SŁOWA [Junkmetra]
Requested by flawless-lemour, czy_tel_nic_zka, pus4ysty & BlankaWiktoria (s ł o d k i J e z u).
-----------------------------
Opowiedz mi... jak to było TAM?
Było w tym chłopcu coś, co strasznie ją do niego przyciągało, choć nie miała pojęcia co. Bynajmniej nie był to jego wygląd, to wiedziała na pewno. Coś jednak w tym osobliwym człowieku sprawiało, że chciała przy nim być.
Zazwyczaj przychodziła na ten dach sama. Rozkładała sobie koc, siadała na nim i obserwowała gwiazdy. Często przez długie, długie godziny. Samotne godziny.
Tym razem było inaczej. Tym razem nie była sama.
Siedziała w siadzie japońskim, a on leżał obok, z głową na jej kolanach i oczarowany wpatrywał się w nocne niebo. Kiedy się odezwała, przeniósł spojrzenie szeroko otwartych, dziecięcych oczu z gwiazd na nią.
- Tam? - Uniósł jedną rękę i podrapał się po głowie. - Masz na myśli... dom?
Skinęła głową, wpatrując się w chłopaka wyczekująco. Zastanowił się przez chwilę, po czym powędrował wzrokiem z powrotem w stronę nieba.
- Inaczej. - Pokiwała głową, udając, że rozumie. Wiedziała jednak, że sama z siebie nigdy tego nie pojmie, nie bez jego wyjaśnień. Na jej szczęście chłopak postanowił kontynuować. - Nie było widać tylu gwiazd. Przez promieniowanie czy inne zanieczyszczenia, znaczy nie wiem. Roadhog mi tak powiedział.
- Możliwe - potwierdziła, również zadzierając głowę. - Wiesz, tu też nie ma ich za dużo. Przez zanieczyszczenie światłem.
Wzruszył ramionami.
- Mi się podoba.
Powiedziała coś nie tak, czy to tylko jej umysł próbował wmówić jej, że reakcja chłopaka była negatywna? Zbeształa się w myślach. Nie chciała zabrzmieć, jakby się wywyższała. Chciała tylko podtrzymać konwersację.
- To... to jedyna różnica?
Pokręcił głową i spojrzał na nią z ekspresją wyrażającą niedowierzanie zmieszane z rozbawieniem.
- Oi, żartujesz? To zupełnie inne światy... - Przeciągnął się, wyciągając ręce nad głową. - Przede wszystkim było znacznie cieplej. Nie trzeba było nosić tego. - Ujął w dwa palce materiał koszulki, którą miał na sobie; wyjątkowej rzadkości. Na jego twarzy odmalowało się komiczne wręcz obrzydzenie. - No i w ogóle. Ludzie byli inni. Takich ładnych widoków to u nas nie było. - Uśmiechnął się, pokazując dziewczynę palcem.
Potrząsnęła głową, wznosząc oczy ku niebu.
- Daj spokój... przestań.
Podniósł się, siadając po turecku na przeciwko niej. Oparł dłonie na kolanach, rozpychając je lekko na boki.
- Co mam przestać? - droczył się z nią.
Zignorowała jego grę.
- Opowiedz mi coś - poprosiła, uciekając wzrokiem za krawędź dachu, gdzie rozciągał się horyzont, widok miasta. Po raz pierwszy zwróciła uwagę, jak wysoki był budynek, na który tak ochoczo wchodziła. Na tyle wysoki, żeby światło lamp ulicznych zdążyło zblednąć, dzięki czemu można było oglądać gwiazdy.
Przechylił głowę, robiąc zainteresowaną minę.
- A co byś chciała?
Cokolwiek - pomyślała. Zastanowiła się chwilę.
- Może o tym, jak straciłeś nogę? - Wskazała na jego protezę.
To go chyba speszyło. Oklapł jakby, a ona przestraszyła się nie na żarty. Nie chciała go zranić.
Próbowała się odezwać, ale on ją uprzedził.
- Może nie...? To dość nudna historia - Uśmiechnął się, jednak wyszło dość blado. - Może coś innego, co?
Pokiwała głową.
- Tak. - Wpatrzyła się w niego wyczekująco, mając nadzieję, że nie każe jej znowu wybierać tematu.
Chyba zrozumiał.
- Opowiadałem ci już, jak z Roadhogiem zakosiliśmy klejnoty koronne? - Ożywił się nagle.
Zachowuje się jak szczeniak - przemknęło jej przez głowę. Zarumieniła się na tę myśl. Na szczęście było chyba zbyt ciemno, żeby chłopak mógł to zauważyć. Pokręciła głową, choć nie była to prawda. Opowiadał jej już o tym. Ale to nic, lubiła tę historię.
---
Leżeli obok siebie, wpatrzeni w niebo. Tu, na górze, odgłosy metropolii wciąż były słyszalne, ale stanowiły jedynie trzecie tło. Można było wypchnąć je na dalszy plan, a wtedy przestawały istnieć. Zostawały gwiazdy, ona, chłopak i jego słowa.
W tamtym momencie jednak oboje byli cicho, tak, że dziewczyna mogła wsłuchać się w dźwięki miasta. Delikatny szum sunących nad ziemią samochodów, w połączeniu z widokiem gwiazd i lekkim nocnym chłodem nadawały temu spotkaniu ciekawej atmosfery. Podobało jej się.
- Wiesz... - chłopak przerwał nagle tę względną ciszę. Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć. Wciąż wpatrywał się w niebo, teraz jednak mrużył lekko oczy, a na jego twarzy malowało się jakby zniesmaczenie. - Jedna rzecz w Junkertown była jednak nieporównywalnie lepsza. Tam ze złomu budowało się przydatne rzeczy, nie jakieś skrzypiące gówna krzyczące o "swoje prawa".
Poderwała się do siadu i spojrzała na niego oburzona.
- Jamison!
Skrzyżował ręce pod głową i spojrzał na dziewczynę wzrokiem mówiącym "no proszę cię".
- Co? - Wzruszył ramionami, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. - Taka prawda.
Otworzyła usta, ale nie wiedziała, co miała powiedzieć.
- Jak... - udało jej się w końcu wykrztusić - ... jakie... jakie procesy myślowe w ogóle zachodzą w twojej głowie, że w takim momencie myślałeś o tym, że tęsknisz za domem, bo nie było tam Omników?
Przekrzywił głowę, patrząc na dziewczynę z zainteresowaniem.
- W jakim "momencie"? - Zręcznie odbił pytanie pytaniem.
Zawiesiła się. Nie spodziewała się tego. Nie chciała wypowiadać swoich myśli na głos.
Chłopak podniósł się ostrożnie, nie spuszczając z niej wzroku.
- W jakim momencie, Sym? - Uśmiechnął się lekko. Próbowała przekonać samą siebie, że to nie był złośliwy uśmiech.
Zwiesiła głowę, dalej się nie odzywając. Czuła, że chłopak dalej nie spuszczał z niej wzroku. Po chwili westchnął, chyba ze zrezygnowaniem. Głęboko, teatralnie.
- Doooobra... - mruknął.
Podniosła wzrok. Wpatrywał się w jakiś punkt nad jej głową, gładząc się lekko po brodzie. Jego twarz wyrażała tak komiczne skupienie, że dziewczyna aż się uśmiechnęła, zagryzając wargę. Złapał jej spojrzenie i odwzajemnił uśmiech.
- Zastanawiam się, jak zmusić cię do mówienia. - Rozłożył ręce, zaciskając usta. - Wbrew pozorom nie lubię monologów. Przy przyjemniaczku, jakim jest mój dobry ziomek Roadie, to prawie obowiązek.
Ponownie spuściła wzrok. Teraz zrobiło jej się głupio. Najwyraźniej po raz kolejny sprawiła mu przykrość... Dlaczego musiała taka być?
- H-hej no, spokojnie, mate... - Usłyszała w jego głosie zdenerwowanie. Zdobyła się na ponowne spojrzenie w jego stronę.
Podniósł ręce do klatki piersiowej, machając nimi energicznie, jakby się poddawał. Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Dobra, już. Nie musisz nic mówić, jak nie chcesz! Sorka... - Zgarbił się lekko, zakrywając usta dłonią i wpatrzył się w dziewczynę ze... zmartwieniem? Tak jej się przynajmniej wydawało.
Pogapili się na siebie przez chwilę. Poczuła się winna. To przez nią tak umilkł. Nie powinno tak być.
Po chwili zabrał rękę od ust i przymknął oczy, wzdychając ciężko. Opadł na koc, kładąc dziewczynie głowę na kolanach. Wrócili do punktu wyjścia.
Spojrzała na niego, oczekując następnego ruchu. Odwzajemnił spojrzenie i uśmiechnął się szeroko, marszcząc brwi.
- To teraz słuchaj, bo to będzie bomba! - wypalił nagle. - Tego ci jeszcze na pewno nie opowiadałem...
Uśmiechnęła się lekko, przewracając oczami. Wsłuchała się w jego historię i nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła bezwiednie, delikatnie głaskać chłopaka po włosach. A on zrobił jej przysługę, nie przerywając opowieści.
Było w tym chłopcu coś, co strasznie ją do niego przyciągało, choć nie miała pojęcia co. Bynajmniej nie był to jego wygląd, to wiedziała na pewno. Coś jednak w tym osobliwym człowieku sprawiało, że chciała przy nim być.
Być może był to sposób, w jaki opowiadał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top