6. (Ost.) "Child don't follow me home" (18+)

Dobra, w końcu udało mi się napisać ostatnią część! Juhu, brawo ja!

Jeśli końcowe sceny wydadzą wam się niedopracowane, to przepraszam, ale musiałam sprawdzać pobieżnie, bo spieszę się do pracy.

Ostrzegam o wątku wulgarnym (18+), za żadne skarby świata nie popieram pedofilii! To jest zło wcielone!

No to ten... miłego!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kakashi drżał, panicznie powtarzając w kółko:

— Nie.

Sakura nie wiedziała, co się wydarzyło, gdyż w chwili, kiedy to myśleli, że mieli już kupioną wolność oraz, że zdążą uciec, a sprawa po śmierci tego obrzydliwego człowieka zostanie wreszcie zamknięta, to właśnie wtedy Kakashi padł na kolana, a już po chwili jego oczy rozszerzyły się pod wpływem strachu, wpatrując się w różowo-włosą dziewczynkę nic niewidzącym wzrokiem.

Mała Haruno musiała działać, choć tak naprawdę nie wiedziała, kto był jej wrogiem, przynajmniej dopóki nie poczuła dziwnie chłodnej dłoni na swoim ramieniu.


~*~


Kakashi był przerażony. Mimo, iż wiedział, że to wszystko było jedynie iluzją, a on został zamknięty w świecie czyjejś chorej fantazji, nie potrafił sobie poradzić z tym, co właśnie działo się z jego ciałem, które poruszało się wbrew jego woli.

— Nie! — wrzasnął po raz kolejny drżącym głosem, gdy jego ręka sama się poruszyła.

Czuł się bezsilny wobec rozgrywającego się przed jego oczami spektaklu, którego i on, niestety, był częścią.

— Błagam... — wyszeptał po chwili drżącym głosem, mając nadzieję, że autor genjutsu go wysłucha.

Sakura wpatrywała się w jego oczy przerażonym wzrokiem.

Hatake zadrżał na całym ciele ze strachu przed tym, co się z nim właśnie działo.

Jego dłoń wsunęła się pomiędzy uda małej dziewczynki.

Najwyraźniej jego błagania na nic się zdały, nikt go nie słuchał.

Łzy bezsilności zaczęły płynąć po jego policzkach nieprzerwanym strumieniem, gdy jego własne ciało nie słuchało poleceń. To było chore... ktoś miał naprawdę potworny pomysł, gdy umieścił go w tego rodzaju genjutsu. Jeszcze to zbolałe spojrzenie, które posyłała mu Sakura, którą z całych sił pragnął jedynie ochronić. To, co właśnie jej robił było niewybaczalne... Jak będzie mógł po tym wszystkim spojrzeć w jej oczy?

Jak będzie mógł po tym wszystkim spojrzeć sobie w oczy?


~*~


Sakura obejrzała się przez ramię, dostrzegłszy wreszcie intruza. Pochylająca się nad nią kobieta, uśmiechnęła się zjadliwie, a w jej oczach zatańczyło czyste szaleństwo. Różowo-włosa dziewczynka otworzyła szeroko swoje oczy z przerażenia, nie dlatego, że jej wygląd ją przerażał, bo wyglądała w miarę normalnie, a z tego powodu, że nieznajoma przeniosła wzrok na klęczącego Kakashiego, po raz kolejny ignorując Sakurę, zupełnie jakby nie stwarzała żadnego zagrożenia. To ją strasznie zirytowało, dlatego też nie czekając na zaproszenie i zanim ta paskudna kobieta jeszcze bardziej zbliżyła się do drżącego Kakashiego, Sakura z całej siły wbiła piętę w środek jej stopy.

Nieznajoma zawyła i zamachnęła się na nią, a mała dziewczynka nie kucnęła wystarczająco szybko, więc wymierzono jej policzek. Z mocnym rumieńcem po tym akcie, młoda Haruno wpatrzyła się w świdrujące oczy kobiety, która próbowała ją zmanipulować, ale zanim udało jej się umieścić również ją w świecie iluzji, Sakura szarpnęła za dłoń kobiety i z całych sił wgryzła się w nadgarstek. Przeciwniczka po raz kolejny wydała z siebie jęk bólu, wreszcie pojmując, jak bardzo nie doceniła małej dziewczynki. Dlatego kiedy Sakura odwróciła się z zamiarem pomocy Kakashiemu, ta kopnęła małą w plecy, przez co różowo-włosa poleciała naprzód, ale nie upadła, w ostatniej chwili ledwie odzyskując równowagę i zamiast na pomoc swojemu bohaterowi, ruszyła w stronę jego przyjaciela.

— Gai! Gai! — krzyczała z całych sił, pamiętając jak wołał na niego Kakashi. — Gai! Obudź się!

W chwili kiedy dopadła do chrapiącego nastolatka potrząsnęła brutalnie jego ciałem, wrzeszcząc na całe gardło jego imię. A gdy obejrzała się przez ramię, zauważyła jak jej przeciwniczka pochyla się nad Kakashim, sięgając w stronę jego maski.

— Gai! Musisz się obudzić! Kakashi... ma kłopoty! — krzyczała poprzez łzy, choć jego imię z trudem przeszło przez jej gardło.


~*~


Kakashi myślał, że to już koniec, gdy Sakura zniknęła, choć jego ręka pozostała w tym samym miejscu, ociekając dziwnie lepką substancją, od której zrobiło mu się niedobrze. Miał ochotę zwymiotować, ale nie panował nad własnym ciałem. Robiło, co chciało. Szkarłatny odcień spływający z jego dłoni do złudzenia przypominał mu o...

Rin...

— Chyba jesteś ciekawszy niż sądziłam — oznajmiła kobieta, która nagle zmaterializowała się przed nim. — Co prawda nie jesteś już tak rozkoszny, jak ta mała, ale zapewne masz swój urok. Wystarczy, bym tylko...

Nagle wszystko, co Kakashi miał na sobie zniknęło. Cóż, wszystko, oprócz jego maski.

— Ciekawe, co takiego tam skrywasz... — rozmyślała na głos.

Ale młody shinobi jej nie widział, uwięziony we własnych wspomnieniach tego, co zrobił Rin, a także tego, do czego zmusiło go to genjutsu...


~*~


— Gai! — wrzasnęła Sakura i z całych sił uderzyła go pięścią w brzuch.

Wydał z siebie zbolały głos, powoli rozchylając powieki. Nie wiedział, co się działo. Jego wzrok był zamazany, a głowa ciężka, zupełnie, jakby... go czymś odurzono.

— Gai! Kakashi ma kłopoty! — syknął dziecięcy głos, choć młody shinobi nie potrafił zlokalizować jego źródła.

— Co... się dzieje...? — mruknął dziewiętnastolatek. — Au... moja głowa!

Młoda Haruno zmarszczyła brwi, widząc, że z przyjaciela Kakashiego nie ma żadnego pożytku, dlatego też rzuciła się biegiem na powrót w stronę Hatake, nabierając mocnego rozpędu, by z całym tym impetem uderzyć w ich przeciwniczkę, kobietę o niezbyt ciepłym dotyku. Pchnęła nieznajomą całym swoim ciałem, powalając na ziemię. A kiedy już otrząsnęła się z wrażenia swojego zawzięcia, odwróciła się w stronę Kakashiego. Zacisnęła rączki na jego ramionach i mocno potrząsnęła.

— Kakashi! — syknęła. — Ocknij się!

Wtedy to właśnie młody Hatake zamrugał zdziwiony, a kiedy odwzajemnił spojrzenie różowo-włosej dziewczynki, jego sharingan zawirował. Mała Haruno wpadła w sidła jego własnej broni.


~*~


Ostatnim, co pamiętała było to, że udaremniła tej przerażającej kobiecie zdjęcie maski Kakashiego, ale nie miała pojęcia, gdzie była w tym momencie.

Sakura dźwignęła się z ziemi i rozejrzała dookoła.

Znajdowała się na pustkowiu.

Kiedy jednak obróciła się po raz kolejny, dostrzegła Kakashiego. Rzuciła się biegiem w jego kierunku, wołając jego imię, ale on wcale nie reagował. Dlatego też zatrzymała się w pewnej odległości. Zwłaszcza, gdy zauważyła, że z kimś rozmawiał. Z jakąś dziewczyną...

Czy to był ich kolejny wróg?

Sakura przyspieszyła kroku, by znaleźć się tuż przed nim i po raz kolejny odepchnąć wrogą kunoichi z jego drogi. Wtedy to właśnie zdała sobie sprawę, że Kakashi wcale z nią nie rozmawiał, a łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem po jego policzkach.

— Ka–ka–shi... — wymamrotała dziewczyna o krótkich brązowych włosach, a z kącika jej ust spłynęła cienka strużka krwi.

Sakura wpatrywała się przez chwilę w jej spokojny wyraz twarzy — pogodzenie się ze śmiercią. Dziewczynka zamarła, gdy zdała sobie sprawę, co takiego sprawiło, iż nieznajoma kunoichi zginęła. Co prawda widziała to już wcześniej, ten błysk i znajomy odgłos świergotu ptaków, ale kiedy to wreszcie zrozumiała, spojrzała na Kakashiego szeroko otwartymi ze strachu oczami.

— Rin... — wyszeptał nastolatek zbolałym głosem. — D–dlaczego?

Ale szatynka już nie odpowiedziała. Kakashi wyrwał swoją dłoń z jej piersi i pochwycił jej bezwładne ciało.

— Dlaczego mi to zrobiłaś...? — wyszeptał.

Dopiero wtedy Sakura zrozumiała, że Kakashi wcale nie chciał jej zabić.

— Obiecałem Obito, że będę cię chronił nawet za cenę mojego życia, a ty... — Hatake zapłakał.

Różowo-włosa spadkobierczyni Woli Ognia podeszła bliżej i położyła dłoń na ramieniu chłopca.

— Kakashi — powiedziała cicho jego imię, a kiedy ten ją zauważył otworzył szeroko z przerażenia swoje oczy.

— To znowu ty! — syknął zezłoszczony nastolatek.

Mała Haruno odsunęła się od niego gwałtownie.

— Kakashi... nie! To ta kobieta! To ona ci to zrobiła... — zaczęła wyrzucać z siebie bełkot ze strachu przed jego mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. — Musisz się ocknąć!

Jednak Hatake zupełnie, jakby jej nie słuchał, wysunął przed siebie dłoń, na której zatańczył piorun.

— Kakashi, to naprawdę ja! Sakura! — krzyknęła ile sił w płucach dziewczynka.

— Nie wierzę ci... — mruknął groźnie szaro-włosy shinobi.

Już miał ją dopaść, kiedy Sakura zacisnęła swoje dłonie na jego nadgarstku, zanim mógł ją dosięgnąć.

— Kakashi, uratuj mnie — szepnęła dziewczynka, a potem pozwoliła, by jego dłoń wystrzeliła w przód, by przebić się poprzez jej drobne ciało.

Mała Haruno zacisnęła mocno powieki, przygotowując się na ból, ale... nic takiego nie nadeszło.

Powoli rozchyliła swoje powieki i zauważyła, że Kakashi wpatrywał się w nią tak, jak przedtem.

— Sakura? — zdziwił się. — Co ty tu robisz?

— Twoje dziwne oko zawirowało, zanim znalazłam się tutaj — odparła zgodnie z prawdą, a Kakashi zrozumiał, że to on zawinił, wciągając w swoje genjutsu nie tą osobę, co trzeba.

— Sakura — powiedział, a mała wreszcie spojrzała na niego widzącym wzrokiem. — Wszystko w porządku?

Położył dłoń na jej ramieniu i choć niedawne wizje pozostawiły trwały ślad w jego psychice, wiedział, że nie był potworem. Na pewno nie tego rodzaju potworem, który próbowała mu wmówić ta kobieta o bladej twarzy. Choć wyglądała normalnie, oprócz zbyt dużych oczu, przypominała trochę wężowego człowieka, którego przed chwilą zabił.

— Tak, teraz już tak — odparła mała i chciała rzucić mu się na szyję, ale w tym momencie ktoś szarpnął ją w tył, chwytając w dłoń materiał lnianej sukienki. Sakura poleciała w niewiadomym kierunku, dopóki czyjeś ręce nie zagarnęły jej do siebie. Wyciągnęła przed siebie rozpaczliwie dłoń w stronę swojego wybawcy.

— Kakashi! — zapłakała.

— Sakura! — syknął wściekły siedemnastolatek, gdy dostrzegł, że trzymali ją jej niedoszli porywacze. — Kuso! — zaklął, obmyślając naprędce plan.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, analizując swoją pozycję. Z kąta pomieszczenia wypłynęło więcej osobników, stojących po stronie tych paskud. Kakashi rzucił okiem w miejsce, gdzie Gai powoli dochodził do siebie.

— Gai! — krzyknął. — Będziesz mi potrzebny!

Dziewiętnastolatek, jak na zawołanie obudził w sobie Pierwszą Bramę, by zerwać więzy, które go trzymały i dołączyć w walce do swojego przyjaciela.

Kakashi raz jeszcze przyjrzał się swojej przeciwniczce, nagle zdając sobie sprawę z tego, co takiego mu w niej nie pasowało. Otóż, jej twarz była w miarę normalna, może trochę szpetna przez te wyłupiaste oczy i bardzo bladą cerę, natomiast na jej szyi dostrzegł poruszające się skrzela, a pomiędzy jej palcami błony.

— Zapłacisz nam za zabicie Harukiego — warknęła kobieta-ryba. — Ichiro, Ichizo! Zabierzcie ją stąd i zróbcie z nią, co chcecie! — poleciła tym dwóm fajtłapom.

— Tak jest, Tsuki! — odpowiedzieli chórem.

— My zajmiemy się resztą — zapewniła Tsuki.

Kakashi zmarszczył brwi najbardziej, jak to było możliwe, a wyraz jego twarzy przypominał ten u Gai'a, gdy otwierał kolejno swoje Bramy. Owładnęła go czysta furia. Mogli robić z nim, co chcieli i robić z niego potwora, mogli go krzywdzić na milion sposobów, a on i tak podniósłby się z dna, na które by go wysłali; ale nie mieli prawa krzywdzić Sakury. Nie na jego warcie!

Raikiri! — wrzasnął wściekły Kakashi, zawiązawszy uprzednio pieczęć i rzucił się pędem do Tsuki, przed którą nagle, jak spod ziemi, wyrośli obrońcy. Przebił ich oboje jednym ciosem. Następnie zawiązał symbole kilku pieczęci i błyskawicznie kucnął przyciskając dłonie do ziemi, formując z niej skalną ścianę, którą przyparł resztę napływających żołnierzy.

W tym czasie Gai obudził już Trzecią Bramę i sam rzucił się w wir walki, parując i wyprowadzając ciosy. Powalił niezliczoną ilość przeciwników za sprawą swoich rąk i nóg, nie korzystając z żadnego ninjutsu.

Natomiast Kakashi torował sobie drogę poprzez morze obrońców w stronę kobiety-ryby, by pozbawić ich lidera. Tsuki wydawała się być głównodowodzącą, dlatego sądził, że kiedy już do niej dotrze to reszta tych pół-mózgów nie będzie dla dwójki shinobi żadnym zagrożeniem.

Kiedy wreszcie zbliżył się do Tsuki, zauważył, jak dwójka mężczyzn wyprowadziła Sakurę przez drzwi, choć mała wierzgała się i kopała, krzycząc ile sił. Ten widok jeszcze bardziej go rozwścieczył. Siedemnastolatek wpatrzył się w wyłupiaste oczy Tsuki, formując pieczęć i znów przywołując swoją autorską technikę. Jednak wtedy na jego drodze pojawił się mężczyzna, wymachujący mieczem, który już po chwili rozciął skórę na nadgarstku Kakashiego, ale młody shinobi wiedział, jak to wykorzystać. Dlatego już po chwili uformował inną pieczęć, przybijając obie zakrwawione dłonie do ziemi.

Kuchiyose no Jutsu! — syknął, a na ziemi odcisnęła się pieczęć, przyzywająca sforę jego psów, którym od razu polecił zająć się nawałem atakujących, podczas gdy on będzie mógł na spokojnie zdjąć Tsuki, a następnie podążyć za Sakurą, ale zanim do tego doszło, polecił jeszcze: — Shiba, Urushi! Pędźcie za Sakurą! Nie pozwólcie, by coś jej się stało!

A potem razem ze swoimi ninkenami rzucił się w wir walki, rzucając kunai'ami, a także shurikenami w stylu znanego tylko Kopiującemu Ninja.

Tsuki warknęła jakąś komendę w stronę swoich podwładnych, którzy byli wyżynani w pień poprzez Gai'a oraz psy ninja.

W tym czasie Kakashi utorował sobie drogę do ich liderki, na powrót przywołując swoje ostrze błyskawicy. Uaktywnił też swojego sharingana i biegiem rzucił się w jej kierunku, błyskawicznie przebijając na wylot jej ciało.

Tsuki zachłysnęła się swoją krwią, a kilka kropel wyleciało z jej ust, gdy wydała z siebie jęk bólu. Wpatrzyła się w żądne mordu oczy Kakashiego i uśmiechnęła chytrze.

— My... nieudane eksperymenty Orochimaru, też chcieliśmy mieć coś do powiedzenia — sapnęła, choć sekundy jej życia zostały już policzone.

— To, że jesteście inni nie oznacza, że macie czynić zło na tym świecie — warknął Kakashi.

Tsuki uśmiechnęła się bez cienia wesołości.

— Chcieliśmy znów zwrócić na siebie jego uwagę, po tym jak zamknął nas tutaj na ponad dziesięć lat... w ciemności i bez jedzenia... — wymamrotała, a obraz przed jej oczami zaczął się zamazywać. — Plan był taki, aby złapać wszystkie ładne dzieci Konohy i je oszpecić tak, jak Orochimaru nas przed laty... a może nawet... wróciłby do nas, gdyby zauważył, że ma nowe obiekty do eksperymentowania... — Jeszcze większa ilość krwi wypłynęła z ust kobiety-ryby, a potem wpatrzyła się w oczy Kakashiego. — Skoro nie odpuścisz... zabij wszystkich... niech żadne z nas nie wyjdzie stąd na wolność...

Hatake wyszarpnął dłoń z piersi kobiety, a ta upadła na ziemię martwa. Wtedy to młody shinobi ruszył na ratunek Sakurze. Z całej siły uderzył w drzwi, a te wyrwane z zawiasów poleciały aż na drugi koniec tunelu. Kakashi rozejrzał się spanikowany po korytarzu i dostrzegł coś, czego kompletnie się nie spodziewał.

— Nie za późno wpadliśmy na zabawę? — rzucił Asuma, trzymając za fraki Ichiro oraz Ichizo, podczas gdy Kurenai trzymała Sakurę w mocnym uścisku, by nikt nie zauważył jej rozdartej sukienki. Shiba i Urushi szarpali stopy dwóch oprawców, którzy wrzeszczeli z bólu. Kakashi z pomocą sharingana dostrzegł, że jego ninkeny niemal obdarły ich nogi ze skóry. A w jego kierunku spokojnym krokiem szedł zdyszany Pakkun.

Misja zakończona sukcesem. I to w jakim stylu.


~*~


Pomimo pojmania grupy przestępczej i wymierzenia im sprawiedliwości, Kakashi przez najbliższy tydzień szpiegował rodzinę Haruno, by mieć pewność, że Sakurze na pewno nic nie grozi. Oprócz tego, pilnował również drugiego dzieciaka, który spędzał mu sen z powiek swoim rozrabianiem. I pomyśleć, że on, Hatake Kakashi, musiał wszędzie po nim sprzątać... i przepraszać mieszkańców, a potem wysłuchiwać ich narzekań, że ten „potwór" powinien być trzymany w zamknięciu... Często wtedy uśmiechał się do tych osób, mówiąc:

— Jaka szkoda, że to właśnie tego chłopca poświęcono, byście mogli go tak traktować.

Często zamykało to gęby miejscowym ujadaczom, ale niektóre starsze kobiety były prawdziwie upierdliwe, wtedy to Kakashi powtarzał:

— Czwarty Hokage, widzisz dla kogo się poświęciłeś? Ci ludzie nie mają do ciebie za grosz wdzięczności...

I kontynuował mycie ścian po szalonych graffiti wykonanych przez Naruto, uśmiechając się z powodu jego beztroski. Choć czasem widywał go załamanego, to nawet nie wiedział, jak do niego zagadać... „Cześć, Naruto, znałem twojego ojca."? Albo: O! Cześć, Naruto! Twój ojciec był moim nauczycielem!" A może: „Cześć Naruto, moi rodzice też nie żyją. Chcesz się wypłakać?" Nie, to nie był najlepszy pomysł. Kakashi kompletnie nie nadawał się na tego typu rozmowy, jeszcze chłopak uciekłby z krzykiem. Żałował jedynie, że nie mógł znaleźć sobie przyjaciela, któremu mógłby się wygadać...

Kakashi starał się pilnować tej dwójki, chociaż Naruto zabierał mu więcej czasu, gdyż jego rozrabianie często źle się kończyło, jednak nie spuszczał też oka z Sakury. Otóż, często gdy pilnował wieczorami śpiącej dziewczynki, zauważył, jak budziła się przerażona z niemym krzykiem na ustach w środku nocy. Początkowo nie chciał się angażować, ale wdział, jak z dnia na dzień coraz bardziej bledła w jego oczach. Wydawało się, jakby te sny wysysały z niej wszelką energię życiową. Dlatego też jednej z takich nocy postanowił interweniować. Usiadł wówczas na parapecie i rozmawiał z Sakurą o wszystkim i o niczym.

Aż wreszcie to stało się ich rutyną. Kakashi, co noc zasiadał na jej parapecie, by mogli pogadać. Pozwalał jej się wygadać, opowiedzieć swoje koszmary i to, co ją dręczyło, a ona z wdzięcznością pytała go o Rin, Obito, jego rodziców. Hatake początkowo miał pewne obawy, ale kiedy Sakura wyznała, że widziała Rin w genjutsu, które na nią narzucił, Kakashi zrozumiał, że nie było sensu kłamać, dlatego też otworzył się przed nią i opowiedział o wszystkim. Jakoś tak, od tamtego dnia zrobiło mu się lżej na sercu. Zwłaszcza, gdy po usłyszeniu słów „zabiłem moją przyjaciółkę", Sakura odparła:

— To nie była twoja wina. To ona wybrała — spokojnym głosem, zawierającym wiekową mądrość.

Młody shinobi z czasem zaczął się zastanawiać, czy Sakura nie była zbyt dojrzała, jak na swój wiek.


~*~


— To będzie żart stulecia! — wykrzyknął radośnie Naruto.

Sakura udawała, że wcale ją to nie ruszało, zupełnie jak Sasuke, ale jej wewnętrzna Sakura krzyczała z radości. Przynajmniej, dopóki ich nowy nauczyciel nie wsadził głowy do środka, by gąbka opadła na jego bujną czuprynę.

Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia i żałowała, że pozwoliła Naruto na coś tak potwornego.

— Strasznie przepraszamy! — wykrzyknęła. — To nie my, to był pomysł Naruto!

Ledwie się powstrzymała od wypowiedzenia jego imienia, bo wychodziło na to, że od teraz powinna była się do niego zwracać „Kakashi-sensei".

Natomiast Kakashi przeanalizował zachowanie trójki swoich uczniów, a jego spojrzenie spoczęło na Sakurze, której posłał ten swój ciepły uśmiech. Co prawda wyglądał teraz trochę inaczej, w końcu był już dorosły, ale rozpoznałaby go wszędzie. Zwłaszcza, że jeszcze kilka lat temu rozmawiali ze sobą wieczorami, a potem... zniknął. Choć młoda Haruno nie miała pojęcia, że tak naprawdę nadal ją obserwował, tyle że z ukrycia, tak jak Naruto, który wreszcie zdobył swojego powiernika — Irukę. Szaro-włosy shinobi był szczęśliwy, że chłopiec nie był w tym wszystkim sam.

A potem Hatake zabrał ich w miejsce z widokiem na całą Wioskę Liścia, gdzie poprosił ich o przedstawienie się i powiedzenie czegoś o sobie.

— Haruno Sakura — odparła po chwili różowo-włosa, uśmiechając się uprzejmie. — Co lubię... hm, pomyślmy... — Dwunastolatka podrapała się po policzku, zerkając na Sasuke, który siedział niezmiennie zamyślony i skupiony. Przez chwilę studiowała jego twarz, a potem wróciła spojrzeniem do Kakashiego i poczuła mocne rumieńce na policzkach. — Lubię wiele rzeczy. Czego nienawidzę? — Tu Sakura posłała wściekłe spojrzenie Naruto, które zaraz potem złagodniało, gdy ponownie odpowiedziała na wzrok posyłany jej przez Kakashiego. — Podłych ludzi, którzy porywają niewinne dzieci — powiedziała zamiast tego, co sprawiło, że Kakashi drgnął, zupełnie, jakby dopiero teraz sobie uświadomił z kim miał do czynienia. — A moim marzeniem jest... zostać najlepszą kunoichi w wiosce! Żeby tych wszystkich podłych ludzi zmieść raz na zawsze z powierzchni ziemi, shannaro! — syknęła Sakura z całych sił zaciskając dłoń w pięść.

Kakashi posłał jej swój słynny uśmiech, analizując jej słowa. Widział, jak z zainteresowaniem obserwowała młodego Uchihę, co oznaczało, że owa misja, jak najbardziej zakończyła się sukcesem. To właśnie dzięki Hatake mogła zakochać się w tym chłopcu i myśleć o nim, jak o kimś atrakcyjnym, a nie żyć w ciągłym strachu przed złym dotykiem...

— Jutro o świcie. Bez jedzenia i picia — oświadczył Kakashi, gdy już wszyscy mieli możliwość wypowiedzenia się.


~*~


Było późne południe, gdy Kakashi wreszcie się pojawił. Trójka genninów leżała na trawie ze zmęczenia i głodu. Dlatego też kiedy wyzwał ich na pojedynek, żadne z nich nie miało ochoty się ruszyć, nawet Sakura, która z samego rana obiecała sobie, iż da z siebie wszystko. Otóż, Kakashi którego znała do tej pory, trochę się zmienił.

Sakura przez pewien czas przyglądała się poczynaniom Naruto, doskonale pamiętając, jakimi technikami dysponował Kakashi podczas tamtej misji, ale... jak do tej pory nie ujrzała tej jego błyszczącej broni. Właściwie to nie zrobił jeszcze nic, bo Naruto ciągle go atakował, a on po prostu usuwał mu się z drogi.

Dopóki Naruto nie padł zmęczony. Wtedy Kakashi przystąpił do ataku na nią.

— Sakura — wyszeptał tuż przy jej uchu.

Haruno wrzasnęła, gdy zdała sobie sprawę, że nagle zmaterializował się u jej boku.

— Niezła kryjówka — skomentował, a potem wskazał palcem Sasuke, który zakopany w ziemi po samą szyję ciągle tylko prychał.

Różowo-włosa genninka westchnęła zrezygnowana i ruszyła w stronę chłopaka, któremu chciała jakoś pomóc. Tylko jak? Ciągnięcie za włosy nic nie dało, a kiedy próbowała chwycić go za głowę, to zaczął jej się wyrywać, krzycząc:

— Nie dość, że włosy już mi wyrwałaś, to teraz jeszcze głowę chcesz mi urwać, łamago?!

Miarka się przebrała.

Sakura z całej siły zdzieliła Sasuke w jego wystający łeb pięścią. A następnie, otrzepując ręce wróciła na swoje miejsce, gdzie nadal czekał na nią Kakashi, wpatrując się w puste miejsce po iluzji Sasuke, a także w samą Sakurę szeroko otwartym okiem. Jak widać, nie tylko on się zmienił.


~*~


— Naruto — wyszeptała Sakura, czując łzy napływające do oczu. — Obiecaj mi jedno, a o nic więcej już cię nie poproszę.

Nastolatek spojrzał na swoją przyjaciółkę wyczekująco.

— Obiecaj, że wrócicie cali i zdrowi, dobrze? — powiedziała poprzez łzy, a potem przyciągnęła do siebie chłopaka i mocno uściskała.

— Oczywiście, Sakura-chan. Sprowadzę go z powrotem, obiecuję.

— Cali i zdrowi. Oboje! — Ostatnie słowo wycedziła przez zaciśnięte zęby.

— Cali i zdrowi — powtórzył Naruto, a potem odwrócił się na pięcie i pod przewodnictwem Shikamaru ruszył w pogoń za przyjacielem.

Naruto dotrzymał słowa i kiedy wrócił, Sakura ucieszyła się tym, że choć jeden z jej przyjaciół wrócił cały i zdrowy. To jej w zupełności wystarczało, skoro Sasuke miał zamiar nadal trwać w zżerającej go od środka nienawiści.


~*~


I tak oto Naruto po raz kolejny opuszczał Konohę. Sakura obejrzała się przez ramię na Kakashiego, który posłał jej ten swój ciepły uśmiech.

— Muszę się przygotować do egzaminu na chūnina — oznajmiła.

— Przecież trenujesz już pod okiem Hokage — odparł Kakashi.

Sakura westchnęła zrezygnowana.

— Tsunade nie nauczy mnie panowania nad moją własną naturą.

— Z pewnością możesz zdać egzamin ze swoimi umiejętnościami medycznymi.

Haruno posmutniała.

— Niestety nie. Tsunade poleciła mi znaleźć dodatkowego mentora — wyjaśniła. — No i pomyślałam, że...

— No dobra. Zobaczmy, co ty tam w sobie masz — mruknął Kakashi, wpychając dłonie w kieszenie swoich spodni.

Ruszyli w stronę pól treningowych niespiesznym krokiem.


~*~


— Naruto.

Wspomniany zmarszczył brwi.

— Sakura-chan? Co ty tu robisz? — zdziwił się.

Haruno wiedziała, że po tym, jak Raikage nie zgodził się na propozycję Naruto ten będzie załamany. Wszyscy ich koledzy i koleżanki nie byli zadowoleni z tego pomysłu, a Ino wprost płakała, ale nie Sakura. Ona wiedziała, co trzeba było zrobić. Nie było czasu na łzy. Musiała, jakoś zmylić Naruto. Obejrzała się przez ramię na Kibę, który prychnął, gdy ta przytuliła się do blondyna, a kiedy na moment jej spojrzenie skrzyżowało się z Kakashim, mężczyzna zmarszczył brwi.

— Zapomnij o tej obietnicy, Naruto-kun — poprosiła. — Zapomnij o Sasuke.

Naruto odsunął od siebie Sakurę na odległość ramion.

— Sakura-chan, nie wiem o co ci chodzi, ale sam sobie obiecałem, że go sprowadzę. Nie dla ciebie, ale dla siebie, bo Sasuke jest dla mnie, jak brat.

— Próbował cię zabić! — zarzuciła mu zirytowana Sakura.

— Nie jest najlepszym przyjacielem, ale hej, Sai też nie wiedział, jak to jest, aż wreszcie to zrozumiał. Po prostu Sasuke potrzebuje trochę więcej czasu.

Sakura westchnęła zrezygnowana. Jedyne czego Sasuke teraz potrzebował to wybawienie od tego okrutnego losu, który sam sobie zgotował. I chyba lepiej by było, gdyby zginął z ręki przyjaciela niż wroga...

— W porządku. W takim razie, wracamy — poleciła różowo-włosa kunoichi.

Kakashi nie musiał śledzić Sakury, by wiedzieć, co takiego planowała. Zbyt dobrze ją znał.


~*~


— Sasuke! Uciekłam z Konohy, bo nie mogę znieść życia tam, gdzie cię nie ma!

Uchiha obejrzał się przez ramię i uśmiechnął ironicznie.

— Świetnie. Akurat brakowało mi medycznego ninja w składzie.

Sakura zerknęła na czerwono-włosą dziewczynę leżącą nieopodal z przebitą na wylot klatką piersiową. Raczej, sam się jej pozbyłeś.

— Chodź, pójdziesz ze mną, Sakura — odparł, idąc powoli przodem.

Wspomniana wciąż jeszcze znajdowała się na drugiej części mostu, ale wyczuła odpowiedni moment, dlatego w chwili gdy wykonała skok, dobyła zatruty kunai ze swojej sakwy i chcąc zaskoczyć Uchihę, wyprowadziła cios.

Jednak posiadacz sharingana był szybszy i w mgnieniu oka dobył swojego ostrza błyskawicy, celując w Sakurę. Wokół pojaśniało i rozległ się odgłos świergotu ptaków, gdy Sasuke użył swojego chidori. Dokładnie w tym samym momencie, tuż przed nią, zjawił się Kakashi i odparował cios Sasuke, a następnie łypnął na niego groźnie, ale Uchiha go zignorował.

— Nie nauczyłem cię tej techniki po to, byś stosował ją na swoich przyjaciołach — stwierdził Kakashi.

Ostatni potomek klanu Uchiha po raz kolejny nie posłuchał swojego nauczyciela. Hatake użył stylu ziemi, wbudowując skalną ścianę, od której odbiła się broń rzucona przez ich przeciwnika.

— Sakura, zabierz tę dziewczynę i spróbuj ją uleczyć. Nie zbliżaj się! Ja zrobię to, co już dawno powinienem — mruknął Kakashi i rzucił się w pogoń za Sasuke.

Haruno skorzystała ze swojej mocy przepływu chakry i przeniosła nieprzytomną w bezpieczne miejsce. Uklękła przy niej, wtłaczając uzdrawiającą chakrę w jej ciało.

— Sasuke... jest... inny... — wymamrotała nieznajoma.

— Spokojnie, nie powinnaś teraz nic mówić. Jesteś bardzo słaba — odparła różowo-włosa kunoichi.

— Karin, jestem Karin. Myślałam, że Sasuke i ja...

Sakura zmarszczyła brwi. Wiedziała, jaki był jej przyjaciel i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie zasługiwał na nikogo. Powinna była go od razu zabić, gdy miała okazję, ale nie potrafiła. W końcu to był jej przyjaciel.

Kiedy moc jej chakry przestała już uzdrawiać Karin, Sakura wstała. Nic więcej nie mogła dla niej zrobić. Zasklepiła wszystkie rany narządów wewnętrznych, a także tkanek zewnętrznych. Karin nadal leżała, bo była zbyt słaba po utracie sporej ilości krwi, ale również i z zawodu tym, że tak zaufała chłopakowi, który celowo ją zranił. A na złamane serce, Sakura nie znała lekarstwa.

— Muszę iść uratować tego, którego szczerze kocham — oznajmiła Haruno, dobywając kunai.

Karin zacisnęła powieki.

— Powinnaś zapomnieć o Sasuke. Dla niego nie ma już ratunku — odparła Uzumaki.

Haruno, która zdążyła już wskoczyć na mur, zerknęła przez ramię na czerwono-włosą dziewczynę. Wpatrywała się w nią zbolałym wzrokiem, jakby wiedziała, co takiego mogła czuć w tej chwili Sakura.

— Nie mówiłam o Sasuke — stwierdziła różowo-włosa kunoichi, marszcząc brwi. — Miałam na myśli kogoś innego...

Po tych słowach skoczyła z mostu, zostawiając zaskoczoną Karin samą, która z kolei zastanawiała się, co takiego mogła widzieć tamta dziewczyna w zamaskowanym typie.


~*~


Byli o włos od wojny. Kolejnej. Tym razem o wiele potężniejszej niż dotychczas.

— Sakura-chan.

Naruto zwrócił tym na siebie jej uwagę. Lada chwila miał wypłynąć statkiem na poszukiwania ośmiornicy z przepowiedni. A potem miało rozpętać się piekło, choć on sam nie miał o niczym pojęcia. Wszystko tylko po to, by go ochronić.

— Hm? — wymruczała, spoglądając na niego.

Siedzieli na ruinach murku, który niegdyś prawdopodobnie należał do jednego z pól treningowych, które po ataku Paina razem z całą wioską zostały zrównane z ziemią.

Lekki wiaterek z zachodu powiał, zdmuchując na jej twarz niechciany kosmyk włosów, które po chwili odgarnęła za ucho. Wpatrzona w niebieskie oczy chłopaka.

— Ja... nie wiem, jak to powiedzieć — przyznał szczerze.

— Najlepiej wprost — odparła.

A wtedy Naruto pochylił się i złożył pocałunek na jej ustach. Co prawda było to zaledwie muśnięcie, ale mimo wszystko wywołało w jej wnętrzu kompletny chaos i niepokój. Dlatego, że... ten wspaniały chłopak był dla niej, jak brat.

— To, co chciałem wyrazić poprzez ten pocałunek to, że... — Młody shinobi przełknął głośno ślinę. — Sakura-chan, ja cię ko...

— Wiem — odparła, spuściwszy wzrok na swoje dłonie ułożone na kolanach.

— Ale ty nie czujesz tego samego, co ja...

— To nie tak, Naruto — przerwała mu. — Ja... po prostu nie uważam, abym na ciebie zasługiwała.

Chłopak był wyraźnie zdziwiony.

— Ale jak to?

— Nie zasługuję na ciebie, Naruto — powtórzyła, jakby sama próbowała utwierdzić się w tym przekonaniu. — Chodzi mi o to, że... w czasach, gdy jeszcze nigdy nie było drużyny siódmej, nie znosiłam cię, ale to nie dlatego, że byłeś denerwujący, tylko dlatego, że rodzice tak mi wmówili. Zresztą nie tylko oni. Wszyscy inni nasi koledzy też cię nie znosili, bo tak kazali im rodzice...

Sakura zaczęła bawić się rąbkiem swojej tuniki, zastanawiając się, czy nie zraniła Naruto tymi słowami.

— Byłam dla ciebie podła i nigdy nie próbowałam cię zrozumieć. Dopiero potem zrozumiałam, że jesteś dobrym przyjacielem — wyjaśniła.

— Ale to było kiedyś, Sakura-chan. Mogę to puścić w niepamięć — powiedział ochoczo, kładąc swoją dłoń na jej.

Haruno uśmiechnęła się do niego ciepło.

— Chciałabym odwzajemnić twoje uczucia. Najbardziej na to zasługujesz. W końcu tyle dla mnie zrobiłeś, ale...

— Chodzi o Sasuke?

Sakura pokręciła przecząco głową.

— Nie. Nigdy mi o niego nie chodziło — odparła.

— W takim razie...

— Dlaczego nie znajdziesz sobie dziewczyny, która bardziej na ciebie zasługuje? — Sakura postanowiła zmienić temat. — Na przykład taką, która widziała coś w tobie już od samego początku.

Naruto westchnął zrezygnowany.

— Masz na myśli Hinatę? — domyślił się.

— To całkiem dobry przykład.

— No wiem, wiem, tylko...

— Co? — prychnęła Sakura, czując, że Naruto zacznie wybrzydzać.

— Tylko wiesz, Sakura-chan, ja... nic do niej nie czuję. Jest dla mnie tylko przyjaciółką i nikim więcej...

Sakura zaśmiała się gorzko.

— Jesteśmy okropni — jęknęła, po czym dodała uparcie: — Ale Hinata jest śliczna i szaleje na twoim punkcie.

— Tylko, że nie da się kogoś zmusić do kochania — odparł Naruto.

— To prawda — przyznała Sakura.

Siedzieli na murku przez dłuższą chwilę w milczeniu. Sakura zastanawiała się, co takiego począć w sprawie Naruto, aby nie poczuł się zbyt odrzucony, a on z kolei zachodził w głowę, kto taki zawrócił Sakurze w głowie, skoro to nie był Sasuke.

— Tylko nie wybieraj jednej z tych swoich fanek. Wszystkie teraz cię uwielbiają, tylko i wyłącznie dlatego, że zostałeś bohaterem — skwitowała Haruno, grożąc mu palcem przed oczami.

— Czyli wracamy do Hinaty? — zaśmiał się, a potem nagle spoważniał.

Sakura zmarszczyła brwi, przyglądając mu się badawczo.

— Naprawdę nigdy nie było nikogo, kto już wcześniej, by cię zaakceptował? — dopytywała Sakura.

Blondyn przygryzł dolną wargę, po czym przeniósł swe spojrzenie na zachodzące słońce, wspominając dzień, w którym to bawił się na placu zabaw z inną dziewczynką.

— Była taka jedna dziewczynka. Pamiętam, że bawiliśmy się razem o zachodzie słońca, a jej mama miło się do mnie uśmiechała.

— Naprawdę? Kto?! — Sakura wybałuszyła oczy.

Naruto podrapał się po głowie.

— Nie pamiętam jej imienia.

Sakura wzniosła oczy do nieba.

— Wzbudziła twoje zainteresowanie?

— Tak — potwierdził Naruto. — Ale potem...

— Co takiego?

Naruto pokręcił przecząco głową.

— Zniknęła. A ja nie pamiętam, co takiego się wydarzyło tamtego dnia.

A więc wrócili do punktu wyjścia.

— A ty, Sakura-chan? Kogo miałaś na myśli?

Młoda kunoichi przez chwilę rozważała opcję powiedzenia Naruto prawdy, ale kiedy tylko o tym pomyślała zaczęło ją skręcać w środku na myśl, że jej przyjaciel nie przyjąłby dobrze prawdy.

— Nie spodoba ci się to — powiedziała wymijająco, ale to tylko pogorszyło sytuację, bowiem jedynie rozbudziło fascynację Naruto.

— Teraz to już musisz mi powiedzieć, dattebayo!

Sakura zwiesiła głowę i ramiona, wpatrując się w trawę powiewającą na lekkim wiosennym wietrze pomiędzy jej nogami.

— Kakashi.

Blondyn wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który był na wpół zdziwieniem i chyba przerażeniem.

— Co?!

— Widzisz? Mówiłam, że nie zrozumiesz — wyznała Haruno, ale wtedy Naruto się uspokoił.

— Jak to się stało?

I Sakura opowiedziała swojemu przyjacielowi historię, którą skrywała od lat, a którą znali nieliczni. Na jego twarzy malował się szok i niedowierzanie w miarę, jak historia posuwała się naprzód, a te wszystkie drastyczne obrazy, które Haruno opisywała, trafiały wprost do jego serca. Jednak Sakura opisała nie tylko samą misję ratunkową, ale również to, jak potem Kakashi odwiedzał ją, gdy dręczyły ją koszmary i pomógł jej przez to przejść, pomógł jej uporać się z traumą i dzięki niemu była obecnie tym, kim była.

Naruto przez chwilę rozmyślał nad tym, co usłyszał od Sakury, która skończyła już swoją opowieść i wpatrywała się wyczekująco w przyjaciela, bowiem bardzo zależało jej na tym, aby zaakceptował jej wybranka.

— Wygląda na to, że już od samego początku byłem na straconej pozycji — stwierdził Naruto, uśmiechając się do niej szeroko.

Sakura pokręciła głową z rozbawieniem.

— No, cóż...

— Nikt nie może się równać z Kakashim-sensei'em — dodał zaraz potem.

Przez chwilę milczeli i kiedy Sakura już miała się zebrać w sobie i zaproponować, że po wojnie odnajdzie zaginioną dziewczynę Naruto, oczywiście pomijając fakt, że byli na granicy wojny; oboje usłyszeli znajome:

Yo!

Kakashi uniósł dłoń, witając się ze swoimi dawnymi uczniami. Wciąż jednak był jeszcze zbyt daleko, by usłyszeć to o czym rozmawiała tutaj para przyjaciół. Oboje mu odmachali.

I w chwili, gdy Kakashi się do nich zbliżał, Naruto wstał, zerkając na Sakurę.

— Może to właśnie ta chwila? — zastanowił się na głos. — Pogadaj z nim. Na pewno zrozumie.

Spanikowana Sakura wpatrzyła się w niebieskie oczy chłopaka, choć jego promienny uśmiech ją rozbroił.

— Nie mogę...

— Możesz.

— Nie potrafię...

Naruto zastanowił się chwilę nad następnymi słowami i w chwili, gdy Kakashi stanął u jego boku, chłopak mrugnął do Sakury porozumiewawczo, mówiąc:

— Czasem w życiu warto zaryzykować.

I w ten oto sposób, Sakura została sam na sam z Kakashim.

— Co słychać? — rzucił nonszalancko mężczyzna.

Sakura rozejrzała się dookoła, a kiedy stwierdziła, że Naruto nie było w pobliżu, odetchnęła z ulgą, ale zaraz potem jeszcze bardziej się spięła.

— Jesteśmy na skraju wojny... gorzej już chyba być nie może — mruknęła.

Kakashi zastanowił się nad jej słowami.

— I tu się mylisz. W życiu zawsze trzeba szukać pozytywów — odparł.

— Jak, na przykład?

Kakashi zadumał się, wpatrzony w jeden punkt. Prawdopodobnie, przelatujący na horyzoncie klucz ptaków.

— Mamy dziś piękny zachód słońca.

Haruno zamrugała zdziwiona.

— To jest twoja odpowiedź?! — zdziwiła się. — Nie wierzę! Po prostu w to nie wierzę! Jutro możemy zginąć, a ty każesz mi tu siedzieć i podziwiać piękny zachód słońca?!

Kakashi uniósł brew.

— A co innego mielibyśmy robić, skoro to mógłby być nasz ostatni wieczór?

Młoda kunoichi zamrugała zdziwiona.

— Sama przed chwilą powiedziałaś, że jutro możemy zginąć.

Jednak słowa mężczyzny wywarły na niej pewne wrażenie. A co, jeśli to naprawdę mógł być ich ostatni wspólny wieczór? Potem pójdą na wojnę, być może się rozdzielą i... już nigdy nie będzie miała możliwości, by wyznać mu swoje uczucia, by być szczerą...

— Kakashi-sensei?

— Hm?

— Co byś zrobił, gdyby to naprawdę był twój ostatni wieczór?

Hatake przyjrzał się uważnie postawie Sakury. Coś w mowie jej ciała wołało, by jej nie dotykać, ale z drugiej strony mówiło też, że jedyne czego potrzebowała to bliskość drugiej osoby.

— Mój ostatni wieczór, tak? — Ponownie się zadumał. — Chyba czytałbym książkę.

Sakura prychnęła.

Ups, chyba nie o taką odpowiedź jej chodziło — pomyślał ponuro Kakashi.

— No dobrze, przypuśćmy, że to jest mój ostatni wieczór — mruknął, choć ta wizja niezbyt mu się podobała. — Cóż, chyba... poszedłbym na całość.

Haruno zamrugała zdziwiona. I może właśnie, to jego słowa ją natchnęły, a może wizja jej własnej śmierci, ale wiedziona instynktem, wstała z murku i podeszła do swojego nauczyciela, by u jego boku podziwiać piękno natury.

— Cudowny ten zachód słońca — stwierdziła.

— Mhm.

To właśnie w tamtej chwili sięgnęła do jego dłoni, splatając ze sobą ich palce.


~ KONIEC ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top