BRAT [HanMei]

Requested by HananamiPL.

-----------------------------

Ten dzień zapowiadał się absolutnie normalnie. Wstała w całkiem dobrym humorze i o rozsądnej godzinie. Zjadła śniadanie, umyła się, załatwiła wszystkie poranne sprawy - wszystko tak, jak zwykle. A potem... potem wyszła na spacer.

Właściwie to nie zdążyła nawet porządnie wyjść, bo ledwo zrobiła parę kroków, zaraz natknęła się na... no właśnie.

Genji już kilka dni wcześniej przygotowywał ją i resztę psychicznie na wydarzenie, jakim miało być przyprowadzenie jego brata do bazy. Hanzo Shimada - bo tak właśnie nazywał się mężczyzna - miał zasilić szeregi ich małej armii. Genji ostrzegał ich, że jego brat może wydawać się zimny i nieprzyjazny i prosił, aby nie schodzili przy nim rozmową na... pewne wydarzenia.

I oto właśnie spojrzenia jej i tego tajemniczego człowieka spotkały się, kiedy natknęła się na Genjiego i jego brata rozmawiających przed budynkiem.

Młodszy z mężczyzn podążył za wzrokiem Hanzo i odwrócił się.

- Och, Mei! - Pomachał do niej, gestem zachęcając ją, żeby podeszła. - Nie wstydź się. A więc - zwrócił się do swojego brata - to ta podróżniczka, o której ci mówiłem. Mei, to jest Hanzo. Hanzo, Mei.

Uśmiechnęła się nerwowo.

- M-miło poznać... - Wyciągnęła rękę w stronę starszego Shimady.

Mężczyzna skłonił się lekko, a następnie chwycił jej dłoń. Uścisk miał mocny i pewny.

- Mi również bardzo miło. - Jednak, jak zauważyła Mei, spojrzenie miał zdecydowanie zbyt chłodne. Nie ufał jej i nawet się z tym nie krył. No cóż, została wcześniej ostrzeżona.

Kobieta zabrała dłoń, rumieniąc się lekko przez zbyt długi kontakt wzrokowy. Przeniosła spojrzenie na młodszego z braci.

- Więc... jak wam idzie?

Genji zaśmiał się ciepło.

- Przeszliśmy się już po większości ważniejszych punktów... - Poklepał Hanzo po ramieniu. Mei pomyślała, że Genji wydawał się naprawdę szczęśliwy z przybycia swojego brata. - Już się raczej nie zgubi, jakby miał dojść gdzieś sam. - Na tę uwagę drugi z mężczyzn uśmiechnął się kwaśno. - Mimo to... Mei, mógłbym mieć do ciebie prośbę?

Chinka poczuła delikatne mrowienie w brzuchu. Zaczynała się stresować.

- O-oczywiście, Genji... W czym mogę wam pomóc?

Młodszy Shimada położył sobie dłoń na karku i odwrócił wzrok.

- Właściwie... mógłbym cię na chwilę poprosić na słówko?

Skinęła głową i wraz z Genjim odeszli parę metrów, zostawiając jego brata samego. Hanzo nie wydawał się jednak ani trochę przejęty tym nagłym aktem absolutnego braku kultury.

- Coś się stało? - zapytała cicho, spoglądając na Genjiego z troską.

- Nie, nie, wszystko w porządku... - Japończyk pokręcił głową. - Chodzi o to... Mógłbym prosić cię, abyś przez jakiś czas... um... "zajęła się" Hanzo?

Spojrzała na niego zdziwiona, po czym uśmiechnęła się niepewnie.

- Mam się zająć Hanzo?

Młodszy Shimada zaśmiał się cicho, wykonując facepalma.

- Matko, to nie miało tak zabrzmieć. Chodzi o to, że... no wiesz. - Genji rzucił okiem w stronę brata, przez co Mei zrobiła to samo. Japończyk w zasadzie nie robił nic ciekawego - zajął się obserwowaniem wróbli pluskających się w stojącej nieopodal ptasiej fontannie. - Muszę zaraz lecieć, jestem umówiony z Angelą na kontrolę. A niekoniecznie chcę zostawiać Hanzo samemu sobie...

Umilkł na chwilę, ale nie musiał nic jej wyjaśniać, żeby Mei zrozumiała, o co chodzi. Nie był w stanie przewidzieć, co jego brat może wywinąć... no bo co jeśli ktoś go zaczepi? Mieli tu w końcu trochę takich... szczurów, które lubiły rzucać wrednymi komentarzami...

- ... no - odezwał się w końcu mężczyzna. - Więc... wydajesz mi się idealną osobą. Wiesz, jesteś bardzo wyrozumiała i miła, i w ogóle... - Westchnął cicho. - Przepraszam, że tak nagle ci wyskakuję bez uprzedzenia.

Uśmiechnęła się, odgarniając włosy za ucho.

- Nie ma sprawy, naprawdę. To żaden problem. Zrobię to.

Genji jakby się wyprostował.

- Naprawdę? - W jego głosie usłyszała niedowierzanie i bezgraniczną wdzięczność.

Skinęła głową.

- Rany, dziękuję ci... - Położył sobie dłoń na mostku. - Kamień z serca. Mei, jesteś niezastąpiona.

Zarumieniła się, ale już nie odpowiedziała. Pozwoliła Genjiemu poprowadzić się z powrotem do Hanzo.

- No więc będę musiał zaraz lecieć... - Genji znów pomasował się lekko po karku. - Poprosiłem Mei, aby pokazała ci okolicę. Na pewno się dogadacie!

Hanzo uniósł brew, ale nie skomentował decyzji brata.

Pożegnali się z Genjim, który odszedł w nieokreślonym kierunku i wzrok Mei ponownie spoczął na starszym Shimadzie, który nie wydawał się szczególnie zadowolony z jej towarzystwa. No pięknie. A ten dzień zapowiadał się tak zwyczajnie...

-*-

Szybko zorientowała się, że Japończyk nie był skory do rozmowy. Połazili sobie trochę w milczeniu, ale Mei miała wrażenie, że cisza tylko nabiera gęstości i atmosfera robi się coraz bardziej niezręczna. I choć mężczyzna zdawał się wcale tego nie odczuwać, ona miała coraz większe i większe trudności z wytrzymaniem w tej nerwowości. I w końcu pękła.

- W-więc... - zawiesiła się na chwilę, kiedy mężczyzna na nią spojrzał. Odchrząknęła cicho. - Więc... to ty jesteś tym...

- Tak. - Mężczyzna odwrócił wzrok, nachmurzając się wyraźnie. Kobieta mało nie podskoczyła ze zdziwieniem, kiedy jej przerwał. - To ja jestem tym bratem, który go tak urządził. Wiem, robi wrażenie.

Otworzyła szeroko oczy, a cała krew odpłynęła jej z twarzy. O Boże.

- ... t-tym bratem, o k-k-którym Genji tyle opowiadał. O którym tyle opowiadał...! - dokończyła spanikowana. Rany, co teraz?

Autentycznie zastygła w przerażeniu. Mężczyzna chyba zorientował się, że głupio tak nagle wypalił i ze strony Chinki nie groziły mu żadne oskarżenia, bo rozluźnił się wyraźnie. Mimo to na nią nie spojrzał.

Od tamtej sytuacji Mei starała się jeszcze bardziej uważać i jeszcze mocniej się spięła. Zbyt bała się znowu zagadać, więc dalej przechadzali się w milczeniu. Po jakimś czasie dotarli do okolicznego parku i Mei po raz pierwszy spojrzała na zegarek. Whoa, trochę im zleciało.

- N-nie chcesz może usiąść? - wydukała cicho. - J-już dość długo ch-chodzimy...

Japończyk obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, po czym wzruszył ramionami.

- Możemy.

No więc usiedli.

Siedzieli, oczywiście, w milczeniu. Mei nie mogła powstrzymać się przed rzucaniem ukradkowych spojrzeń w stronę siedzącego obok mężczyzny. Wydawał się już całkowicie rozluźniony - oparł się nawet o oparcie ławki, podczas gdy ona wciąż siedziała wyprostowana jak struna. Nagle, czego kobieta absolutnie się nie spodziewała, Japończyk napotkał jej spojrzenie. Zaczerwieniła się i odwróciła głowę. Szybko, wymyśl coś!

- Ł... ładną mamy dziś pogodę... - pisnęła nieśmiało.

Zdobyła się na kolejne zerknięcie w stronę mężczyzny. Japończyk pokiwał głową, patrząc w niebo.

Nabrała powietrza w płuca. Jeny, jeśli zaraz coś się nie wydarzy, chyba zacznie ględzić o swoich badaniach odnośnie klimatu... a tego nikt by nie chciał. Wpadła jednak na lepszy pomysł.

- Um... Hanzo... mogę ci mówić Hanzo? - upewniła się.

Japończyk ponownie pokiwał głową.

- Oczywiście pod warunkiem, że ja mogę mówić ci Mei - odezwał się w końcu, znacznie łagodniej niż wcześniej.

Chinka uśmiechnęła się niepewnie.

- J-jasne... więc Hanzo... jesteś łucznikiem, prawda? - Poprawiła okulary, odwracając wzrok. - DPS-em?

Spojrzał na nią w taki sposób, jakby miał zamiar zajrzeć jej w głąb duszy i wyczytać stamtąd intencje Chinki.

- ... tak - odpowiedział w końcu. - Musisz mi jednak wybaczyć, że nie mam przy sobie swojej broni. - Sięgnął w stronę ramienia, gdzie najprawdopodobniej, jak wywnioskowała Mei, normalnie znajdowałby się pasek kołczanu. Zaraz jednak opuścił rękę. - Wasze szefostwo zdecydowało mi się ją skonfiskować, do czasu, aż wszystko zostanie formalnie załatwione. - Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Opuścił ręce, opierając sobie dłonie na udach i wbił wzrok w jakiś punkt przed sobą. - To znaczy chcą mieć pewność, że nikogo nie zaatakuję.

Mei poczuła ukłucie w sercu i zrozumiała, jak bardzo żal jej jest tego mężczyzny. Co prawda wiedziała, że uczynił coś okropnego, ale... fakt, że zagadnął o tym już drugi raz udowodnił jej, że łucznik bardzo żałuje tego, co zrobił. Spojrzała na niego z troską. Wiedziała, że nie powinna poruszać tego tematu - Genji ją o to prosił - ale...

- Hanzo... bardzo żałujesz tego, co zrobiłeś, prawda?

Przez twarz mężczyzny przemknął jakiś cień, ale Shimada nawet nie drgnął. Ba, nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Po raz kolejny zapanowało milczenie.

Mei nie spuszczała z niego wzroku, choć znów czuła mrowienie stresu. Wzięła kolejny głębszy wdech.

- Hanzo... nikt nie będzie cię tu osądzał - powiedziała cicho. Spuściła wzrok, wpatrując się w dłoń mężczyzny. - Ludzie w bazie są naprawdę bardzo przyjacielscy i wyrozumiali... - (A przynajmniej większość - dodała w myślach). - ... nie musisz się niczego obawiać - dodała tak cicho, że ledwie było ją słychać. - Tak więc gdybyś chciał...

- Nie chcę o tym rozmawiać - uciął jej Hanzo. Kobieta otworzyła szeroko oczy i podniosła wzrok na jego twarz. Nie wyglądał na złego, ale jednak w jego oczach coś dostrzegła... może nie irytację, ale na pewno coś negatywnego.

Zacisnęła usta, odwracając wzrok. Wiedziała, och, wiedziała, że nie powinna była poruszać tego tematu...

- P-przepraszam.

Hanzo pogapił się na nią jeszcze przez chwilę, po czym nagle po prostu wstał z ławki.

- Chyba moglibyśmy już wracać. Trochę nam zeszło - spojrzał na kobietę, a jego twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji.

Kobieta opuściła z zawstydzeniem wzrok.

- T-tak... chyba tak. Moglibyśmy.

-*-

Tygodnie mijały. Kilka słów, które zamieniła z Japończykiem od czasu ich rozmowy w żaden sposób nie nawiązywały do wydarzeń z dnia jego przybycia. Mei czuła się źle mijając mężczyznę bez słowa, a niezręcznie kiedy zaczynali nieformalną pogawędkę. Sytuacja naprawdę wydawała się być bez wyjścia.

Mimo to nie potrafiła przestać go obserwować. A czuła się przy tym jakby badała jakieś nieznane dotąd zjawisko atmosferyczne.

Mężczyzny chyba nie interesowały żadne przyjaźnie. Rzadko kiedy widziała, żeby z kimś rozmawiał - co sprawiało, że zastanawiała się dlaczego w ogóle miał ochotę rozmawiać z nią. W wolnych chwilach przesiadywał samotnie, na misjach oddalał się od reszty grupy. Sprawiał wrażenie przypadku beznadziejnego.

Dlaczego nie dała sobie spokoju? Może wciąż czuła się winna. No ale cóż. Sprawy odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy któregoś dnia...

-*-

Mało nie podskoczyła w fotelu, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zaraz po tym za oknem błysnęło i grzmotnęło tak potężnie, że kobieta miała wrażenie, że szyby w jej oknach zatrzęsły się.

Wstała z fotela i z duszą na ramieniu podeszła do drzwi. Wyjrzała przez judasza i aż wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Szybko odkręciła zamek i otworzyła drzwi prawie na oścież.

W jej progu stał Hanzo. Zupełnie suchy oczywiście, pomimo szalejącej na zewnątrz burzy. Mieszkał w końcu w tym samym budynku.

Nie wiedziała, co ma powiedzieć, więc z szeroko otwartymi oczami czekała po prostu na następny ruch Japończyka.

- ... Mei - odezwał się w końcu, wpatrując się w kobietę intensywnie. - Chcę o tym porozmawiać.

Nie wiedziała, co stało się mężczyźnie. Dlaczego tu przyszedł? Jakie były jego intencje?

Mimo to otworzyła szerzej drzwi.

I wpuściła wędrowca do środka.

-----------------------------

A/N: To było chyba najdłużej pisane przeze mnie opo do tej pory. Noooo i wyszedł raczej angst niż fluff :\
Ale mam nadzieję, że się podobało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top