4. "Child don't follow me home" (18+)
Wreszcie się zebrałam w sobie i mam pomysł na zakończenie tego, ale to dość złożony proces, więc trochę mi to zajmie XD
Tymczasem miłego!
PS. Przydałaby mi się jakaś beta xd tymczasem wybaczcie błędy, kiedy ciągle słyszałam "mamo, picie", albo jeść, albo ciuciu... XD
PS2. Od rana próbuję załatwić sobie praktyki, ale telefonu nie odbierają dziady jedne!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gai nie miał pojęcia ile już czasu siedział w tym rowie w towarzystwie Pakkuna, który potwierdził, że trop urwał się w tym właśnie miejscu. Młody chłopak czekał na cokolwiek, jakikolwiek ruch, który pozwoliłby mu wreszcie wyprostować nogi, gdyż od kilku godzin siedział w kuckach.
Westchnął ledwie słyszalnie, zerkając na psa u swego boku.
— Słyszysz coś? — spytał niemal bezgłośnie, na co Pakkun pokręcił przecząco łbem.
— Cierpliwości — dodał pies, myśląc o tym, jak bardzo brakowało mu jego opanowanego właściciela o przeolbrzymich pokładach cierpliwości.
Nagle dobiegł ich uszu jakiś cichy szelest.
Gai niemal od razu poderwał się na nogi, nadal będąc przykucniętym, ale w gotowości do ataku. Pakkun poruszył się nieznacznie, węsząc w poszukiwaniu nieznajomego zapachu.
Czekali na kolejny ruch ze strony ich wroga.
~~~~~~~~~~~~~~~~
— Sakura!
Kobieta o burzy złocistych włosów wtargnęła do pomieszczenia, a zaraz za nią wkroczył do środka mężczyzna o ciemnoróżowej czuprynie, przypominającej kształtem kwiat wiśni.
Kakashi drgnął z maleńką dziewczynką w swoich ramionach, a ona poruszyła się nieznacznie, zapewne zbudzona krzykiem matki, który brzmiał, jak połączenie ulgi z radością. Siedemnastolatek przyjrzał się uważnie rodzicom dziewczynki, nim pozwolił sobie wyrwać małą z ramion. Zezwolił na to dopiero w chwili, gdy potwierdził podobieństwo dziecka do rodziców.
— Tutaj jesteś, mój mały skarbeńku! — wykrzyknęła matka, tuląc do piersi obudzoną i wystraszoną dziewczynkę.
Różowo-włosa przeniosła na niego swe spojrzenie i wyciągnęła małe rączki w jego kierunku, gdy po jej policzkach spłynęły łzy.
— Ja chcę do Kakashiego! — jęknęła, gdy do uścisku matki dołączył również ojciec i mała niemal całkowicie zatonęła w ich ramionach.
Hatake przeniósł wzrok na Trzeciego.
Hiruzen Sarutobi poruszył się nieznacznie pod wpływem mrocznego spojrzenia, które rzucił mu nastolatek. Był młodym chłopcem, który zdążył już doznać w swoim życiu tak wiele bólu, że niejednego, by to załamało.
— Jeśli mógłbym już udać się na miejsce, gdzie wysłałem swojego przyzwańca w towarzystwie Maito Gai'a. Obiecujemy zająć się tym należycie, dlatego też proszę o zgodę na wykonanie tej misji, Hokage-sama — powiedział Kakashi.
Mebuki Haruno przeniosła wzrok ze swojej córki najpierw na Hokage, a potem na młodego chłopaka, który jeszcze chwilę temu trzymał Sakurę na rękach.
— Jaka misja? Czy to dotyczy tego, co spotkało naszą córkę? — spytała zdenerwowana kobieta.
Hiruzen westchnął cicho, przyglądając się bojowej postawie kobiety.
— Tak, to dotyczy Sakury i nie tylko. To dotyczy wszystkich dzieci Konohy — odparł staruszek, zerkając w stronę Kakashiego. — I tak, Kakashi, masz moje pozwolenie, by wykonać tę misję, ale...
Nim Hokage był w stanie dokończyć zdanie, zapanowało niemałe zamieszanie. Otóż, Sakura, która do tej pory trzymana była w mocnym uścisku przez swoich rodziców, wyrwała się z ich objęć i popędziła w stronę Kakashiego. Zacisnęła dłonie w piąstki na przedzie jego koszulki, tuląc się do niego.
— Proszę, Kakashi, nie zostawiaj mnie — wychlipała, zanim na dobre się rozpłakała.
Młody chłopak zamrugał zdziwiony, nie wiedząc co począć. Z jednej strony czuł się zobowiązany względem tej niewielkiej istotki, ale z drugiej, widział spojrzenie posyłane przez jej rodziców — byli zdziwieni zachowaniem ich córki, a także zirytowani tym, że wolała iść do jakiegoś obcego chłopca niż zostać bezpieczna z nimi.
Mimo wszystko na twarzy Kakashiego pojawił się uśmiech, gdy kucnął przed dziewczynką, kładąc dłoń na jej ramieniu.
— Sakura, obiecuję, że nigdy cię nie zostawię, będę zawsze przy tobie, dobrze? — Kakashi złożył kolejną obietnicę, spoglądając w zielone oczy, wypełnione łzami. — Musisz teraz udać się ze swoimi rodzicami do domu, tam będziesz bezpieczna, a ja... zajmę się tymi, którzy próbowali cię skrzywdzić.
Ale Sakura objęła rękoma jego szyję i przylgnęła do niego, kładąc głowę na jego ramieniu.
— Boję się — wyszeptała, trzęsąc się pod wpływem płaczu, albo ze strachu.
— Obiecuję, że z rodzicami będziesz bezpieczna — odparł Kakashi, obejmując ręką wątłą postać.
— Nie chcę iść tam, gdzie cię nie ma...
— Obiecałem ci coś i słowa dotrzymam. Będę cię pilnować, daję ci moje słowo, że nigdy cię nie zostawię — stwierdził Kakashi, gdy mała na powrót wpatrzyła się w jego dwukolorowe oczy.
— Obiecujesz?
— Tak — potwierdził Hatake, kładąc dłoń na jej głowie i mierzwiąc różowe włosy.
Sakura uśmiechnęła się, ale mimo wszystko nadal wydawała się przestraszona. Dlatego też Kakashi pochylił się nad nią, by wyszeptać jej do ucha:
— Musisz być dzielna. Shinobi Wioski Liścia nigdy się nie boją.
Dziewczynka pokiwała energicznie głową, a potem wróciła do swoich rodziców. Kizashi Haruno położył dłoń na głowie swojej córki, spoglądając w stronę młodego chłopaka, marszcząc brwi.
— Co się stało? — spytał pan Haruno.
Hokage nie wiedział, jak powinien był to powiedzieć rodzicom małej dziewczynki, zwłaszcza w jej obecności.
W tym czasie Kakashi wyprostował się, zerkając groźnie w kierunku okna, a potem wracając spojrzeniem w stronę Sakury, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, choć gdzieś w jej wnętrzu tlił się ogień, prawdziwy ogień, który płonął w każdym mieszkańcu Wioski Liścia.
— Sakura została porwana i... — zaczął Kakashi, ale nagle sam nie wiedział, jak poinformować o tym rodziców.
— Kakashi uratował ją przed okrutnym losem — dokończył za młodego członka ANBU Hiruzen. — Kakashi, wyznaczam cię do ukończenia tej misji, ale pamiętaj o tym, co mówiłem wcześniej. Jesteśmy shinobi, nasze życia zawsze są narażone, żyjemy krótko, bo szybko giniemy, ale nie jesteśmy potworami.
Mebuki i Kizashi spojrzeli w stronę Hatake, dostrzegając iskierkę gniewu, która tliła się w jego dwukolorowych tęczówkach. Wiedzieli, kim był. Zasłynął już w chwili, gdy przydzielono go do drużyny Minato, później Czwartego Hokage, który wcielił go do ANBU. Zdobył sharingana, ale nikt poza samym Hokage nie wiedział w jaki sposób. Ciążyły również na nim grzechy ojca, które nie wszyscy potrafili mu wybaczyć, a inni nie wiedzieli, że takowe w ogóle istniały. Mebuki należała do tej drugiej grupy, natomiast Kizashi do tej pierwszej, choć to głównie dzięki Białemu Kłu Konohy ojciec Kizashiego przeżył tamtą misję i żył na tyle długo, by doczekać się swojej jedynej wnuczki.
Haruno Kizashi odchrząknął znacząco.
— Mój ojciec był shinobi. Potrafię znieść najgorszą prawdę — oznajmił mężczyzna, zerkając na żonę. — Mebuki, zabierz stąd Sakurę i idźcie do domu.
Kiedy tylko drzwi za kobietą z dzieckiem zamknęły się, Kizashi wpatrzył wyczekująco w młodego Hatake.
Kakashi odetchnął głęboko.
— Uratowałem Sakurę przed gwałtem — powiedział bez ogródek, wpatrzony w oczy mężczyzny, wytrzymując jego mrożący krew w żyłach wzrok.
Kizashi spojrzał na Trzeciego, który wypuścił kłąb dymu ze swojej fajki.
— Nie zawal tej misji, synu Białego Kła — mruknął Haruno, nim opuścił pomieszczenie.
Kakashi zmarszczył brwi, spoglądając na Trzeciego, którego twarz wyrażała tyle emocji, że młody chłopak nie umiał wyczytać, co takiego targało Hokage, gdy powiedział:
— Wiem, że ci się powiedzie, Kakashi. Tylko uważaj, to może być dobrze zorganizowana grupa.
Hatake jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
— Poradzę sobie.
~~~~~~~~~~~~
Gai miał wrażenie, że pośladki zdążyły mu już zdrętwieć, nim po raz kolejny usłyszał cichy szelest gdzieś nieopodal. Pakkun zaczął nasłuchiwać i węszyć, wyczuwając znajomą woń, jednak nim zdołał ostrzec swojego towarzysza, ten wystrzelił, jak z procy, kiedy w zasięgu ich pola widzenia pojawiła się pewna postać.
— Gai, czekaj! — syknął pies, jednak młody chłopak już go nie usłyszał. — Jak ja tęsknię za Kakashim — jęknął Pakkun, nim ruszył powoli za Gai'em, wiedząc dokładnie, kogo takiego się spodziewać.
Maito Gai już miał powalić przeciwnika, gdy ten z gracją usunął się z pola rażenia, a ciemnowłosy chłopak zarył twarzą w trawę.
— Gai, co ty wyprawiasz?! — syknął Kakashi.
Dziewiętnastolatek podniósł się z ziemi, wypluwając z buzi resztki trawy i ziemi, by po chwili otrzeć wierzchem dłoni usta, a następnie zerknąć w stronę swojego odwiecznego rywala.
— Zrobiłeś to celowo! — oburzył się starszy chłopak.
Kakashi przewrócił oczami.
— Daj spokój... jaki miałeś plan? Przytłuc ciężarem swoich mięśni naszego przeciwnika? — prychnął Kakashi, po czym zerknął na swojego przyzwańca. — Coś nowego, Pakkun?
Pies westchnął znużony, kręcąc łbem przecząco.
— I tutaj urywa się trop? — spytał Kakashi, a Pakkun potwierdził skinieniem.
Hatake zamknął swoje zdrowe oko i rozejrzał dookoła z pomocą sharingana, wyszukując tajemniczych zapadni lub innych jutsu, które mogły utrzymywać kryjówkę przed wzrokiem niepożądanych gości.
Gai zamilkł, wiedząc, że Kakashi mógł widzieć więcej niż on, czy jego pies. Głównie liczył na sharingana swojego rywala. Chciał rozwikłać sprawę, na którą się natknęli. Jeśli to zdarzyło się raz, mogło się jeszcze powtórzyć. A to nie wróżyło dobrze dla przyszłości Konohy.
— Jest zapadnia — oznajmił Hatake.
Dwóch nastolatków podeszło do drzewa, w którym Kakashi dostrzegł tunel, prowadzący pod ziemię. Siedemnastolatek zmarszczył brwi, węsząc wokół w towarzystwie Pakkuna. Obaj nie wyczuli żadnej innej chakry, ani innego człowieka w pobliżu.
— Droga wolna — mruknął Pakkun.
Kakashi wykonał pieczęć, która blokowała wejście. Nie była to jakaś wyszukana kombinacja symboli, dlatego też już po chwili kora drzewa rozstąpiła się przed nimi rozchodząc się na boki, jak drzwi przesuwne, ukazując puste wnętrze.
Gai zerknął na towarzysza.
— Jesteś pewien, że to nie jest żadna pułapka? — spytał starszy chłopak.
Hatake westchnął ze znużeniem.
— Nie mamy pewności, ale zawsze mogę zastosować którąś z moich technik — odparł Kakashi. — Pakkun, spróbuj poszukać innej drogi do środka, a gdyby coś nam się stało, powiadom Trzeciego.
Rozkaz został od razu wypełniony przez przyzwańca.
Kakashi i Gai podążyli w ciemność niepewnie stawiając pierwsze kroki, gdyż wewnątrz nie było widać nic prócz mroku. Ich stopy natrafiły na gwałtownie opadające twarde podłoże, zupełnie, jakby ktoś wyrzeźbił nierówne schody w skale. Oboje zaczęli coraz głębiej zanurzać się w nieprzeniknionej otchłani czerni, idąc w dół instynktownie stawiając kroki, choć kompletnie nie widzieli, co się przed nimi znajdowało, dopóki na kamienne stopnie nie padło trochę światła z pobliskiej pochodni, która znajdowała się na początku tunelu, do którego doprowadziły ich schody.
Szaro-włosy shinobi rozejrzał się wokół z pomocą sharingana, ale jedynym co dostrzegł to ciągnący się w nieskończoność korytarz oświetlony co jakiś czas kolejnymi pochodniami. Wymienił znaczące spojrzenia z towarzyszem, po czym ruszyli powoli przed siebie, wyczekując zasadzek lub innych pułapek po drodze.
— Te tunele wyglądają mi znajomo — mruknął siedemnastolatek.
Gai zerknął kątem oka na swojego towarzysza, kompletnie nie wiedząc o co mogło mu chodzić.
— Pierwszy raz coś takiego widzę — odparł starszy z chłopców.
— Znam kogoś, kto lubuje się w takich korytarzach i porwaniach dzieci — rzekł Kakashi, rozglądając się podejrzliwie dookoła. — Kogoś, kto jest wrogiem Konohy.
Gai zamrugał zdziwiony.
— O kim ty mówisz? — zdziwił się.
— To na razie tylko moje domysły, ale może się okazać, że mam rację — wymamrotał Kakashi, zastanawiając się nad swoimi domysłami.
Nie wiedzieli ile czasu już tak szli, dopóki nie dotarli do większego pomieszczenia, które nadal oświetlały pochodnie, umieszczone tu i ówdzie. Wewnątrz nie znajdowało się nic, oprócz drzwi, które prowadziły w niewiadomym kierunku. Dwaj chłopcy spojrzeli po sobie znacząco.
— W porządku, pójdę przodem — mruknął Gai, ale Kakashi wyciągnął przed niego dłoń, wpatrując się w drzwi swoim sharinganem.
To mogła być pułapka.
Gdy tylko to słowo pojawiło się w jego głowie, Gai padł na ziemię u jego boku nieprzytomny. Umysł Kakashiego pracował na najwyższych obrotach, gdy zaczął rozglądać się wokół w poszukiwaniu wroga. Zanim ten zdążył zaatakować, wewnątrz niewielkiego pomieszczenia rozbrzmiał odgłos śpiewu tysięcy ptaków, a od jego błyskawicy rozjaśniło się całe pomieszczenie.
Gdzieś w ciemnościach rozbrzmiał znajomy śmiech.
— Znowu się spotykamy — zabrzmiał znajomy głos, przeciągający spółgłoskę „s", nim Kakashiemu pociemniało przed oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top