, borsuki, chcecie nas namówić, abyśmy czekali, aż z nieba zaczną nam składać pieczone gołąbki. Powtarzam, nie możemy czekać! Jedzenia coraz mniej, w każdym starciu ponosimy ciężkie straty, sprzymierzeńcy zaczynają nas opuszczać.

- A dlaczego? - przerwał mu Truflogon. - Powiem ci dlaczego. Ponieważ rozeszło się między nimi, że wezwaliśmy na pomoc starożytnych królów, a ci królowie nie nadeszli. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział Zuchon, zanim odszedł ( niestety, chyba po swoją śmierć ) brzmiały: "Jeżeli musicie żądać w róg, zróbcie to tak, aby armia nie wiedziała, po co to robicie i jakie w tym pokładzie nadzieje". I jak się jakoś stało, że jeszcze tego samego wieczoru nie było w obozie nikogo, kto by o tym nie wiedział.

- Lepiej by ci było, borsuku, wsadzić swój szary ryjek w gniazdo szerszeni, niż mnie oskarżać o zbyt długi język! - krzyknął Nikabrik. - Odwołaj to albo...

- Och, przestańcie obaj! - przerwał im król Kaspian. - Chciałbym się dowiedzieć, co to właściwie znaczy, że Nikabrik bez przerwy nas krytykuje i radzi, co mamy robić. Ale przedtem chcę wiedzieć, kim są ci dwa obcy, których przyprowadził na naszą naradę. Ci, co tam stoją, milczą i bacznie się wszystkiemu przysłuchują.

- To moi przyjaciele. - powiedział Nikabrik. - A jakie ty masz prawo, aby tu być, prócz tego, że jesteś przyjacielem Zuchona i borsuka? A jakie ma do tego prawo ten stary ramol w czarnej todze? Dlaczego ja jeden nie miałbym przyprowadzić tu swoich przyjaciół?

- Jego wysokość jest królem, któremu przysiągłeś wierność. - odpowiedział Truflogon z powagą.

- Dworska gadanina! - warknął Nikabrik. - Tu, w tej dziurze, modemu porozmawiać szczerze. Wiesz dobrze, że ten telmarski chłopak nie będzie królem niczego i nikogo w ciągu tygodnia, jeżeli nie pomożemy mu wydostać się z pułapki, w jaką sam się wpakował. I on sam dobrze o tym wie.

- A może. - rozległ się głos Korneliusa. - Twoi nowi przyjaciele zechcieliby sami mówić za siebie? Hej, wy, kim jesteście?

- Czcigodny mistrzu. - odezwał się cienki, skamlący głos. - Racz mnie wysłuchać. Jesień tylko starą, biedną kobieciną, wielce zobowiązaną jego czcigodnej karłowatości za przyjaźń, którą mnie obdarza, to rzecz pewna. Jego królewska wysokość, niech nam długo jaśnieje jego piękne buzia, nie ma potrzeby obawiać się starej kobiety, zgiętej wpół przez reumatyzm i niemającej nawet paru patyczków, żeby je wsadzić pod swój kociołek. Znam parę drobnych zaklęć... Oczywiście nie mogę się równać z tobą, mistrzu Doktorze... Których bym chętnie użyła przeciw naszym wrogom, jeśli tylko zgodzą się na to wszyscy, którzy mają tu coś do powiedzenia. Bo ja ich nienawidzę! O tak. Nie ma nikogo, kto by nienawidził bardziej ode mnie.

- To wszystko jest bardzo interesujące i... Hm... Wystarczające. - powiedział Doktor Kornelius. - Chyba już teraz wiem, kim jesteś, pani. A teraz może twój drugi przyjaciel, Nikabriku, powie nam coś o sobie?

Rozległ się głuchy, ponury głos, na dźwięk którego Piotrowi ścierpła skóra.

- Jestem głód. Jestem pragnienie. To, co ugryzę, trzymam, aż umrę, a nawet po mojej śmierci muszą wyciąć z ciała naszego wroga to, co złapałem, i pochować razem ze mną. Mogę pościć sto lat i nie zdechnę. Mogę leżeć sto nocy na lodzie i nie zmarznę. Mogę wypić rzekę krwi i nie pęknę. Pokażcie mi waszych wrogów.

- I właśnie w obecności tych dwojga chcesz nam wyjawić swój plan? - zwrócił się Kaspian do Nikabrika.

- Tak. I przy ich pomocy chcę go urzeczywistnić.

W ciągu najbliższej minuty, albo i dwu, Zuchon, Ailey, Piotr i Edmund słyszeli tylko przyciszone głosy Kaspiana i jego dwóch przyjaciół, tak stłumione, że nie mogli niczego zrozumieć. Potem Kaspian znów przemówił głośno:

- A więc dobrze, Nikabriku. Posłuchamy twojego planu.

Zapanowała cisza, tak długa, że chłopcy zaczynali się zastanawiać, czy Nikabrik w ogóle ma zamiar przemówić, a kiedy przemówił, jego głos był cichszy niż przedtem, jakby sam bał się tego, co miał powiedzieć.

- Biorąc pod uwagę wszystko to, co już powiedziano i co się wydarzyło, nikt z nas nie zna prawdy o dawnych czasach. Zuchon nie wierzył w żadną z tych opowieści. Byłem jednak gotów to sprawdzić. Spróbowaliśmy najpierw z tym rogiem i nic z tego nie wyszło. Jeżeli kiedykolwiek był rzeczywiście Wielki Król Piotr, Królowa Ailey, królowa Zuzanna, król Edmund i królowa Łucja, to albo nas nie słyszeli, albo nie mogą przyjść, albo są naszymi wrogami...

- Poznałem Ailey i wierzę, że jest z nami, a nie przeciwko nam. - wtrącił Kaspian, chcąc bronić jakoś swoją przyjaciółkę.

- Albo są w drodze. - dodał Truflogon.

- Będziesz to powtarzać dotąd, aż Miraz nakarmi nami swoje psy. Jak powiedziałem, wypróbowaliśmy jego ogniwo w łańcuchu starych legend i nie wyszło to nam na dobre. Tak... Ale kiedy w boju złamie się miecz, wyciąga się sztylet. Te opowieści mówią również o innych potęgach, oprócz starożytnych królów i królowych. A może by teraz wezwać na pomoc TE SIŁY?

- Jeśli masz na myśli Aslana, to nie ma różnicy, czy wzywa się jego czy kroków. Oni mu służyli. Jeżeli ich do nas nie przyśle ( ale jesień całkowicie pewien, że to zrobi ), to tym bardziej sam nie przyjdzie. - powiedział Truflogon.

- Tu się z tobą zgadzam. - powiedział Nikabrik. - Aslan i królowie przychodzą razem. A więc albo sam Aslan jest już martwy, albo też wcale nie jest po naszej stronie. A może być i tak, że jest coś silniejszego od niego, co nie pozwala mu przyjść. A jeśli nawet przybędzie, skąd mamy wiedzieć, czy przybędzie jako nasz przyjaciel? Po tym, co o nim wiemy, można sądzić, że nie zawsze był największym przyjacielem karłów czy zwierząt. Zapytajcie wilków. W każdym razie wszyscy mówią, że był w Narni tylko raz i długo w niej nie pozostał. Na Aslanie można się zawieść. Myślę o kimś innym.

Nie było żadnej reakcji na jego słowa, przez kilka minut panowała taka cisza, że Edmund wyraźnie słyszał świszczący i chrapliwy oddech borsuka.

- Kogo masz na myśli? - odezwał się w końcu Kaspian.

- Mam na myśli potęgę większa od Aslana, potęgę tak wielką, że jeśli tylko dawne opowieści mówią prawdę, to właśnie ona trzymała w zaklęciu całą Narnię przez sto lat.

- Biała Czarownica? - krzyknęły jednocześnie trzy głosy, a po hałasie, jaki im towarzyszył, Piotr poznał, że cała trójka przyjaciół skoczyła na równe nogi.

- Tak. - przytaknął Nikabrik bardzo powoli i bardzo uroczyście. - Mam na myśli Czarownicę. Usiądźcie z powrotem. Przestraszyliście się samego jmjenjaz jakbyście byli dziećmi. Potrzebujemy siły, potrzebujemy potęgi, która by stanęła po naszej stronie. Jeśli chodzi o siłę, to czy stare opowieści nie mówią o tym, że Czarownica zwyciężyła Aslana, związała go i zabiła na tym właśnie Kamieniu, tym, który stoi tam, za nami, za kręgiem światła lampy?

- Ale te same opowieści mówią też, że ożył ponownie. - powiedział ostro borsuk.

- Tak, MÓWIĄ. - odpowiedział Nikabrik. - Ale warto zauważyć, se nie mówią nic o tym, co zrobił potem. Po prostu znika nagle ze starych opowieści. Jak to wyjaśnisz jeśli naprawdę ożył? Czy nie oznacza to raczej, że wcale nie ożył i opowieści nie wspominają o nim więcej, ponieważ nie było już nic do wspominania?

- To on ustanowił królów i królowe. - odezwał się Kaspian.

- Król, który wygra bitwę, może objąć królestwo w posiadanie bez mocy jakiegoś zaczarowanego lwa. - odrzekł Nikabrik.

Rozległ się dziwny, wściekły bulgot, świadczący prawdopodobnie o reakcji Truflogona.

- A zresztą. - ciągnął dalej Nikabrik. - Co przyszło z królów i ich panowania? Oni również gdzieś zniknęli. Inaczej się ma rzecz z Czarownicą. Mówią, że panowała przez sto lat, sto lat zimy. Oto jest potęgą, jeśli mam być szczery. Oto jest coś konkretnego.

- Ależ, na niebo i ziemię! - zawołał Kaspian. - Czyż nie mówiono nam zawsze, że to właśnie ona była naszym największym wrogiem? Czy to nie ona była tyranem dziesięć razy gorszym od Miraza?

- Być może. - odparł chłodni Nikabrik. - Być może BYŁA tyranem, przynajmniej dla was, ludzi, jeżeli w ogóle byli jacyś ludzie w tamtych czasach. Być może była okrutna dla niektórych zwierząt. Wytępiła bobry, w każdym razie nie ma ich teraz w Narnii. Ale wobec nas, karłów, była zawsze w porządku. A ja jestem karłem i dobro mojego ludu jest dla mnie najważniejsze. MY nie lękamy się Czarownicy.

- Ale przyłączyliście się do nas. - powiedział Truflogon.

- Tak, i zrobiliśmy prócz tego mnóstwo innych rzeczy. - wycedził Nikabrik. - Kogo się posyła na wszystkie niebezpieczne wypady? Karły. Komu się obcina racje, kiedy nie starcza żywności? Karłom. Kto...

- Kłamstwa! To wszystko są kłamstwa! - krzyknął borsuk.

- I dlatego... - mówił Nikabrik, a jego głos przeszedł wręcz w pisk. - Jeżeli nie możecie zrobić niczego dla moich ludzi, udam się do kogoś, kto może.

- Czy to otwarta zdrada, karle? - zapytał król Kaspian.

- Schowaj ten miecz z powrotem do pochwy, Kaspianie. - powiedział Nikabrik. - Mord podczas narady, tak? To w twoim stylu. Nie bądź aż tak głupi, by tego próbować. Myślisz, że się ciebie boję? Jezu was trzech i nas jest troje.

- A więc chodź, spróbuj. - warknął Truflogon, ale przerwał mu głos Doktora Korneliusa.

- Przestańcie! Przestańcie! Czy nie za daleko się posuwacie. Czarownica nie żyje. Wszystkie opowieści są co do tego zgodne. Co miał na myśli Nikabrik, kiedy mówił o jej wezwaniu?

Ponury, straszliwy głos, który odezwał się dotąd tylko raz, zapytał:

- Och, nie żyje? Jesteś pewien?

A potem zabrzmiał piskliwy, skamlący głos:

- Och, słodkie serduszko, moja kochana, maleńka królewska wysokość nie musi się martwić o to, że Biała Pani, tak MY ją nazywamy, nie żyje. Czcigodny pan Doktor tylko sobie kpi z takiej biednej, starej kobieciny jak ja, kiedy mówi takie rzeczy. Mój słodziutki panie Doktorze, uczony panie Doktorze, czy ktoś kiedykolwiek słyszał, żeby jakaś czarownica naprawdę umarła? Zawsze można ją sprowadzić z powrotem.

- Wezwij ja. - zabrzmiał ponury głos. - Jesteśmy gotowi. Zakreśl krąg. Przygotuj błękitny ogień.

Ponad wzbierający na sile ryk borsuka i ostry krzyk Korneliusa: "Co!" wzbił się potężny głos króla Kaspiana:

- A więc taki jest twój plan, Nikabriku? Czarna Magia i wezwanie na pomoc przeklętego ducha? Wiem już, kim są twoi przyjaciele. To wiedźma i wilkołak!

Rozległ się ryk zwierzęcia i szczęk stali. Zuchon, Ailey i chłopcy wpadli do środka. Piotr zobaczył straszną, wychudłą istotę, pół człowieka i pół wilka, jak skacze na chłopaka w jego wieku; Edmund ujrzał borsuka i karła toczących się po podłodze w zażartej walce. Zuchon znalazł się naprzeciw wiedźmy. Jej nos i broda przypominały obcęgi, szare włosy rozwiały się wokół twarzy, a długie palce zaciskały się na szyi Doktora Korneliusa. Rozległ się świst miecza Zuchona i głowa wiedźmy potoczyła się po podłodze. W tym samym czasie Ailey, pod postacią lwa, rzuciła się na wilkołaka, szarpiąc nim, jak szmacianą lalką. Potem ktoś przewrócił lampę i wszystko zamieniło się w plątaninę między, zębów, pazurów, pięści i obcasów. Trwało to około minuty. Później zapanowała cisza.

- Edmundzie, żyjesz? - rozległ się wreszcie głos Piotra. - Ailey?

- Chyba tak. - wysapał Edmund. - Mam tu tego Nikabrika, ale wciąż jeszcze jest żywy.

- Na kufry i konwie! - usłyszeli zduszony, wściekły głos. - To nie Nikabrik, to JA! Siedzisz na MNIE! Jesteś ciężki jak młody słoń!

- Bardzo cię przepraszam, KMP. Teraz już lepiej?

- Auuu! Nie! - zawył Zuchon. - Wpychasz mi obcas w usta.

- Też nic mi nie jest. - odezwała się Ailey, znów przemieniając się w ludzką postać. Przejechała dłonią po swoich jasnych włosach.

- Czy jest tu gdzieś król Kaspian? - zapytał Piotr.

- Jestem tutaj. - dobiegł ich słaby głos. - Coś mnie ugryzło.

Rozległ się trzask zapalanej zapałki. To był Edmund. Płomień oświetlił jego twarz, bladą i brudną. Rozejrzał się dookoła, znalazł świecę ( lampa była już bezużyteczna, bo wylała się z niej oliwa ), zapalił ją i postawił na stole. W półmroku kilka postaci podniosło się na nogi. Siedem twarzy patrzyło na siebie, mrugając i dysząc ciężko.

- Chyba nie ma już wśród nas wrogów. - powiedział Piotr, kiedy Ailey podeszła do niego bliżej. Spojrzał na nią, ciesząc się, że nic się jej nie stało podczas tego całego zamieszania. - Tu jest wiedźma, martwa. - oznajmił, jednak szybko odwrócił od niej spojrzenie. - Tu Nikabrik, też martwy. A to, jak mi się zdaje, jest wilkołak. Dawno już żadnego nie widziałem. Głową wilka i ciało człowieka. To znaczy, że właśnie przemienił się z człowieka w wilka, kiedy dosięgła go śmierć. A ty, jak sądzę, jesteś królem Kaspianem?

- Tak. - odpowiedział Kaspian. - Ale nie mam pojęcia, kim ty jesteś.

- To Wielki Król Piotr i Królowa Ailey, Córka Wielkiego Lwa. - powiedział Zuchon, wskazując na ich dwójkę.

- Witam waszą wysokość. - odezwał się Kaspian, po czym uśmiechnął delikatnie, przenosząc swój wzrok na Ailey. - Cześć.

- Hej. - odparła od razu Ailey, posyłając mu uśmiech.

- A ja witam wysokość waszą. - powiedział Piotr. - Jak wiesz, nie przyszedłem tu, aby zająć twoje miejsce, lecz po to, aby ci pomóc je odzyskać.

- Najjaśniejszy panie! - rozległ się inny głos, tuż pod łokciem Piotra. Odwrócił się i zobaczył borsuka. Pochylił się, uścisnął go i pocałował w czoło. Nie było w tym nic dziecinnego - był przecież Wielkim Królem.

- Najdzielniejszy z borsuków. - powiedział. - Nigdy w nas nie zwątpiłeś.

- Nie ma w tym mojej zasługi, miłościwy panie. - rzekł Truflogon. - Jestem zwierzęciem, a my się nie zmieniamy. A w dodatku jestem borsukiem, a my trzymamy się mocno.

- Żal mi Nikabrika. - stwierdził Kaspian. - Wiem, że nienawidził  mnie od pierwszej chwili, w której mnie zobaczył. Myślę, że jego serce zgorzkniało zionie od długiego cierpienia i nienawiści. Gdybyśmy szybciej odnieśli zwycięstwo, mógłby się stać dobrym karłem w czasach pokoju. Nie wiem, kto z nas go zabił. I cieszę się z tego, że nie wiem.

- A ty krwawisz. - zauważył Piotr.

- Tak, ten... To wilcze stworzenie mocno mnie ugryzło.

- Dlatego się z nim rozprawiłam. - powiedziała Ailey beznamiętnie, patrząc na dwójkę swoich bliskich, a powieka jej nawet przy tym nie drgnęła.

Oczyszczenie i zabandażowane rany Kaspiana trwało dość długo, a kiedy skończyło, Zuchon powiedział:

- No, a teraz, zanim zrobimy cokolwiek, musimy zjeść śniadanie.

- Tylko nie tutaj. - odparł Piotr.

- Nie. - zgodził się Kaspian i wstrząsnął się z obrzydzeniem. - Trzeba zabrać stąd te zwłoki.

- Niech zakopią to robactwo w jakiejś dziurze. - dodał Piotr. - Prócz karła; jego ciało oddamy jego towarzyszom, aby je pochowali zgodnie ze swymi zwyczajami.

Zjedli śniadanie w jednej z ciemnych komór Kopca Aslana. Nie był to posiłek, za jakim tęsknili, bo Kaspian i Kornelius marzyli o pasztecie z sarniny, a Piotr i Edmund o jajecznicy na maśle i gorącej kawie, ale każdy dostał kawałek zimnego niedźwiedziego mięsa ( z kieszeni chłopców ), kawałek twardego sera, cebulę i garnek wody. Sądząc jednak po tym, jak czuli się ok śniadaniu, można by pomyśleć, że było wspaniale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top