Rozdział 9.

Po około tygodniu, udałem się na spotkanie, a raczej dobrać kogoś.  Byłem bardzo ciekawy jego reakcji, kiedy dowie się, że to ja go kupiłem. Wysłałem chłopakowi zdjęcie bransolety, aby wiedział, że to w niej będę na spotkaniu.

Gdy dotarłem na mniejsce, poczułem się nie pewnie, acz kolwiek nie miałem zamiaru rezygnować.

Szybko zasiadłem przy stoliku pod ścianą i zamówiłem danie. Czekałem jakoś pół godzinki, gdy nagle ktoś się do mnie dosiadł. Podniosłem wzrok i na nowo zakochałem się w niebieskich teczowkach.

-Dzień dobry.-przywitał się kulturalnie.

-No dzień dobry.-dzwignałem głowę, widząc jakiego szoku doznaje rozpoznając moją twarz.

-M-Mikołaj?-zapytał nie pewnie, jakby nie dowierzajac.

-Dla Ciebie Pan Mikołaj.-z jednej strony cieszyłem się, że go widzę, ale z drugiej czułem wściekłość. -Od dzisiaj mieszkasz u mnie i robisz to co ci karze, żadnych ucieczek niczego, jeśli to zrobisz, twój ojciec umrze , a tego nie chcemy, prawda?-usmiechnąłem się kpiaco i zaśmiałem złowieszczo widząc jak w jego oczach pojawiają sie łzy, a on sam kiwnął głową zgadzając się.-Grzeczny chłopiec-klepnąłem go w policzek po czym wziąłem za rękę i siłą wyprowadziłem z budynku.

Udałem się do domu, po czym wpyuchając go do środka, pocałowałem brutalnie.

-Jak się teraz czujesz? Jesteś teraz mój.-zacząłem ściągać kurtkę. -Nawet nie warz się sprzeciwiać, czy wydawać jakich kolwiek dźwięków.-Uderzyłem go w policzek z całej siły tak, że chłopak runął na podłogę. 

Byłem wściekły, nie panowałsm nad sobą, wkurzyło mnie to, że wykonał moje polecenie i nawet się nie zająknął czy nie prosił kiedy zacząłem uderzać jego głową opodłoże. Zauważałem u niego ogon. Wziąłem nóż(z półki) w ręce i naciąłem go widziałem jak chłopak zacisnął ręce na szyi aby nie krzyczeć z bólu. Kopnąłem go w brzuch.

-To za to, ze uciekłeś.-nadal wrzała we mnie wściekłość  i widząc uszy postanowiłem coś zrobić.

Podpalilem noz i wrocilem do niego. Przyciagnąłem jego glowe do siebie, a on z przerażeniem spojrzał na mnie.

Przystawilem nóż do uszka wiewiorczego, po czym mocno przycisnałem jego płatek do noża. Chłopak aż krzyknął z bólu przez co uderzyłem go z pięści w twarz.

-Oby to Cię czegoś nauczyło.-odrzuciłem wszystko i spojrzałem na pobitego chłopca.-żałosne-Udałem się do gabinetu i tam usiadłem przy biurku.

Kiedy złość minęła, zdałem sobie sprawę co zrobiłem, byłem wściekły na siebie, ale akurat nie miałem czasu o tym myśleć bo szybko zbiegłem na dół tam, gdzie zostawiłem poszkodowanego.

Podbiegłem do niego, a on zaczął błagać abym nic mu już nie robił, że nie ucieknie.
Przyciagnąłem go do siebie z zamiarem przytulenia, ale on zaczął się szarpać i płakać. Mimo to nadal go tuliłem i głaskałem po główce.

-Przepraszam, przepraszam.-zacząłem płakać i co chwilę całowałem go w głowę.

Kiedy emocje opadły, ostrożnie zaprowadziłem chłopca do kuchni. Jego prawe oczko było sine, uszko czerwone i zakrwawione, gdzie nie gdzie coś podobnego do wysypki, na ogonie była ogromna rana a on sam był cały zakrawiony. Brzuch miał cały w sińcach, mało tego, jego oczka przepełnione były przerażeniem oraz łzami.

Przyciągnąłem go i pocałowałem w główkę po opatrzeniu. Jeszcze nigdy nie było mi tak wstyd jak w tedy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top