ROZDZIAŁ MARZEŃ [#kronikiprzemiany3]

Opowiadanie przygotowane na III wyzwanie z cyklu "Kroniki Przemiany", które polegało na napisaniu retellingu znanej bajki, baśni lub legendy, bez użycia czasowników "być" i "mieć". Aby zmieścić się w krótkiej formie, wybrałam narratora prawie ;) obiektywnego (starałam się!).

Bardzo dziękuję za wspólną zabawę i do zobaczenia w kolejnym wyzwaniu już niedługo.

Specjalne podziękowania dla @Natalia_E_Fox za betowanie opowiadania, cenne rady i rozmowy w nocy o północy.

A tu jeszcze "piosenka przewodnia" https://youtu.be/20CA_F8ewkc?si=bl3s5LAZluXAte39

1. SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE

Koniec października

Kołobrzeg, podobnie jak wiele innych miast na północy kraju, przywitał jesień z rozmachem. Lało nieprzerwanie przez dwa tygodnie. Błoto wylewało się z dziur w rozkopanych chodnikach, utrudniając życie przechodniom, a ulice zmieniały w rwące potoki. Nikt nie cieszył się z takiego obrotu spraw bardziej niż Mia, która z przyjemnością wyciągnęła z szafy kaszmirowe swetry. Pogoda sprzyjała pracy, a ona chętnie spędzała czas w gabinecie Marcina, na kanapie, przeglądając propozycje wydawnicze.

Mężczyzna chodził z założonym rękami, zamyślony.

— Te opowiadania sprawiają dobre wrażenie... — powiedział i ziewnął, spoglądając w okno.

— Naprawdę? Mnie nie zachwyciły. Nie dostaliśmy żadnych nowych powieści, skoro wyciągasz e-maile sprzed pół roku? — zapytała spokojnie.

— Po prostu nie chce ci się ich czytać — odparł z wyczuwalnym, ledwie ukrytym rozdrażnieniem.

— Zaraz zasnę. Nasze wydawnictwo to nie miejsce dla książek o niczym.

Nie lubiła się kłócić, kiedy brakowało jej argumentów; finalnie i tak decyzja należała do niego.

— Mia, to przecież bajki! Romantyczne, ale jednak bajki! Z potencjałem. Zapytaj, może autorka znajdzie coś jeszcze w szufladzie, a jak nie, to poszukaj, choćby na Wattpadzie. Wydamy antologię romantasy, co ty na to?

Nie pomyślał, żeby strofować ją za użycie słowa „nasze" w stosunku do wydawnictwa, chociaż zajmowała miejsce w szeregu zwykłych, etatowych pracowników. Ojciec zawsze podkreślał, że firma to wspólne dobro całej rodziny i dzięki niej co miesiąc na ich kontach w banku pojawia się wypłata.

— Posłuchaj jeszcze raz, ale tym razem ja poczytam. Najpierw stwórzmy odpowiedni nastrój. — Zasłonił żaluzje, usiadł obok na sofie i delikatnym ruchem zabrał jej z rąk tablet. — Wiem, że potrzebujesz motywacji. Czuję to przez skórę. — Jego miękki głos zdawał się przyjemnie wypełniać pomieszczenie.

Po kilku zdaniach Mia odpłynęła myślami gdzieś indziej.

Po ukończeniu studiów zamierzała założyć ze znajomymi start-up, z usługami personalizowanych książek na zamówienie, tymczasem zaszyła się w firmie prowadzonej przez Jacka Millera wraz z synami: drukarni, kilku dostawczaków i niewielkiego wydawnictwa. Tu każdy dzień przypominał spokojne, jesienne popołudnie, pełne kropli deszczu stukających o parapet, nastrojowe, o zapachu herbaty z imbirem. Praca marzeń każdej książkary. Niestety, pan Jacek zaczął chorować i coraz częściej przebywał w szpitalu. Atmosfera zaczęła się zmieniać. Oddana asystentka szefa — Dorota, starała się utrzymać firmę na powierzchni, przejmując część obowiązków; Mię zaczęła traktować jak własną sekretarkę. Trzej synowie właściciela wykorzystywali dziewczynę od marketingu i promocji niczym parasol – otwierali go, gdy nadchodził deszcz, a gdy przestawało padać, chowali bez wahania. W krótkim czasie, jej notes z pracami zleconymi zapełnił się tak, że własne obowiązki musiała wykonywać, ślęcząc po nocach.

Marcin chrząknął.

Siedział wystarczająco blisko, by położyć jej głowę na ramieniu.

"Żyli długo i szczęśliwie", koniec bajki — sapnęła z irytacją.

— Nie lubisz happy endów?

— Wolę realistyczne zakończenia. W prawdziwym życiu...

— Nikt nie da ci mapy do szczęśliwego zakończenia — wszedł jej w słowo.

Błysk determinacji mignął w oczach młodego mężczyzny i rozlał się na resztę twarzy, ociekając drwiną.

— A do czego ty już doszłaś? — zapytał znienacka. — Czy właśnie tutaj widziałaś się w kilka miesięcy po ukończeniu studiów z wyróżnieniem? Rodzinna firma na zadupiu, gdzie parzysz szefowi kawę?

— Z tą kawą to żart? — Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, dostrzegając jednocześnie irytujący uśmieszek. Otworzyła usta, jakby chciała od razu coś wytłumaczyć, ale usłyszała natarczywe pukanie.

Pani Dorota otworzyła drzwi, rozglądając się po ciemnym biurze. Ściskała w dłoni zmiętą chusteczkę.

— Ach, tu się schowaliście. Marcinku, włącz proszę telefon — powiedziała cicho, przecierając jednocześnie zaczerwienione oczy.

— Kochani, odebrałam smutną wiadomość. Dzwonili ze szpitala... pan Jacek... operacja przebiegła pomyślnie, ale pojawiły się komplikacje... Gracjan i Tomek już do niego jadą.

Ostatnie słowa wypowiedziała w biegu, goniąc za przerażonym Marcinem.

— Mia, zostań w biurze i odbieraj telefony — krzyknął, zabierając z wieszaka długą, zieloną parkę. — Chcę wydać tę książkę, choćby nie wiem co!

— Oczywiście — skinęła głową.

Usłyszała jeszcze na korytarzu stłumiony szept mężczyzny: „Marcinku, k*rwa! Jak do dziecka!", po czym drzwi wejściowe zatrzasnęły się, zostawiając ją samą na posterunku. Jak widać, nie należała do najbliższej rodziny szefa.

Mia zaklinała siły wyższe, z całego serca prosząc o zdrowie dla pana Jacka. Układała w myślach własne słowa modlitwy, pokrzepiające również jej duszę. Obawiała się najgorszego. Pocierała zmarźnięte ramiona i spoglądała przez okno na zielony żywopłot, za którym tętniło życie głównej ulicy miasta. Zapragnęła zadzwonić do swojego ojca i przeprosić za kłopoty, które notorycznie sprawiała, ale powstrzymała się siłą woli. Czekała do dwudziestej pierwszej na sygnał, ale nic nie wskazywało na to, że Michał wróci do obowiązków. Kręciła się po biurze, nie chcąc jednak zakłócać spokoju Millerów wiadomościami.

Mieszkała sama, równie dobrze mogła nocować poza domem. Zostawiła otwarte na oścież drzwi do gabinetu Marcina, usiadła na sofie i otuliła szczelnie kaszmirowym kardiganem. Czytała rozpoczętą historię, choć oczy jej się same zamykały ze znużenia.

— W życiu nie dam tego do druku — jęknęła zażenowana. — Ale jeśli wydamy antologię, zniknie w gąszczu narracyjnego bełkotu.

Skuliła się, podciągając stopy na siedzisko, objęła ozdobną poduszkę i zasnęła zdenerwowana. Czy sytuacja w firmie ulegnie zmianie, kiedy zabraknie właściciela?

2. PRZEŁOMOWA DECYZJA

nadal październik

Mia obudziła się w środku nocy, z niejasnym uczuciem niepokoju, słysząc podniesione męskie głosy. Przez chwilę leżała w ciszy. W końcu wstała, poprawiła mocno sfatygowaną bluzkę, przeczesała palcami włosy, splatając je w koczek. Ostrożnie uchyliła drzwi, zastygając w bezruchu, następnie na paluszkach przeszła przez korytarz i ukryła się w kuchni, gdzie mogła obserwować całe zajście.

Z konferencyjnego dobiegały hałasy. Rozróżniała poszczególne osoby, rozpoznając w nich synów pana Millera. Tylko z Marcinem pracowała na co dzień. Pozostali zarządzali w spółkach-córkach, sprawując również pieczę nad organizacją wydawnictwa.

— Wiedzieliśmy, że prędzej czy później to nastąpi — powiedział najstarszy, Tomasz.

— Liczyliśmy się z najgorszym scenariuszem — potwierdził średni brat, Gracjan.

Obydwaj zachowali powagę, ale dopiero w głosie Marcina usłyszała autentyczny smutek:

— Lekarze dawali mu duże szanse, wyniki się poprawiały. Nie mogę w to uwierzyć! Ciągle... może... obudzi się z tej śpiączki.

— Nie liczyłbym na cud — odparł chłodno Tomasz, a Gracjan tylko pokiwał zrezygnowany głową.

— Ojciec chorował od lat! Nic dziwnego, że jego organizm w końcu się zbuntował! Nie bądź naiwny... Teraz musimy rozdzielić jego obowiązki i działać, dopóki nie zostanie odczytany testament.

— Testament? Przecież on jeszcze żyje! — zaprotestował najmłodszy.

— Ojciec wyraził zgodę... i wszystko już zaplanował! My zajmiemy się biznesem, a ty rób nadal to, co potrafisz najlepiej. Czytaj książki.

— No bez przesady! Wy zagrabicie firmę, a co ze mną? — podniósł głos Marcin.

— Co to znaczy "zagrabicie"?! Od lat prowadzimy tę firmę! — warknął Tomasz.

— Nie wylecisz na bruk ani ty, ani ta bezużyteczna maskotka tatusia. Damy ci pół roku, żeby wprowadzić Wydawnictwo "Urocze" w dwudziesty pierwszy wiek. To przedsięwzięcie generuje tylko koszty — zaznaczył Gracjan z przekąsem.

— „Wyjątkowe" od kilku miesięcy ponawia ofertę wykupu — dodał bezdusznie średni brat. — Czekamy na rezultaty, Marcinku.

Mia spięła nerwowo ramiona i wycofała się do gabinetu, zabrać swoje rzeczy, albo gdzieś się schować. Po chwili wślizgnął się za nią Marcin.

— Dobrze, że nie muszę pasać gęsi! — burknął, po chwili dopiero zauważając jej obecność. — Przepraszam, nie powinnaś tego słuchać. Ja uważam cię za wartościowego pracownika i nie pozwolę, żeby tych dwóch wygadywało takie brednie. Doceniam twoje zaangażowanie. Cała odpowiedzialność spoczywa na mnie.

Czuła, że Marcin potrafił szybko reagować, w przeciwieństwie do niej. To on zawsze wiedział, co powiedzieć. Przejął kontrolę nad sytuacją, więc dziewczyna opuściła załzawione oczy, wpatrując się w podłogę. Zaciskała wargi i powstrzymywała łkanie. Zrezygnowana przylgnęła do niego z płaczem, czując, że znowu rozkleja się, niepotrzebnie dokładając mu kolejnych zmartwień.

— Tak mi przykro z powodu waszego taty.

Młody mężczyzna powstrzymywał się przed okazywaniem uczuć, pogładził ją tylko delikatnie po ramieniu, aż poczuła coś na kształt ulgi.

— Chodź, odwiozę cię do domu. Dziękuję, że tak długo zostałaś w biurze. Nie chcę tu przesiadywać, rozmyślając, że on już nie wróci.

Droga minęła im w milczeniu i pożegnali się krótkim „do jutra".

Gdyby nie ten uśmiech przez łzy, Marcin nie uścisnąłby jej dłoni z większą czułością, niż powinien. Mia nie zaprosiłaby go na herbatę i nie skończyliby w jej salonie, pijąc wódkę.

Mieszkała na trzecim piętrze, w wygodnej kawalerce. Po kilku shotach "na smutno", przy wtórze westchnień i ponurych spojrzeń, a Mia przygotowała drinki z colą. Usiedli na parapecie okiennym, trzymając stopy na stalowym podeście balkonu, okryci kocem. Marcin wyciągnął z kieszeni telefon, włączył jedną ze swoich ulubionych playlist. Obracał szklankę w dłoni, ważąc słowa.

— Dziewczyny trzymają w domach mocniejszy alkohol? Cokolwiek, poza winem?

— Pewnie! Ale wódka została jeszcze z urodzin. Znajomi przynieśli mi w prezencie.

Obydwoje spoglądali na siebie z ukosa.

— Mia, pomożesz mi, prawda? Nie poradzę sobie sam.

— Tylko udajesz. Liczysz, że się nad tobą zlituję. — Zadrwiła, co prawda z przyzwyczajenia, ale chyba poprawiła mu odrobinę humor.

— W twojej głowie buzują same dobre pomysły.

— Buzują jak słoik z kiszonymi ogórkami, tak? — Przekomarzała się z nim, walcząc z ogarniającą wesołością.

— Wyciągniemy razem „Urocze" z zaklętego koła nieudanych debiutów i beznadziejnych kontynuacji. — Chłód jego oczu przygasł, a razem z nim zmniejszył się dzielący ich dystans.

— Razem? — wyciągnęła dłoń z kieliszkiem w jego stronę. — Oczywiście, że ci pomogę. Pod warunkiem że spełnisz moje wymagania: postarasz się słuchać rad i kupisz mi czerwone szpilki, żebym wyglądała jak profesjonalistka.

— Co tylko zechcesz — zapewnił.

Stuknęli się szkłem, a przysięgę przypieczętowali przyjacielskim pocałunkiem. Właściwie, to Marcin złapał ją za głowę i przyciągnął jej twarz do swojej.

Poczuł zapach wiśniowej Coli — tak intensywny, że aż zmrużył oczy. Jej usta smakowały rozkosznie, nie mógł się oprzeć, nie mógł się oderwać. Były słodkie, wilgotne i miękkie. Musiała poczuć gorący oddech na twarzy, bo jej policzki oblały się rumieńcem. Zaskoczony delikatnością pocałunku, spróbował jeszcze raz i nie chciał przestać. Językiem powędrował do wewnątrz i zaraz wycofał się, tylko dlatego, że zabrakło mu powietrza. Alkohol skutecznie tłumił wszelkie podrygi zdrowego rozsądku.

— Lubisz tańczyć, Mia? Podasz mi rękę?

— No pewnie, uwielbiam. Najlepiej nago, w świetle księżyca. A potem latam na miotle po okolicy.

— Teraz żartujesz — mruknął, ale bez przekonania.

Zarzuciła mu ręce na szyję i odchyliła głowę. Poruszała biodrami w rytm piosenki, stawiając cichutko stopy na drewnianym parkiecie.

— Shhh... — Położyła palec na ustach.

Jeszcze nic nie powiedział, a już go uciszała. Ten gest wywrócił do góry nogami jego cały świat. Trzymając dłoń na plecach dziewczyny, drugą ręką rozpinał guziki białej bluzki. Nie naciskał, a ona nie protestowała. Nic już nie analizował, działał instynktownie, tylko uniósł ją i delikatnie położył na kanapie.

— Hmmm, jak cudownie — mruknęła, przerywając elektryzującą bliskość. — Wiesz co, pójdę na chwilę przypudrować nosek, okej?

— No jasne! — zgodził się bez wahania, przeciągle ziewając. — Poczekam.

Mia wzięła długi, relaksujący prysznic, a kiedy wyszła... wypuściła z ulgą powietrze. Tak, jak podejrzewała, Marcin zasnął. Powinien odpocząć po koszmarnym dniu. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie. Nakryła go kocem, następnie usiadła w fotelu, opierając stopy na brzegu sofy.

Wyglądał tak bezbronnie, jak mały chłopiec. Nic dziwnego, że ciągle chował się w cieniu braci. Czy w razie potrzeby, uda mu się zastąpić ojca w prowadzeniu firmy?

3. STRATEGIA NA MIARĘ

koniec października

Rano wymienili uśmiechy i wypili wspólnie kawę, jak znajomi z pracy, których sytuacja po prostu przerosła. Oboje wiedzieli, że alkohol podsuwa same kiepskie pomysły. Wspólny wieczór zasnuli zmową milczenia, uznając sprawę za niebyłą, jakby nic się nie wydarzyło. Przez kilka nerwowych tygodni pracowali zdalnie, kończąc zadania zlecone przez Jacka Millera, celowo odsuwając moment powrotu do firmy.

Po pogrzebie, uregulowaniu formalności związanych z testamentem oraz kwestiami prawnymi spółki, Mia i Marcin spotkali się w kawiarni niedaleko biura. Zaczęli od dyniowego latte na wynos.

— Pokój Prezesa będzie zamknięty, dopóki do niego nie dorosnę. Tak zastrzegł ojciec w testamencie. — Marcin nie wahał się mówić prosto z mostu. — Poza tym zaoferowałaś pomoc, więc nie zostałem sam. Co mnie bardzo cieszy, tak na marginesie.

— Jesteś zadowolony, bo nie rzuciłam wypowiedzenia, uciekając jak reszta szczurów z tonącego okrętu? — Przyglądała się, czujnie obserwując jego reakcję. — Pan Jacek podpisał ze mną umowę na rok, więc sam rozumiesz. Powinieneś o tym wiedzieć.

Obejmując Mię lekko ramieniem, zaprowadził ją do swojego biura i wręczył prezentowe pudełko z wielką czerwoną wstążką. Zachował kamienną twarz, nie zdradzając żadnym gestem, czego może się spodziewać w środku.

Uchyliła tekturowe wieczko i parsknęła śmiechem.

— Buty, jednak pamiętałeś. Kupiłeś mi buty! Tenisówki!

— Kolor się zgadza — czerwone. To oryginalne, wysokie Converse! Podobają ci się?

— Tak. Właściwie, to tak. Warunek spełniony. Przymierzę je od razu.

Po chwili Mia chodziła po jego gabinecie, stawiając wielkie kroki, podskakiwała, wykonywała dziwaczne ruchy stopami, miękko wyginając ciało. Wyglądało to trochę jak skecz z "Ministerstwa Głupich Kroków" Monty Pythona.

— Buty współpracy! Trzeba je oblać i liczę, że mnie nie obetrą. — Klasnęła w ręce. — Pasują idealnie! Nie traćmy czasu!

Lubiła jego spojrzenie, nieoceniające, czasami chłodne, zdystansowane, ale otwarte na nowe doznania. Zrobiła z siebie klauna, aby przez ułamek sekundy zobaczyć drżące kąciki ust siadającego za biurkiem mężczyzny.

Po chwili szaleństwa znowu stała się sobą — skoncentrowaną profesjonalistką i zaczęła sypać pomysłami jak z rękawa.

— Na początek rozwiniemy współpracę z influencerami, ale zwrócimy uwagę na mniejsze konta, na booktokerki, zaproponujemy im współpracę w barterze, rozkręcimy kampanię wizerunkową, a ty zostaniesz jej twarzą.

— Chyba ty — parsknął, odchylając się na krześle. — Nie zrobię z siebie idioty na filmikach.

— Marcin, ostrzegam. Zdejmuję buty!

— Obiecałem rozważyć twoje pomysły, a nie od razu się na wszystko zgadzać! Poza tym noszę żałobę.

— Spokojnie, przyjdziesz jutro cały na czarno i nagramy kilka jesiennych scenek. — Mrugnęła do niego okiem. — A w przyszłym tygodniu zaczniemy nagrywać content z tiktokerkami. Przygotowałam wiadomość do wysłania przez firmowy profil.

Michał przejechał ręką po włosach, czując narastającą presję. Ojciec zawsze podchodził do biznesu z rezerwą, wierząc w tradycyjne metody.

— Z czasem możemy zaangażować w to pana Gracjana, pana Tomasza. Pokazać nasze wartości i dążenia...

Jego wyraz twarzy zmienił się wystarczająco, aby mogła odczytać absolutną dezaprobatę.

— Z nimi to najlepiej wygląda się na zdjęciach.

— Nie? No okej — zanotowała w pamięci napiętą sytuację z braćmi. — Myślę też o współpracy z lokalnymi księgarniami, organizowaniu kameralnych spotkań autorskich, o stworzeniu serii podcastów... Moglibyśmy nagrywać rozmowy z autorami w stylu wywiadów, a jednocześnie promować książki. To zwiększyłoby nasze szanse na dotarcie do nowych grup odbiorców.

— Jak ty to chcesz ogarnąć we dwoje?

— Powoli. Krok po kroku. Napisałam plan marketingowy. Właśnie ci wysyłam. — Intensywnie klikała w telefon.

— Nie próżnowałaś ostatnio...

— Nic nie tracisz. Chcemy ściągnąć do siebie dobrych autorów, wydać wartościowe książki, a potem je sprzedać. Nie starasz się wygryźć największych graczy z rynku, tylko sukcesywnie zapadać w pamięć czytelników.

— Idealistka z ciebie, Mia. To trochę bardziej skomplikowane, ale spróbuję. Co mam założyć? Garnitur czy sweter?

— Czarny płaszcz! I weź parasol!! — szepnęła podekscytowana.

Na gładkiej twarzy Marcina odmalowało się niemałe zaskoczenie, gdy w przeciągu zaledwie trzech godzin otrzymał ponad dwadzieścia wiadomości od dziewcząt gotowych do podjęcia współpracy. Pozostało tylko przycisnąć dział prawny, sporządzić umowy i ekspresowo rozesłać książki oraz drobne upominki.

— A jak stoimy z budżetem? — zapytała z troską.

— Leżymy... — uśmiechnął się blado. — Gracjan oznajmił, że nie dołoży ani grosza do interesu.

— Wystarczy na bony do księgarni?

— Jeśli wystawię kilka zbędnych rzeczy na Vinted... uciułam kilkaset złotych.

Dziewczyna nie zamierzała biernie czekać, aż działania na TikToku przyniosą rezultaty.

— Powtórzymy akcję za miesiąc, sprawdzimy zaangażowanie... Teraz zastanówmy się, w jaki sposób podziękujemy im za współpracę.

— Już coś uknułaś, prawda?

— DIY: ręcznie robione świeczki o zapachu książek... — Mia rozmarzyła się i przymknęła oczy.

— Kleju i farby drukarskiej?

— Lawendy, sosny, miodu, konwalii... wymyślimy coś.

— A coś bardziej realnego?

— Tak się składa, że znam osobiście kilka bardzo sympatycznych autorek. Założę się, że Edyta Krzemińska znajdzie czas na spotkanie online, książkary padną z zachwytu. Zresztą, po tak udanym debiucie ustawiają się do niej kolejki.

— Ta Edyta Krzemińska, o której mówią: „współczesna Emily Brontë"? — Marcin prawie spadł z krzesła. — Nie wierzę!

— Poszukam jeszcze asów w rękawie, ale spokojnie, nie wszystko na raz. Coś musi zaskoczyć, prędzej czy później.

Mia uśmiechała się przebiegle i podnosiła dumnie czoło, wychodząc, ale za drzwiami oparła się o ścianę. Zdenerwowana wypuściła ze świstem powietrze.

Postawiła wszystko na jedną kartę. Przytaknęła o kilka razy za dużo i znowu wpadła w kłopoty. Właściwie, to nie znała Edyty osobiście, ale sąsiadka jej mamy przyjaźniła się z matką dyrektorki przedszkola, do którego chodziła córka Krzemińskiej.

— I czemu tak chichoczesz? Mia! — krzyknął Marcin. — Zaraz wychodzimy kręcić te twoje filmiki. To co dzisiaj? Park, czy wesołe miasteczko? — Wychylił głowę zza drzwi, spoglądając na nią niemal figlarnie.

— Najpierw do kawiarni, do parku, a później do mnie. Upieczemy wspólnie ciasto marchewkowe i wpasujemy się w jesienny klimat. Wymyślimy nowe hasztagi do filmików?

— Doceniam twój entuzjazm, ale obawiam się, że to może nie przynieść oczekiwanych efektów. Nie przełoży się realnie na zyski — powiedział, zdejmując szalik i zieloną parkę z wieszaka. — Ale okej. Czeka nas niezła zabawa.

Przechodzący korytarzem Gracjan Miller samym szorstkim spojrzeniem ostudził ich podekscytowanie. Tak czy siak, pierwszy dzień wspólnej pracy skończył się u niej na podłodze, tuż przed północą. Pili drinki, resztę wódki dodali do ciasta. Leżeli, słuchając szumu zmywarki.

— Nie zaproszę cię więcej — jęknęła. — Nie zapijam problemów, rozumiesz? A przy tobie chleję jak nienormalna.

— Raz w miesiącu to nie picie... przecież się zmarnuje.

— Ostatni raz upiłam się po obronie pracy magisterskiej i nie czułam się nawet w połowie tak nawalona, jak dzisiaj.

Przeturlał się w jej stronę, objął w pasie i przyciągnął do siebie. Wyglądał na wyczerpanego.

— Czy mogę zostać na noc? Przysięgam, że będę grzeczny.

— Tak jak poprzednio?

— Nie aż tak. Cieszę się, że do niczego nie doszło. Jednak, gdybyś się namyśliła...

— Nie chciałam wykorzystywać sytuacji — weszła mu w słowo. — A dzisiaj nie dam rady, nawet gdybym chciała.

— Mogę spać na sofie?

— Jasne, musisz się tylko tam doczołgać, bo ja zostaję na dywanie. I coś jeszcze... — zawiesiła głos. — Muszę ci coś powiedzieć, Marcin... To ja napisałam opowiadania, które kazałeś puścić do korekty. — Przyznała się skruszona.

A on milczał jak zaklęty.

— Przepraszam, nie chciałam, żeby ktoś się dowiedział, że piszę. Wysłałam tę książkę do wszystkich wydawnictw, jakie znałam i nikt się nie odezwał. Nie spodziewałam się, że je wyciągniesz w takiej chwili.

Patrzyła w jego jasne oczy, ale nie znalazła w nich żadnych obietnic ani tajemnicy. Nie przypominał też Marcina z ich pierwszej wspólnej nocy, płonącego z pożądania, nieszukającego wymówek.

— Mnie się podobają. — Wzruszył ramionami.

— Jeśli Dorota dowie się, że to moje, po prostu cię ukatrupię.

Tak właśnie o niego dbała, na swój niespotykany sposób. Nadal go lubiła bardziej, niż powinna. Nie pozwalała mu zbyt długo siedzieć i rozmyślać ani leżeć i narzekać.

Czy była w stanie mu pomóc?

4. ISKRZĄCE UCZUCIA

ostatnie dni października/początek listopada

Kolejny ranek znowu pracowali u niej w mieszkaniu, snując się jak zombie wokół kanapy, stołu i wyspy kuchennej. Tabletki na ból głowy popijali czarną kawą.

— Chyba powinienem zacząć nazywać cię „mistrzem", Mia. "Geniuszem". Masz talent do montażu, oświetlenia, pieczenia... co jeszcze potrafisz? — powiedział kolejnego dnia.

Jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy w Halloween Mia przyprowadziła do biura Edytę i jej córeczkę Olę.

Kilka dni po intensywnej pracy nad projektami, Mia postanowiła, że nadszedł czas na kolejny krok w promocji Wydawnictwa "Urocze". Musiała dotrzeć do najciekawszej debiutantki na rynku romansów, nie przestraszyć jej i nie ściągnąć sobie na głowę policji. Nikt nie mógł jej przecież zabronić rozmowy z dyrektorką przedszkola i propozycji udziału w przedstawieniu.

Rozsiadły się na sofie w gabinecie, w fantastycznych nastrojach, niczym trzy gracje, popijając herbatę z sokiem malinowym. Kobieta w szpiczastym kapeluszu uścisnęła Marcinowi rękę, rozglądając się po udekorowanym dyniami i latarenkami gabinecie.

— Muszę przyznać, że Mia zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Proszę sobie wyobrazić, Panie Miller, ona pojawiła się w przedszkolu mojej córki, przebrana za kota. Dzieci oszalały ze szczęścia, a ja otrzymałam ręcznie wykonane zaproszenie i nie mogłam sobie odmówić wizyty, więc przyszłyśmy od razu. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo się cieszę! To świetna niespodzianka!

„O, Szacowna Autorko! Niczym baśniowa bohaterka przemierzasz krainy literatury. Mój Pan, Wydawca "Uroczego" Królestwa pragnie spotkać się z Tobą – w Twoim blasku widzi nie tylko mistrzostwo pióra, ale także inspirację do współpracy. Gotów zaoferować Ci literackie królestwo, wspólne tworzenie nowych baśni i opowieści, które wstrząsną światem książek. Mój Pan to marzyciel, zwykle śni na jawie, ale potrafi przemieniać sny w rzeczywistość. Spotkanie z nim mogłoby zapoczątkować nową, wspaniałą przygodę, jeśli tylko się skusisz."

Marcin zaniemówił. Stalowoszare oczy mężczyzny zapłonęły ogniem piekielnym.

Mia pobladła pod niebieskim, kocim makijażem na twarzy.

— Edyta, czy zgodzisz się na kilka zdjęć i pozdrowisz naszych widzów na Tiktoku? — zapytał szarmancko.

— Tak, oczywiście! — Krzemińska przytaknęła z nieskrywaną radością! — Zrobiliście mi wieczór!

***

Dochodziła dwudziesta druga, kiedy skończyli pracę. Całe miasto imprezowało, tylko oni wciąż siedzieli na podłodze, z laptopem, obstawieni pomarańczowymi dyniami. Na karniszach dyndały papierowe nietoperze.

— Chcesz to jakoś uczcić? — zapytał Marcin, dotykając jej twarzy. — Niebieska farbka tak łatwo nie schodzi. Co ci przyszło do głowy, żeby napaść panią Edytę w przedszkolu.

— Liczy się efekt, prawda? — roześmiała się teatralnie, szczerząc zęby i przez chwilę wyglądała naprawdę groźnie.

— Szalona tak. Skuteczna też. Najlepsza. Tylko moja. — Pocałował Mię w policzek, ale zauważył, że skuliła ramiona. — To co, pójdziemy gdzieś, czy weźmiemy na wynos, zjemy w aucie? To drugie, prawda? No okej. Ja też nie lubię tłumów i restauracji.

— Właściwie, to nieuleczalna fobia społeczna — obróciła wszystko w żart, ukrywając prawdę pod łobuzerskim uśmiechem.

***

Pozostało jeszcze ostatnie zadanie w biznesplanie Mii, wydobyła więc z torebki swój ściśle tajny notes. Używała go podczas ostatniego semestru na studiach i pisania pracy dyplomowej. Mieścił kilkanaście nazwisk, które mogły jej pozwolić na swobodne wejście w świat wydawniczego biznesu oraz kilka innych, które natychmiast otwierały drzwi do kariery.

Wzięła do ręki telefon, bez zastanowienia wybrała numer.

— Dzień dobry, z tej strony Michalina Witkiewicz, chciałabym rozmawiać z panią redaktor.

— Oczywiście, kogo powinnam zapowiedzieć? — zapytała wirtualna asystentka, udając uprzejmość.

— Witkiewicz, przedstawiłam się już — wycedziła. — Pani Alina nadzorowała przebieg mojej pracy dyplomowej, więc powinna mnie pamiętać. Chciałabym się umówić na rozmowę telefoniczną.

— Oczywiście, zaraz do pani oddzwonię. Do usłyszenia.

— Czemu się tak cieszysz? — zdziwił się Marcin, siadając koło niej na podłodze. Odgarnął jej włosy z karku i przytulił policzek do ucha, żeby lepiej widzieć, nad czym pracuje.

Mia pokazała rozbudowany profil na TikToku, z przyzwoitą grafiką w krzykliwych kolorach.

— Pani Alina Słowik, redaktor naczelna czasopisma "Romantyczka", jego internetowego wydania, influencerka, królowa internetu. Prywatnie — rozsądna babeczka, zawodowo harpia. No i uwielbia wysokich, szczupłych blondynów.

— Ale może ja nie chcę, żeby mnie ktoś wielbił, oprócz ciebie? — Wyszczerzył zęby.

— Alina nie przepuści takiej okazji za nic w świecie!!! — ucieszyła się, odbierając jego słowa, jako brak sprzeciwu. — Trzeba cię tylko odpicować i zarezerwować stolik w najlepszej knajpie w mieście. Poradzisz sobie. — Mia wypuściła głośno powietrze, słysząc dźwięk telefonu.

— Shhh — przyłożyła mu palec do ust. — Pracuję, potem ci wszystko powiem.

Jej dotyk sprawił, że zamiast myśleć o zadaniu, znowu ogarnęło go to przedziwne wrażenie, którego doznał, gdy zobaczył Mię po raz pierwszy w gabinecie Jacka. Włosy kobiety przybierały w promieniach słońca przedziwny rudy odcień. Nosiła miękkie swetry, białe, szeleszczące koszule, jeansy albo eleganckie spodnie „w kancik". Podobała mu się i od razu dało się to zauważyć.

Po chwili odłożyła telefon i rzuciła mu się na szyję, przewracając go na podłogę.

— Udało się!!! — krzyknęła.

***

Oniemiał, kiedy do restauracji przyszła w biznesowej sukience, czarnych szpilkach i przedstawiła znajomą redaktorkę. Oczywiście — znał fenomen pani Słowik... Alina nie przypominała Mii pod żadnym względem, w czarnej sukience przywodziła na myśl elegancką Victorię Beckham. Sprawiała wrażenie przemiłej osoby, więc szybko znaleźli wspólny język.

— Zapracowała na sukces ciężką pracą, plasując się w dziesiątce najbardziej wpływowych kobiet biznesu. — Mija, z nieskrywanym podziwem przedstawiała swoją mentorkę.

— Nie zwróciłabym uwagi na "Urocze" — powiedziała Alina, popijając wodę i machnęła ręką. — Ale dla Michaliny Witkiewicz, zawsze znajdę czas... Opowiadaj, co u ciebie, a później pan Marcin opowie mi o swoich planach.

— Pani Alino — zaśmiała się skromnie, zasłaniając usta notatnikiem.

— Ufam twoim wyborom i skoro rekomendujesz pana Millera, to ja chętnie skorzystam.

— Nie wiedziałem, że widnieję w menu — zabłysnął żartem mężczyzna.

Alina zagryzła wargę i nie spuszczała z niego wzroku.

— Obiad zapowiada się rewelacyjnie. Opowiadajcie, co wasze wydawnictwo szykuje w najbliższym czasie? Z chęcią zrecenzuję jedną z waszych książek i pokażę się z nią w kilku miejscach. — Pani Słowik nie gwiazdorzyła, wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie przeuroczej kobiety ze świetnym poczuciem humoru i wyczuciem rynku. W lot podchwytywała pomysły Marcina.

Chciał spędzić wieczór wspólnie, reprezentując firmę razem z Mią, ramię w ramię, jak przystało na partnerów, niestety w trakcie kolacji dziewczyna uciekła, jak bajkowy Kopciuszek. Powiedziała, że wypadło jej coś ważnego i wyszła, nie czekając na przyzwolenie. Widział ją przez okno; po prostu wsiadła do taksówki i odjechała. Trochę żałował, w końcu to dla niej stroił się godzinę przed lustrem.

Głos Aliny jednak nie dał mu pogrążyć się w smutku. Kobieta brzmiała kusząco i elegancko, celowała w samo sedno, a Marcin zrozumiał w końcu definicję słowa "prestiż".

Opłacało się zainwestować w jedną parę czerwonych butów, skoro przyniosła tak spektakularne efekty. W niewiele ponad trzy miesiące uzyskał to, na co jego bracia pracowali od lat. Wystarczył mu łut szczęścia. Wydawnictwo "Urocze" przynosiło zyski, bracia go doceniali i przychylnie komentowali postępy. Edyta Krzemińska przesłała mu propozycję wydawniczą, na dodatek wpadł w oko Alinie Słowik. Czego chcieć więcej!?

Złapał szczęście za ogon.

Życie właśnie zaczęło się układać.

Jak tu nie wierzyć w happy endy?

[W tym momencie oryginalna bajka się kończy i reszta jest już tylko interpretacją Autorki.]

5. MOMENT ZWROTNY

koniec grudnia

Terminarz Marcina pękał w szwach. Wirowało mu w głowie od zaproszeń na bankiety, a prawie każdy wieczór spędzał w towarzystwie sympatycznych kobiet — autorek czy influencerek. Podobał mu się ten sposób załatwiania interesów. Coraz częściej widywał się z Aliną. Kobieta miała ogromny potencjał, a książki z wydawnictwa „Urocze" stały się modnym prezentem pod choinkę. Zawsze znajdowała dla niego czas, nawet w Wigilię o szóstej rano przed joggingiem.

Tego ranka Alina przyjechała punktualnie o szóstej jak zwykle z kubkiem aromatycznej kawy w dłoni. Marcin pamiętał, jak Mia nazywała ją „wymuskaną pindą" i dodawała od razu z uśmiechem: „Bez urazy, ale i tak ją bardzo cenię". Uwielbiał sposób, w jaki dziewczyna wyrażała swoje zdanie, nawet jeśli brzmiało to dosadnie.

Przeglądnęli razem zapowiedzi wydawnicze na nowy rok, Alina wybrała dwa tytuły w wiosennych, kwiatowych okładkach, które jej zdaniem najlepiej prezentowały się na mockupach.

— Naprawdę niewiele was dzieli od sukcesu. W kilka tygodni staliście się zauważalni na rynku. Wyprowadziłeś firmę na prostą, w dobrym stylu. — Skinęła głową z uznaniem. — Skontaktuję cię z graficzką, która przygotowuje kolejne wydanie.

Nie zaprzeczył, a przecież pracował nad tym cały zespół, z Mią na czele.

Alina położyła mu delikatnie dłoń na ramieniu, podniosła głowę i spojrzała w oczy.

— Idę jeszcze na siłownię, ale widzę, że ty też trenujesz?

— Tak — zmieszał się. — Całe lata nosiłem kartony z książkami w drukarni u ojca.

— Ale takie mięśnie nie biorą się znikąd?

Dotknęła także jego policzka, a potem zsunęła dłoń na pierś.

Elektryzująca osobowość Aliny znajdowała się na wyciągnięcie ręki, a Mia ciągle robiła uniki. Przymknął oczy, spragniony uznania i dotyku. Wiedział, że zauważyła jego reakcję i wykorzysta słabość. Miło wybrać tę prostszą, niemniej wciąż przyjemną drogę.

— Zadzwoń po południu, gdybym miała zapomnieć przesłać ci namiary.

Na pożegnanie objęła go za szyję. Stanęła na palcach, chcąc cmoknąć go w policzek, więc nachylił się, odwzajemniając gest. Sekundy wahania sprawiły, że jej ciepły oddech aż palił. Pocałunek został tylko kwestią wyboru. Zadecydował impuls i w mgnieniu oka Marcin zapomniał o otaczającym go świecie.

Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

— Dzień dobry pani Alino! Dzień dobry panie Miller! — Wysoki głos Mii wdarł się w ciszę. — Wesołych Świąt!

— Dzień dobry, panno Witkiewicz! — Alina serdecznie pomachała wchodzącej do budynku dziewczynie.

Coś zgrzytnęło w jego sercu jak sucha kreda w szkole, drapiąca z chrzęstem powierzchnię tablicy. Dostrzegł w spojrzeniu dziewczyny rozczarowanie. Widział, że uśmiechnęła się słabo i weszła do biura.

***

Dlaczego zmieniła nastawienie? Tylko ślepy nie wpadłby na to, że chodziło tę kobietę. Mia patrzyła na wychodzącego o piętnastej Michała i odjeżdżające spod biura czerwone Audi Aliny. Jej mina wyrażała wszystko, czego nie chciała mówić na głos. Została sama z robotą, a temat ich relacji pozostał nietknięty. Może właśnie tak musiało się stać?

Gracjan z Tomaszem na każdym kroku przypominali jej, gdzie miejsce "dziewczyny z marketingu", domagając się, większego zaangażowania w pozostałe sfery działalności firmy. Nie tylko relację z Marcinem.

Na całe szczęście Dorota nie obarczała jej swoimi obowiązkami, a wręcz emanowała matczyną troskliwością.

— Nie siedź po nocach, kochana. Wyjdź gdzieś, nawet do centrum handlowego — powiedziała ciepło. — Zadbaj o siebie. Nic się nie stanie, jeśli przesuniesz kilka terminów. Marcin wróci w poniedziałek, poszukacie razem jakiegoś rozwiązania.

Siedząc w fotelu Mia, zesztywniała i wyprostowała plecy, patrząc ze zdziwieniem na ex-asystentkę Jacka Millera.

— Dzięki moim pomysłom i ich realizacji odnosimy sukcesy. Niestety, im bardziej się angażuję, tym więcej zasług Marcin przypisuje sobie.

— Dokładnie. To frustrujące. Znam ten ból.

— Nikt mnie nie docenia, tylko zarzucacie mnie robotą — zaśmiała się cierpko.

— Zbuntujesz się, czy dasz mu to, do czego od początku dąży?

Mia poczuła, że czerwienieją jej ze wstydu uszy.

— Pani Doroto, ja... nie mogę dopuścić, aby ktokolwiek podejrzewał mnie o romans z szefem.

— Ale skoro się lubicie albo kochacie, czemu nie zaryzykujesz? Znam Marcina od dziecka i wiem, kiedy mu na kimś zależy.

— Widzi pani chyba coś, czego ja nie dostrzegam. Nie chcę problemów, plotek o faworyzowaniu i bezsensownych oskarżeń.

— Oczywiście, to zrozumiałe. Myślę, że chyba mu nie ufasz. Prawdopodobnie, dopiero kiedy zobaczy twoje puste biurko, zda sobie sprawę, jak wiele stracił.

Starsza koleżanka zdawała się przewidywać przyszłość, ale jak mogła znać przyszłe wydarzenia, skoro Mia nie zdecydowała jeszcze, co chce zrobić?

***

W poniedziałek Mia wpisała się w grafik spotkań, ze smutkiem wspominając godziny, które spędzali razem z Marcinem na kanapie, czytając książki w jego gabinecie. Aktualnie nie znajdowali na to ani czasu, ani chęci.

Jego bracia od początku zachowywali się nieufnie.

"Pani Michalino, proszę skończyć te gierki. Doskonale się pani bawi, ale Marcin i tak kiedyś przejmie firmę. Niezależnie od pani starań. A jeśli dowie się o tym, co panią kieruje... Ojciec podpisał z panią roczny kontrakt, więc proszę się wywiązywać z obowiązków. Nic poza tym." — Niedawne słowa Gracjana Millera wciąż huczały jej w głowie.

Marcin odłożył telefon, a ona nie wiedziała, jak zacząć i co tak naprawdę chce ujawnić.

— Dopiero początek roku, ale... Właśnie o tym chciałam porozmawiać i przy okazji, jeśli będziesz przeglądał naszą umowę, chciałabym ci coś powiedzieć. — Zaczęła się motać.

— Okej, no jasne Mia. Wiesz co, zerknę na to od razu. — Usiadł przy laptopie, przeglądając folder plików. — Michalina Witkiewicz? To ty? Czekaj... Miśkę to rozumiem...

— To po babci — wydukała, patrząc w sufit.

— Witkiewicz? Z tych Witkiewiczów od "Wyjątkowego"? Chcesz mi powiedzieć, że twoja rodzina rządzi w najbardziej kontrowersyjnym wydawnictwie w całym kraju? Że co miesiąc wysyła do nas prawnika z ofertą wykupu za bezcen?

— Niestety tak...

— A Sebastian Witkiewicz to twój... mąż? — zawahał się.

— Nie. Brat. Sebastian to mój brat, Kazimierz to ojciec. — Wytłumaczyła, przewracając oczami. — Nie mam męża ani nawet chłopaka.

Wydęła wargi i skrzyżowała ręce na piersi.

— A chciałabyś? — roześmiał się, ale przecież to pytanie retoryczne. — Szpiegujesz u konkurencji, Mia?

— Nie. Od pół roku tu pracuję i pomagam, jak umiem.

— Okłamywałaś mnie?

— Nigdy w życiu. Pan Jacek wiedział o mnie wszystko.

— Spałaś z nim?

— No co ty... — zaprzeczyła, urywając insynuacje.

— Wiesz co, nie skojarzyłem. Witkiewicz to popularne nazwisko. Nie przejmuj się tym.

— Przepraszam... Bałam się tej rozmowy.

— Niepotrzebnie. — Uspokoił ją. — Okej, po prostu niepotrzebnie ci zaufałem.

Serce waliło jej tak mocno, że momentalnie zbladła.

— Firma ojca przymierza się do przejęcia „Uroczego", ale nie mam z tym nic wspólnego. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie usłyszałam waszej rozmowy — wyszeptała, opuszczając oczy.

— Ja też nie, aż do dzisiaj, ale sama widzisz, jak to wygląda z zewnątrz. Już piętnasta, więc wracaj do domu, Mia. Chyba dobrze się spisałaś, w końcu teraz mamy znacznie większą wartość rynkową. Mogłaś nie wiedzieć, więc nie obwiniam cię o sytuację, tylko... cóż, szkoda, że dowiaduję się tak późno.

Objęła dłońmi ramiona, poczuła chłód, a ciepły sweter został przy jej biurku, w pokoju obok. Opuściła głowę i zdjęła okulary, pocierając oczy.

Marcin mówił dalej. Starał się złagodzić ostry ton, widząc, że drży jej podbródek.

— Nie przeszkadza mi ani twoje nazwisko, ani pochodzenie. Tylko postawiłaś mnie w trudnej sytuacji.

— Ciągle usiłuję sobie coś udowodnić, ale to prawda. Nie mam żadnej wartości. Ojciec zbudował imperium, a ja mogę co najwyżej tupnąć nogą i pracować gdzie indziej. Ciągle mi powtarza, że sobie nie poradzę i wrócę do domu z płaczem.

— Nie musisz, Mia. Boisz się ojca? I wstydzisz się mnie? Chcesz coś komuś udowodnić? Spędźmy razem trochę czasu sami, ale poza biurem. Co ty na to? Nikt się o tym nie dowie. Porozmawiajmy...

Styczeń oferował ferie zimowe, akurat na krótki urlop i może nawet wspólny wyjazd. Mogli przecież spędzić weekend jak przyjaciele, ciesząc się swoim towarzystwem. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że ją rozgryzł.

Mia zaczęła nerwowo przeglądać terminarz.

— Nie rozumiem. Przecież spotykasz się z Aliną — zapytała, podnosząc nos znad zapisanego po brzegi notesu.

— A twoim zdaniem, Mia, z kim mam się spotykać? Gdyby nie twoje milczenie i uniki... — westchnął i zamknął laptop. — Czemu tak się przede mną bronisz?! Gram w otwarte karty. Lubię cię. Chodzi o tę książkę? O debiut? Czekasz na kogoś innego?

— Skąd ci to przyszło do głowy? Zadajesz strasznie dużo pytań...

— Za każdym razem, kiedy usiłuję się zbliżyć, odrzucasz mnie. Nie potrafię czytać w myślach!

Znowu za bardzo podniósł głos jak na służbową rozmowę.

— Marcin, w pracy nie rozmawiamy jak równy z równym. To moja pierwsza praca i bardzo mi zależy na profesjonalnym podejściu.

— Chryste panie, Mia! Nie każę ci robić żadnych świństw. Podobasz mi się i chciałbym...

Weszła mu w słowo:

— Kupiłeś mi buty do zapierdalania, więc korzystaj do woli... szefie.

— Wierzysz w to, co mówisz? Przecież to bzdury. Buty dostałaś dla żartu. — Uniósł się lekko na fotelu, ale usiadł ponownie. — Może pogadamy jutro.

— A dasz radę beze mnie? — Jej już też udzielił się zły humor.

— Dlaczego tak cię to wkurza? Może... gdyby choć jeden rozdział w każdym romansie pisał mężczyzna, wiedziałybyście, że każdą z was można zastąpić. Na wasze miejsce czeka tłum młodszych, ciekawych życia, pięknych kobiet.

— Nawet pod męskimi pseudonimami piszą kobiety! — wysyczała.

— Chcę wrócić do tego, co działo się między nami na początku! W tę noc, o której nie rozmawiamy. Czekam na ciąg dalszy, ale moje próby nie przynoszą efektów. Powiedz mi, co się zmieniło?

Mia zarzuciła na biurko nogi i pokazała palcem.

— Buty. Najemnik to prawie jak pirat, wiesz?!

— A ja myślę, że zżera cię zazdrość, bo dobrze się bawię z dziewczynami, i z Aliną. Znajdźmy zatem kilku influencerów dla ciebie. Zabawisz się ich kosztem...

Zadzwonił telefon i „odpowiedni moment" znowu trafił szlag.

— To nie zazdrość, mylisz się! Wredny typie... — rzuciła wściekłe, zakrywając dłonią słuchawkę.

***

Czytał wieczorami fragmenty spływających do wydawnictwa propozycji. Niektóre podsyłał osobom decyzyjnym: Dorocie i Gracjanowi. Powoli zaczynali się liczyć z jego zdaniem. Stosunek Mii stał się bardzo chłodny i profesjonalny. Czego chciała ta dziewczyna? Nie wiedział. Po głowie chodziło mu milion podobnych historii, ale żadna nie pasowała do jego sytuacji.

A może sami musieli napisać scenariusz do swojej bajki?

6. SPOTKANIE PRZEZNACZENIA

początek stycznia

W styczniu nastała prawdziwa zima. Stosunki między Mią a Marcinem ochłodziły się do temperatury zera absolutnego. Nie spędzili ze sobą ani sekundy poza grafikiem.

Przedwiośnie też nie zaskoczyło jej w żaden sposób. Mia na nic nie czekała z takim utęsknieniem jak na ostatni dzień pracy.

Nie tylko wydawnictwo działało pełną parą, ale również drukarnia: nie nadążała z zamówieniami. Gracjan Miller, a nawet powściągliwy Tomasz zachowywali niezbędne minimum kultury. Mówili „dzień dobry", przepuszczali ją w drzwiach, zagadywali o pogodzie. Alina stała się u nich częstym gościem. Regularnie odwoziła Marcina rano do pracy, machając na pożegnanie. Marcin za to nabzdyczył się jak rozpieszczony dzieciak.

Aż nastał sądny dzień.

Pierwszy kwietnia.

— Witam Panie Dyrektorze — wysyczała. — Melduję się na wezwanie.

— Wiesz co, Mia? Niewdzięcznica z ciebie — rzucił z irytacją.

Nie chciała usiąść, stanęła przed jego nowym biurkiem i skrzyżowała ręce na piersi. Wydęła usta.

— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to dzięki mnie siedzisz teraz w garniturze za biurkiem szefa poważnego wydawnictwa. To ja zaprosiłam Alinę, to ja zdobyłam Edytę. Autorki ustawiają się do „Uroczego" dzięki mnie. Nie dziękuj.

— No wybacz, ale to chyba twoja praca? — prychnął. — Chyba ci sodówka uderzyła do głowy?

Wszechświat stanął właśnie na krawędzi kataklizmu.

— Wykonywałam obowiązki menadżera. Podsuwałam ci gotowe pomysły.

— Wykorzystywałaś mój wizerunek i swoje prawdziwe nazwisko!

— Tak, do prowadzenia twojej firmy! Nie dla siebie.

— Serio? Nic a nic nie uszczknęłaś?

— Wypłatę, niewiele większą niż najniższa krajowa! I nauczkę na przyszłość! Zmieniłeś się, na gorsze, albo wcześniej tego nie zauważyłam.

— Przyszłaś tu tylko po to, żeby się wyżalić?

W tym momencie, wstrzymując oddech, podał jej pismo.

"Szanowna Pani... z przykrością zawiadamiamy, iż Wydawnictwo "Urocze" nie przedłuża umowy o pracę... z poważaniem... Marcin Miller, Dyrektor Generalny".

— Wyrobiłaś sobie markę, a ja wystawię ci najlepsze możliwe referencje.

Przeczytała i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

— Wiesz co Marcin? Pieprz się! Straciłam przez ciebie tylko mnóstwo czasu. — Zrezygnowana, schyliła się, zdejmując buty, i położyła je na biurku, przesuwając ręką stos dokumentów.

— Nie mówi się tak do szefa.

— Bo co, zwolnisz mnie dyscyplinarnie?

— Nie zatrzymuję cię — wzruszył ramionami.

— Twój ojciec traktował nas jak dobrych znajomych, nie jak wyrobników. Radź sobie sam albo znajdź inną frajerkę, która będzie przynosić ci kawę.

—Teraz, kiedy nie łączą nas stosunki zawodowe, możesz podążać za głosem serca, Mia.

Starał się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy odmówiły mu posłuszeństwa.

— Ja mogę, ale ty idź do diabła — odparła twardo.

Odwróciła się na palcach, a następnie wyszła z gabinetu z uniesioną głową. Niebieskie spodnie furkotały za nią szerokimi nogawkami.

Za drzwiami wyjęła z torby krótkie kalosze i płaszcz przeciwdeszczowy. Wyszła z budynku, posyłając ciepły uśmiech portierowi. Nie przeszkadzały jej rozległe kałuże ani krople deszczu zastygłe na gałęziach. Chłonęła złote promienie, wystawiając piegowatą twarz ku górze, do słońca i przecierała zaczerwienione od łez oczy.

Wcale tak nie myślała, nie do końca. Przyzwyczaiła się już do Marcina. Polubiła błękitne iskry w chłodnym spojrzeniu i spokojny, niski głos. Mimo wszystko nie zatrzymała się ani nie odwróciła.

Czekało na nią nowe życie.

***

Marcin obserwował przez okno oddalającą się chodnikiem dziewczynę. Pozwolił jej powiedzieć zbyt wiele. Dał jej wolną rękę, a ona poprowadziła jego życie w sposób, jakiego się nie spodziewał. Może właśnie na to liczył? Dostał przecież wszystko, o czym marzył.

Stosik książek z kolorowymi okładkami i barwionymi brzegami przypominał mu o miesiącach wspólnej pracy. Nie zauważył wcześniej kartki wsuniętej za okładkę jednej z nich.

"Wszyscy zasłużyliśmy na odrobinę szczęśliwego zakończenia, nawet jeśli trwa tylko chwilę."

— Dostaniesz szczęśliwe zakończenie, choćby nie wiem co, Mia.

To zabrzmiało jak groźba.

***

Wieczorem zabrała się za pakowanie walizki. Czekała tylko na telefon od przyjaciółki w innym mieście, gdzie na pewno nikt jej nie znał.

Usłyszała dzwonek, a potem pukanie do drzwi.

Nie otwierała. Zamknęła się w łazience i usiadła na podłodze, zatykając uszy.

Dobijał się dość długo, krzycząc pod drzwiami:

— Mia, nie musisz się przed nikim ukrywać! Mia otwórz! Wpuść mnie, wszystko ci wytłumaczę! Mia! Otwieraj!!!

Nie poddawał się, ale jego głos z minuty na minutę tracił na sile.

Pięść nadal z werwą uderzała w drewniane drzwi.

— Mia... ! Wpuść mnie...! Mia!

Po godzinie zza drzwi dochodziło już tylko smętne:

— Mia... ! Mia... ! Mia... ! Proszę...

Aż zamilkł.

Gdyby jej plan nie wypalił, nie chodziło tylko o firmę. Martwiła się o Marcina, który zostanie z... pretensjami, oraz o to, co obiecała kiedyś Panu Jackowi.

Pamiętała dokładnie każde słowo: „Zanim Marcin przejmie wydawnictwo i moje stanowisko, minie trochę czasu. Zaopiekuj się nim. Wiem, że go lubisz. Macie rok, a potem zdecydujesz, czy chcesz zostać w "Uroczym" czy wrócisz do "Wyjątkowego". Powinnaś zostać, na pewno na kierowniczym stanowisku."

Szkoda, że nie otrzymała tych obietnic na piśmie... a potem szef trafił do szpitala pierwszy raz.

— Mia!!! Nie odejdę stąd! Gracjan dziś rano sprzedał "Urocze" twojemu ojcu. Otwieraj, chcę porozmawiać!

Zawiasy mogły nie wytrzymać dalszego walenia w drzwi.

Nie widziała go w wizjerze, więc wyszła za próg. Otworzyła boso. Poczuła pod stopami lodowato zimne lastryko.

— Pani Mia już dawno tutaj nie mieszka. Ani Michalina Witkiewicz.

Marcin stał oparty o ścianę, pocierając nerwowo dłonie.

— Cześć... — powiedział lekko zachrypnięty. — Wiedziałem wszystko! Nie podejrzewałem tylko, że obawiałaś się moich braci! Przecież dałem ci te buty dla żartu! Mia, nie chciałem cię wykorzystywać...

— Nie chcę cię więcej widzieć Marcin. Ani ciebie, ani nikogo. Odczep się i idź stąd.

— Proszę cię, daj mi skończyć! Zależy mi na tobie — dodał drżącym głosem, patrząc jej prosto w oczy.

Michalina podniosła z ziemi tenisówki. Ważyła je przez chwilę w dłoni. W końcu zamachnęła się i rzuciła. Pierwszą trafiła go w ramię, drugą już złapał. Poleciały za nim także balerinki, szpilki też, ale starała się nie trafić.

— Zachowujesz się jak nienormalna, Miśka! — Słyszała jego głos na półpiętrze.

— Naprawdę lubiłam pracę w „Uroczym". Dziękuję. Żegnam. Chyba wiesz dlaczego.

Wróciła do mieszkania i usiadła zrezygnowana na parapecie. Po kwadransie, a może po godzinie usłyszała szuranie, ktoś otworzył drzwi, wszedł, włożył kilka rzeczy do szuflady na buty. Nie odwróciła się, pogrążona w myślach.

— Nie potrzebujesz mnie — pogłaskał ją delikatnie po włosach. — Ale ja ciebie bardzo. Nie każ mi odchodzić. Mia...

— Szukałam ci zajęć tak długo, aż zapomniałeś, co naprawdę sobą reprezentujesz. Otrzymałeś wszystko, to, czego zazdrościłeś braciom. Kasę, firmę i wartościową kobietę.

— Mia, ale nie ciebie... — jęknął, siadając obok. — A na tobie mi zależy najbardziej.

— Ja sobie poradzę. Znajdę kogoś, kto nie będzie chciał mnie wymienić na młodszą. Sam przyznałeś, że ustawiają się kolejki takich, które cię docenią.

— Zacznijmy zatem od nowa. Przed tobą nowy, bezrobotny, Marcin Miller. A ty?

— Michalina, do usług. Złożyć ci pokłon kapeluszem z pawim piórkiem? — Roześmiała się szelmowsko. — Zaczniemy od nowa, ale inną bajkę. Okej?

KONIEC 


Autorka tłumaczy się, co miała na myśli...

I jak? Udało się Wam odgadnąć, jaką bajkę opowiedziałam?? Myślę, że część od razu wiedziała...

Czy powinnam trochę pomóc? Może razem połączymy kropki...

Marcin pochodzi z rodziny, która prowadzi intratny biznes, jednak musi walczyć o swoją pozycję, kiedy jego ojciec umiera. To odwołuje się do motywu młynarczyka z bajki, który dziedziczy... no właśnie, majątek dostają jego bracia, a on kota.

Miller, to po angielsku młynarz (Klara ;) jestem okropna, ale to odgapiłam od Ciebie).

Mia wciela się w rolę pomocnicy Marcina. Tak jak sprytny kot w bajce, pomaga swojemu panu osiągnąć sukces.

W opowiadaniu pojawia się motyw czerwonych butów, które Marcin kupuje Mii. Jest to subtelne nawiązanie do tytułowego elementu z bajki, gdzie kot nosi magiczne buty. Tutaj chyba są po prostu wygodne.

Mia stara się wykorzystać wszystkie znane sobie sposoby, aby pomóc Marcinowi, tak jak kot manipuluje rzeczywistością, aby jego pan stał się bogaty i wpływowy.

Zmieniłam bajkową perspektywę na punkt widzenia dziewczyny, aby pokazać drugą stronę relacji...

Działania Mii mają na celu pomaganie Marcinowi, ale również realizację jej własnych planów (dobrze płatnej posady). Z czasem jednak obydwoje mają coraz większe ambicje.

Marcin, jak młynarczyk z bajki, początkowo biernie przyjmuje pomoc, ufając, że Mia wie, co robi. W klasycznej wersji bajki, młynarczyk osiąga sukces, stając się księciem dzięki sprytowi kota.

Ale co dalej?

W opowiadaniu to nie koniec. Czy Marcin jest w stanie samodzielnie prowadzić firmę? Czy potrzebuje wsparcia Mii?

Ich relacja zaczyna się komplikować, bo dziewczyna – jak kot – zawsze ma swoje własne cele. W bajce "Kot w butach" po wykonaniu swojego zadania staje się wiernym towarzyszem młynarczyka-księcia. Jednak Mia, będąc bardziej złożoną postacią, zaczyna zadawać sobie pytania: Czy chce zostać nadal w cieniu? Czy w świecie Marcina jest dla niej miejsce? W przeciwieństwie do kota z bajki, który zadowala się sukcesem swojego pana, Mia jest postacią świadomą i ambitną. Chce mieć wpływ na własną przyszłość. Może się okazać, że to ona w końcu przejmie inicjatywę, a Marcin będzie musiał odnaleźć się w jej świecie.

Opowieść o „Kocie w butach" w nowej odsłonie przewrotnie zaczyna się happy endem, a zakończenie jest otwarte. Celowo narrator stara się nie wnikać w motywacje bohaterów, którzy mieli do odegrania swoje role. (Stara się być obiektywny, co mu czasem wychodzi, czasem nie).

Mia może stać się kimś więcej niż tylko narzędziem do realizacji cudzych marzeń – bohaterką z własnymi aspiracjami i wyborem, a Michał, cóż może powinien się ogarnąć.

Jeszcze raz dziękuję ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top