6. Sakura-chan (18+)
Ostrzegam przed ilością błędów i niespójności, ale... nie miałam za dużo czasu na pisanie xd
no i też... brutalne opisy przed wami!
Miłego!
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Para shinobi podążała niczym cień za podróżującymi kupcami, rozglądając się dookoła, mając na uwadze to, iż w każdej chwili i z każdej strony mógł nadejść atak. Skryci pośród cieni drzew przeczesywali wzrokiem teren.
Haruno przyglądała się podróżującej karawanie kupieckiej podejrzliwie. Niektórzy z obecnych tam osób mieli bardzo pobliźnione twarze i kiedy przeniosła wzrok na Hatake, zdała sobie sprawę z tego, że on również zauważył, gdyż zdążył już aktywować swój sharingan.
Sakura wiedziała, że od walki dzieliły ich sekundy, więc przyglądała się uważnie swojemu towarzyszowi. Jaki miał plan, aby poinformować pozostałych członków drużyny?
— Sakura — rzucił szybko, a ona od razu przeniosła na niego swój wzrok, przy czym ich spojrzenia skrzyżowały się. — Miej ich wszystkich na oku i rozglądaj się dookoła w poszukiwaniu wrogów. Ja poinformuję Naruto oraz Sai'a o naszym spostrzeżeniu.
— Hai.
W ten oto sposób Haruno pognała dalej, bacznie przyglądając się członkom karawany, a także rozglądając się w poszukiwaniu kolejnych wrogów.
Kakashi został w tyle, gdzie przywołał swojego przyzwańca Pakkuna, któremu polecił, aby poinformował Naruto oraz Sai'a o tym, że podróżujący w karawanie również mogą okazać się wrogiem, po czym gdy tylko pies zniknął, Hatake popędził w ślad za Sakurą, gdyż zdążył już ją stracić z oczu, jednak nadal wyczuwał jej woń, a do tego z pomocą przyszedł mu drugi z jego ninkenów — Shiba.
— Złapałeś jej trop? — rzucił Kakashi, który wciąż jeszcze odczuwał jej woń wokół siebie. Karawana kupiecka nie poruszała się zbyt szybko, jednak Sakura była mistrzynią w maskowaniu. Nic więc dziwnego, że Hatake miał niewielki problem z odnalezieniem jej. To i jeszcze fakt, że... ich zapachy były...
— Tak, chociaż pachnie trochę inaczej — mruknął Shiba, zerkając na Kakashiego, którego obwąchał. — Tak, tak mi się właśnie zdawało.
Hatake zmarszczył brwi.
— Pachnie, jak ty — wyjaśnił ninken, a kiedy wrócił spojrzeniem do drogi, dodał: — A ty, jak ona.
— Wiem, nasze zapachy się zmieszały — odburknął Kakashi.
Shiba jedynie uniósł brew, choć jego mina przypominała tę, którą często przywdziewał Pakkun, albo ich właściciel, czyli znudzoną.
— Przeszkodziłem w czymś ważnym? — Shinobi próbował gładko zmienić temat rozmowy.
— W popołudniowej drzemce — bąknął Shiba, po czym wyszczerzył kły. — Ale zapewne nie było to tak ważne, jak to, co przerwało wam.
Kakashi stosownie przemilczał komentarz ze strony swojego ninkena i zamiast odnieść się do jego wypowiedzi, zapytał:
— Wyczuwasz jej zapach?
— Ponad jej woń, którą wyczuwam od ciebie? — odgryzł się Shiba.
Hatake niemal warknął z wściekłości.
— Tak — syknął.
— Czuję jej zapach zmieszany z twoim dość niedaleko — odparł ninken, znów szczerząc kły. — Naprawdę nie wiem o co się wściekasz, Kakashi. W końcu to normalne, że samce parzą się z samicami...
— My nie...! — Hatake nieznacznie podniósł głos, by nie zaalarmować niepotrzebnie wroga, ale też by uciszyć swojego ninkena, po czym westchnął zrezygnowany: — A mogłem przyzwać Urushiego...
Shiba zaśmiał się, po czym złapał trop.
— Twoja samica jest niedaleko! — rzucił szybko pies, a Hatake z całych sił starał się, by nie wyprowadziło go z równowagi stwierdzenie jednego z jego ninkenów, jednakże poprzysiągł sobie, aby następnym razem w takiej sytuacji wybrać Urushiego, który raczej oszczędziłby mu zbędnych komentarzy.
Odnaleźli Sakurę przyczajoną w krzakach, zamarłą w bezruchu.
Kakashi natychmiast rozeznał się w sytuacji i poszedł w jej ślady. Zaatakowanie dużo liczniejszej grupy było niemądrym pomysłem, pomimo tego, iż prawdopodobnie Kopiujący Ninja byłby w stanie to zrobić, jednakże dopiero po rozpoznaniu umiejętności wroga, a nie z jedną wielką niewiadomą. Co prawda miał u swego boku Sakurę, a także jednego z najbardziej narwanych ninkenów, jednak wiedział doskonale, że do zasadzki, którą na nich przygotowano potrzebowali Naruto oraz Sai'a, tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę, iż każde z tych ponad trzydziestu osób mogło być zbuntowanymi ninja.
— Witaj, samico Kakashiego — bąknął Shiba, układając się po drugiej stronie Sakury, tak by znaleźć się poza zasięgiem rażenia swojego pana.
Hatake wiedział, że to był najgorszy pomysł, by rozwścieczyć Haruno w chwili, gdy potrzebowali się ukrywać.
— Cześć, Shiba — odszepnęła Sakura, a Kakashi po raz kolejny zdał sobie sprawę, że całkowicie źle odczytał uczucia swojej dawnej uczennicy, bo przecież to na niego była wściekła, a nie na jego ninkena.
Karawana kupiecka zatrzymała się. To właśnie był powód, dla którego Sakura ukrywała się w krzakach. Shinobi nie po raz pierwszy miał nadzieję, że Pakkun dotrze do Naruto i Sai'a na czas. Klon Hatake znajdował się z nimi, ale nie miał pojęcia, jak długo się jeszcze utrzyma, gdy walka się rozpocznie.
Kakashi napotkał na swojej drodze zielone spojrzenie i zmarszczył brwi.
— Czekamy na Naruto, jeśli zaatakują szybciej, będziemy robić wszystko, by jak najdłużej utrzymać się na nogach — oznajmił Kakashi, powoli rozrysowując na ziemi końcówką kunai'a wstępny plan, który wyklarował się w jego umyśle.
— Hai. — Było to zaledwie poruszenie ustami wraz ze skinięciem głową, ale Hatake odczytał jej odpowiedź bez problemu.
Z jednej strony Kakashi czuł się winny, że przez tyle czasu ją ignorował i nawet teraz miał, co do niej mieszane uczucia. To znaczy, nie chodziło tutaj o Sakurę, w przeciwnym razie nigdy nie podnieciłaby go jakakolwiek myśl o niej, jednak to jego przeszłość sporo tutaj namieszała i obawiał się powrotu tamtych mrocznych czasów, które przezwyciężył tylko i wyłącznie dlatego, że stał się najlepszym w klasie oraz fakt, że ukończył akademię genninów w wieku pięciu lat, podczas gdy jego rówieśnicy zostali, a on przeskoczył kilka klas znajdując się pomiędzy starszymi uczniami. Tylko i wyłącznie to uratowało go od losu pokroju Naruto po tym, jak jego ojciec popełnił samobójstwo. Łatka tchórza i nieudacznika przylgnęła do nazwiska Hatake i gdziekolwiek się nie pojawiał, to właśnie z niego drwiono i wytykano palcami. Jednak bardzo szybko udowodnił swoją wartość, oczyszczając nazwisko Hatake z hańby, przynajmniej dopóki nie zrozumiał prawdziwego sensu bycia shinobi i tego, że życie najbliższych i członków drużyny było najważniejsze.
Obito miał rację, Kakashi był śmieciem. Przynajmniej do chwili, gdy pojął znaczenie tych słów. Dopóki jego przyjaciel nie oddał za niego życia.
Zależało mu na Sakurze, Naruto, a nawet i Sai'u, ale... na jego jedynej uczennicy najbardziej. Pragnął jej szczęścia, swojego trochę mniej, w końcu przez wiele lat wystarczały mu książki. Tamten dzień wszystko zmienił... od tamtej pory Hatake nie tknął żadnej z książek Jiraiyi. Bał się obrazów, które podsyłał mu umysł, tych wspomnień związanych z Sakurą i pragnął z całej siły wymazać tamto zdarzenie z pamięci, jednak nie potrafił. Ilekroć ją widywał na ulicach Konohy, przed oczami pojawiała mu się jej naga sylwetka. Dlatego jej unikał i starał się na nią nie patrzeć, bo nie potrafił nie rozbierać jej wzrokiem. A do tego nie chciał, by to co było pomiędzy nimi wyszło na jaw. Chciał ją ochronić przed zawistnymi spojrzeniami rzucanymi w jej kierunku...
Atak nadszedł znienacka.
Jak zawsze.
Jednak nie było ani chwili, by Hatake Kakashi nie był nieskoncentrowany na wrogu. Możliwe, że obecnie zajęty był swoimi rozmyślaniami, wpatrzony w zielone tęczówki Sakury, ale kątem oka zauważył ruch oraz wyczuł zmianę w powietrzu.
Shiba również to wyczuł i od razu obnażył kły.
Kakashi odparł atak ogromnego miecza swoim kunai'em, którym jeszcze chwilę wcześniej nakreślił na ziemi krótki plan działania na wypadek, gdyby zostali zauważeni.
Sharingan zawirował, łapiąc napastnika w genjutsu, co Sakura błyskawicznie wykorzystała, zadając cios, który posłał ich przeciwnika razem z kilkoma drzewami naraz o kilkanaście metrów dalej.
Para shinobi w towarzystwie Shiby wyskoczyła ze swojej kryjówki i ruszyła do ataku.
Kakashi siekał kunai'ami na prawo i lewo, rzucał gradami shurikenów, a także przywoływał ziemne jutsu, gdy trzeba było się obronić. Chciał wyeliminować największą ilość przeciwników, nim zastosuje raikiri, by ostatecznie wszystkich wykończyć.
Sakura natomiast waliła pięściami w ziemię, która rozstępując się od siły uderzenia, wyrzucała w powietrze zamaskowanych napastników. Potem kunoichi dobywała zatrute kunai'e, którymi trafiała nieprzygotowanych na taki atak przeciwników.
Shiba natomiast przeciągnął się i ziewnął, szeroko rozwierając pysk, nim rzucił się do ataku, po drodze informując Kakashiego:
— Mogłeś mi dobrać kogoś do towarzystwa. Myślę, że Urushi, by się nadał!
Haruno otarła wierzchem dłoni strużkę krwi, ściekającą z jej wargi, gdy jeden z napastników wykorzystał jej chwilę nieuwagi, kiedy to bacznie przyglądała się zrywającym się z ziemi po chwilowym ogłuszeniu przez nią napastnikom; i zadał jej cios z pięści prosto w twarz. To tylko rozwścieczyło uczennicę Hokage!
Sakura zawirowała, obleczona w zatrute shurikeny, które posłała w stronę mężczyzny z pomocą przepływu chakry, co skończyło się tym, iż biedak wylądował przybity do drzewa maleńkimi ostrzami, które przeszły poprzez jego ciało na wylot. Następnie różowo-włosa kunoichi chwyciła w dłonie skalną ścianę przy pomocy ziemnego jutsu, którą posłała na piątkę pędzących w jej stronę gagatków, korzystając ze swojej nadludzkiej siły.
Później obróciła się, by obserwować poczynania Kakashiego, który ledwo korzystał ze swoich umiejętności do odparcia wrogów. Jeszcze nawet nie użył swojego sharingana, ani nawet nie skorzystał ze swojej autorskiej techniki, którą niegdyś nauczył Sasuke. Używał tylko tych najprostszych i najmniej zużywających chakrę.
Z ogromnej grupy ponad trzydziestu wrogich ninja, pozostała garstka, których Kakashi wykończył jednym ciosem raikiri, przebijając się poprzez piersi pięciu wrogów naraz.
Haruno zamrugała powiekami zdziwiona, gdyż jeszcze nigdy nie widziała takiej kombinacji u niego, a jego technika przede wszystkim przecinała jedno ciało. Jak to było możliwe, że tym razem udało mu się pozbyć ich tak wielu za jednym zamachem?
Dopiero potem Sakura zauważyła, że ich ciała praktycznie rozpłynęły się w powietrzu, jakby były... klonami cienia.
Hatake obrócił się, by przyjrzeć temu, jak sobie poradziła jego dawna uczennica, a widząc, jak przyłożyła dłoń do opuchniętego policzka, niemal odetchnął z ulgą. Taka rana była niegroźna, jak na liczbę przeciwników, z którymi przyszło im się zmierzyć. Kakashi pomyślał jednak, że coś zbyt łatwo im poszło, a widząc skupione zielone spojrzenie, domyślił się, że nie tylko on tak uważał.
Shiba przeciągnął się, prostując przednie łapy.
— No to mamy ich z głowy. Ja mogę wracać na moją drzemkę, a wy możecie kontynuować... mieszanie waszych zapachów — oznajmił ninken, dobitnie podkreślając ostatnie słowa, których użył wcześniej Kakashi.
Hatake zmarszczył brwi.
— Coś mi się wydaje, że to jeszcze nie koniec — mruknął w odpowiedzi, ignorując jego zaczepkę.
Haruno ruszyła w stronę Kakashiego w tym czasie, gdy jego przyzwaniec sobie zażartował ich kosztem, a raczej kosztem swojego pana. Ledwie powstrzymała się od śmiechu, kiedy jednak znalazła się tuż przy boku dawnego sensei'a, nagle spoważniała.
— Tak się teraz sprawy mają? — dorzuciła od siebie ze złośliwym uśmiechem na ustach.
Kakashi niemal zazgrzytał zębami.
— Cicho bądź, samico — prychnął wrednie, choć na jego ustach zadrgał figlarny uśmiech, czego niestety nie było widać spod maski, jednakże Sakura znała na pamięć mimikę jego twarzy i wiedziała, że jej dawny sensei wrócił. W końcu przestała być ignorowana, a wszystko za sprawą Shiby.
Posłała Kakashiemu najbardziej uroczy uśmiech na jaki było ją stać z lekko opuchniętym policzkiem i rozmazaną na brodzie krwią. A dla niego to i tak było najpiękniejsze, co dane było mu zobaczyć w ciągu ostatnich lat, gdy jego dawna uczennica obdarzyła go tak szczerym wyrazem uczuć.
Dokładnie w tamtym momencie Sakura usłyszała świst i nim zdążyła pomyśleć, chwyciła mocniej za ramiona Hatake, przyciągnąwszy go bliżej siebie, by w ostatniej chwili zamienić się z nim na miejsca i zostać trafioną.
Jednakże cios ten nie nadszedł, gdyż Kakashi wiedział, co takiego planowała, więc to on obrócił się z nią po raz kolejny mocniej przytulając do swego torsu, gdy to on sam oberwał.
Jego krzyk był niemy. Usta jedynie rozwarte z zaskoczenia tym nagłym atakiem, którego się spodziewał, ale był zbyt onieśmielony otwartością uczuć Sakury, by zareagować na czas.
Jej krzyk natomiast poniósł się echem poprzez całą gęstwinę drzew, a także na drugą stronę wąwozu, gdzie klon Kakashiego zniknął.
— Kakashi!!!
W następnej chwili szaro-włosy shinobi zachwiał się i, gdyby w porę go nie złapała, to zapewne upadłby na ziemię. Łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem po jej policzkach. Oczy miała szeroko otwarte. Jej dolna warga drżała. Natomiast w jej gardle zagościła ogromna gula rozpaczy, ściskająca jej tchawicę za każdym, gdy próbowała coś powiedzieć.
Dlaczego to zrobiłeś?
Nie chciało opuścić jej ust.
Kakashi oparł ciężko swoją głowę o jej ramię, ostatkiem sił mówiąc:
— Twoje życie jest dla mnie najcenniejsze...
~*~
— Kakashi-sensei! Sakura-chan!
Naruto stał u boku Sai'a na jednym z jego tworów. Poruszali się szybko w powietrzu ponad koronami drzew, znacznie szybciej niż o własnych nogach, dlatego dotarli na miejsce w tak krótkim czasie.
Kiedy tylko zeszli trochę niżej, Uzumaki zeskoczył ze swojego środka transportu i posłał w stronę napływających buntowników od strony wąwozu swojego rasenshurikena. Cios ten powalił pierwszych napastników, a kiedy i Sai i Pakkun dołączyli do blondyna, ciemnowłosy chłopak narysował kolejne twory do pomocy.
Sakura w tym czasie klęczała, trzymając na swoich kolanach Kakashiego. Trzymała dłonie przytulone do jego policzków, by jak najdłużej utrzymać go przytomnym. Choć jego wzrok błądził nieprzytomnie dookoła.
— Pakkun! — wrzasnęła Sakura, zauważywszy głównego ninkena Kakashiego. — Sprowadź posiłki! — poleciła, a potem najdelikatniej jak potrafiła przekręciła Kakashiego, by wydobyć sterczącą z jego pleców katanę. Ostrożnie wysunęła ostrze, aż Hatake jęknął z bólu. — Bardzo dobrze — pochwaliła go, po czym podsunęła pod jego głowę jedną ze swoich sakw, a sama przesunęła się w stronę rany, by przyłożyć dłonie do poszarpanej skóry, mięśni, wystających kości oraz cieknącej krwi.
Zielonkawe światło zamigotało na jej dłoniach.
— Co wam zajęło tyle czasu?! — syknęła w stronę chłopców, skupiona na scalaniu komórek, jedną po drugiej.
Naruto podbiegł bliżej, by pochylić się nad stękającym Kakashim.
— Domyśliliśmy się, że coś jest nie tak w chwili, gdy zniknął klon Kakashiego-sensei'a, a zaraz potem pojawił się Pakkun i już byliśmy pewni, że macie kłopoty, dattebayo — odparł chłopak, przyglądając się swojej przyjaciółce. — Sakura-chan, a czemu masz tak potargane włosy?
Haruno skupiona na ratowaniu życia mężczyźnie, łypnęła groźnie na blondwłosego kretyna.
— Dopiero co stoczyliśmy walkę! — warknęła.
Sai pojawił się po ich drugiej stronie, by osłaniać rannego oraz medycznego ninję. Jednak nie omieszkał się posłać w ich stronę tego swojego niewinnego uśmieszku, którego różowo-włosa kunoichi wprost nie znosiła.
— Widzę, że już doszliście do porozumienia — oznajmił, jak gdyby nigdy nic.
Haruno odetchnęła głęboko, by nie stracić opanowania. Odbudowała już pierwszą warstwę tkanek, ale przed nią jeszcze długa droga, nim Kakashi będzie mógł stanąć na nogi.
— Kakashi-sensei mało nie umrze, a wy sobie znaleźliście czas na pogaduszki! — warknęła jedynie i ponownie skoncentrowała się na rannym.
Naruto obrócił się w stronę nadciągających napastników.
— Po prostu obaj wiemy, że sobie świetnie poradzisz, dattebayo.
Sai rozglądał się uważnie, analizując ilość napływających przeciwników.
— Sakura, ulecz Kakashiego najszybciej, jak dasz radę. Jest ich zbyt wielu, byśmy mogli stoczyć z nimi równy pojedynek, zwłaszcza z rannym dowódcą. Zrobimy odwrót, jak już Kakashi-san stanie na nogi — polecił Sai.
— Hai — odparła Sakura.
A potem obaj chłopcy rzucili się do walki. Naruto użył swojego wielokrotnego podziału cienia, by odgrodzić ją i Kakashiego od napastników. Shiba jeszcze przez chwilę się wahał, spoglądając to na Sakurę, to na swojego pana, by potem rzucić się w wir walki, po usłyszeniu słów samicy:
— Nie pozwolę mu umrzeć!
Kolejna warstwa tkanek została odbudowana. Krwi z chwili na chwilę ubywało coraz mniej. Sakura uśmiechnęła się pochylona nad dawnym sensei'em. Jego twarz nadal wykrzywiał grymas bólu.
— Jeszcze tylko trochę — powtarzała sobie.
Klony Naruto znikały kolejno jeden po drugim. Coraz bardziej obnażając skrytą w samym centrum walki parę shinobi. To była tylko kwestia czasu nim postanowią zaatakować medycznego ninję.
Gdy tylko te słowa wybrzmiały w jej głowie, poczuła, jak coś ostrego wbiło się w jej ramię. Kiedy się rozejrzała, zorientowała, że cała reszta ich drużyny była pochłonięta walką, a tylko ona i Kakashi stanowili łatwy cel. Obróciła lekko głowę, by spojrzeć w twarz swojemu oprawcy i dostrzegła mężczyznę, którego wcześniej przybiła shurikenami do drzewa. Uśmiechał się do niej złowrogo.
— Pójdziesz z nami — powiedział ponuro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top