TEQUILA [McSombra]
Requested by HananamiPL, flawless-lemour & czy_tel_nic_zka (Jezusie Chrystusie...)
A ta nuta w mediach to tak na serio >:D
Opo pisane w stanie sleep drunk, lubię wczuwać się w postacie. Przepraszam, jeśli bardzo widać XD
------------------------------
Lubiła mówić, że na tym etapie już nic jej nie zaskoczy, choć w najmniejszym stopniu nie było to prawdą. Jednak kiedy po wejściu do baru zobaczyła siedzącego przy ladzie Jesse'a, ani trochę jej to nie zdziwiło.
- Się masz, kowboju! - powiedziała, parodiując amerykański akcent, i usiadła na stołku obok.
Podniósł na nią rozkojarzony wzrok, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Soooombra, skarbie! - Rozłożył ręce, jakby miał zamiar ją przytulić, ale jedynie klepnął ją po plecach. Ewidentnie był już troszkę podwiany. - Sz... co ty robisz w takiej dziurze, r-różo Meksyku?!
Zaśmiała się, z nutą złośliwości w głosie.
- Zgubiłeś kartę pamięci przy tym chlaniu? Przyłażę tu co piątek. Często z tobą.
Spojrzał na swój kieliszek, wciąż szczerząc się głupio.
- Ano, coś mi tam we łbie świta. Mają tu tę twoją... meksykańską wódę. Tę z D-dorado. Te-qu-illll-aaaa! - Uniósł kieliszek w górę, wznosząc toast, po czym opróżnił go jednym szybkim łykiem.
Znowu się zaśmiała.
- Hej, barman! - Wskazała kciukiem na siedzącego obok, teraz podpierającego się łokciem, McCree. - Nie wiem, ile już miał, ale dla mnie tyle samo!
-*-
Niedługo później siedzieli już w tym gównie razem - on schlany w cztery dupy, ona na razie tylko w dwie. Tematami byli gdzieś pomiędzy polityką a fizyką kwantową.
- Ciekawe, kto za to z-zapłaci? - mruknęła Sombra, unosząc pusty kieliszek i zaglądając do środka. - Bo szanowny pan kauboj zapewno znowu bez pinionszka przy duszy, correcto?
Zaśmiał się donośnie, opierając się czołem o ladę.
- Salso Teq-quilo, jak ty mnie d'brze zn'sz, Oliś...
Spojrzała na niego, mrużąc oczy i zmarszczyła brwi.
- Ty... skąd ty wiesz, jak mam na imię?!
Podniósł się, tylko po to, żeby wzruszyć ramionami i rozłożyć ręce, po czym znowu opadł na ladę.
- Ka-ażdy je z-z-zna, kotuś... - mruknął, nasuwając sobie kapelusz na oczy. - Śpiący jes-sem... chyba się zdrzemnę...
Wpatrywała się w niego jeszcze przez chwilę, po czym westchnęła, trochę z podirytowania (jak to: każdy?!), trochę z zażenowania. Pociągnęła go lekko za jego czerwoną chustę.
- 'stawaj, Jessie... - Przeciągnęła mu kapelusz prawie na sam kark. - Wstaaaawaj, idziemy do domciu. Do bazy.
Jęknął z niezadowoleniem, zakrywając głowę rękami. Sombra jednak nie miała zamiaru ustępować.
- No heeeej... bo znowu ci się wplączą włosy w zawiasy... - Strąciła mu sztuczną rękę z głowy i lekko go poczochrała. - Jak ze mną nie pójdziesz, zostawię cie z r'chunkiem, stary.
Zaszlochał teatralnie.
- Okrutna... - Podniósł się niechętnie, stękając. Wyprostował plecy i przeciągnął się, aż mu w nich strzeliło. - Ch-chyba bę'ziesz mnie musia'a tam donieść, Oliś...
Skinęła na barmana i poprosiła o terminal. Zaraz gdy ten tylko na chwilę się odwrócił, żeby obsłużyć któregoś z innych klientów - których o tej porze za dużo już nie miał - wykonała kilka szybkich ruchów ręką i cyk! - cały rachunek miała opłacony. Uśmiechnęła się z dumą. Jej umiejętności nie mogły przyćmić żadne procenty.
Spojrzała na McCree, który przyglądał się całej tej akcji, i z uśmiechem przytknęła palec do ust. Mężczyzna w odpowiedzi poruszył zabawnie brwiami, wywołujac u Sombry parsknięcie.
- Dobra, zwijamy się - mruknęła i wyciągnęła kowboja za rękę na zewnątrz.
Chłodne nocne powietrze pomogło jej odrobinę otrzeźwieć... czego nie można było niestety powiedzieć o jej towarzyszu. Chociaż... niestety? Wyglądał raczej, jakby świetnie się bawił. Sombra w to nie wątpiła.
- Poooowiem ci, Sombruś-ś... - mruknął, obejmując ją ramieniem. - Sz-sz-że po raz pierwszy od daaaawna... - zatoczył drugą ręką krąg - ... nie mam zielonego pojęcia, 'zie jestem! - Spojrzał na nią, szczerząc się jak dureń. - Niesamowite uczucie!
Poklepała go po głowie, dla żartu naciągając mu kapelusz na twarz.
- Nie bój żaby, amigo, ja jeszcze k... kontaktuję.
Westchnął ciężko, poprawiając kapelusz.
- Prawie mi ciebie szkoda...
Szli tak sobie, zataczając się i raz na jakiś czas wybuchając donośnym śmiechem, ładne kilkanaście minut, dopóki McCree nie oznajmił, że musi na chwilę usiąść. Nie obyło się bez złośliwych komentarzy ze strony koleżanki, ale wkrótce siedzieli razem na ławce w parku, jak dwa pijaki, którymi w tamtym momencie w sumie byli.
- Uuch... - Mężczyzna zdjął kapelusz i zaczął się nim wachlować. - Jess mi g'rąco i z-zimno w tym samym czasie... umieram? - Spojrzał na Sombrę z ubolewaniem.
Zaśmiała się, sprzedając koledze sójkę w bok.
- Chciałbyś, ćwoku... tak szybko się ode mnie nie uwolnisz!
Wyprostował się gwałtownie i wycelował w nią oskarżycielsko palec.
- Tyyyy... kogo nazywasz ćwokiem, ty... - zmrużył oczy, jakby głęboko się zastanawiał - ... ty imbécile, ty...
Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć to, co właśnie odstawił. Kiedy w końcu to do niej dotarło, dostała ataku niekontrolowanego śmiechu.
- Jesse... - sapnęła, kiedy udało jej się już nieco uspokoić. - To... to f-francuski!
Machnął ze zrezygnowaniem ręką, niczym postać z kreskówki, której coś nie wyszło.
- Damn it... jeszsze chwilę byśmy posie'eli w tym barze to bym i hiszpańskiego podłapał...
Poklepała go przyjacielsko po ramieniu.
- Engañar...
Podniósł na nią wzrok.
- Że szo...?
Zaśmiała się jedynie, kręcąc głową. Mężczyzna w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Nie waż-żne... tak czy siak wcale nie 'cę się od ciebie uwalniać... babo.
- Aww. - Oparła twarz na dłoni, wpatrując się w kowboja z rozczuleniem. - Coś się tak nagle otworzył?
- Jaaaa? - Odkaszlnął, po czym odchylił się najbardziej, jak tylko pozwalała mu ławka i rozłożył ręce. - Ja za~wsze jestem otwarty!
- Zbok... - Zachichotała, odpychając rękę, której o mało nie wpakował jej w twarz. - Ciesz się, że nikt normalny nie chodzi o tej porze po parku. Robisz scenę - próbowała zabrzmieć karcąco, ale sama była nieźle podwiana. Nie była w stanie przestać się uśmiechać.
Słysząc to, McCree zmrużył oczy i, wpatrując się w nią oskarżycielsko, wycelował w Sombrę pistolet z palca.
- O ty babolu p... parszywy... wstydzisz się mnie?!
- Oof, jak groźnie! - Znowu zachichotała. - Nie przegrzewaj się tak. I tak wiem, że mnie kochasz.
Przechylił ze zdziwieniem głowę.
- E? A skąd wiesz?
Odchyliła się od niego, marszcząc z niedowierzaniem brwi.
- ... co?
- Co? - spapugował ją Jesse.
Siedzieli chwilę w milczeniu, po czym równocześnie wybuchnęli pijańskim śmiechem.
- Ej, ejejejej... - wyrzuciła Sombra, ocierając oczy. - Ależetytak naprawdę?
Pokiwał głową, siląc się na poważny wyraz twarzy, co niekoniecznie mu wyszło.
- Oliś... Oliś, złoto moje... - Wyciągnąl ręce i złapał jej twarz w dłonie. - Jak ja cię k'wa kocham!
- Nie przeklinaj, dziadzie. - Złapała go za nadgarstki, jednak nie włożyła żadnej siły w to, żeby odczepić jego dłonie od swojej twarzy. Mimo że było to dość niewygodne. - Jesteś pijany, Jessie...
Wzruszył ramionami.
- To co? - Uśmiechnął się delikatnie. - Ty też. Poza tym... m'wi się, że słowa pijanego to mysli trze-trzeźwego, niee? Kocham cię, durna!
Parsknęła krótkim śmiechem, przechylając lekko głowę.
- Pogadajmy o tym rano, co?
Westchnął ciężko, opuszczając głowę.
- Rano... rano to ja będę umierał, darlin'.
- Uch, ty... - Zdjęła mu kapelusz i po raz drugi tego wieczoru poczochrała Jesse'a po włosach. - Masz trochę racji.
Podniósł głowę, wpatrując się na nią wzrokiem szczeniaczka. I mimo tego, że jeszcze sekundę wcześniej sytuacja wydawała się dziewczynie cholernie zabawna, w tamtym momencie poczuła nagle, jak serce zaczyna jej mocniej bić.
- Nie żartuję, Sombra... - Pogładził ją delikatnie kciukiem po policzku. - Ja... ja naprawdę... ugh, cholera. - Parsknął cichym śmiechem. - Masz bardzo zabawną minę, Oliś...!
Westchnęła cieżko, wpatrując się w jego nagłą nieporadność. Potem, wyczuwszy chwilę słabości, szarpnęła ręce kowboja w dół i nachyliła się lekko, składając na jego czole delikatny pocałunek.
- O-o-och... hahahah...! - Wpatrywał się w nią z zaskoczonym, lekko zawstydzonym uśmiechem. Chyba go zatkało. Widząc to, dziewczyna również uśmiechnęła się lekko i wcisnęła mu kapelusz z powrotem na głowę.
- Chodźmy już, co? - Puściła jego ręce i wstała z ławki. - Zostało nam kilka minut marszu. A ty chyba jesteś zmęczony?
Gdyby nie miał uszu, szczerzyłby się chyba dookoła głowy.
- Ahaaaa... ano, przespałbym się trochę... - Próbował podnieść się sam, jednak oczywiście zatoczył się i gdyby nie Sombra pewno wywinąłby orła. - Choć na twoje t'warzystwo chyba nie ma-am co liczyć?
Potrząsnęła głową z politywaniem.
- Może innym razem - mruknęła i, zarzuciwszy sobie jego rękę na ramię, ruszyła z nim w drogę powrotną. Bo wiedziała, że ten inny raz na pewno nastąpi. Choćby kowboj niewiadomo jak wypierał się wszystkiego, co powiedział. Nie zapominajmy, że wyznał to wszystko kobiecie, która wręcz kochała zbierać cudze sekrety. I nigdy nie zaczynała rozmowy bez uprzedniego włączenia dyktafonu.
-----------------------------
A/N: Mi się osobiście nie podoba, ale flawless-lemour koniecznie chciała pijańskie chliché... tak czy siak, to opo wyszło mi, imo, średnio. Przepraszam wszystkich zawiedzionych fanów McSombry :/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top