5. "Child don't follow me home"

Może pojawić się kilka błędów, bo końcówka pisana na szybko, gdyż moim zamiarem było delikatne skrócenie tego shota i dojście do zakończenia, pomijając finalną bitwę, ale nie byłabym sobą pomijając najlepszą akcję XD

Miłego!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


— Kakashi!

Owszem, słyszał jakby ktoś go wołał, ale kompletnie nie miał pojęcia czemu ten krzyk wydawał mu się taki spanikowany. Przecież Rin nie krzyczała w chwili swojej śmierci...

To musiał być kolejny z jego koszmarów.

Mimowolnie młody shinobi zacisnął dłonie w pięści, gdy wspomnienie jego dawnej przyjaciółki pojawiło się w jego umyśle. Hatake do dzisiaj nie pogodził się z jej odejściem, a wspomnienie tamtej chwili, gdy tylko ożywało w jego głowie zawsze sprawiało, że zaczynała budzić się w nim prawdziwa furia.

Kakashi szarpnął rękoma i nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Do tej pory widział jedynie ciemność, myśląc, że to zwyczajny sen, ale kiedy ponownie spróbował poruszyć dłońmi, upewnił się, że był uwięziony z szeroko rozstawionymi ramionami tak, by nie mógł zawiązać żadnej pieczęci.

— Kakashi!

Kolejny mrożący krew w żyłach krzyk sprawił, że wspomniany od razu otworzył oczy, dysząc ciężko, gdy zdał sobie sprawę, iż naprawdę był uwięziony, a kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu okazało się, że miał rację. Jednak było o wiele gorzej niż przypuszczał. Otóż, jego głowa była strasznie ciężka, ledwie mógł utrzymać ostrość widzenia, czując to potworne pulsowanie.

Jęknął głośno lekko zachrypniętym głosem, odchyliwszy głowę w tył.

Powinien był już dawno dojść do siebie, przecież był na misji. Musiał myśleć trzeźwo i być w gotowości. Ktoś go potrzebował, w końcu słyszał, jak wołano jego imię.

Nagle Kakashi zdał sobie sprawę, że znał ten głos. Momentalnie młody Hatake odzyskał trzeźwość umysłu i rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, poszukując źródła krzyku.

— Kakashi! — krzyknęła raz jeszcze różowo-włosa dziewczynka.

— Sakura — syknął wściekły.

Zauważył wątłą postać odzianą w jakąś lnianą o wiele za dużą szatę ze związanymi nad głową rękoma, zaczepionymi o metalowy uchwyt wbity w ścianę.

Kakashi obrzucił wzrokiem swoje skrępowane dłonie i zauważył, że jego mechanizm był bardziej skomplikowany, były to osobne metalowe kajdany, które były przytwierdzone do ściany po bokach jego głowy, szeroko rozstawione. Siedemnastolatek szarpnął rękoma, ale metal nie ustąpił.

Jednak jego oprawca nie zabrał mu jeszcze jednej broni — Hatake wciąż posiadał sharingana, którego podarował mu przed laty jego przyjaciel, Obito.

Mógł go użyć, aby uratować Sakurę, potrzebował tylko znaleźć Orochimaru i dokończyć to, co już kiedyś zaczął, a mianowicie wykończyć go wreszcie swoim chidori. Tym razem to będzie czysty strzał i Kakashi nie zużyje nadmiaru swojej chakry. Tym razem Orochimaru zginie raz na zawsze.

— Co ty tutaj robisz, Sakura? — krzyknął do skrępowanej dziewczynki po przeciwnej stronie sali.

— N-nie w-wiem. Ostatnie, co pamiętam to... to... jak wracałam z mamą do domu.

Kakashi zazgrzytał zębami z wściekłości. Myślał, że dziewczynka będzie bezpieczna ze swoimi rodzicami, a tymczasem okazało się, że była z nimi tak samo bezbronna, jak w chwili, gdy te dwie ciamajdy ją porwały. I pomyśleć, że zaufał rodzicom Sakury, głównie jej ojcu, skoro był synem jednego z shinobi, musiał wiedzieć, jak obronić swoją rodzinę... Do cholery, każdy ojciec powinien chronić swoich bliskich! I nie zostawiać ich...

Kakashi był wściekły. Jego dawne rany znów ożyły i zaczęły płonąć żywym ogniem, a sam czuł się wobec tego bezradny, ale musiał przecież uratować Sakurę. Nie mógł pozwolić na to, by Orochimaru po raz kolejny dopuścił się tych potworności, które zrobił tamtym dzieciom, które były przetrzymywane wbrew ich woli i eksperymentował na nich, chcąc posiąść niespotykaną do tej pory zdolność Pierwszego Hokage. Czego chciał tym razem?

— A co z twoim tatą? — dopytywał się Kakashi.

— Wracałam z mamą, tata został wtedy z wami... — odparła Sakura.

Kakashi zmarszczył brwi, klnąc pod nosem.

Próbował wymyślić jakieś wyjście z tej sytuacji, kiedy to on sam miał związane ręce i nie wiedział, jak się z tego wydostać.

Nagle z kąta pomieszczenia dobiegło ich uszu głośne chrapanie.

Hatake zerknął w kierunku, z którego dobiegał ten irytujący dźwięk, a jego oczom ukazał się jego rywal.

— Gai! — krzyknął siedemnastolatek, chcąc jakoś zbudzić starszego chłopca, który z pewnością szybko mógłby pozbyć się tych kajdan. — Gai! Obudź się!

Ale wołany ani drgnął.

Młody shinobi zmarszczył brwi, spoglądając w kierunku Sakury, której dłonie skrępowane były z pomocą zwykłego sznura, zahaczonego o metalowy hak, wystający ze ściany. Być może, gdyby tylko trochę go naderwała, mogłaby się uwolnić i podbiec do Gai'a, by go zbudzić...

Kakashi raz jeszcze obrzucił bezradnym spojrzeniem nieprzytomnego nastolatka. Być może się mylił. Może on wcale nie spał? Co jeśli podano mu jakiś silny środek nasenny lub inną truciznę? Orochimaru był w końcu mistrzem w tej dziedzinie.

Zawsze warto było spróbować. Przynajmniej Sakura uwolniłaby się i mogła stąd uciec, a może Pakkun zamiast udać się po posiłki, odnalazł drugie wejście, gdzie mógłby zaprowadzić małą i ukryć w bezpiecznym miejscu, a potem...

— Sakura — powiedział Kakashi, po pomieszczeniu poniosło się echo jego głosu, gdzie, jak dotąd, słychać było jedynie trzaskanie płonących pochodni oraz pochrapywanie Gai'a. — Twoje ręce są związane z pomocą liny. Spróbuj poruszać nimi w przód i w tył, by jakoś przerwać włókna.

Dziewczynka w pierwszej chwili nadal trzęsła się ze strachu, choć słysząc powagę w jego głosie przybrała zaciekły wyraz twarzy. W jej głowie wciąż tłukły się słowa, które do niej powiedział: Musisz być dzielna. Shinobi Wioski Liścia nigdy się nie boją.

Różowo-włosa zmarszczyła zaciekle brwi, spoglądając w górę na krępujące ją liny. To było niesprawiedliwe, iż jej oprawca nie widział w niej wroga, gdyż nawet nie związał jej należycie, jak Kakashiego, czy jego kolegę, ale przynajmniej dzięki temu mogła się uwolnić i udowodnić mu, jak bardzo ją nie docenił.

Sakura zaczęła trzeć, poruszając rękoma w przód i w tył.

— Będziesz musiała podbiec i obudzić Gai'a, a potem uciec stąd. Gdzieś wokół tej twierdzy krąży mój pies, Pakkun. On zaprowadzi cię w bezpieczne miejsce — Hatake wyjaśnił jej plan działania.

Różowo-włosa pokiwała energicznie głową, po czym wróciła do przerwanej na moment czynności.

Zacisnęła dłonie w pięści, nie przerywając ruchu. Włókna zaczęły się nagrzewać i odrobinę parzyć ją w nadgarstki, ale przygryzła boleśnie dolną wargę, by skupić się na zadaniu, które powierzył jej Kakashi.

Nie miała pojęcia z jakim podziwem szaro-włosy chłopiec po drugiej stronie sali przyglądał się jej poczynaniom. Hatake był zaskoczony z jaką zaciekłością Sakura potrafiła walczyć o wolność. Faktycznie, miała w sobie Wolę Ognia. Kakashi uśmiechnął się z dumą. Może jednak nie był aż takim okropnym człowiekiem, skoro potrafił obudzić w małej dziewczynce głęboko skrywaną wojowniczkę.

Sakura wbiła paznokcie we wnętrza swoich dłoni, aby promieniujący z nich ból odciągnął jej myśli od palących ją żywym ogniem nadgarstków. Nie przestawała, wciąż walczyła. Musiała się uwolnić. Tutaj stawka była wysoka. Walczyła o swoje bezpieczeństwo, a może nawet życie.

Zamrugała kilkukrotnie, by pozbyć się natarczywie cisnących jej się do oczu łez i dalej walczyła o swoją wolność.

Kakashi w tym czasie kontrolował otoczenie swoim sharinganem. Nigdzie nie mógł dostrzec ich przeciwnika, ale wiedział, czego mógł się spodziewać po Orochimaru, dlatego też nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. Cały czas był czujny, w gotowości na atak. Swoją drogą, jego przeciwnik nieźle się wygłupił, skoro nie wziął pod uwagę tego, aby również uwięzić nogi Kakashiego. Jeśli tylko podszedłby wystarczająco blisko, młody shinobi nie tylko mógł zaatakować go swoim sharinganem, ale również sprzedać kilka kopniaków.

Z tą myślą, Kakashi zaczął pozytywnie patrzeć na całą tę sytuację. Jeszcze chwila i Sakura się uwolni, obudzi Gai'a, a potem ucieknie. On i jego starszy kolega zajmą się resztą. Wystarczyło tylko zbudzić jego rywala, a wygraną mieli w kieszeni. We dwójkę poradziliby sobie z Orochimaru. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. No, może odrobinę martwił się o to, czy Sakurze uda się uciec stąd na czas.

Ból odcisnął się na jej twarzy, a łzy spływały po policzkach nieprzerwanym strumieniem, gdy walczyła dzielnie o swoją wolność. Gdyby była trochę wyższa byłaby w stanie wspiąć się na palce i zdjąć pęta z zakrzywionego ku górze haka, chociaż i tak był pełen podziwu dla jej postawy w obliczu zagrożenia, gdzie niejedna dziewczynka trzęsłaby się ze strachu i nic nie zrobiła.

— Świetnie ci idzie — mruknął Kakashi, a ona pokiwała głową, nie przerywając czynności.

— Jeszcze tylko trochę — sapnęła, ignorując fakt, że jej głos zabrzmiał płaczliwie, bowiem gardło paliło ją żywym ogniem od wstrzymywanego szlochu, a ogromna gula utrudniała przełykanie i dziewczynka miała wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie, jednak wtedy przygryzła wnętrze swojego policzka, nie pozwalając sobie na kolejną chwilę słabości, wystarczało jej to, że Kakashi zdążył już zauważyć jej łzy.

Jeszcze tylko chwila i krępujące ją liny puszczą, a ona będzie mogła pobiec, by obudzić przyjaciela Kakashiego.

Jeszcze tylko trochę...

Młody shinobi zerknął w stronę drzwi wiedziony instynktem, a także swoim sharinganem, że być może ktoś wejdzie w tej chwili do pomieszczenia, ale tak się nie stało. Nastolatek odetchnął z ulgą, kiedy nic się nie wydarzyło, a przeczucie okazało się być fałszywe.

Sakura szarpnęła raz jeszcze i wreszcie udało jej się uwolnić. Przerwane liny opadły na podłogę nieopodal jej stóp. Zaskoczona dziewczynka przez chwilę wpatrywała się w więzy, a potem przyjrzała się swoim zaczerwienionym nadgarstkom. Zamrugała zdziwiona.

— Sakura — Kakashi ponaglił ją cichym syknięciem.

Dziewczynka skinęła głową, natychmiast wracając do rzeczywistości. Rzuciła się biegiem w stronę chrapiącego dziewiętnastolatka.

Hatake szarpnął rękoma, ale kajdany ani drgnęły, przytwierdzone sztywno do ściany. Czuł, że coś jest nie tak. Zbyt łatwo im poszło.

Dlatego w chwili, gdy w niewielkiej sali rozbrzmiał zgrzyt zamka w jedynych drzwiach, młody shinobi i Sakura skrzyżowali spojrzenia. Dziewczynka była już w połowie drogi do Gai'a, ale nie zdążyłaby na czas go obudzić i uwolnić, dlatego też szybko podjęła decyzję i rzuciła się biegiem w stronę Kakashiego. Siedemnastolatek chciał jej jakoś pomóc, ale nic nie mógł zrobić. Kiedy jednak Sakura pojawiła się u jego boku, polecił jej skryć się za nim jak najdalej tak, by Orochimaru nie miał jej jak sięgnąć. Hatake bowiem miał pomysł jak ją obronić.

Kiedy tylko ich oponent znalazł się w środku, obrzucił zaciekawionym spojrzeniem puste miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stała uwięziona Sakura. A potem przeniósł wzrok na Kakashiego, uśmiechając się zjadliwie. Jego obrzydliwy język wysunął się spomiędzy warg.

— Kakashi — wycedził jego imię przez zęby. — Zawsze z tobą jakieś problemy.

Hatake przyjrzał się uważnie swojemu rozmówcy, zaciskając szczękę. To wcale nie był Orochimaru. Chociaż brzmiał podobnie do niego. Jego twarz w połowie przypominała skórę węża. Oczy miały pionowe źrenice, jak u tego właśnie gada. I ewidentnie znał skądś Kakashiego, ale to na pewno nie był Orochimaru.

— Najpierw omal nie zabiłeś mojego mistrza, a teraz... — Pół-człowiek, pół-wąż pokręcił przecząco głową. — Taki niepozorny dzieciak stwarza aż takie zagrożenie.

Zacmokał niezadowolony i spojrzał na Gai'a, który chrapał w najlepsze, po czym przeniósł swe spojrzenie na małą Sakurę, skrywającą się za plecami szaro-włosego shinobi.

— Orochimaru nie będzie zadowolony, gdy kolejny materiał na eksperyment nie przybędzie na czas... — stwierdził, wpatrzony w trzęsącą się Sakurę.

— Niech na sobie to wszystko testuje — warknął Kakashi, a jego przeciwnik zaśmiał się gorzko.

— Nigdy tego nie zrobi. Przecież może umrzeć, a on chce żyć wiecznie — odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. — Spójrz tylko na mnie! Też byłem obiektem testowym. — Szaleńczy śmiech, który wydobył się z jego gardła był wyraźnym potwierdzeniem jego słów.

— Tak i do twarzy ci z tym — prychnął Hatake.

Jego rozmówca po raz kolejny roześmiał się szaleńczo.

— Też tak uważam!

Wytrzeszczył oczy, a w porównaniu z jego szerokim uśmiechem, wyglądało to groteskowo.

— Jestem wdzięczny mojemu mistrzowi, bo dzięki niemu mam dostęp do nieograniczonych ilości technik, a moje ciało jest bardzo wytrzymałe! — wykrzyknął uradowany.

— Nie trzeba mieć żadnych dodatkowych umiejętności, czy stać się taką brzydotą, by posiadać wytrzymałe ciało — odparował Kakashi.

Mężczyzna o na wpół wężowej twarzy zwęził swoje oczy, przyglądając się uwięzionemu siedemnastolatkowi badawczo. Młody shinobi zacisnął dłonie w pięści, przesuwając się odrobinę, by zasłonić swoim ciałem, ukrywającą się za nim różowo-włosą dziewczynkę.

— A może ciebie też dołączymy do listy dzieci, na których przeprowadzimy kolejny eksperyment — zastanawiał się na głos. — Ciekawe, co takiego skrywasz pod tą maską?

Podrapał się po brodzie, a w jego wężowym oku pojawił się pewien błysk.

— Chodź tu, to sam się przekonasz — mruknął Kakashi, powoli rozstawiając nogi, by móc odpowiednio się wybić i zaatakować swojego przeciwnika.

Szaro-włosy shinobi poczuł, jak maleńkie dłonie zaciskają się na tyle jego koszulki.

— Sakura, odsuń się — szepnął Kakashi w jej kierunku.

Dziewczynka bez słowa puściła jego koszulkę i jak najmocniej przylgnęła do zimnej, murowanej ściany za nią. Przestała się już trząść ze strachu, teraz musiała jedynie współpracować z Kakashim, tak jak w chwili, gdy wykonała jego polecenie i zerwała te liny. Nie potrafiła jednak spojrzeć w twarz ich przeciwnikowi... przerażał ją. Dlatego też z całych sił zacisnęła powieki, pokładając całe swoje zaufanie w Kakashim.

Atak nadszedł znienacka.

Nie zasygnalizował go swoim okrzykiem, ani nie było słychać tupotu jego stóp o kamienną posadzkę podziemnego pomieszczenia, wykutego w skale. Jednak Kakashi miał do swojej dyspozycji sharingana, więc w każdej chwili mógł z niego skorzystać, zwłaszcza, gdy wężowy człowiek nagle znalazł się tuż przed nim, próbując sięgnąć do jego maski jedną ręką, a drugą zagarnąć Sakurę.

Hatake zacisnął usta w wąską kreskę i natychmiast przystąpił do ataku. Wybił się na nogach, zaciskając swoje dłonie na zimnym metalu kajdan, by jakoś utrzymać się w tej nienaturalnej pozycji, przesłał również w każdą swoją kończynę odrobinę chakry, by dotrze utrzymać swoją równowagę, a następnie kopnął przeciwnika wprost w splot słoneczny.

Mężczyzna zatoczył się w tył, nabierając głośno powietrza do płuc, a kiedy wymierzył oskarżycielsko palec w Kakashiego, ten uśmiechnął się tajemniczo, gdyż jego przeciwnik kompletnie zapomniał o unikaniu jego wzroku i młody shinobi natychmiast pochwycił go swoim sharinganem.

Nie minęła nawet milisekunda, a mężczyzna zwijał się z bólu na ziemi.

Otóż, Kakashi niezbyt miło się z nim obszedł, łapiąc mężczyznę w swoje genjutsu, w którym to skrępował go zupełnie, jak on jego i wystawił na pastwę swoich ciosów. Momentalnie ciało wężowego człowieka pokryło się siniakami, a z licznych ran na jego ciele leciała krew, choć tak naprawdę Hatake wcale go nie dotknął.

— A teraz mnie uwolnij — polecił szaro-włosy siedemnastolatek.

Skulona postać na podłodze zadrżała, ale ani drgnęła. Kakashi wiedział, że nadal tkwił uwięziony w genjutsu i zdany na jego łaskę.

— Uwolnij mnie — powtórzył nieco wolniej, a ton jego głosu stał się lodowaty.

Wężowy człowiek podniósł się z ziemi i słaniając się na nogach, podszedł do młodego chłopaka, by uwolnić jego ręce. Mężczyzna wykonał pieczęć i jedna z kajdan opadła, a następnie zrobił to samo przy drugiej. Potem padł na kolana, wsparłszy ciężar ciała na drżących dłoniach i roześmiał się szaleńczo.

Hatake szybko uformował odpowiednie pieczęci, a pomieszczenie rozbłysło pod wpływem jego autorskiej techniki. Śpiew ptaków sprawił, że echo tego odgłosu odbijało się po niewielkiej sali, wprawiając ją w drżenie.

— A teraz powiedz mi, gdzie jest reszta dzieci, które porwaliście — mruknął Kakashi, przykładając dłoń do piersi przeciwnika.

Pół-człowiek, pół-wąż spojrzał na nastolatka z chytrym błyskiem w oku.

— Nie wiem! — Znów poniósł się echem szaleńczy śmiech do niezbyt pięknego wtóru świergotu ptaków. — To nie ja tym zarządzam! Ta kryjówka kiedyś należała do Orochimaru, ale od dawna już się tutaj nie pojawił i nie ma pojęcia, co takiego tu dla niego szykowałem...

Kakashi zmarszczył brwi.

— Jak to? To nie ty stoisz za resztą tych wszystkich porwanych dzieci? — zdziwił się siedemnastolatek.

— Nie — warknął w odpowiedzi. — Wpadłem na pomysł, by porwać te wszystkie najładniejsze. Zacząłem dopiero dzisiaj, mając nadzieję, że uda mi się uzbierać ich na tyle, by Orochimaru miał na kim eksperymentować, ale... niestety, się nie udało — mruknął niezadowolony, choć już po chwili na powrót się roześmiał.

Hatake obejrzał się przez ramię na Sakurę, która opierała się o ścianę z mocno zaciśniętymi powiekami.

— W takim razie moje chidori będzie dla ciebie wybawieniem — odparł siedemnastolatek, po czym przebił pierś mężczyzny, który już po chwili padł bezwładnie na podłogę.

Kakashi obejrzał się na Sakurę i chwycił jej dłoń.

— Już po wszystkim. Idziemy obudzić Gai'a i wynosimy się stąd — oznajmił, prowadząc małą poprzez salę w stronę chrapiącego mężczyzny.

Wyglądało na to, że sprawca porwań tych wszystkich dzieci nadal był na wolności. Kakashi musiał złożyć raport u Hokage, ale najpierw chciał się upewnić, że Sakura będzie bezpieczna. Zerknął ukradkiem na dziewczynkę, idącą u jego boku, która przygryzała właśnie paznokieć swojego kciuka, rozmyślając nad czymś.

Wtedy właśnie coś go tchnęło i raz jeszcze rozejrzał się sharinganem po pomieszczeniu, dopóki ktoś inny... nie złapał go w swoje genjutsu. O wiele potworniejsze genjutsu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top