11. (BONUS) Sakura-chan
Przepraszam, że tak długo, ale nie wiedziałam, jak tu zacząć scenę erotyczną... i w końcu się poddałam, nie lubię pisać tego na siłę, to musi samo do mnie przyjść, a jeszcze ostatnio stwierdzono, że moje sceny erotyczne nie są realistyczne, więc chyba przestanę je pisać XD
Za błędy przepraszam, jest późno xd
I teraz tak... wykryłam błąd w serii Naruto i wikipedii, Kakashi powinien być młodszy w serii, dlatego też od teraz w każdym moim opowiadaniu będzie o 9/10 lat starszy od Sakury, Naruto i Siusiake, jak coś! ^^
I druga sprawa... Sachi! Pamiętasz nasze rozkminy, jak to się stało, że Genma przecież zginął, a tu nagle on ożył na wojnie... ? Otóż, okazuje się, że to nie Genma wtedy zginął, a Hayate XD (UWAGA! Hayate to ten kaszlący od egzaminów chunina, a Genma to ten z tym a la papierosem/źdźbłem trawy wystającym z gęby) XD
Chmurka, mam nadzieję, że chociaż ciebie uda mi się usatysfakcjonować tą końcówką <3
Miłego wszystkim!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
— Jestem idiotą. Totalnym idiotą. Skończonym kretynem. Najgłupszym człowiekiem na świecie...
Cisza.
— Kto normalny idzie do łóżka ze swoją uczennicą?
Znów odpowiedziała mu cisza, a także lekki podmuch wiatru, który owionął jego twarz, przedzierając się nawet poprzez materiał jego maski.
— Czasem wolałbym, abyś przywalił mi w twarz, żebym mógł się ogarnąć, bo w tym momencie tylko i wyłącznie komplikuję sobie życie...
Wiatr był jego jedynym towarzyszem. A może to Obito wyrażał w ten sposób swój sprzeciw wobec tego kosmicznego żartu, jakim było całe życie Hatake Kakashiego?
— Tak, więc... postąpiłem bardzo nieodpowiedzialnie i teraz powinienem ponieść tego konsekwencje...
Kakashi podniósł swe spojrzenie znad pomnika na bezchmurne niebo, osłaniając oczy przed rażącymi promieniami wschodzącego słońca. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień i nic nie zwiastowało katastrofy, którą Hatake miał właśnie oznajmić.
— Będę ojcem — oznajmił Hatake, a wiatr poniósł jego słowa daleko w las. — Tylko nie do końca wiem, czy tego właśnie chce... czy ona tego chce... To, czego ja bym chciał to zupełnie inna sprawa, ale jest już za późno na cokolwiek i nie mogę jej pozwolić okaleczyć się na całe życie... zamierzam ją poprosić o donoszenie dziecka, a potem ewentualnie oddanie do adopcji...
Kakashi przymknął powieki, chłonąc chłód od mocniejszego podmuchu wiatru, zupełnie jakby Obito kompletnie się z nim nie zgadzał.
— Chciałbym, aby nasze życie było dużo prostsze...
Hatake zacisnął dłonie w pięści w kieszeniach swoich spodni, uporczywie wpatrzony w pomnik, na którym wyryto imię i nazwisko jego najlepszego przyjaciela, a także pozostałych poległych w walce shinobi.
— Kakashi-senpai?
Hatake obrócił się na dźwięk znajomego głosu.
— Ach, to ty Yūgao — powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a przecież zazwyczaj, jak odwiedzał pomnik Obito nie spotykał tu nikogo. No, poza okazjonalnymi spotkaniami z Yūgao, która ostatnimi czasy miała kolejny powód, by tu przychodzić.
Uzuki stanęła obok Kakashiego, który zdążył już wrócić spojrzeniem do pomnika i na powrót skupić się na własnych rozmyślaniach.
Fioletowo-włosa kunoichi zwiesiła ramiona, wpatrując się w tabliczkę z wyrytymi nazwiskami utraconych shinobi.
— Cześć, Hayate — rzuciła.
I jej tak samo odpowiedział jedynie podmuch wiatru.
Kakashi na moment przymknął powieki. Wystarczyło wspomnieć jego imię, by przypomnieć sobie, co takiego przydarzyło się tej dwójce. Mało brakowało, a być może on skończyłby tak samo, albo tracąc Sakurę, albo umierając... nie, ona nigdy nie pozwoliłaby mu umrzeć, bo zawsze istniał jakiś sposób, by go uratować. A ona za każdym razem potrafiła go znaleźć... niestety. Mimo tego, że Hatake już dawno pogodził się z własnym losem, którym najpewniej byłaby śmierć, zawsze jakimś cudem udawało mu się uciec jej szponom. Czasem zastanawiał się, czy nie lepiej, by było gdyby taki Hayate przeżył, by mógł zbudować rodzinę z Yūgao, a tymczasem on... Hatake Kakashi próbował jakimś sposobem od tego uciec. To znaczy nie próbował... on nawet chciał, ale... wszystko zależało od Sakury, a ona ostatnim razem, gdy się widzieli poza polem treningowym, kazała mu podjąć decyzję; a on cholernie tego nie znosił. Co innego w trakcie bitwy, ale w sprawach miłosnych był kompletnie zielony...
— Co tu porabiasz, Kakashi-senpai?
— Zapewne to samo, co ty.
Uzuki uśmiechnęła się, ale ten uśmiech był smutny i pełen niewypowiedzianego bólu. Kakashi doskonale ją rozumiał, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Jego życie pełne było bólu, który nauczył się tłumić pod powłoką zwyczajnego zobojętnienia, a dopiero po latach zaczął wchłaniać książki. Nie wiedział, że tak niewiele było mu do szczęścia potrzebne, jak wyobrażone postaci przedstawione w wymyślonej historii, opisy uczuć i scen, które tak bardzo utkwiły mu w pamięci, że niemal wypaczyły jego umysł. Choć Hatake nigdy do końca nie zapomniał o całym tym bólu i tych, którzy go o niego przyprawili...
Yūgao zapewne czuła się tym momencie tak samo.
— Tęsknię za nim — oznajmiła, a Kakashi usłyszał, jak jej głos drży. — Po prostu są takie dni, że... nie potrafię się zmusić do wstania z łóżka. I choć Tsunade jest dla mnie wyrozumiała, to nadal, po tylu latach, czuję się bezsilna... myślałam, że zemsta przyniesie mi ulgę, ale tak się nie stało... niekiedy mam wrażenie, że po tym jest nawet gorzej.
Kakashi powoli pokiwał głową.
— To nigdy nie jest łatwiejsze, a zemsta nieraz dużo bardziej nas pogrąża. Czasem nawet nie warto się mścić, bo powoduje to jeszcze więcej bólu i otwiera stare rany.
Kobieta u jego boku zadrżała.
— Dlaczego on?
To pytanie pozostawiło smutny posmak na jej języku, gdyż wymawianie jego imienia wciąż sprawiało jej ból. Pamięć po nim na zawsze pozostała w jej sercu, jednakże pojawiła się również pustka, która w miarę jak mijały lata stawała się coraz większa, blaknąc na jakiś czas i rosnąc, gdy nadchodziła rocznica jego śmierci.
— Mógłbym zapytać o to samo — odparł Kakashi, kątem oka dostrzegając, jak kobieta zacisnęła dłonie w pięści, zanim zwróciła na niego swoją wykrzywioną w grymasie wściekłości twarz.
— Ja wiem, że straciłeś wielu przyjaciół, ale czy kiedykolwiek straciłeś osobę, którą kochałeś bardziej niż własną rodzinę?! Dla której gotów byłbyś umrzeć?!
Kakashi westchnął. Cóż, Obito, Rin, Minato-sensei oraz Kushina zaliczali się do jego rodziny, bardziej już tylko kochał swojego ojca, ale to już jak najbardziej była rodzina. No i była jeszcze...
Sakura.
— Prawie.
Wyraz twarzy Uzuki złagodniał, a nawet jej oczy otworzyły się szeroko pod wpływem zdziwienia.
— Jak to?
Cóż, Kakashi do pewnego momentu w swoim życiu traktował Naruto, Sakurę i Sasuke jak swoją rodzinę, a później miejsce Sasuke zastąpił Sai, jednak Sakura zdecydowanie wykraczała poza jego więzy rodzinne i przyjacielskie, zwłaszcza po tym, co ich połączyło.
— Ostatnia z moich misji była trudna.
— Mówisz o tej, w której odbiliście również Ao z rąk buntowników?
Kakashi pokiwał głową.
— Ale ty nadal nie rozumiesz... — jęknęła Yūgao.
— A może to właśnie ty nie rozumiesz?
Yūgao zamrugała zdziwiona.
— Chcesz powiedzieć, że ty...
Kakashi westchnął zrezygnowany i uniósł głowę, wpatrując się w sklepienie niebieskie.
— Jestem chorym człowiekiem...
Jego rozmówczyni zmarszczyła brwi nieco skonsternowana jego słowami.
— Chcesz o tym porozmawiać, Kakashi?
— Niekoniecznie — mruknął, zacisnąwszy usta w wąską kreskę, gdy słowa same cisnęły mu się na język.
— Czasem taka rozmowa pomaga.
— Przez moją głupotę, Sakura prawie zginęła.
Uzuki zamrugała zdziwiona, po czym wróciła spojrzeniem do pomnika, wspominając Hayate, a potem raz jeszcze obrzuciła zaciekawionym spojrzeniem Kakashiego. Widziała go teraz w zupełnie innym świetle.
— A poza tym teraz przeze mnie cierpi jeszcze bardziej.
Ukochana zmarłego Hayate wpatrywała się wyczekująco w Hatake, który zdawał się z drobnymi przerwami zwierzać przed nią.
— Wspominałem już, że zostanę ojcem? A może nie zostanę...
Znajoma kunoichi wyglądała na skołowaną. Jednak powoli wszystko zaczynało układać jej się w logiczną całość.
— Chcesz powiedzieć, że Sakura jest z tobą w ciąży? — Kiedy jej pytanie spotkało się z niemrawym kiwnięciem głową, Uzuki zrozumiała. — Musisz mi to wyjaśnić tu i teraz!
Kakashi westchnął zrezygnowany, spuściwszy wzrok na trawę poruszaną za sprawą delikatnego podmuchu wiatru.
~*~
— Oi, Sakura-chan, co ty taka zmarnowana po wczorajszym treningu? — Naruto przywitał ją tymi słowami.
Wspomniana niemal zazgrzytała zębami w odpowiedzi, jednak nie dane było jej się odgryźć, gdyż całe śniadanie podeszło jej do gardła. Minęły już kolejne dwa tygodnie odkąd Sakura pozostawiła Kakashiego z trudnym wyborem i musiała przyznać, że do tego czasu, zdążyła już znienawidzić drugi miesiąc ciąży. Jeszcze zanim wyszła z domu dwa razy stała przed toaletą z zamiarem zwrócenia spożytego posiłku, jednakże to nigdy nie nastąpiło, więc musiała tak sterczeć przez kolejne półgodziny, aż wreszcie była niesamowicie spóźniona na trening. Dopiero po drodze znów dopadły ją mdłości.
— Milcz — warknęła, gdy zawartość jej żołądka wróciła na swoje miejsce, pozostawiając gorzki posmak na języku.
Naruto uniósł ręce w geście kapitulacji.
— Dobra, dobra, żartowałem, dattebayo! — I wtedy posłał jej ten swój rozbrajający uśmiech, Haruno nie mogła postąpić inaczej niż go odwzajemnić.
To właśnie w tamtym momencie z krzaków wyłonił się Sai ze swoim szkicownikiem pod pachą. Przywitał przyjaciół uśmiechem.
— Wszystko w porządku, Sakura-san? — spytał, widząc jej zbolałą minę.
— Co wy się tak do mnie przyczepiliście? — prychnęła młoda kunoichi.
— Wiesz, Sakura-chan, martwimy się o ciebie... chodzisz ostatnio jakaś taka przygnębiona i co chwilę źle się czujesz... coś cię dręczy?
Haruno westchnęła zrezygnowana.
— To nic takiego.
— Kakashi-sensei nie będzie zadowolony, jak się dowie, że przyszłaś na trening chora. Możesz mieć grypę żołądkową, skoro tak cię szarpie na wymioty, 'ttebayo!
— Obawiam się, że Naruto może mieć rację, ale nie jestem medykiem, więc ty powinnaś o tym wiedzieć najlepiej — dodał Sai.
Sakura przewróciła oczami.
— Kakashi... sensei wie o mojej dolegliwości — fuknęła, krzyżując ręce na piersi. — A mimo to kazał mi przyjść na trening.
Naruto wymienił z Sai'em znaczące spojrzenia, nim cofnęli się o krok od ich przyjaciółki.
— Wybacz, Sakura-chan, ale nie chcemy się zarazić, dattebayo.
Wspomniana warknęła z irytacji, ale nie śmiała wyprowadzać ich z błędu. Nie, dopóki Kakashi wciąż jeszcze nie podjął decyzji. A potem zgięła się w pół i zwróciła połowę zawartości żołądka. Sai dyskretnie odwrócił wzrok, a Naruto pobladł na twarzy zanim na dobre odwrócił się od Sakury.
~*~
— To tyle?
— Tak.
W miarę, jak Kakashi odkrywał przed byłą podwładną swoją historię, można by rzec, miłosną, jej brwi to podjeżdżały w górę, to znów opadały, marszcząc się niemiłosiernie. I kiedy wreszcie skończył, niemal odetchnął z ulgą, bo miał wrażenie, jakby to wszystko, co w nim siedziało stopniowo go wykańczało, aż wreszcie groziłoby wybuchem niekontrolowanego potoku słów przy najmniej odpowiednich osobach. Uzuki chyba była najlepszą opcją.
— Czyli ty chcesz tego dziecka? — Yūgao chciała się tylko upewnić.
— Tak... — odparł z wahaniem.
— I myślisz, że ona go nie chce?
— Tak.
— Ile ty masz lat, Kakashi?
— Dwadzieścia dziewięć?
— Stary, a głupi... — prychnęła. — Naprawdę myślisz, że dwudziestolatka wprost marzy o tym, aby na resztę życia pozbawić się możliwości zostania matką?!
— Takie odniosłem wrażenie, gdy przyniosła mi tę fiolkę.
— Bo ją do tego dopuściłeś! Przez lata ignorowania, a potem po powrocie do Konohy poprzez brak kontaktu! Ja wiem, że się obawiasz, bo ja i Hayate mieliśmy podobne obawy, że nas nie zrozumieją, ale już na pierwszy rzut oka widać, że ona po prostu nie chce zawieść twoich oczekiwań!
Kakashi już otwierał usta, by jej przerwać, ale nie dane mu było wydobyć z siebie nic więcej niż żałosny jęk, gdy zasypał go wodospad słów Uzuki:
— Nie wierzę, że tak wspaniały dowódca może być takim kretynem w sprawach prywatnych! Weź się, chłopie w garść i w końcu weź od życia to, czego tak naprawdę chcesz! Chcesz być ojcem?! Masz to na wyciągnięcie ręki! Chcesz być z Sakurą? To przekonaj ją do tego, że już nie będziesz takim dupkiem! Gdyby jej na tobie nie zależało, to z pewnością, nie poświęciłaby się dla ciebie! Gdyby nie chciała tego dziecka, to już dawno użyłaby na sobie tą miksturę! Poza tym, hej! Zawsze mogła trafić gorzej! Gdyby żył Uchiha, kto wie, czy Konoha nie musiałaby znosić kolejnego takiego ponuraka, a tak przynajmniej będzie zabawnie, jak po ulicach Konohy będzie wędrował dzieciak z wiecznie znudzonym wyrazem twarzy! A sądząc po tym, jak wyglądał twój ojciec, raczej brzydkie nie będzie.
Kakashi poczuł rumieńce na policzkach.
— Rysy twarzy odziedziczyłem po matce — odparł nieśmiało.
— W takim razie miejmy nadzieję, że jak to będzie chłopak to będzie podobny do dziadka, bo nie wiadomo, co ty tam skrywasz za tą maską. — To mówiąc machnęła lekceważąco ręką, dopóki coś do niej nie dotarło, wówczas wycelowała w niego oskarżycielsko palec. — Czyli Sakura widziała cię bez maski!
Kakashi skinął głową.
— A to oznacza, że albo... jesteś tak przystojny, jak Uchiha, albo nawet jeszcze bardziej! A skoro tak... — Tu Yūgao zacisnęła dłonie na jego ramionach i mocno nim potrząsnęła. — To zasuwaj do niej i to już!
~*~
— Yo!
Dwójka spoczywających w cieniu drzew shinobi skoczyła na równe nogi, natomiast młoda kunoichi wyczołgała się spomiędzy krzaków blada, jak ściana. Kiedy tylko Kakashi to zauważył, sam niemalże pobladł. Zatrzymał się w półkroku, nie wiedząc, czy do niej podbiec, czy stać w miejscu. Sakura należała do tego typu samowystarczalnych kobiet, które niełatwo było złamać i zawsze wszystko chciały robić same, bo robiły to najlepiej. Jednak w tym momencie jego była uczennica wydała mu się taka krucha, jakby byle podmuch wiatru miał ją przewrócić.
Kakashi ruszył w jej stronę pospiesznym krokiem, po krótkiej chwili namysłu. A gdy do niej dotarł, Sakura rzuciła mu pytające spojrzenie, jednak nie odtrąciła ręki, która ją objęła, by utrzymać w pozycji pionowej.
— Wszystko w porządku? — zapytał dyskretnie.
Sakura potrząsnęła głową.
— Nie... ta ciąża mnie wykańcza — syknęła, a potem uświadomiła sobie, co takiego powiedziała i ugryzła się boleśnie w język.
— Naruto! Sai! — krzyknął Kakashi, gdy już pomógł Sakurze usadowić się na pniu zwalonego drzewa.
Dwaj shinobi podeszli do dowódcy, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od chorej, która aktualnie grzebała w torbie w poszukiwaniu czegoś, co okazało się jedną z pigułek, które niegdyś przygotowywała dla Naruto i choć dwudziestolatek pamiętał, jak okropne w smaku były, to wiedział, że mu pomagały, a także doceniał starania przyjaciółki.
— Dzisiejszy trening opiera się na... — Kakashi rozejrzał się po przerażonych twarzach dwójki chłopaków i westchnął ciężko. — Trenowaniu własnych możliwości. Tak więc ćwiczycie samotnie do momentu aż padniecie niezdolni, by walczyć dalej, czy choćby utrzymać się na nogach.
Naruto energicznie pokiwał głową, a Sai uśmiechnął się uprzejmie, zanim zapytał:
— A co z Sakurą? Chyba jest chora.
Hatake odwzajemnił się tym samym wytrenowanym uśmiechem, zerkając kątem oka na podopieczną.
— Mamy z Sakurą do pogadania. — A potem przeniósł twarde spojrzenie na dwóch shinobi i marszcząc brwi, wydał komendę: — Już!
Kiedy wreszcie Naruto i Sai zniknęli z pola widzenia, Kakashi zwrócił uwagę na Sakurę, która już nie wyglądała tak blado, jak jeszcze chwilę wcześniej, jednak wciąż wydawało mu się, że coś ją trapi. Jej oczy pozostawały smutne, błądząc po ziemi, jakby nie mogła znieść jego wzroku.
Hatake westchnął zrezygnowany, spoglądając przed siebie w dal. Wyciągnął wówczas z kieszeni fiolkę z bursztynową cieczą w środku. Zakołysał buteleczką, a mikstura zawirowała wewnątrz.
Usłyszał, jak jego towarzyszka przełknęła głośno ślinę.
— Miałem zamiar ją roztrzaskać dziś przy pomniku Obito, ale... — Tu z wahaniem obejrzał się na nią, a jej szeroko otwarte zielone oczy wpatrywały się w niego z niedowierzaniem. — Nie wiedziałem, czego ty tak naprawdę pragniesz...
Sakura zamrugała zdziwiona, ale nadal milczała.
Kakashi zwrócił się w jej stronę, by podać jej fiolkę.
— Bo jeśli tylko być chciała, byłbym zaszczycony, gdybyś urodziła moje dziecko.
Haruno z sykiem wciągnęła powietrze, a jej ręce zadrżały, kiedy to sięgała po buteleczkę. Jednak zanim jej palce były w stanie zacisnąć się na szkle, ta sama fiolka spadła, roztrzaskując się po bliskim spotkaniu z ziemią.
To Kakashi ją wypuścił.
— Wiem, że nie byłem ostatnio najlepszym materiałem na partnera, a co dopiero na ojca, ale... jeśli dasz mi szansę, to postaram się, abyś miała wszystko, czego będziesz potrzebować...
Sakura nie potrafiła się zdobyć na jakiekolwiek słowa, jednak łzy, które popłynęły z jej oczu były wystarczającym dowodem wdzięczności. Jak i to, co zrobiła chwilę później.
— Och, Kakashi... — wychlipała, nim rzuciła mu się na szyję. — Dzięki, dzięki, dzięki... — mamrotała w kółko, wtulona w jego pierś.
Hatake przywołał w pamięci chwile, kiedy Kushina atakowała Minato tymi samymi nagłymi wybuchami czułości i jego uśmiech momentalnie stał się szerszy. Chyba właśnie odnalazł swój ideał kobiety, który szukał całe życie, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy, dopiero gdy szczęście zapukało do jego drzwi, zrozumiał, jaki otrzymał dar. Prawdziwy dar. Jego własną Kushinę...
I choć przez chwilę, Hatake był oszołomiony tą nagłą czułością ze strony Sakury, szybko odzyskał rezon, otoczywszy drobną kobiecą sylwetkę swoimi silnymi ramionami. Zanurzył wówczas twarz w jej barwnych włosach i odetchnął z ulgą.
— Wybacz, że dałem ci odczuć, jakbym cię nie chciał — wyszeptał po chwili, całując ją we włosy.
Sakura nie wiedziała, co mu odpowiedzieć, więc jedynie mocniej się wtuliła i odetchnęła z ulgą, gdy owionął ją znajomy zapach, za którym tak bardzo tęskniła. Zacisnęła dłonie na tak dobrze jej znanym materiale jego kamizelki jōnina, rozkoszując się ciepłem, siłą i wonią, jaką wokół siebie roztaczał Kakashi, zupełnie jakby te kilka tygodni, a nawet i lat wcale ich nie dzieliło. Jakby to, co pierwotnie miało być jej wyzwaniem, a potem stało się pragnieniem tak silnym, że nie sposób było mu się oprzeć, wydarzyło się zaledwie wczoraj. Jakby to, gdy Kakashi ją przytulał wtedy w celi miało miejsce zaledwie chwilę temu... Nie czuła się tak dobrze i stabilnie od tamtego momentu.
— Dziękuję — wyszeptała wprost w jego ramię, pociągając nosem; choć doskonale zdawała sobie sprawę, że żadne słowa nie były tu potrzebne, bo wystarczały czyny.
Kakashi wplótł palce w jej włosy, a ona, niczym słonecznik zwracający się w stronę słońca, wpatrzyła w jego twarz z opóźnieniem zdając sobie sprawę z tego, iż owa twarz była odkryta, a usta mężczyzny niebezpiecznie szybko zbliżały się do jej własnych.
Sakura mocniej zacisnęła dłonie na materiale jego kamizelki, odciągając go odrobinę w tył.
— Kakashi — upomniała go, gdy jego wyraz twarzy wydał jej się zbyt rozanielony.
— Hm?
— Nie możemy...
— A właśnie, że tak.
— Nie o to chodzi, ja...
Co prawda to było jakąś godzinę temu, a w jej ustach już pozostał jedynie delikatny gorzkawy posmak, jednak pozostał. Pomimo tego, że zdążyła już wypłukać usta ze trzy razy oraz przekąsić coś w miarę normalnego po tym, jak pigułka zaczęła działać i Sakura nie miała już ochoty zwrócić całej zawartości swojego żołądka.
Dłoń Kakashiego przytuliła się do jej policzka.
— Co jest, Sakura-chan?
— Po prostu... dopiero co wymiotowałam i raczej nie chciałbyś mnie teraz całować — odparła.
— Aż tak?
— Tak, bo jakbyś nie wiedział to twoja wina, że jestem w tym stanie i prawie codziennie wymiotuję wszystko, co zjem — warknęła, czując palące rumieńce na policzkach, gdy zauważyła jego zbolały wyraz twarzy.
Może nie powinna była tego mówić. Zabrzmiało to tak, jakby go obwiniała.
— Znaczy... — zaczęła po chwili, by jakoś się usprawiedliwić. — To nie twoja wina, Kakashi, bo mogłam wziąć ze sobą pigułki i przede wszystkim nie zmuszać cię do...
Nagle zamilkła, gdyż nie mogła wydusić z siebie ani słowa więcej. A to dlatego, że szaro-włosy shinobi pochylił się i złożył pocałunek na jej ustach. Poczuła się dziwnie, pomimo tego, że pobudzona, to również zestresowana tym niezbyt smakowitym posmakiem po porannych mdłościach oraz pigułce, którą zażyła, by jakoś sobie pomóc. Nie pomogło nawet trzykrotne płukanie ust wodą.
A potem Kakashi odsunął się odrobinę, by spojrzeć wprost w jej oczy. Sakura posłała mu pytające spojrzenie, kompletnie zaskoczona jego zachowaniem.
— Ty na pewno nie jesteś normalny — powiedziała drżącym głosem, który w każdej chwili groził wybuchem niekontrolowanego napadu śmiechu.
Hatake posłał jej ten swój czarujący uśmiech, niemal zwalając ją tym z nóg, gdyż już dawno nie widziała tej ekspresji niezasłoniętej częściowo poprzez maskę.
— Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej — odparł, po czym podrapał się po policzku palcem wskazującym, mlaskając przy tym, jakby coś smakował. — Ale stwierdzam, że to dość nieciekawy posmak... co jadłaś na śniadanie? Może rybę?
Sakura w pierwszej chwili zasłoniła usta, jednak zaraz potem parsknęła śmiechem.
— Jesteś niemożliwy, Kakashi!
— Ach, miód na moje uszy.
~*~
— Jak to dobrze, że już ci lepiej, Sakura — powiedział Sai, nim coś z impetem uderzyło w ziemię i jęknęło żałośnie z bólu.
Dźwięk głosu Sai'a wystraszył oboje, zarówno wspomnianą, jak i Kakashiego. Haruno momentalnie zesztywniała i mocniej wpiła paznokcie w nagie ramiona ukochanego, spoglądając ponad jednym z nich na intruza. Hatake również zamarł, obejmując ciaśniej swoimi ramionami półnagą sylwetkę swojej towarzyszki, gdy zdał sobie sprawę, iż zostali nakryci.
— Sai — powiedział stanowczo Hatake, mocniej przytrzymując Sakurę, jakby chciał się upewnić, że nie będzie miała ochoty rzucić się na chłopaka z łapami.
— Tak, Kakashi-san?
— Czy mógłbyś się odwrócić?
— Nie ma problemu — powiedział, posyłając Sakurze ten swój słynny uśmiech. — Ino też nie lubi kiedy na nią patrzę podczas...
— Sai! — krzyknęli jednocześnie Sakura i Kakashi.
Chłopak jedynie skinął głową nim się odwrócił.
— Sakura-chan, chyba potrzebuję medycznego ninja — jęknął żałośnie Naruto, leżący na trawie po wypompowaniu z siebie prawie całej chakry.
Sakura jednak nie zareagowała, gdyż zajęta była poprawianiem swojego stroju, natomiast Kakashi był nagi od pasa w górę, więc musiał na powrót się ubierać. Jak widać, nie dane było im się nacieszyć sobą.
— Wybacz, Kakashi-san. Mógłbym jeszcze trochę dłużej potrenować, ale zauważyłem, że Naruto padł na ziemię wykończony i postanowiłem go tu przynieść — wyjaśnił Sai.
— Dobrze zrobiłeś — potwierdził Kakashi, nasuwając na twarz maskę. — Właśnie miałem wam coś ważnego do przekazania.
A potem Hatake obrócił się, a gdy jego wzrok napotkał mętne spojrzenie Naruto, ten ani drgnął.
Natomiast Sakura błądziła wzrokiem od jednego do drugiego, analizując dlaczego Kakashi był taki spokojny w obliczu tego, co się właśnie wydarzyło.
— Będziecie pierwszymi, którym się pochwalę — oznajmił wprost Hatake. — Otóż, Sakura będzie musiała wziąć dłuższy urlop od drużyny siódmej w związku z tym, że...
W tym momencie Sakura zasłoniła mu usta, kładąc dłoń na masce. Kakashi jedynie uniósł brew, zerkając na nią.
— Nie możesz... przecież... — zaczęła, zaraz jednak coś do niej dotarło.
Przyjrzała się Naruto, który ledwo mógł ruszyć jednym palcem, a potem na powrót przeniosła spojrzenie na Kakashiego, doskonale odczytując tym razem jego zamiary. Otóż, wyglądało na to, że wielki Kopiujący Ninja chciał się pochwalić nową rolą, którą będzie odgrywał w życiu, bo właśnie po to nakazał dwóm chłopcom trenować do upadłego, co jej blond-włosy przyjaciel potraktował dosłownie, co było w pewnym stopniu zabezpieczeniem na wypadek, gdyby oszalał po usłyszeniu tej rewelacji.
Sakura zabrała rękę.
— A za kilka miesięcy ja również pójdę na urlop — dodał, badając jej reakcję, kiedy jednak nie zauważył żadnego sprzeciwu, wypalił: — Ponieważ zostanę tatą.
Nastała cisza.
Brakowało już tylko cykania świerszczy.
— Gratuluję, Kakashi-san i Sakura-san — oznajmił Sai.
— No, fajnie... — mruknął Naruto, który nawet już nie próbował otwierać oczu. — A czy teraz Sakura-chan może mi pomóc, 'ttebayo?
Kakashi wsunął dłonie w kieszenie swoich spodni.
— Ale rozumiesz, co przez to próbuję powiedzieć, Naruto? — upewniał się były nauczyciel drużyny siódmej.
— Mhm... — wyjęczał chłopak.
Kakashi wymienił z Sakurą znaczące spojrzenia.
— No to zabieramy biedaka do szpitala — mruknął Hatake, a Haruno zaśmiała się.
— Nici z twojego planu, Kakashi — oznajmiła, gdy podnosili blondyna z ziemi, a Sai próbował im jakoś pomóc, łapiąc go za nogi.
Kiedy tak kroczyli we czwórkę do w stronę szpitala, Naruto nagle odzyskał przytomność umysłu.
— Oi, Sakura-chan?
— Hm?
— A ty w ogóle powinnaś dźwigać, 'ttebayo?!
Różowo-włosa kunoichi zaśmiała się.
— O mnie się nie martw, Naruto, bo to ciebie czekają katusze przy odzyskiwaniu chakry.
— Dattebayo... — jęknął zbolały.
~ KONIEC ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top