CÓRA [Mekamechanic]

Requested by MeganeYura.

Jeny, to się nazywa "wolno pisane"...

*Mei's voice* Sorry, sorry, I'm sorry, sorry...

-----------------------------

To było coś, co pojawiło się w życiu Hany, kiedy dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała i nie była na to gotowa. Nie była gotowa. Ona, zaledwie dziewiętnastoletnia bohaterka narodowa, zawsze w pogotowiu, czekająca na wezwanie do akcji. Nie była gotowa.

Ona, dziewczyna od zawsze pewna swojej seksualności i nie kryjąca się z nią - ba, często nawet o niej żartująca. "Wkładam bi w słowo bijatyka!". Nie była gotowa.

A wszystko zaczęło się dnia, kiedy córka Torbjörna zawitała do ich bazy.

-*-

Chociaż może zaczęło się trochę wcześniej - bo na ten dzień Hana czekała bardzo długo. Już od samej chwili, kiedy Torbjörn mimochodem wspomniał, że jego córcia aż rwie się do akcji i prawdopodobnie będzie starała się wstąpić do organizacji.

D.Va mało nie skoczyła z ekscytacji pod sufit, kiedy o tym usłyszała. W końcu! Dziewczyna w jej wieku wstąpi do Overwatch! Może zostaną przyjaciółkami?

Nie żeby coś - bardzo lubiła się ze wszystkimi w organizacji (może z paroma maleńkimi wyjątkami) - ale większość kobiet była już dla niej... trochę za stara. Miała w końcu tylko dziewiętnaście lat. Oczywiście lubiła też bardzo szlajać się z osobami w jej wieku (czytaj: Lúcio i od czasu do czasu Jamisonem), jednak brakowało jej... no, dziewczęcej przyjaciółki. Spędzanie czasu z chłopakami było miłe, ale z koleżanką to zupełnie inna sprawa. Oni mieli swoje własne, męskie sprawy, inside joke'i, zainteresowania, które nie obejmowały jej. Z przyjaciółką Hana mogłaby chodzić na zakupy, nie zanudzając jej na śmierć, rozmawiać o typowych babskich sprawach, bez zarabiania dziwnych spojrzeń... pewnie nawet udałoby jej się wciągnąć dziewczynę w gaming!

A do tego Brigitte była inżynierem. Jedno zagwarantowane zainteresowanie, które dziewczęta ze sobą dzieliły. Tak, Hana zdecydowanie nie mogła się doczekać. I w końcu ta chwila nadeszła.

-*-

Tego dnia Hana wstała dość wcześnie jak na siebie, bo na nogach była już gdzieś koło dziesiątej rano. Co prawda nie miała pojęcia, o której Brigitte do nich przyjedzie, ale cóż - chciała być na to gotowa.

Ogarnęła całą higienę osobistą, którą miała do ogarnięcia, po czym stanęła przed otwartą na oścież szafą garderobianą. I tu pojawił się pierwszy problem. Zapomniała zaplanować sobie wcześniej strój.

- Cholera... - mruknęła pod nosem, przekopując się przez sterty ciuchów w swojej garderobie. Zwykle nie przejmowała się tak bardzo strojem - jakimś cudem zawsze udawało jej się instynktownie dobrać szmatki w taki sposób, że wszystko do siebie pasowało - ale tym razem znacznie bardziej zależało jej na dobrym wyglądzie. Pierwsze wrażenie mogło przecież zaważyć o całej dalszej znajomości!

W końcu zdecydowała się na przylegające ciemne spodnie i pudrowo różową bluzę odsłaniającą pępek, należącą do kolekcji z jej motywem. Co prawda przemknęło jej przez głowę, że dziewczynie może się to wydać czymś w rodzaju przechwałki... ale z drugiej strony... Może wręcz przeciwnie? Może po prostu wyjdzie na pewną siebie? Tak, to byłoby dobre.

Ostatecznie zdecydowała się na ten właśnie strój. Jeszcze tylko dopieściła się makijażem - zawierającym oczywiście jej firmowe wąsiki - a włosy dla odmiany uczesała w dwa opadające na ramiona warkocze. Nie wiedziała dlaczego, ale to uczesanie bardzo kojarzyło jej się z Europą i Skandynawią, a to przecież właśnie stamtąd pochodziła Brigitte... No, jeszcze kilka delikatnych poprawek i była gotowa na zawieranie przyjaźni, robienie dobrego wrażenia i w ogóle. A ponieważ całe te przygotowania wzmocniły jej apetyt, pewna siebie wyszła zrobić sobie śniadanie.

Zawsze uważała, że układ pomieszczeń w ich bazie był bardzo wygodny. Overwatch zajmował przestrzenny dwupiętrowy budynek, w którym wszyscy członkowie mieli własne pokoje - choć wcale nie musieli w nich mieszkać oczywiście, każdy przecież miał własny dom w swoim kraju (no, może prawie każdy) - co już samo w sobie było dość wygodne. Ośrodek był podzielony na dwie części - "zawodową" i "prywatną", jak niektórzy je nazywali. "Zawodowa" zawierała wszelkiego rodzaju labolatoria i sale treningowe, niezbędną aparaturę i kilka ściśle tajnych pomieszczeń zawierających sekretną wiedzę, do której dostęp mieli tylko ci najwięksi weterani. Jeśli zaś chodzi o "prywatną"... cóż, tę Hana lubiła znacznie bardziej.

To na jej terenie znajdowały się oczywiście sypialnie, a poza tym kilka łazienek i przestrzenny pokój dzienny z aneksem kuchennym. I to właśnie tam udała się Hana, żeby zrobić sobie śniadanko. Biedna dziewczyna nie wiedziała jeszcze, że nie dane jej będzie zjeść nic porządnego.

-*-

Luźno wkroczyła do pomieszczenia i już na wejściu ją zamurowało. Rany boskie, która godzina? Zerknęłaby na ekran swojego smartfona, ale to by było nieeleganckie... tak się nie robi przy gościach.

W głebi pokoju, w przestronnym saloniku siedzieli Jack, Reinhardt, Torbjörn i... prawdopodobnie córka Torbjörna. Mężczyźni nie zauważyli Hany od razu, zajęci jakąś pasjonującą męską rozmową, ale bystre oko dziewczyny dostrzegło ją natychmiast. Uśmiechnęła się promiennie i pomachała do nastolatki, a ta, poczuwszy nagle jakąś dziwną niemoc, odwzajemniła blado jej gest.

Pierwszy zauważył ją Jack. Spojrzał na nią, również uśmiechając się pod nosem.

- O, Hana... - zaczął, ale szybko przerwał mu siedzący z nimi olbrzym.

- Hana! - Reinhardt wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Co tak stoisz, chodź tu do nas! Poznasz Brigittę! - Mówiąc to poklepał wielką dłonią miejsce obok siebie, które wcale takie wielkie nie było, mimo że mężczyzna siedział sam na dwuosobowej kanapie. - Pamiętasz, jak ci o niej opowiadałem, co?

D.Va zmusiła kąciki swoich ust do powędrowania w górę i skinęła głową, choć tak naprawdę rzadko kiedy słuchała opowieści Reinhardta. Bez obrazy dla niego, ale... często się powtarzał i... niekoniecznie mówił dość interesująco.

- T-tak... bardzo chętnie, ale tak właściwie to nie jadłam jeszcze śniadania i... mam parę ważnych telefonów do wykonania! - Spojrzała na towarzystwo najbardziej przepraszająco, jak tylko umiała. - Załatwię to jak najszybciej i do was dołączę. A-ale hej, chętnie się przedstawię! - Podeszła bliżej i wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny, siląc się na naturalnie wyglądający uśmiech. - Annyeong! Jestem Hana Song, bardzo miło mi cię w końcu poznać!

Kątem oka zobaczyła, jak Jack unosi brew, prawdopodobnie nie wierząc w jej historyjkę o telefonach, ale - niech go Bóg błogosławi - nie skomentował tego ani słowem. Uff. Dzięki temu Hana mogła skupić się na zachowywaniu się normalnie i ignorowaniu tego dziwnego uczucia, które nagle ją ogarnęło.

Brigitte wstała, również się uśmiechając i ścisnęła jej wyciągniętą rękę. Mocno. Naprawdę mocno.

- Brigitte Lindholm. Mi też jest bardzo miło i... naprawdę jesteś Haną Song? Wiele słyszałam o tobie i drużynie MEKA! To dla mnie zaszczyt - dodała lekko żartobliwie, a ta nutka śmiechu w jej głosie dosłownie oczarowała D.Vę. Hana poczuła, że rumieni się lekko, choć tego typu komplementy zbywała zazwyczaj heheszkami. Tym razem z jakiegoś powodu było inaczej.

- Hahah, dzięki - Puściła rękę Brigitte'y, powstrzymując się ze wszystkich sił, aby jej nie rozmasować. Wow, ta to miała solidny uścisk!

Dziewczyna spojrzała na Hanę z lekkim zatroskaniem... a może nastolatce tak się tylko wydawało?

- Chyba powinnaś coś zjeść - powiedziała, nie spuszczając z niej wzroku. - Jest już dość późno. Jeszcze nam tu zemdlejesz! - Znów żartobliwość. I uśmiech.

Hana odwzajemniła go, przeprosiła towarzystwo i udała się do aneksu kuchennego.

W tamtym momencie przeklnęła w myślach fakt, że nie mieli w bazie kuchni z prawdziwego zdarzenia... Takiej w innym pomieszczeniu. Cały czas czuła na sobie czyjś wzrok. Do tego stopnia ją to rozpraszało, że nie była w stanie się skupić i postanowiła po prostu wyciągnąć z lodówki coś na oślep. "Coś" okazało się niestety zielonym koktajlem dr Ziegler... no ale cóż. Wciąż czuła na sobie czyjś wzrok i było jej zdecydowanie zbyt niezręcznie, żeby odłożyć koktajl do lodówki i wyjąć coś innego. Tak więc po prostu oparła się o półściankę oddzielającą ją od reszty pomieszczenia i ujęła słomkę w usta, zamyślając się na chwilkę.

- Whoa-ho, nie wiedziałem, że lubisz drinki z trawy! - Mało nie podskoczyła pod sufit, słysząc tuż obok siebie znajomy melodyjny głos.

Otrząsnęła się z zamyślenia i wpatrzyła się w przyjaciela z wyrzutem.

- Lúcio! - syknęła przez zęby, w taki sposób, jak zawsze, kiedy miała do DJ-a jakieś wąty - wyraźnie dzieląc imię na sylaby i akcentując drugą: Lú-cioooo!.

Uniósł brwi, wpatrując się w nią wzrokiem niewiniątka.

- No co, Hana, baby girl? Zaskoczyłaś mnie. Nie wiedziałem, żeś się zrobiła taka fit! - Pozdrowił gestem towarzystwo w saloniku i otworzył lodówkę.

Przewróciła oczami i odruchowo siorbnęła trochę koktajlu przez słomkę. Natychmiast jednak oczywiście skrzywiła się i wypluła go z powrotem, powstrzymując odruch wymiotny. Odkaszlnęła, zakrywając usta pięścią i zerknęła nerwowo w stronę kanap, ale chyba nikt nie zwrócił na nią większej uwagi. Odetchnęła z ulgą, odstawiając kubeczek na ladę.

Lúcio uśmiechnął się pod nosem i zamknął lodówkę, ściskając w dłoni coś, co podejrzanie przypominało jedną z mrożonych bubble tea Jamisona. No ale umówmy się - kto by się denerwował na taką maleńką, słodką żabkę? Za zabranie jednej herbatki? Cóż, Junkrat pewnie tak, więc może dlatego Lúcio szarpnął Hanę lekko za rękaw bluzy i mruknął:

- Nie chcesz może zaczerpnąć trochę powietrza? Tak do kompletu z koktajlem.

Spojrzała na niego z lekką irytacją, ale skinęła głową na jego propozycje. No-no, ten to był niezły. Swoim sarkastycznym humorem odgonił od niej to dziwne uczucie sprzed chwili! Jednak kiedy przechodzili przez salon - on z kubkiem w ręce, ona już bez - i spojrzenia jej i Brigitte'y spotkały się na moment, ten osobliwy niepokój powrócił.

Nie opuścił jej do momentu, aż wyszli z budynku i Lúcio zamknął za nimi drzwi, a nawet chwili potem. Dopiero kiedy uderzyła ją fala przyjemnie chłodnego świeżego powietrza, dziewczynie udało się otrzeźwieć.

- Poznałaś już nową, huh? - Lúcio wpatrywał się w przestrzeń, powoli siorbiąc napój przez słomkę.

Hana westchnęła pod nosem i oparła się plecami o ścianę, krzyżując ręce na piersi.

- No... - mruknęła z nutką niepewności w głosie. - Tak jakby. Przedstawiłam jej się.

Chłopak zerknął na nią przenikliwie kątem oka, po czym uśmiechnął się pod nosem.

- I co? Robi wrażenie, nie?

Poczuła, jak robi jej się niebezpiecznie ciepło na policzkach.

- W-w jakim sensie: robi wrażenie? - Zmrużyła oczy, wpatrując się w przyjaciela podejrzliwie.

W odpowiedzi ten parsknął pod nosem i rozłożył ręce.

- Robi wrażenie bardzo sympatycznej, prawda? - Uniósł brwi, uśmiechając się szeroko. A jednak coś w jego głosie nie spodobało się Hanie.

- Wyciągnąłeś mnie tu tylko po to, żeby ją poobgadywać? - Nie spuszczała z Lúcio podejrzliwego spojrzenia. Takie zachowanie było do niego kompletnie niepodobne!

Chłopak westchnął ciężko i pokręcił głową, jednak delikatny uśmieszek wciąż nie schodził mu z ust.

- Niee, tak się tylko z tobą droczę. Ale przyznaj, wydaje się fajna?

Hana przygryzła lekko wargę i pokiwała głową. Wciąż coś jej nie pasowało, ale nie miała ochoty się nad tym zastanawiać. Również westchnęła, po czym wyciągnęła rękę i zabrała kubek z dłoni Lúcio.

- No... chyba. - Odwróciła wzrok, biorąc łyk herbatki. Od razu westchnęła raz jeszcze, tym razem z ulgą. W końcu mogła spłukać z języka smak trawy! Napiła się jeszcze i oddała kubek Lúcio... i dopiero wtedy zobaczyła, że chłopak wciąż wpatrywał się w nią... z jakby niedowierzaniem. Zmarszczyła brwi.

- O co chodzi? Mam coś na twarzy? - Otworzyła szerzej oczy. - A może się poplamiłam?! - Szybko zerknęła na swoją jasną bluzę, ale nie dostrzegła na niej żadnych plam. Równocześnie usłyszała, jak Lúcio jęknął cicho, z nutką śmiechu w głosie. - No o co ci chodzi?! - Zachowanie przyjaciela poważnie zaczynało ją irytować. Naprawdę się przestraszyła! Taka plama mogła kompletnie zniszczyć jej pierwsze wrażenie...!

- Boże, Hana! - Lúcio pokręcił z niedowierzaniem głową. - Weź w końcu przyznaj, że się zauroczyłaś!

Cholera. Zaczerwieniła się tak mocno, że mogłaby robić za czerwone światło w sygnalizacji.

- C-co?! - Zmarszczyła brwi. - Co ty gadasz?! N-nieprawda...! - Nie podobało jej się, jak piskliwie zabrzmiał jej głos.

Chłopak uniósł brew, siorbiąc równocześnie napój przez słomkę. Przywodził na myśl sassy trzynastolatkę, która zaraz miała uderzyć Hanę w czuły punkt jakimś złośliwym komentarzem.

- Proszę cię, nie trzeba być psychologiem, żeby to zauważyć. Wpatrywałaś się w tę laskę jak sroka w gnat.

Dziewczyna pokręciła energicznie głową.

- Zagapiłam się, Lúcio! Każdy się czasem na kogoś zagapia i nie znaczy to wcale, że się od razu zadurzył...! - Chociaż... może chłopak miał rację? Kiedy Hana zebrała wszystkie informacje do kupy... Jezu, może rzeczywiście...

Brazylijczyk przewrócił jedynie oczami.

- Hana... Umiem odróżnić zwykłe "zagapienie się" od pełnego miłości świecenia oczami. Naoglądałem się w życiu zakochanych na zabój nastolatek, uwierz mi. - Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, na co chłopak nagle jakby skulił się i odwrócił wzrok, zagryzając lekko słomkę. - To... to nie miało tak zabrzmieć. Nie sprawia mi to żadnej przyjemności, wiesz przecież...

D.Va pokiwała ze zrozumieniem głową. Wiedziała coś o tym. Życie gwiazdy nigdy nie było usiane różami.

Chłopak zaraz otrząsnął się z tego chwilowego zawstydzenia i ponownie się uśmiechnął, choć już trochę mniej pewnie niż przed chwilą.

- To jak, Hana? Przyznasz się czy nie? - mruknął melodyjnie.

Dziewczyna znów się zaczerwieniła i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.

- Lúcio! Znaczy... ja... - Ukryła twarz w dłoni. - Właściwie to nie wiem. No wiesz, jest b-bardzo ładna... - Opuściła rękę i uciekła wzrokiem. - M-może faktycznie...

Ponownie spojrzała na chłopaka i dostrzegła błysk w jego oczach.

- Ha! Wiedziałem! - Wyszczerzył się triumfalnie. - To co robimy z tym fantem? - Zbliżył się do dziewczyny i zarzucił jej rękę na ramię. - Mam ci pomóc ją zdobyć?

Hana parsknęła cicho i spojrzała na przyjaciela z uśmiechem.

- Bardzo ci się nudzi, co? - Zdjęła sobie jego rękę z ramienia. - Dzięki za propozycję, ale nie. Jak będę chciała to sama sobie poradzę... - Zawiesiła na chwilę głos. - ... znaczy chyba.

Lúcio wzruszył ramionami, dopił herbatkę i zgniótł plastikowy kubek.

- Jak uważasz, gurl. W razie czego powiedz, masz tu specjalistę od zbliżania do siebie ludzi. - Uniósł brwi, pokazując na siebie kciukami.

Hana zaśmiała się i pacnęła go lekko w ramię.

- Wiesz co? Dodałeś mi pewności siebie. - Powoli nabrała powietrza w płuca i podeszła do drzwi, kładąc dłoń na klamce. - Idę tam. Aha... - Zerknęła na przyjaciela przez ramię. - Ty tu jeszcze zostań, żeby nie wyglądało podejrzanie.

Lúcio przybrał żałosny wyraz twarzy.

- No wiesz? Miałem nadzieję na jakieś "dziękuję" czy coś, a ty się nawet nie pożegnasz...

Hana ponownie się zaśmiała, po czym podeszła do chłopaka i objęła go szybko.

- Dziena. A teraz tu stój i czekaj! - Pomachała mu jeszcze na pożegnanie, po czym otworzyła drzwi i zniknęła w głebi budynku.

-*-

Do pokoju weszła wciąż jeszcze zwarta i gotowa, ale kiedy zobaczyła, że towarzystwo stoi i rozmawia przy wyjściu z saloniku, jej pewność siebie prysła jak bańka mydlana. Uśmiechnęła się niepewnie, przechodząc obok grupki. Widząc ją, Jack szybko złapał nastolatkę za ramię.

- O, Hana, dobrze, że już jesteś. - Puścił ją, kiedy miał już pewność, że nigdzie mu nie ucieknie. - Brigitte wciąż jeszcze nie wypakowała swoich rzeczy. Może zaprowadzisz ją do jej nowego pokoju i trochę jej pomożesz? Potem przy okazji mogłabyś pokazać jej co i jak w części mieszkalnej. Wszystkie sale treningowe już widziała, a niektóre nawet przetestowała.

D.Va zerknęła na dziewczynę kątem oka, a ta uśmiechnęła się do niej szeroko, odgarniając włosy za ucho. Nastolatka zarumieniła się lekko, odwzajemniając uśmiech.

- Tak, jasne - zwróciła się do Jacka. - Króry to jej pokój?

Jack przyłożył dwa palce do skroni, zastanawiając się przez chwilę.

- ... chyba ten na przeciwko pokoju Fareehy jest wolny, jeśli dobrze pamiętam. Torby Brigitte'y powinny stać gdzieś przed nim albo być już w środku.

Nastolatka skinęła głową i spojrzała na Brigittę.

- To jak, idziemy? - spytała z duszą na ramieniu. Rany, bała się zostać z nią sam na sam. Jeszcze wypali coś głupiego czy coś...

- Jasne! - Dziewczyna wsadziła ręce do kieszeni, wpatrując się w Hanę z wyczekiwaniem. - Prowadź, proszę.

D.Va ponownie skinęła głową i wyszła z pokoju, w towarzystwie nowej koleżanki.

-*-

Rozpakowywanie nie trwało zbyt długo, a Hanie przemknęło jeszcze szybciej, niż w rzeczywistości. Torby rzeczywiście znalazły pod drzwiami, wniosły je więc do środka i wszystko sprawnie wypakowały. Równocześnie sporo rozmawiały, żartowały i poznawały się nawzajem, a Brigitte sprawiała wrażenie, jakby czuła się swobodnie w towarzystwie nowo poznanej dziewczyny.

Wyznała Hanie nawet, że przed przyjazdem długo wyszukiwała informacje na temat wszystkich członków. Brzmiało trochę dziwnie, ale po prostu chciała znać podstawowe fakty na temat swoich przyszłych współpracowników. Dodała też, że widziała kilka wywiadów z udziałem D.Vy, ale w żadnym nie była tak uroczo uczesana.

Słysząc to, nastolatka zarumieniła się lekko i uśmiechnęła się, notując w pamięci, że od dzisiaj czesze się wyłącznie w ten sposób.

W końcu jednak nadeszła ta chwila, kiedy dziewczęta rozgospodarowały wszystko po pokoju i przyszedł czas na zwiedzanie całej części "prywatnej" budynku. Niestety i to nie trwało zbyt długo.

- Tu masz sypialnie - zaczęła Hana, ogarniając gestem hol, w którym się znajdowały. - Jakbyś chciała mnie znaleźć, to moja ma na drzwiach tabliczkę z główką króliczka. Jest tam, na końcu korytarza. - Pokazała palcem, mimowolnie się rumieniąc. Tabliczka z króliczkiem... czy to nie trochę dziecinne? - Po lewej od mojej jest sypialnia Lúcio. To mój kumpel, kiedy nie ma mnie u mnie, prawdopodobnie jestem u niego.

Zaczęła iść korytarzem, upewniając się najpierw, czy Brigitte na pewno za nią podąża.

- Lúcio? - spytała dziewczyna z zainteresowaniem w głosie. - I to naprawdę ten Lúcio? Ten międzynarodowy DJ Lúcio?

Hana skinęła głową i zmusiła się do uśmiechu, choć równocześnie poczuła ukłucie zazdrości. No tak... Brigitte mogła przecież nie lecieć na kobiety. A co... co jeśli leciała na Lúcio...?

Odgoniła od siebie natrętne myśli i starała się już więcej do nich nie wracać, oprowadzając koleżankę po reszcie domu. Zatoczyły pętlę i D.Va odprowadziła ją pod jej pokój. Zatrzymały się i nastolatka oparła się o ścianę, krzyżując ręce na piersi.

- To by było na tyle. Tak jak wcześniej mówiłam, większość jedzenia z lodówki jest wspólna, ale niektóre artykuły mogą być podpisane lub po prostu wiadomo, że należą do kogoś... trzeba po prostu nauczyć się, kto co lubi, żeby przez przypadek komuś czegoś nie podebrać.

Brigitte uśmiechnęła się czarująco.

- Dzięki, D.Vuś. - Słysząc zdrobnienie swojego pseudonimu, Hana zarumieniła się wyraźnie i uśmiechnęła mimo woli. Ojeju, jak uroczo! - Dobra, powinnam się chyba przebrać. Tatko poprosił mnie, żebym mu jeszcze dzisiaj pomogła w warsztacie.

Nadeszła chwila prawdy. Moment, na który Hana przygotowywała się od momentu, w którym przekroczyła próg drzwi wejściowych po rozmowie z Lúcio. Teraz w końcu musiała zebrać się w sobie. Powoli nabrała powietrza w płuca.

- À propos majsterkowania... - spuściła niepewnie wzrok - ... miałam nadzieję, że mogłabyś mi troszkę pomóc przy jednej rzeczy.

Brigitte spojrzała na nią zdziwiona.

- Oczywiście, w czym problem? - W jej głosie słychać było ochoczość i gotowość do działania. Od razu widać było, że majsterkowanie to jej konik.

Słysząc to, D.Va poczuła się trochę pewniej.

- Po ostatniej misji mam jakąś usterkę w mojej MEKA, ale nie mogę jej zlokalizować. Pomyślałam, że może byłabyś w stanie znaleźć czas, żeby trochę w tym ze mną pogmerać...? Słyszałam, że jesteś świetna.

Tym razem to Brigitte lekko się zaróżowiła... co dało Hanie troszkę satysfakcji. Dziewczyna zaśmiała się niezręcznie, odwracając wzrok.

- A tam zaraz "świetna"... ale dziękuję! Oczywiście, że znajdę czas! Zaczep mnie po południu, wtedy już pewnie będę miała ustalony cały grafik.

Hana nie mogła uwierzyć własnym uszom. Podziękowała dziewczynie serdecznie i dała jej w końcu spokój, kierując się w stronę swojego pokoju. Zrobiła to. Umówiła się na wspólne majsterkowanie. To... to prawie jak pierwsza randka... Jeny, co jej przychodzi do głowy?!

Cała w skowronkach zamknęła się w pokoju i rzuciła się na łóżko, przytulając swojego pluszowego królika. Teraz już tylko musiała szybciutko wymyślić, co i jak zniszczyć w mechu, żeby naprawa nie była niemożliwa, ale zajęła jak najdłużej...

-----------------------------

A/N: OJEJU. I DID IT! W końcu ;_;
Mam nadzieję, że chociaż się spodoba xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top