8. Sakura-chan


Mam nadzieję, że ta część nieco wam rozjaśni, a teraz wracam do pisania magisterki XD

Miłego!


PS. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę następna część będzie ostatnią! Sprawdzajcie mój profil w razie jakichś informacji i trzymajcie się mocno, bo przed wami w następnej części pojawi się... rozwścieczony i zaborczy Hatake ;]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Trzymał w swoich ramionach najcenniejszy skarb.

Jej głowa spoczywała na jego kolanach. Wyglądała zupełnie, jakby spała, choć jej chłodne policzki, do których przytulił swoje dłonie, wskazywały na coś innego.

Kakashi nigdy, by nie pomyślał, że jeszcze przyjdzie taki dzień, o wiele gorszy w skutkach od tego, w którym zginęła Rin, czy jego dawny nauczyciel... czy moment, w którym dwa razy stracił swojego przyjaciela. I tak oto tkwił tutaj, w jednej celi w towarzystwie jedynej osoby na całym świecie, na której tak bardzo mu zależało. Do tej pory podziwiał to, jak rozkwitała tylko po to, by zostać zduszoną przez jego własne ego... chciał wymazać z pamięci tamten dzień i zmusić ją do zapomnienia tego, co wtedy zrobili. Ignorował ją z własnej chorej żądzy, by ukarać za to, że była w stanie go uwieść i przespać się z nim w ramach wyzwania, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Ino mogła kłamać. Nie wiedział, jednak jaki miałaby w tym cel. Unikał kobiety jego marzeń wszelkimi możliwymi sposobami, biorąc najbardziej męczące misje, tak by po powrocie nie miał zbyt wiele czasu na nic innego poza spaniem i jedzeniem, by nie czytać tej przeklętej książki, która tylko i wyłącznie o wszystkim mu przypominała.

W tym momencie to wszystko przestało mieć dla niego znaczenie i wręcz był wściekły na siebie, że postanowił zgotować jej takie piekło, które zakończyło się tutaj w tym zimnym lochu, a ona...

— Sakura... — zaczął Kakashi, ale głos mu się załamał i nie potrafił nawet jej odpowiednio przeprosić za swoje dziecinne zachowanie. Próbował usprawiedliwiać się tym, iż nie chciał, by po raz kolejny wytykano go palcami. Wystarczająco bolało słuchanie tego samego dzień w dzień: Ej! Patrzcie! To ten, co jego ojciec nie umiał odpowiednio wypełnić misji, a potem się zabił! Przynajmniej do dnia, w którym ukończył akademię genninów w wieku pięciu lat z wyróżnieniem, dopiero wtedy zaczął być podziwiany. Choć tak naprawdę wszyscy ci, którzy do niedawna z niego szydzili, próbowali wkupić się potem w jego łaski. Tym razem byłby wytykany za związek z byłą uczennicą i podwładną... chociaż szczerze miał to gdzieś! Mógł zostać potępiony za swoje uczucia względem niej, mogli z niego szydzić, że nie umiał się powstrzymać, czy cokolwiek by tam jeszcze wymyślili. Nic z tych rzeczy w tym momencie nie miało dla niego sensu. Liczyło się tylko to, by ona przeżyła.

Tak więc nie było słów, które oddałyby ból i udrękę, które w tej chwili czuł Hatake. Gdyby tylko dostał okazję od losu, by naprawić swoje błędy, skorzystałby z niej w okamgnieniu.

— Nie martw się, nic jej nie będzie — odezwał się jakiś mężczyzna.

Kakashi drgnął, podnosząc spojrzenie swojego sharingana na jedyny otwór w drzwiach, przypominający niewielkie okienko, jednak nikogo tam nie zauważył.

— Skąd możesz to wiedzieć? — spytał nieznajomego.

W odpowiedzi usłyszał krótki śmiech.

— To nie pierwszy raz, odkąd tu trafiliście. Zawsze, gdy z nią kończą wraca nieprzytomna, a potem podnosi się i doprowadza do stanu użyteczności.

W pierwszej chwili, Kakashi nie wiedział, jak skomentować słowa mężczyzny, więc po prostu go zignorował. Pochylił się nad piękną twarzą swojej towarzyszki i ponownie odgarnął zbłąkane pasma różowych włosów, odsłoniwszy kryształek pośrodku czoła. A potem jego dłonie zaś spoczęły na chłodnych policzkach.

— Podłożyła się za ciebie.

Z kolei te słowa zwróciły uwagę Hatake.

— Chcieli zacząć przesłuchiwania od ciebie, ale się uparła, że jesteś zbyt osłabiony po truciźnie i zgodziła, by to ją przesłuchiwano zamiast ciebie — wyjaśnił nieznajomy, choć Kakashi mógłby przysiąc, że już kiedyś słyszał ten głos.

— Dlaczego to zrobiła? — zdziwił się shinobi.

Po drugiej stronie znów rozległ się śmiech.

— Zapewne z tego samego powodu, dla którego przez cały ten czas próbowała cię karmić i troszczyć się o ciebie, gdy byłeś nieprzytomny. — Kiedy mężczyzna nie uzyskał odpowiedzi, postanowił kontynuować: — I zapewne z tego samego powodu, dla którego obecnie trzymasz ją w swoich ramionach.

Kopiujący Ninja nie cierpiał ludzi z byakuganem, gdyż widzieli zdecydowanie zbyt wiele, a ponadto doszukiwali się więcej sensu w tym, co nie zostało wypowiedziane.

— Powtarzam ci, że nic jej nie będzie. Lada chwila dojdzie do siebie — dopowiedział użytkownik byakugana.

— Lepiej, żebyś miał rację...

— Nie odpuściłaby w takiej chwili, ciągle powtarzała, że ma ci coś ważnego do przekazania.

Wtedy rozległ się jakiś huk, a po nim głuchy łoskot i czyjś jęk.

— Koniec rozmów! — warknął jeden z wartowników.


~*~


Kakashi nie miał pojęcia, jak długo tak tkwił na ziemi z nieprzytomną towarzyszką na swoich kolanach, w myślach przeklinając się za swoją głupotę, a także mając cichą nadzieję, iż użytkownik byakugana miał rację i niebawem ujrzy to zaciekłe spojrzenie zielonych oczu.

Wtem Sakura zerwała się na równe nogi, tak nagle, że Kakashi dosłownie w ostatniej chwili odsunął się poza zasięg jej głowy, która to niebezpiecznie szybko zbliżała się w stronę jego szczęki.

Kiedy różowo-włosa kunoichi pospieszyła do posłania, na którym jeszcze do niedawna spoczywał jej dawny nauczyciel, ten siedział oniemiały w tym samym miejscu i ani drgnął. Dopiero co wydawało mu się, że ją stracił i powoli tracił wiarę w słowa mężczyzny po przeciwnej stronie korytarza. Poza tym, jeszcze chwilę temu trzymał ją na swoich kolanach, kontemplując nad kruchością życia, a teraz... wpatrywał się w nią, gdy wygrzebywała coś ze słomy.

Haruno natomiast musiała zadbać o siebie. Dopiero potem zdobędzie się na odwagę, by porozmawiać z Kakashim i sprawdzić, czy dalej ją nienawidzi. Jednak najpierw, przede wszystkim, musiała wyleczyć swoje rany, a ponieważ ją odurzono, przepływ jej chakry nie przebiegał tak, jak należy przez co, dziewczyna nie mogła korzystać ze swoich mocy. Miała jednak sposób i na to, bowiem Sakura była zawsze gotowa na wszystko... no, prawie.

Kakashi z kolei, nadal siedział oniemiały na ziemi, wpatrując się w krzątającą po niewielkiej przestrzeni drobną kobiecą sylwetkę. W jednej chwili całe jego życie straciło sens, a w następnej widział ją, jak najbardziej żywą, pomimo licznych drobnych ran na jej ciele, z których sączyła się krew, dodając makabryczności całemu wyglądowi, z chwili na chwilę utwierdzając go w przekonaniu, iż utracił ją bezpowrotnie.

Shinobi wciąż zbyt oszołomiony, by móc się ruszyć, przyglądał się swojej towarzyszce. Praktycznie był przygotowany na jej śmierć, a potem został zestawiony z brutalną rzeczywistością i w tym momencie słowa oprawców, którzy ją tu wrzucili zdawały mu się nie odbiegać zbytnio od prawdy. Faktycznie, twarda była z niej sztuka.

­— Ty... żyjesz? — wydusił z siebie w końcu.

Haruno obrzuciła Kakashiego przelotnym spojrzeniem, choć w tych ciemnościach nie było możliwe, by cokolwiek dostrzec. A była ciekawa jego reakcji. W końcu pomimo jego zapewnień nadal mógł próbować ją olewać.

Klęczała w końcu posłania, grzebiąc rękoma w słomie pod pledem, a ostre źdźbła wbijały się w jej poranione ręce, kiedy to szukała jedną ze swoich sakw, którą udało jej się ukryć, a z której w tym momencie wyciągnęła specjalną maść na nagłe wypadki z chakrą. Zerknęła raz jeszcze na swojego towarzysza, nim zaczęła wcierać ją w swoje poranione łydki.

— Jestem cała i zdrowa — odparła Sakura. — No... przynajmniej za chwilę będę.

— Nie możesz skorzystać ze swojej mocy? — zdziwił się Hatake, choć jego umysł i tak wszystko przeanalizował i był niemal pewien, iż oprawcy upewnili się, że nie będzie mogła korzystać ze swoich zdolności medycznych w najbliższym czasie.

— Mam problemy z przepływem chakry, bo podali mi jakieś środki odurzające — odparła, prostując się po skończonej pracy ze swoimi nogami, po czym zaczęła wcierać maść w ręce oraz ramiona. — I tak mnie oszczędzili, bo stwierdzili, że nie mogą oszpecić mojej twarzy...

— Niech by tylko spróbowali! — warknął Hatake.

Delikatny uśmiech ozdobił usta Sakury w odpowiedzi na reakcję jej towarzysza.

­— Do tego nie mogli ingerować w strefę intymną, bo nie są gwałcicielami, chcą tylko rozwalić sojusz pomiędzy naszymi krajami...

— Ach, więc to po to cię porwali.

— Tak, szukają najsłabszego ogniwa sojuszu, ale nie mają pojęcia, że go nie znajdą. Nie po tym, co przeżyliśmy razem w trakcie wojny — przyznała, po czym nabrała kolejną porcję leczniczej mikstury, którą zaczęła wsmarowywać w górne partie swoich pleców. — Kaka-sensei, mógłbyś mi pomóc? Poranili mi całe plecy, a nie wszędzie sięgam.

Wspomniany niemrawo skinął głową, po czym podniósł się z ziemi i podszedł do niej. Dzięki sharinganowi mógł się poruszać tak, jak w świetle dziennym w tej nieprzeniknionej ciemności, gdzie jedynym źródłem światła w lochu, w którym ich przetrzymywano była smuga sącząca się poprzez niewielki otwór na kształt okna w drzwiach.

Hatake wystawił dłoń, na której poczuł chłodną, lepką maź, którą zaczął rozsmarowywać po ranach na plecach swojej towarzyszki. Dzięki sharinganowi widział wszystko dokładnie, znał położenie każdego nacięcia, a także widział, z którego uleciało najwięcej krwi.

— Jest też coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać — zaczęła niepewnie Sakura, czując, że jeśli nie powie mu o tym teraz, to nigdy się na to nie zdobędzie, a nadarzała się ku temu okazja, gdyż byli sami, a on wreszcie był przytomny.

— Hm? — mruknął Kakashi, zajęty odnajdywaniem kolejnych ran.

— Myślałam, że uda mi się jakoś ich zwieść, ale... dostałam antidotum dopiero, gdy wtrącono nas do lochu, więc nie miałam zbytnio jak zaplanować ucieczki, by na czas wrócić do Konohy i... kuso... chyba... to, co próbuję ci powiedzieć, to... — Haruno przygryzła dolną wargę, czując rumieńce na policzkach, gdy mężczyzna za nią zszedł z dłońmi tuż nad jej pośladki. — Nie zabezpieczyliśmy się wtedy... a ja nie wróciłam na czas do Konohy... od naszego stosunku minęło kilka dni i chyba... — Jego dłonie zamarły. — Już za późno na jakiekolwiek medykamenty, których nauczyła mnie Tsunade na wypadek nieplanowanej ciąży...

Nastała niezręczna cisza i Sakura nie była pewna, czy Kakashi wciąż tam za nią stał. Gdyby nie jego dłonie zamarłe na jej plecach, podejrzewałaby, że zemdlał, albo zszedł na zawał po tej nowinie.

— Kakashi-sensei? Jesteś tam? — Chciała się upewnić, ale ten nadal milczał. — Biorąc pod uwagę twój stan zatrucia oraz to ile krwi utraciłeś, musiało minąć kilka dni... poza tym, liczyłam posiłki, które nam podawano i wydaje mi się, że to już pięć dni, o ile nie więcej, od czasu naszej walki z nimi. — Kiedy Kakashi nadal milczał, kontynuowała: — A myślałam, że wrócimy tamtego dnia do wioski i wezmę tabletki na czas...

I wtedy to usłyszała — Kopiujący Ninja głośno przełknął ślinę.

— A jednak ty też nie jesteś obeznany w temacie — stwierdziła Haruno, a na jej ustach zatańczył figlarny uśmiech, który był tak naprawdę przykrywką do tego, jak się czuła w rzeczywistości.

Dłonie Kakashiego powoli przesunęły się w stronę kolejnej rany, a jej własne zaczęły torować sobie drogę poprzez poraniony brzuch. Nacięcia na poszczególnych częściach jej ciała nie były głębokie, bowiem miały za zadanie zadać jak najwięcej bólu, co skłoniłoby ją do mówienia. Jednak Haruno Sakura była wytrzymała na ból, w końcu miała za sobą treningi pod okiem najbardziej surowych nauczycieli — Hatake Kakashiego, a także Senju Tsunade.

Kakashi po raz kolejny przełknął ślinę, po czym wydał z siebie typowy dla niego odgłos, jakby się nad czymś zastanawiał i jednocześnie chciał coś powiedzieć, nim faktycznie się odezwał:

— Czy wszystkie kunoichi nie miały obowiązku stosowania antykoncepcji? — Niby było to pytanie, jednak wcale tak nie brzmiało.

Haruno i tak była w szoku, że zamiast powiedzieć coś więcej, to jej towarzysz zapytał właśnie o to. Zwłaszcza w chwili, kiedy było już na to wszystko za późno.

— Zdjęto ten nakaz po wojnie — odparła ostrożnie, jakby bała się jego reakcji, kiedy jednak on nic nie powiedział, postanowiła dodać jeszcze: — Poza tym, Tsunade uznała, że to pogwałcenie zasad moralnych względem kobiet, takie narzucanie im reguł odnośnie ich własnych ciał.

— Ale mimo wszystko wcześniej nie zaszłaś w ciążę — zauważył Hatake.

— Bo jeszcze wtedy ją stosowałam... często imprezowałam i piłam sporo alkoholu, by zapomnieć krajobraz wojenny, dlatego postanowiłam się zabezpieczać, ale po tym, jak mnie odrzuciłeś przestałam je stosować. Nie było potrzeby. Już więcej nie imprezowałam i skupiłam się na misjach.

Jej wyjaśnienie nieco rozjaśniło mu w głowie.

— Czy... czujesz się jakoś inaczej?

Sakura przygryzła dolną wargę, gdy jej dłonie zsunęły się na niższe partie brzucha.

— Trochę. Mam wrażenie, że moja chakra kumuluje się w pewnym punkcie. — Wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała: — Ale nie mam pewności, czy to nie efekty uboczne działania środków odurzających i sedatywnych.

Co prawda Sakura posiadała serum, które mogłoby uwolnić ją od wpływu obu środków, jednak znajdowało się ono w innej sakwie. Tej, której nie udało się przemycić do lochu.

Hatake zazgrzytał zębami.

— Nie zrobili ci czegoś... gorszego? — Jego głos był cichy, ale krył w sobie mrok i lęk.

Obejrzała się na niego przez ramię i choć dostrzegła ledwie błysk czerwieni jego sharingana, posłała mu uśmiech.

— Nie. Interesuje ich tylko zniszczenie sojuszu, a nie moje ciało. To nie są zwyrodnialcy, tylko zwyczajni dezerterzy i buntownicy, którym nie podoba się nowy porządek.

— A jednak ci je uszkodzili — mruknął niezadowolony Kakashi. — Twoje ciało — dodał po chwili, gdy Haruno dalej milczała.

Sakura poczuła, jak jego dłonie raz jeszcze rozsmarowały maść po jej plecach, po czym zniknęły, a wraz z nimi to przyjemne ciepło.

— Torturują, by wydobyć ze mnie informacje, ale nie jest to coś z czym nie mogłabym sobie poradzić. Bardziej martwi mnie, co by było, gdyby faktycznie odnaleźli cel, który pomógłby im zniszczyć sojusz. — Sakura przygryzła paznokieć kciuka, zupełnie jak Tsunade, gdy się nad czymś zastanawiała, a potem obróciła się przodem w stronę swojego towarzysza i spojrzała mu w oczy ze zmartwioną miną. — A mogą to zrobić...

— Jeśli schwytają... — Kakashi urwał, gdyż zdał sobie sprawę, że mogą być podsłuchiwani.

Sakura pokiwała głową na znak, że zrozumiała o co mu chodziło.

To, co oboje ukrywali to fakt, że gdyby buntownikom udało się schwytać Naruto, sojusz wisiałby na włosku. A raczej wybuchłaby kolejna wojna celem schwytania sprawcy. Wówczas buntownicy musieliby ujawnić, do której z wiosek przynależą, a to zagroziłoby wiecznemu pokojowi pomiędzy pięcioma nacjami.

— Nigdy im się to nie uda — zapewnił, kładąc dłoń na ramieniu swojej dawnej uczennicy.

— Wiem — odparła, bowiem doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że najpierw ich przeciwnicy musieliby zmierzyć się z Naruto, a to nie byłoby takie łatwe, by pokonać syna Czwartego Hokage i ucznia wielkiego Kopiującego Ninjy. (A także tego paskudnego zboczeńca, którego książki przeczytała, a jedna z bohaterek za bardzo przypominała ją samą, czego Sakura nadal mu nie wybaczyła, bo zrobił z jej postaci potwora i Jiraiya po dzień dzisiejszy wciąż unikał spotkań z Haruno.)

Młoda kunoichi uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego treningu pod okiem Kakashiego.

— Musimy obmyślić plan ucieczki — oznajmił po chwili Hatake.

— Spokojnie, wszystko załatwione — zapewniła.

Kakashi zmarszczył brwi.

— Ale jak to?

— To znaczy, musimy tylko czekać aż nas odnajdą, ale wysłałam Pakkuna po wsparcie, a Shiba został na polu bitwy razem z Naruto i Sai'em. Na pewno wkrótce nas odnajdą. Musimy tylko uzbroić się w cierpliwość, Kaka-sensei. — Tym razem to ona zmrużyła oczy pod wpływem uśmiechu.

Mężczyzna pokręcił głową przecząco.

— Cierpliwość nam tu w niczym nie pomoże — mruknął Hatake, posyłając swojej towarzyszce twarde spojrzenie, które wytrzymała, zresztą nie po raz pierwszy. — Musimy cię stąd wydostać, jak najszybciej. Jesteś moim priorytetem.

Hatake wielokrotnie potrafił wprawić ją w osłupienie i sprawić, by odebrało jej mowę, ale tym razem Sakura aż rozdziawiła usta ze zdumienia.

— Nie patrz tak na mnie — mruknął niezadowolony mężczyzna.

— Wybacz, po prostu mnie zaskoczyłeś...

— Jeśli to prawda, że jesteś w ciąży i nosisz w sobie moje dziecko, to jeszcze bardziej awansujesz w hierarchii osób dla mnie ważnych.

— A wydawało mi się, że już i tak byłam na pierwszym miejscu — rzuciła kąśliwie.

— Bo zawsze byłaś, ale teraz jesteś dla mnie podwójnie ważna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top