Ci którzy stoją za nami

Ich fałszywego słowa są jak trucizna. Żaden z nich nie mówi prawdy. Każdy z nich coś ukrywa, jakiś brudny sekret.

Co mi jednak daje prawo ich osądzać? Nie jestem inny. Kłamie, jak oni, nawet nie wiem co oznacza prawda.

Bo czym ona jest? Czym ona dla mnie jest? Mówią, że kłamie, ale dla mnie to bez znaczenia. Bo ja wiem, co widziałem, nawet jeśli to kłamstwo.

Widziałem, widzę i pewnie zawsze będę ich widział. Tych którzy stoją za nami.

Są jak cienie, ale są od nich o wiele gorsze. Podczas gdy cień widzą wszyscy, je widzą tylko nieliczni. To przekleństwo.

Od dziecka widziałem te stwory. Wtedy ludzie brali ich, za wytwory mojej wyobraźni. Jednak kiedy zacząłem o nich mówić, w szkole czy pracy, ludzie zaczynali się na mnie dziwnie patrzeć. Tak jakby ja je sobie wyobraził. Jakby nie istniały, ale tak nie jest! Ja wiem, że one istnieją, nawet jeśli inni moja rację, twierdząc, że jestem szalony.

Stają za tobą, intensywnie się wpatrując, wyczekująco nie wiadomo czego. Twojej śmierci, cierpienia, czy może wypadku. Nie wiem, ale nie interesuje ich nic poza Tobą. Każdy jest inny, ale posiadają cechy wspólne.

Ich ciała zawszę, są powykręcane w nienaturalny sposób, wystają im kość jak u anorektyka. Palce smukłe, i ostro zakończone pazurami. Twarze najczęściej jest bez wyrazu. Ich oczy są puste, jak u lalki.

Nic nie robią, oprócz wpatrywanie się w osobę i podążania za nią. Poruszają się wolno, jakby bez chęci.

Żaden z nich nigdy nic nie powiedział. Jedynie co zrobiły to, jakiś dziwny gest, i nic poza tym. Jakby mnie nie widziały, tak jak inni ich.

Kiedy byłem dzieckiem sądziłem, że to potwory z bajek. Potem myślałem o nich jak o zbłąkanych duszach. Mając jakieś zadanie na Ziemi. Teraz wiem, były wszystkim, a jednocześnie niczym z wspomnianych istot.

Były od zawsze tu, starsze od nas, zawsze obecne. Widziała ich zawsze garstka przeklętych, takich jak ja. A one widziały nas.

Gdybym tylko wcześniej zdał sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogły być, nigdy bym tego nie zrobił.

Od 18 roku życia, nie zwracałem na nie uwagi. Nie zaczepiałem ich, a one mnie. Był to rodzaj niewypowiedzianej umowy. Umowy którą złamałem.

Od początku kiedy je widziałem, zdawałem sobie sprawę, że dla innych ludzi to nie jest normalne. Mimo, to nadal twierdziłem, że za innymi coś stoi. Niektórzy brali to jak żart,  większość twierdziła, że mam coś nie tak z głową. Jak zawsze przy tym zaprzeczałem.

Jednak pewne, razu podczas badań powiedziałem lekarzowi na ich temat. Najpierw zaczął się o nich wypytywać, potem powiedział, że musimy dokończyć badania. One były inne. Nie badał na nich tak zawsze.

Tydzień później dostałem od szefa, skierowanie do przytułku dla chorych psychicznie. Nie byłem przecież obłąkany a mimo to tam trafiłem. Dlaczego?

Każdego dnia oddziałowa kazała mi opowiadać o „nich". Wiedziałem, że gdy nie ma w pobliżu, śmieje się ze mnie i mówi o tym jak bardzo jestem szalony. To nie ja byłem szalony.

Codziennie, tłumaczyli mi też, że nikt za nikim nie stoi. Kłamali, wiedziałem co widziałem, nie wmówią mi, że to nie prawda.

Z czasem terapia zmieniała się w tygodnie, one w miesiące, a następnie w lata. Siedziałem zamknięty w miejscu do które nie powinienem trafić. Przecież mówiłem tylko prawdę, co ze mną było nie tak według nich?

Z czasem w szpitalu, zacząłem rzadziej spotykać ,, wytwory mojej wyobraźni ", a lekarze zaczęli twierdzić, że mi się poprawia. To nie była prawda! Oni nie zniknęli przez przypadek. Nie pojawiają się specjalnie. Jestem tego pewien!

W końcu, zobaczyłem jednego, stał za mną, wiedziałem jego odbicie w lustrze. Był podobny do innych, ale jego oczy były inne. Były smutne, jak by coś go smuciło. Nie wiedziałem dlaczego.

Pierwszy raz coś do jednego z ,,nich" powiedziałem. Spytałem go czemu jest inny, czemu nikt ich nie widzi. Nie odpowiedział, za to pokazał.

Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednocześnie wskazał na język, którego nie miał. Był wyrwany.

Spytałem jak mógł by mi odpowiedzieć. Wskazał na mój język. Po czym się na mnie rzucił.

Fakty:
Jeden z pacjentów z przytułku dla psychicznie chorych popełni wczoraj samobójstwo, przez wyrwanie sobie języka. Policja wciąż dochodzi jak mogło do tego dojść. Pacjent od lat wykazywał objawy, ale nigdy nie miał żadnych prób. Na ścianie w jego pokoju, był napis mówiący:
To wy jesteście inni. My byliśmy tu pierwsi, ale zawsze staliśmy za wami, jaki wasz cień. Czasami mamy po prostu dosyć. Dosyć was.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top