KARDIOLOG [Gency]
Requested by HananamiPL & SenatGalaktyczny.
-----------------------------
- Jak się miewa mój zdechlak?
Na dźwięk głosu pani doktor, chłopak od razu uśmiechnął się i odłożył magazyn, który czytał, na mały stolik obok łóżka. Po ostatniej akcji trzeba było go - chłopaka, nie magazyn - rozłożyć na czynniki pierwsze i poskładać od nowa. Dlatego właśnie znajdował się w tym miejscu - w prywatnej klinice dr Ziegler.
- Odkąd tu weszłaś, czuję się znacznie żywiej. - Usiadł prosto na łóżku, przygotowując się na rutynowe badania.
Zaśmiała się perliście, na dźwięk czego chłopakowi mocniej zabiło serce.
- Oj, Genji, Genji... zdejmij proszę koszulkę, muszę cię osłuchać.
Posłusznie wykonał polecenie, w głębi duszy żałując, że do tego strip tease'u dochodziło wyłącznie w takich sytuacjach. I choć robił to na tyle często, by się przyzwyczaić, za każdym razem czuł to samo. No ale cóż. Tak to już jest, jak zakochasz się we własnym lekarzu.
Wypiął pierś, pozwalając Angeli przytknąć do niej stetoskop, zaraz jednak odsunął się, skrzecząc teatralnie.
- Aj, gdzieś ty to trzymała?! W zamrażarce?! - Zmarszczył nos, patrząc na nią z udawanym wyrzutem. Wiedział, że nawet w poważnej sytuacji nie byłby w stanie się na nią gniewać.
Pokręciła głową, znowu się śmiejąc.
- Rety, Genji, ile ty masz lat? - Westchnęła, ogrzała końcówkę stetoskopu, pocierając ją lekko brzegiem wełnianego swetra, i ponownie przystąpiła do badania.
Dla takich momentów byłby w stanie wskakiwać w środek z góry przegranej walki dzień w dzień. Wiedział, że myślenie w ten sposób to szczyt głupoty, ale co miał na to poradzić? Zakochał się po uszy i za cholerę nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Inaczej, wiedział. Coś innego stanowiło problem.
Kiedy badanie dobiegło końca, Angela wstała i spojrzała na Genjiego z uśmiechem.
- Mam dobrą wiadomość. Jutro będziemy mogli cię stąd wypuścić.
Odwzajemnił uśmiech, choć w głębi duszy ta wiadomość wcale go nie ucieszyła. Kolejne głupie uczucie. Chciał mieć tę uroczą Szwajcarkę tylko dla siebie. No ale cóż, teraz miał okazję, żeby...
- To co, Angela... jak już stąd wyjdę, może dasz się zaprosić na jakąś kawę?
Jej uśmiech nieco przygasł, ale ona wciąż dzielnie utrzymywała go na ustach.
- Wolałabym, żebyś przez najbliższy tydzień nie spożywał kofeiny...
- To może lody? - nie ustępował. - Nie każ się prosić. Wiem, że jutro masz na pierwszą zmianę.
Westchnęła głęboko, odkładając podkładkę z notatkami na magazyn Genjiego. A następnie, czym kompletnie zaskoczyła chłopaka, usiadła na brzegu jego łóżka. Wbiła spojrzenie w okno.
- Genji... - zaczęła niepewnie. Wciąż na niego nie patrzyła. - Próbujesz mnie gdzieś wyciągnąć za każdym razem, kiedy tu lądujesz. Jeszcze ci się nie udało. - Opuściła wzrok na swoje dłonie. Jej twarz nie wyrażała żadnego konkretnego wyrazu. - Na co liczysz?
Przygryzł niepewnie wargę, jednak nie tracił entuzjazmu. Ani nadzieji. O nie.
- Że w końcu cię przekonam. Na to. - Zastanawiał się, czy nie złapać jej za rękę, uznał to jednak za zbyt inwazyjne. Jeszcze nie. Ale z trudem się powstrzymał.
Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- Zamierzasz robić sobie krzywdę, dopóki tego nie osiągniesz?
Roześmiał się, mając nadzieję, że
da jej tym do zrozumienia, że jego następne słowa to jedynie ponury żart.
- Nie wiem, może? - Próbował napotkać jej wzrok, ale skutecznie mu uciekała.
Teraz to ona przygryzła wargę. I zaczęła bawić się palcami.
- Nie wydaje mi się, żeby to było zbyt zdrowe... - W końcu na niego spojrzała. Raczej nie spodziewała się zobaczyć na jego twarzy tak poważnego wyrazu.
Zadarł lekko głowę, zdobywając się na najszczersze spojrzenie, jakim był w stanie obdarzyć kobietę, a następnie lekko się do niej nachylił, patrząc jej prosto w oczy.
- Nie. To zdecydowanie nie jest zdrowe. Mam poważnie chore serce. - Złapał ją za rękę i szybko przytknął ją do swojej klatki piersiowej, bojąc się, żeby mu się nie wyrwała. - Dlatego koniecznie potrzebuję opieki lekarskiej. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Nie przerwał kontaktu wzrokowego, mimo że czuł, jak krew napływa mu do twarzy. Postawił wszystko na jedną kartę. No ale cóż, od zawsze miał do tego skłonności... - Potrzebuję kadriologa.
Siedzieli tak dłuższą chwilę. W milczeniu. Niezdolni się odezwać. W końcu ona roześmiała się, tak szczerze, że chłopak poczuł motyle w brzuchu.
- Rany... - Przestała się śmiać, jej twarz wciąż zdobił jednak ten piękny, cudowny, uroczy uśmiech. - Jesteś niemożliwy!
Nie wiedział, jak zareagować, więc jedynie zaśmiał się nerwowo.
- Cóż, starałem się... - Czy zrobił dobrze? A może to jednak był błąd? Śmiała się z niego, czy do niego?
Angela zabrała w końcu rękę i wstała, chwytając podkładkę z notatkami. Wychodząc z pokoju, zatrzymała się jeszcze i oparła bokiem o framugę.
- Najbardziej lubię miętowe. Z kawałkami czekolady. A ty?
Kompletnie go zatkało, tak go zaskoczyła. Spojrzał na nią szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami i rozchylił usta. Załapał jednak jej grę.
- Waniliowe. Albo klasyczne śmietankowe. A najlepiej oba.
Parsknęła lekko przez nos, kiwając głową. Stała tak jeszcze kilka sekund, po czym w końcu się odwróciła.
- Jutro o czwartej. Mam nadzieję, że znasz jakieś fajne, zaciszne miejsce - rzuciła jeszcze na odchodnym, zamykając za sobą drzwi.
Pokiwał głową, już do pustego pokoju. Zaraz potem opadł na plecy i zakrył oczy przedramieniem, szczerząc się jak idiota. Nareszcie mu się udało. Nie wytrzymał w tej pozycji zbyt długo. Chwycił za poduszkę, przytulił do niej twarz i wydarł się w nią, jakby znowu miał 15 lat i właśnie zaprosił do kina najpiękniejszą dziewczynę w klasie.
Opierająca się o zamknięte drzwi Angela pokręciła jedynie z rozbawieniem głową, zakrywając dłonią usta, żeby nie zdradzić się śmiechem. Ach, ten chłopiec...
-----------------------------
A/N: Tak, na ten moment przyjmuję requesty. Nie obiecuję, że przyjmę każdy - bądźmy szczerzy, niełatwo napisać opko o pairingu, którego się nie shipuje - ale się postaram. Tylko umówmy się, żadnego porno z Roadrat, bądźmy racjonalni...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top