PRÓBA WYTRWAŁOŚCI

Opowiadanie ukazało się w 19 odcinku "Noorshallanckich opowieści".
Jolka to młoda kobieta, żona, matka, kierowniczka apteki, przytłoczona codziennymi obowiązkami. Niespodziewane wydarzenie zmusza ją do przemyślenia pewnych kwestii. Czy uda jej się znaleźć równowagę? "Próba wytrwałości" to opowieść o miłości, wytrwałości i walce o szczęście w codziennych zmaganiach. Zapraszam!

🐈‍⬛

Podczas księżycowych nocy na niebie, tuż nad dachami domów, wieżami kościołów, pomiędzy koronami drzew, można zauważyć spadające gwiazdy. Powiadają, że spełniają one życzenia, ale trzeba w to mocno wierzyć. Ktoś zaufa ślepemu losowi, kto inny zauważy swoją szansę, na pewno znajdą się i tacy, którzy machną ręką. Tylko ci, którzy mają wystarczająco dużo wytrwałości, aby konsekwentnie w nie wierzyć, mogą doczekać ich spełnienia. Ale przecież to tylko bajki.

Takiej właśnie nocy, kiedy horyzont odznaczał się jeszcze jaśniejszym odcieniem granatu, a niebo iskrzyło migoczącymi punkcikami, Jola usiadła przy biurku w sypialni. Planowała wysłać wiadomość na komunikatorze, kilka dłuższych zdań do swojej siostry. Była to jej chwila wytchnienia, sposób na wyrażanie myśli, z którymi nie do końca umiała sobie sama poradzić. Taki wentyl bezpieczeństwa.

Może dałaby radę napisać powieść, jak Edyta Krzemińska, jej pracownica, ale chyba po prostu potrzebowała przyjaciółki, żeby się wygadać.(1) Jola, choć zmęczona i zniechęcona, wciąż starała się utrzymać na powierzchni, zarządzając codziennym chaosem. Być może była z natury gorliwa i zawzięta.

„Kochana Marto, w końcu dopadłam do laptopa. Dawno was nie widziałam i strasznie tęsknię. Mam dzisiaj ochotę uciec, ale nie w Bieszczady, skoro mam Ciebie w słonecznej Kalifornii. Jest niedziela, godzina dwudziesta druga. Michał walczy z Emilką, a ja się już poddałam. Po raz kolejny tracę cierpliwość. Jestem najgorszą z okropnych matek. Straciłam nadzieję, że coś się zmieni w tym domu wariatów... Tracę grunt pod nogami. Młoda nie chce współpracować, a ja obwiniam o to Michała i siebie. Wszystko, co robię, jest bez sensu".

― Z pasztetem, czy z szynką? ― Kobieta usłyszała zrezygnowany męski głos dochodzący z kuchni. ― Zostaw kota, bo cię podrapie. Nie dokuczaj jej. ― Facet był oazą spokoju, dopóki coś go nie wytrąciło z równowagi. ― Jedz, nie marudź! ― Podniósł głos na córkę. ― Pora kolacji dawno już minęła! Nie chcę, żebyś szła spać głodna, ale to ostatni raz. Dzisiaj robię wyjątek. Proszę, nie przeciągaj struny!

Emilka korzystała z dobrego serca tatusia do woli i z dnia na dzień przesuwała granicę wybuchu. Drażniła przy tym Śnieżynkę, rzucając jej kawałki szynki na podłogę. Nawet kotka wiedziała, że tłuste plamy oznaczają awanturę.

Czarnuszek spał na kolanach Jolki, która przezornie starała się nie ruszać, żeby go nie obudzić. Pranie się jeszcze nie skończyło, więc czekała. Kocur mruczał i mlaskał przez sen, a jego pani ziewała przeraźliwie.

Znowu spędziła weekend w pracy. Niedzielne dyżury w aptece były dla niej wyczerpujące, sznureczek klientów ciągnął się w nieskończoność. Czasami ktoś z pracowników nagle zachorował, a jako kierowniczka zastępowała praktycznie wszystkich. Właściciel sieci nie miał dla nich litości, interes musiał się kręcić. Tym razem otrzymała wsparcie praktykanta, ale zwykle nie miała tyle szczęścia.

Nie była też z natury marudą, po prostu coś dziwnego ją akurat dopadło.

„Marta, dlaczego nie mogłaś zabrać tej dwójki gamoni ze sobą? Zostałabym z Czarnuszkiem i Śnieżynką sama. Trochę kocich kłaków to jeszcze nie koniec świata, byłoby jak dawniej. Wiesz, oni czasami tak na mnie patrzą, jakby mnie rozumieli. Mam na myśli koty, bo do Emi i Michała nic nie dociera. Oby układało ci się z Antkiem lepiej niż mnie z Michałem. Ciekawe czy twoje CBC* uaktywnia się również na innym kontynencie? Pytam, bo chyba mnie też coś bierze. Muszę już kończyć. Do przeczytania. Jolka" (2)

― Sześciolatka, która nie potrafi i nie chce sobie zrobić kanapki, tak długo będzie nudzić, wymyślać, aż zastanie nas wszystkich północ! ― Jolka nie wytrzymała, a czarny kocur wbił pazury w jej udo.

Zza uchylonych drzwi sypialni docierały do niej natarczywe dźwięki, śmiechy, kwiki, przerywane komendami Michała.

― Może byś przyszła, a nie ciągle gderasz! ― zasępił się.

― Skończyłam z nią godzinę temu! Czytałam jej, tuliłam, leżała w łóżku z zamkniętymi oczami. Zamiast zawrócić do sypialni, robisz jej po raz drugi kolację! Przecież ona nigdy nie pójdzie spać!

― Nie podoba mi się to zachowanie ― wysyczała Emilia tonem smerfa Mądrali.

Jolka zatkała uszy słuchawkami i puściła na cały regulator jakiś koreański szajs, z którego nie rozumiała ani słowa, natomiast doskonale sprawdzał się w roli zagłuszacza.

― Jedz misiaczku i leć do łóżka. Musisz być wyspana. Pierwsza klasa to nie przelewki. Jak tak dalej pójdzie, rano będą problemy ze wstaniem ― westchnął Michał, a następnie rozsiadł się przy biurku z laptopem, wyciągając nogi na podnóżku.

Zmęczona Jolka utyskiwała już tylko w myślach. Podrapała kota za uchem i odstawiła na podłogę. Pranie się skończyło, więc mogła robić sobie wyrzuty, przypinając klamerki. Nie chciała wracać do pustej sypialni, więc owinęła się kocem i usiadła na tarasie. Ciemna noc wlewała się ponurymi myślami do jej głowy.

Czarnuszek widząc smutek swojej pani z powrotem wskoczył na jej kolana, a Śnieżynka ułożyła obok, mrucząc uspokajająco.

Jola głaskała koty, czując, jak powoli napięcie opuszcza jej ciało.

— Przynajmniej wy mnie rozumiecie — szepnęła, a koty mrugały do niej swoimi mądrymi oczami.

— „Oj zdziwiłabyś się" — zamruczała biała koteczka. — „Fakt, że cię rozumiemy, jest niezaprzeczalny, ale ty niestety nic nie kumasz".

— Jak myślicie, co zrobić z tą altaną? — spytała, wcale nie licząc na odpowiedź. — Jeszcze jedna wichura i się zawali. Będzie demolka, deski powybijają okna, zrobią komuś krzywdę. Trzeba się za to zabrać.

— „Nie ględź już Jolanto. Zobacz, jaka piękna noc" — sapnął Czarnuszek. — „Śnieżyna, idziemy do piórnika. Jutro mamy pełne łapki roboty".

Jolka spoglądała przez jakiś czas na czarne niebo usłane gwiazdami, udało jej się na chwilę zdrzemnąć, a kiedy wróciła do sypialni, mąż już głośno chrapał. W końcu zasnęła i ona.

Michał okazał się mówić prawdę. Normalnie jak wróżka albo detektyw. Jolka nie usłyszała budzika, nocne ewolucje poskutkowały spektakularnym spóźnieniem.

— Michał, pomóż mi z młodą, bo nie zdążę do pracy. Zaspałam. — Szturchnęła faceta w ramię. — Michał! Wstawaj! Pomóż mi ją ogarnąć!

— No już dobrze, to przygotuj ubranie — powiedział, przecierając zaspane oczy.

— Gdybym miała czas przygotowywać ciuchy, zrobiłabym to sama!

Zaplątała włosy w węzełek, pewnie nikt poza nią nie zauważył, że są nieświeże. Zielone oczy w ciemnej oprawie nie wymagały makijażu, więc pociągnęła tylko rzęsy tuszem. O szóstej była gotowa, zostało jeszcze ogarnąć śniadanie i dziecko.

Młoda marudziła jak zwykle, podczas ubierania uciekała z pokoju, nie miała ochoty myć zębów, nie dała się uczesać, cyrk na kółkach. Przy każdym poleceniu, którego nie chciała wypełnić, szukała aprobaty tatusia.

— Emilia, wychodzę za pięć minut. Jeśli nie będziesz gotowa, zostawiam cię w domu!

— Aj, bo ty nie umiesz się z nią obchodzić — skwitował Michał.

— Spieszę się do pracy!

— Mogłaś wstać wcześniej!

— Ale nie wstałam. Wiesz co, zawieź ją dzisiaj sam.

— Wyjeżdżam zaraz na spotkanie i wrócę dopiero wieczorem.

— Nic mi o tym nie mówiłeś? Nie napisałeś w kalendarzu? Czemu dowiaduję się o wszystkim ostatnia?!

— Oj nie bądź taka drobiazgowa! Coś mi wyskoczyło.

— Szkoda, że zrezygnowałeś z pracy w marynarce wojennej. Może dogadywalibyśmy się lepiej, gdybyś był w domu tylko raz na miesiąc — odburknęła.

Tego dnia kawa okazała się zbędna.

— Może myślisz, że znajdzie się od razu ktoś, kto cię pocieszy, kiedy mnie nie będzie?

Jola zaniemówiła, bo nigdy przedtem Michał tak się do niej nie zwracał. To był cios poniżej pasa. Nigdy, przenigdy nie dała mu powodów do wątpliwości, ani tym bardziej do takich słów.

Wyszła pierwsza i uruchomiła samochód. Rozłożysty dąb pod domem zaczynał już powoli tracić liście. Na podjeździe, a także na trawie, leżało ich sporo, wiatr rozwiewał je we wszystkie strony. Zirytowana wiozła córkę do szkoły. Poranny ruch uliczny pozostawiał wiele do życzenia, wszędzie jak na złość tworzyły się gigantyczne korki.

— Mamo, dlaczego chcesz się rozwieść z tatusiem? — spytała w końcu Emilia.

— Nie chcę. Kto ci naopowiadał takich głupot? — odpowiedziała poddenerwowana.

— Czarny. Słyszał, jak rozmawiacie.

Jolka odstawiła córkę na jednym wdechu do szatni i wróciła biegiem do auta.

— K*rwa! Nie wytrzymam! — wrzasnęła. — Biada ci Czarnuszek, niech no cię dorwę! Skończy się szyneczka i przysmaczki, ty gruby baleronie z niewyparzoną gębą! (3)

Na parkingu podziemnym w centrum handlowym wysiadła z takim impetem, jakby gonił ją sam diabeł. Brnąc pomiędzy stłoczonymi samochodami, przeklinała kolejny poniedziałkowy poranek. Wysoki, cienki obcas pantofla utknął w kratce odpływowej i runęła jak długa. Walcząc z ciemnością, która na chwilę spowiła jej umysł, podniosła się, opierając podrapane dłonie o czerwoną błyszczącą karoserię.

— No wspaniale! Co jeszcze?! — jęknęła.

Wytarła dłonie w nawilżaną chusteczkę, ale zdarte kolana piekły jak jasna cholera. Poprawiła tweedową marynarkę, weszła do centrum handlowego, gdzie mieściła się apteka. Zrezygnowała ze schodów i ruszyła do windy. Kątem oka odnotowała poruszającego się szybkim krokiem mężczyznę. Ktoś stanął za nią. Odwróciła się, żeby zobaczyć wysokiego blondyna w granatowej koszuli i ciemnych spodniach.

— Dzień dobry! A właściwie cześć Jola. — Ocenił wstępnie jej nastrój, a na podstawie skwaszonej miny natychmiast dodał: — Mam na myśli pani kierowniczko. Jestem dzisiaj ostatni dzień praktykantem, nie zamierzam się narażać. Brat mnie dzisiaj przywiózł — powiedział jakby na swoje wytłumaczenie.

Uśmiechnęła się krzywo i wsiadając do windy, syknęła z bólu. Krew ściekała po nogach aż do kostek, brudząc jasne szpilki.

— Cześć Radek. Niezbyt dobry. — Pokazała otarcia. — Zaraz usiądę na ławce, chociaż to wytrę, a ty otworzysz aptekę. Przewróciłam się i zerwałam przy okazji wisiorek, szlag by to.

— Zaraz zobaczę czy mocno. Może wystarczy plasterek z Psim Patrolem? — Udało mu się schylić, zanim Jola zaprotestowała.

— No co ty, nie tutaj — mruknęła, ale kucał już przy jej nogach. — Jedziemy tylko dwa piętra!

— Nie nosisz rajstop? — zdążył zauważyć, kiedy szarpnęło i winda zatrzymała się ze skrzypnięciem.

Instynktownie objął zgrabne nogi Jolki.

Z głośnika dobiegł ich metaliczny głos: „Winda zatrzymana. Prosimy o zachowanie spokoju".

— Przepraszam, to był odruch — odpowiedział, prostując się powoli. — Nie cierpię zamkniętych przestrzeni.

— Świetnie, awaria — jęknęła, próbując opanować panikę. Kilka razy nacisnęła przycisk alarmowy na panelu sterowania.

— Spokojnie, zaraz coś wymyślimy — uspokajał ją Radek. — Daj torebkę. Wiem, że masz ze sobą Octenisept i chusteczki nawilżane. Zajmiemy się twoimi kolanami, a w tym czasie na pewno nas stąd wyciągną.

— Nie sądziłam, że kolorowe plasterki przydadzą się mnie, a nie Emilce — Jola wyciągnęła mini apteczkę.

— Jak możesz uważać się za złą matkę? Jak zwykle jesteś przygotowana na każdą okoliczność.

Jola syknęła kilka razy i wykrzywiła usta w grymasie, ponieważ ból nie ustępował.

Radek starannie oczyścił nieduże, płytkie rany.

— To tylko zadrapania, do wesela się zagoi — stwierdził wesoło.

W tym czasie oparła się o ścianę, próbowała uspokoić przyspieszone bicie serca. Był bardzo delikatny, a ona tłumaczyła sobie w głowie, że nie musi czuć się winna, kiedy nie robi wszystkiego sama.

— Sytuacja opanowana. Mogę jeszcze podmuchać i pocałować, będzie mniej bolało.

— Dziękuję — wyszeptała, patrząc na niego z wdzięcznością.

— Jeszcze nie wyszliśmy z windy — przypomniał Radek, ale jego ton był uspokajający. — Może to tylko chwilowe.

— Tylko tego mi brakowało — westchnęła. — Radek, masz przy sobie telefon?

— Mam, zaraz zadzwonię do serwisu. — Wyciągnął komórkę z kieszeni i zaczął wybierać numer. Po chwili rozmawiał z kimś na infolinii, ale z jego tonu wynikało, że szybko się nie wydostaną. — Mówią, że to potrwa jakieś pół godziny — powiedział w końcu, rozłączając się.

— Świetnie — mruknęła Jola, czując, jak ból w kolanach narasta. — Dzisiaj miał przyjechać właściciel sieci na remanent. Chciałam wyglądać profesjonalnie, a teraz... no cóż, widzisz, jak się to skończyło. — Wzruszyła ramionami, pokazując na swoje poranione i oklejone plastrami kolana.

— Rozumiem. — Radek uśmiechnął się lekko. — Może to nie najlepszy moment, ale zawsze podziwiałem twoją determinację i profesjonalizm.

— Jesteś u nas na praktykach już drugi raz, doskonale sobie radzisz. — Pochwaliła go. — Za rok z dyplomem w kieszeni będziesz mógł przebierać w ofertach pracy.

W lustrze odbijał się całkiem przyjemny profil mężczyzny. Właśnie uzmysłowiła sobie, że być może widzi go po raz ostatni.

— Mam doskonałą kierowniczkę. Będę za panią tęsknił. — Radek oparł się o przeciwległą ścianę windy, patrząc Jolce prosto w oczy.

Przeniosła wzrok z odbicia na oryginał i zamrugała z zaskoczeniem.

— Naprawdę?

— Tak, naprawdę.

Jola poczuła, jak jej policzki zaczynają się rumienić. Przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zanim zdążyła zareagować, światło w windzie zamrugało, zgasło, a w środku zapadła ciemność. Jola poczuła, jak serce zaczyna jej szybciej bić z nerwów. Winda szarpnęła raz i drugi, więc przełknęła głośno ślinę.

— Włączę latarkę w telefonie. — zaproponował Radek. — Nie lubię ciemności. Brat mnie straszył w nocy, że trafię do Nigdziebądź*. Mieszkaliśmy kilka lat w Londynie i panicznie bałem się podziemi. Nie chciałem nawet jeździć metrem.

— Czytaliście Gaimana? To ciekawe. Muszę ci coś wyznać. Tylko się nie śmiej. — powiedziała. — Od czasu deszczu meteorytów, prawie codziennie walczę z atakami paniki. Byłyśmy wtedy same z siostrą, tak potwornie się bałam (4). Taka jest twoja super szefowa. Strachliwa i znerwicowana.

[Nawiązanie do ostatnio przeczytanej książki Neila Gaimana "Nigdziebądź"]

— Ale teraz nie jesteś sama i nic się nam nie stanie. Obejmę cię, tylko oddychaj spokojnie.

Czuła się trochę spięta wstrzymując oddech, ale Radek nie był obcą osobą. Przyjacielem też nie, jednak nie musiała obawiać się jego dotyku. Zamiast poddać się panice, zaciskała zęby i skupiała na oddychaniu, ale efekt był mierny. Wiedziała, że wytrwałość w takich momentach była kluczem do przetrwania bez uszczerbku na psychice.

— Spędziłam wtedy całą noc z siostrą. Znalazłyśmy schronienie w piwnicy. Od tego czasu mam wrażenie, że chcę po prostu przetrwać kolejny dzień.

— Masz na myśli deszcz meteorytów osiem lat temu?

Skinęła głową na potwierdzenie.

— Moja Marta jest jedną z pierwszych ofiar wirusa CBC. Spokojnie, to nie jest zaraźliwe (5). Wtedy czułam, że jestem sama i nadal tak jest. Irracjonalny strach. Wiesz, znikąd wsparcia, wszystko na mojej głowie — zaśmiała się nerwowo. — Ludzie zakładają, że jestem silna, a to nieprawda.

Radek zamknął ją w uścisku swoich ramion i głaskał po karku.

— Ja się tobą zaopiekuję. Tak na próbę, a ty mi powiesz czy o to chodzi. Załatwiłem sprawę z kolanami jak profesjonalista...

Sam oddychał nerwowo, a skrzypiące i trzeszczące mechanizmy nie dawały za wygraną, potęgując strach.

— Winda ma wiele dodatkowych zabezpieczeń, naprawdę nic nam nie będzie — przekonywał, może nawet bardziej siebie, niż Jolkę.

Kiedy coś zgrzytnęło i huknęło, kobieta aż podskoczyła. Nie mogła już oddychać szybciej, więc z nerwów zaczęła dygotać. Po plecach przeszły jej lodowate dreszcze. Przylgnęła do niego z całej siły, obejmując go w pasie.

Winda zazgrzytała, obydwoje poczuli, że rusza, po czym zatrzymała się znowu. Drzwi uchyliły się, ukazując szyb windy i ponownie zamknęły. Jolka dygotała przerażona, nie panując nad emocjami.

— Nie wytrzymam ani chwili dłużej, ja chcę stąd wyjść. Zrób coś!

I zrobił. Pocałował ją. Szybko. Prosto w usta. Były słone i wilgotne. Ciepłe, drżące. Czekał na policzek, ale nic takiego się nie stało. Wytarł kciukiem łzy z jej twarzy, nie zwalniając uścisku drugą ręką.

— Przepraszam. — Z wahaniem odgarnął jej grzywkę i przycisnął wargi do czoła.

Choć bardzo się starał być oparciem, nie dał rady wykręcić ponownie numeru alarmowego. Latarka w telefonie oświetlała pomieszczenie, ale nie na wiele to się zdało.

Stali przytuleni, spowici mrokiem, słysząc tylko swoje oddechy. Mężczyzna niewiele myśląc, pocałował ją po raz kolejny. Delikatnie obejmował ramionami i szeptał:

— W ramach terapii stresu. Robię to bezwiednie, ale skutecznie, prawda? Zaraz nas stąd wypuszczą. Spokojnie. Nie martw się.

— Zobaczymy. Na razie nogi mi się trzęsą, do opanowania jeszcze daleka droga.

Rzeczywiście, chwilowo inne myśli zajęły jej głowę. Skupiła się na przyjemnym zapachu i gładkim materiale wyprasowanej koszuli. Jak dawno nie była tak blisko z innym mężczyzną? Zastanawia się, co się z nią dzieje, kiedy otwierała usta, by nabrać powietrza, a on zdawał się zapominać, że miał to być jednorazowy zabieg ratujący życie, a nie wzbierająca fala dawno niezaspokojonych potrzeb.

Kiedy po chwili zapaliło się światło, powietrze między nimi iskrzyło jak niezabezpieczone wiązki przewodów elektrycznych. Może ten moment, nieskomplikowany i autentyczny był właśnie im potrzebny?

Winda nagle ruszyła, przerywając ciszę. Usłyszeli dźwięk stukania.

— Zaraz państwa wypuścimy!

Z drugiej strony ktoś próbował otworzyć drzwi. Po chwili lekko się rozsunęły i w szczelinie pojawiła się twarz ochroniarza.

— Wszystko w porządku? — zapytał, pomagając im wyjść. — Mieliśmy krótką awarię zasilania.

— Dziękujemy — odparła Jola, kiedy razem z Radkiem wyszli na korytarz.

Dotarli do apteki z półgodzinnym opóźnieniem, ale nikt ich za to nie ganił, choć przed drzwiami zebrała się spora kolejka.

Dzień zaczął się paskudnie. Jolka otworzyła laptop i sprawdziła skrzynkę. Przeczytała wiadomość od siostry, a później porwał ją wir obowiązków.

"Hej! Czytając Twój list, poczułam, jakbym była z Tobą i jest mi tak samo okropnie. Wiem, że nie chciałaś zepsuć mi humoru. Pamiętasz, jak marzyłyśmy o tym, co będziemy robić, kiedy dorośniemy? No więc naprawdę nie myślałam wtedy o macierzyństwie. Ty zawsze chciałaś pomagać ludziom, a ja podróżować. Rzeczywistość okazała się szokująca. Prawda? Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjechać, wystarczy telefon, a kupuję bilet na samolot. Może kolejne wakacje spędzimy razem? Latem jest tu okropny upał, tak jak lubisz! Tęsknię za wami! Nie uwierzysz, ale strasznie mi brakuje Czarnego i Śnieżyny. Marta"

O piętnastej kończyli zmianę, a klientów z receptami przejęły Edyta z Bożeną.

Radek bezszelestnie wszedł na zaplecze, zamknął za sobą drzwi do biura i ściszył głos.

— Jola, twój wisiorek. Zaniosłem go do jubilera, wymienili zapięcie od ręki. Wystarczyło, mrugnięcie okiem, a pani Justyna zgodziłaby się na wszystko.

— Jednym słowem zbajerowałeś właścicielkę?

Faktycznie, ten uśmiech mógł skruszyć nawet serce z kamienia, ale życie nie składało się tylko z możliwości i okazji. Kwadrans w ciemności spowodował małe zawirowanie w czasoprzestrzeni, więc zaczęła się bacznie przyglądać młodemu mężczyźnie. Jolka nie zdawała sobie sprawy z tego, że wpatruje się w jego oczy.

— Jestem całkowicie poważnym facetem. Nie będę ci wmawiał, że zasługujesz na kogoś lepszego niż twój mąż. Na pewno wiesz, na czym ci najbardziej zależy w tym momencie. Zawsze możesz ze mną porozmawiać, a ja będę starał się jakoś pomóc. Widzę jak ci ciężko.

— Jak możesz to wiedzieć w wieku dwudziestu czterech lat? Że jest mi ciężko? Każdemu jest ciężko. Miałam tyle lat co ty, jak wyszłam za mąż. Szczere chęci, obietnice bez pokrycia i wiele... wiele innych nierealnych założeń.

— Znam cię już trochę i proponuję pomoc. Mogę zabrać Emilię na podwórko albo na jakieś zajęcia po szkole. Będziesz miała czas tylko dla siebie. Samozaparciem niewiele zdziałasz, jeśli zabraknie ci sił.

Jolka zamrugała jeden raz i kolejny. Nic się nie zmieniło. Radosław Daniszewski nadal stał przed nią z iskrzącymi niebieskimi tęczówkami, opierając dłonie o biodra.

— No nie wiem.

— Nie musisz mówić Michałowi, jeśli nie chcesz.

Westchnęła, spoglądając nerwowo na zegarek. Co ten chłopak sobie myślał?!

— Nie o to chodzi. Dokończymy rozmowę w aucie. Muszę odebrać córkę ze szkoły. Podwiozę cię na pociąg.

— Świetlica jest do siedemnastej, zwolnij trochę. Czy to naprawdę takie złe, że chcę ci pomóc?

Na szczęście mogła rozmawiać z nim wprost, bez ogródek.

— Tak! Dlatego, że mężatki nie przyjmują pomocy od innych mężczyzn!

— Na pewno? — przez chwilę patrzył jej w oczy, trochę zły, że nie przystała od razu na ofertę, potem spojrzał arogancko i znowu się uśmiechnął. — Nie planowałem tego, samo wyszło.

— Wiesz, że to niemożliwe. Nie uznaję romansów, ale nie jestem żadną żelazną damą. Nigdy mi nie przeszło przez myśl, że dokonałam złego wyboru. Po prostu wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale to minie i będzie jak dawniej.

Michał też kiedyś śmiał się dużo częściej. Wtedy nie miała wątpliwości, że kiedykolwiek spojrzy na usta kogoś innego. A jednak. Powoli wyciągała swoją dłoń w stronę Radka.

— Właśnie dlatego chcę ci pomóc! — Radek pochwycił ją lekko. — Przecież to nie jest aż tak skomplikowane!

Jolka stanęła na palcach zarzuciła mu na szyję ręce i przechyliła głowę, ciągle go obserwując. Serce biło jej coraz szybciej, ale chciała zachować pozory opanowania. Nieznacznie nachyliła się, zatrzymując twarz milimetry od jego ust. Radek tkwił bez ruchu, chyba nawet na chwilę nabrał powietrza i wstrzymał oddech, starając się nie wywołać kolejnego zawirowania. Tym razem zaistniała szansa na rozpętanie tornada.

— To jest bardzo skomplikowane — szepnęła i w końcu odwzajemniła uśmiech. Zamknęła oczy, wyobraziła sobie, że ich usta się łączą w miękkim pocałunku. Ciepłym, komfortowym, z lekkim drżeniem serca, z gorącym oddechem wyczuwalnym na skórze. Czuła przez koszulę walące serce młodego mężczyzny i jego pociągający zapach. Odsunęła jednak głowę.

— Dziękuję ci za to, co zrobiłeś w windzie. Strasznie się bałam i to była dobra decyzja, inaczej zeszłabym na zawał. Natomiast w kwestii naszych dalszych spotkań... Może faktycznie byłbyś dobrą nianią, ale nie będziemy próbować. Ufam, że wiesz dlaczego.

Radek roześmiał się i potarł palcami policzek.

— W tajemnicy powiem ci, że mam koszmarną klaustrofobię. Zachowałem zimną krew tylko dzięki tobie. Byłaś w gorszym stanie niż ja, a jednocześnie czułem cię blisko. To było bardzo przyjemne.

Poklepała go protekcjonalnie po piersi i odsunęła się krok do tyłu. Opuściła głowę, unikając jego spojrzenia, jakby chciała powiedzieć, że tak naprawdę miała ochotę na coś zupełnie innego. Skinął krótko na potwierdzenie.

— Jesteś mądrą kobietą, dlatego tak bardzo cię lubię. Dzisiaj pójdę na piechotę, podziękuję za podwózkę. Dbaj o siebie.

— No pewnie, ty też.

Jolka zamknęła drzwi na klucz i zabezpieczyła alarm. Zeszli po schodach unikając windy. Gdzieś z tyłu głowy głos rozsądku starał się tłumaczyć, że to niedopuszczalne, niewłaściwe, nie ma nic wspólnego z wiernością, czy uczciwością małżeńską. Serce nadal jej waliło, omal nie wyskoczyło gardłem.

Czy będąc mężatką, traciła prawo do odczuwania czegokolwiek? Ależ skąd. Czy mogła przyznać się sama przed sobą, jak bardzo mógłby zawrócić jej w głowie, gdyby tylko na to pozwoliła?

Pomachali sobie na do widzenia. Uważny obserwator dostrzegłby ich twarze, lekko rozszerzone źrenice, zbyt nerwowe uśmiechy. Widziałby, że coś się święci.

Jolka odebrała Emilkę ze szkoły i wróciła do domu. Córka była tego dnia spokojna, trochę zamyślona, jak nigdy.

— Emi, czy coś się stało? — spytała. — Nie będę cię zagadywać, jeśli jesteś zmęczona po zajęciach.

Dziewczynka wierciła się przez chwilę w foteliku.

— Gdzie jest Radek. Zawsze z nami jeździł, a dzisiaj go nie ma? Z nim też się pokłóciłaś?

— Nie kochanie. Jak już to Pan Radek. Zniknął przez przypadek, sam do domu wróci, mnie to również smuci. Był dzisiaj ostatni dzień w pracy.

— Już go więcej nie zobaczę?

— Wygląda na to, że nie. Może w przyszłości będzie miał znowu praktyki w aptece.

— Ale ja chcę teraz, będę za nim tęsknić.

— Ja też, kochanie — westchnęła Jolka, i w drodze do domu już więcej nie rozmawiały.

Po ich powrocie w mieszkaniu panowała cisza, śpiące koty nie zdążyły narozrabiać.

— Mógłby z nami zamieszkać jak Czarnuszek i Śnieżynka — kontynuowała Emilia.

— Chyba z tym akurat byłby dość duży kłopot. To dorosły mężczyzna, a nie zabawka. — Jolka wyobraziła sobie Radka w piżamie w kratkę, śpiącego na sofie z kotami. Już chciała zachichotać, ale następne zdanie ją zmroziło.

— U cioci Marty czasami nocuje wujek Tomasz.

— Okej, proszę twojego tatę, żeby przygotował pokój. A ty mi w międzyczasie opowiedz, skąd znasz Tomasza.

— Czarnuszek mi mówił — odpowiedziała z pełnym przekonaniem.

— Jestem pewna, że wujek Antoni przygotował dla niego osobny pokój. U nas też czasami nocują znajomi.

Dziewczyny rozłożyły zakupy, zrobiły podwieczorek, przeczytały rozdział szkolnej lektury, szybko minął im wieczór. Kolacja, mycie, bajki, kołysanki.

„Tysiąc buziaczków na dobranoc. Moment, w którym dziecko zasypia jest tak piękny, że aż się chce płakać. Piętnaście godzin na nogach, bez przerw na drzemki, a to dopiero początek domowych obowiązków" — pomyślała Jolka.

Michał wrócił późno, narobił hałasu, Emilia wstała z naładowaną baterią, a po chwili skakania rozbudziła się na dobre. Jolka poczuła, że godzinne usypianie dziecka o właściwej porze było całkowicie bez sensu. Po raz kolejny zacisnęła zęby z bezsilności i wyszła na taras. Lubiła odpoczywać na kanapie, cisza i spokój tam panujące dawały namiastkę relaksu po ciężkim dniu. Koty wyruszyły za nią z podniesionymi ogonami, dając wyraz dezaprobacie.

— Bałem się, że nie dotrwamy do ósmej rocznicy ślubu — powiedział Michał, siadając na sofie obok żony.

Powietrze pachniało wilgocią i jesiennym wiatrem, który zdążył już zapomnieć jakie aromaty niosło babie lato.

Możesz jeszcze nie dotrwać" — zarechotał Czarnuszek.

Właśnie, nie jest to takie znowu oczywiste. Nie mów hop" — mruknęła Śnieżynka.

Kto wie, jak wiele klocków leży na podłodze w drodze do gabinetu" — powiedział Czarny, wyjątkowo zadowolony z siebie.

Zapewne byś ich nawet nie zauważył, gdyż jesteś ślepy na cierpienie najbliższych. I głód. Dałbyś kabanosa." — Kotka prychnęła Michałowi prosto w twarz, ale nie zareagował.

Jola siedziała w ciszy, opatulona kocem. W głowie ożywały fragmenty wspomnień. A jeśli coś znowu pójdzie nie tak? Deszcz meteorytów nie był jedynym możliwym kataklizmem. Zmartwiona zaistniałą sytuacją obawiała się o bezpieczeństwo swoje i najbliższych. Czy kiedykolwiek zazna spokoju?

— Pamiętasz, jak pojechaliśmy na Mazury na naszą pierwszą rocznicę?

— To była cudowna podróż. Żaglówki, ogniska, śmiech do późnej nocy. Tęsknię za tym — odpowiedział Michał, ściskając jej dłoń. — Pamiętam Zamek w Rynie.

— Ja też. Pomijając fakt, że Emilka miała trzy miesiące, gdyby nie Marta, która się nią opiekowała, nie zjadłabym nawet kiełbasy z ogniska.

Na słowo kiełbasa" obydwa koty zastrzygły uszami i wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.

Zdecydowanie mam niedosyt kiełbasy" — miauknął kocur.

— Może powinniśmy spróbować znaleźć trochę tej magii z przeszłości? Przywrócić ją do naszego życia? — zasugerowała Jola.

— Chciałbym tego, naprawdę chciałbym — Michał spojrzał jej głęboko w oczy, widząc w nich odbicie swoich własnych pragnień. — Myślałem, że chcesz odejść, ciągle gadasz o tym Radku.

— Wspomniałam o nim dwa razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Przy czym raz wymienił mi wycieraczki, bo ty nie miałeś czasu.

Możliwe, że myślała o nim za dużo, bo widział w niej kobietę, a nie tylko szefową, albo zwariowaną mamuśkę.

Odgłosy rozmowy zwabiły Emilkę.

— Nie mogę zasnąć. Chyba jestem głodna. Tato...

Jolka zacisnęła szczękę. — Odprowadzę cię do pokoju, zostawię w bidonie wodę — powiedziała zrezygnowana.

— Ja chcę do taty! Musi mi opowiedzieć, co dzisiaj robił.

— Emilia, jutro. Proszę cię. To był długi dzień, nie przeciągaj struny.

Jolka zaśpiewał Emilce kołysankę, ale szybko zamknęła drzwi i wróciła na taras.

„Mrugaj, mrugaj gwiazdko ma, cudna jest uroda twa.

Tam do nieba gwiazdko leć, jak diamencik gwiazdko świeć

Mrugaj, mrugaj gwiazdko ma, cudna jest uroda twa."

— Wiesz Michał, kiedyś Edyta wspominała, że wszystkie jej kłopoty są spowodowane przez spadające gwiazdy i tę właśnie kołysankę z dzieciństwa. (6)

— Dziwne, że akurat teraz o tym wspominasz.

Niebo było takie samo jak poprzedniego dnia. Nic się nie zmieniło. A jednak łańcuszek był naprawiony i tym razem to nie Jolka o to zadbała. Ktoś zrobił jej przysługę, pomyślał o niej kilka sekund dłużej, niż trwa wspólna kawa. Ale czy myślałby zawsze, czy tylko chwilę? Nie wiadomo.

— Masz go znowu na sobie? Dawno go nie nosiłaś. — Michał przysunął się, wziął w dwa palce złotą zawieszkę w kształcie żółwia. — Dałem ci ją przed ślubem, bo tak strasznie tęskniłaś. Chciałaś mieć męża marynarza?

— Czy to ważne? Siedem lat temu miałam inne marzenia. Wierzyłam, że wszystko się ułoży.

— Wtedy zapytałem, czy jesteś pewna.

— Wtedy byłam.

— A teraz? Co się zmieniło?

— Wszystko i nic. Ale wciąż mam nadzieję, że sytuacja się poprawi. Czasami tylko zastanawiam się, czy nadal mamy ten sam cel.

— Nie ma uniwersalnego poradnika dla rodzin. Każdy ma jakieś problemy.

Jolka miała ochotę uciec. Od tej rozmowy, od przyszłości. Wszystkiego, co się jeszcze mogło schrzanić. A może to Michał codziennie prosił magiczne gwiazdki z nieba o to, żeby przetrwali jeszcze jeden dzień i kolejny? Objął ją, pocałował w policzek i szepnął do ucha:

— Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu. Dzisiaj byłem zajęty, ale wynagrodzę ci to.

— Wiesz co, nie trzeba. Nie chcę kwiatów ani kolacji, ani wspólnego robienia tortu. Nic już nie chcę — odpowiedziała Jolka, leżąc sztywno w objęciach męża.

— Nie złość się, przecież jestem przy tobie. Kocham cię i to się nie zmienia, tylko nie zawsze mam czas ci o tym powiedzieć.

— Powiedzieć? Czekaj, chyba mam coś z uszami. Nie słyszałam tego od dwóch lat! Ja też cię kocham. Pragnę cię. Potrzebuję, żebyś był ze mną na co dzień. A ty jesteś gdzie indziej.

— Przecież jestem cały czas w domu, obok ciebie?

— Obok Michał, ale nie ze mną! Dzisiaj nie jest dobry czas na rozważania. Nie mam siły.

Jolka powstrzymywała się przed wybuchem. W pewnym momencie uświadomiła sobie, że wszystkie jej słowa wypływały z ust automatycznie, były puste jak baloniki na urodzinach Emilki. Nie wierzyła już w to, co mówi.

Wszystko mogło się zdarzyć. Podczas ostatniej kłótni przyszła wichura i przewaliła altanę.

Koty przezornie opuściły taras, aby nie oberwać rykoszetem.

Jolka odwróciła się w stronę męża, zamknęła oczy. Miał się stać przecież najbliższą osobą na świecie, tym jedynym tylko dla niej. Tak wybrała. Przecież Michał ją kochał, starał się być najlepszym ojcem, może tylko zapomniał, żeby wciąż być mężem, a nie współlokatorem. Co, czarodziejska gwiazdko? Czy tak właśnie miało wyglądać jej życie? Przecież było całkiem dobre. Niejedna o takim właśnie marzy.

Michał obejmował Jolkę, nie zwalniał uścisku, jakby bał się, że i ją porwie wiatr. Całował policzki, po których kapały łzy, kąciki ust wyginające się w grymasie, z wahaniem czy uśmiechnąć się, czy płakać.

— Jola, naprawimy altanę, postawimy ją na nowo. Może w innym miejscu. Kwiatków nie kupowałem, bo koty zeżrą, ale prezent mam w bagażniku. Wożę go od tygodnia. Co prawda kupiłem ci odkurzacz. W zasadzie to i tak ja odkurzam, ale jutro zamówimy coś, co będziesz chciała.

Wtedy dopiero Jolka wybuchła płaczem.

— Odkurzacz? Nie opędzisz się zakupami w dyskoncie, Michał. Ani pizzą w mieście! — Zawyrokowała.

— Musisz przyznać, że nie tylko ja zaniedbywałem nasz związek. Może ja nie potrafię czytać ci w myślach, ale ty masz problemy z otwartym mówieniem o swoich potrzebach.

Każdego dnia, pomimo zmęczenia i licznych wyzwań, Jola się nie poddawała. Wiedziała, że to właśnie wytrwałość sprawia, że można stawić czoła nawet najcięższym chwilom. Prawdziwa siła tkwi w umiejętności ciągłego dążenia do celu, bez względu na przeciwności. Niestety, Radek także miał rację, bo tej siły już jej zabrakło. Może czas wesprzeć się na silnym ramieniu męża?

Siedzieli jeszcze przez chwilę na tarasie wpatrzeni w koronę starego dębu. Przyszłość właśnie nastała i czas, aby o własne szczęście zawalczyć. Życie to nie bajka. Przecież nie ma czegoś takiego jak magia, a gwiazdki nie spełniają życzeń. Chyba że ktoś codziennie prosił o wytrwałość.

To co, Czarny. Bierzemy sprawy w swoje łapy?" — Śnieżynka przewaliła się na grzbiet pod zmywarką w kuchni. Kolorowe światełka nie dawały za wygraną i ciągle migały.

Jakże by inaczej! Choć wydaje mi się, że jeszcze za wcześnie". — Zawyrokował kocur. — Nie mam jeszcze pewności. Michał nie jest taki zły. Ten cyrk z windą dzisiaj mnie przerósł. Ale kto wie".

Kto wie" — zawtórowała mu Śnieżynka.


KONIEC


Wyjaśnienia:

Gatunek: obyczajowy z elementami fantasy

Krótki opis:

Jolka to zmęczona codziennością młoda kobieta, żona, matka, kierowniczka apteki. Życie rodzinne z mężem Michałem i córką Emilką jest dla niej wyzwaniem, chociaż ma dwóch niecodziennych pomocników, koty: Czarnuszka i Śnieżynkę. Niespodziewana awaria windy, w której zostaje chwilowo uwięziona z praktykantem Radkiem, zmusza ją do przemyślenia pewnych kwestii. Czy ten młody mężczyzna może być dla niej wsparciem w trudnych chwilach? Jola zmaga się z poczuciem winy, jednocześnie odkrywając, że pragnie bliskości i zrozumienia. [Która z nas nie krzyczy czasami "Niech mnie ktoś przytuli!".] Wspomnienia, rodzinne problemy i niepewność prowadzą ją do refleksji. Czy uda jej się znaleźć równowagę między obowiązkami a własnymi potrzebami? To opowieść o miłości, wytrwałości i walce o szczęście w codziennych zmaganiach.

Wytrwałość w opowiadaniu to nieustanne potyczki Joli z trudnościami w życiu rodzinnym i zawodowym. Mimo zmęczenia, frustracji, poczucia bezsilności, młoda kobieta nie poddaje się. Szuka rozwiązania dla swoich problemów, ale nie chce przyjąć pomocy. A może czasami warto zwolnić, poszerzyć horyzonty? Zmienić perspektywę? Może ta osławiona wytrwałość wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem?

Jolka Czartoryska jest siostrą głównej bohaterki CBC — Marty, natomiast jej mąż Michał i córka Emilka wspominani są epizodycznie. 

W CBC t.1 dzięki promieniowaniu meteorytów niektóre osoby rozumieją koty, Czarnuszek i Śnieżynka wykorzystują to do swoich niecnych celów. W CBC t.2 tę umiejętność posiada tylko Emilia, ale wątek nie jest rozbudowany. 

Czas akcji — to około dwa lata po wydarzeniach z tomu drugiego CBC.

Radek Daniszewski (praktykant) i Jola Czartoryska (kierowniczka apteki) są również postaciami drugoplanowymi w „Wymyśliłam Cię".

Wisiorek z żółwikiemsymbol wytrwałości i siły.

Drzewo pod domem — symbol marzeń i wspólnej przyszłości.

Rozebrana altana, którą zniszczył wiatr — symbol straty i końca pewnego etapu.

Księżycowa noc i gwiazdka — symbol utraconej wiary i nadziei, którą Jola na nowo odnajduje.

Dwa koty, Czarnuszek i Śnieżynka — symbol równowagi i kontrastu w życiu Joli.

(1) Edyta jest postacią z książki „Wymyśliłam cię", jest autorką książek, pisuje na Wattpadzie;

(2) CBC to choroba wywoływana przez pozaziemski wirus, traktuje o niej cała seria „Chorobliwy Brak Chłopaka" 

(3) W epilogu CBC t.1 i w CBC t.2 są zawarte sugestie, że Emilia rozumie koty, z wzajemnością, wszystko to jest efektem działania kosmicznego meteorytu;

(4) Odniesienie do CBC t.1, Jola i Marta ukryły się w piwnicy i tam przeczekały silną burzę, razem z sąsiadami, później okazało się, że warunki pogodowe były związane z deszczem meteorytów;

(5) Odniesienie do CBC t.1, siostra głównej bohaterki z nieznanych przyczyn była w zasięgu promieniowania meteorytu i jako jedna z pierwszych złapała tę paskudną chorobę;

(6) nawiązanie do „Wymyśliłam cię", tę samą kołysankę wspomina Edyta, siedząc w nocy na huśtawce.

Historie z serii CBC toczą się w jednej linii czasowej, odpowiadającej mniej więcej naszej teraźniejszości. Kluczowym wydaje się fakt, że jakiś czas przed pandemią na tutejszą Ziemię spadł deszcz meteorytów. Od tego czasu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Właśnie dlatego w moich opowiadaniach znajdują się elementy fantastyczne w postaci gadających kotów, halucynacji, przedziwnych umiejętności i niewiarygodnych zbiegów okoliczności. 

Pisząc opowiadanie z perspektywy Joli, chciałam ukazać, jak złożone i pełne wyzwań może być życie młodej kobiety, która stara się pogodzić rolę żony, matki i kierowniczki apteki. Walczy o swoje szczęście i próbuje znaleźć równowagę między obowiązkami a własnymi potrzebami. To postać, która symbolizuje wytrwałość, ale też zmagania wewnętrzne związane z poczuciem winy. Liczę, że czytelnicy poczuli jej frustrację, jednocześnie dostrzegając niezłomność i determinację.

Czasami takie niespodziewane sytuacje mogą stać się impulsem do zmiany perspektywy. Z kolei obecność kotów: Czarnuszka i Śnieżynki, dodaje nieco magii i humoru do tej codziennej walki. Chciałam, aby każdy, kto przeczyta tę opowieść, mógł znaleźć w niej coś dla siebie – może inspirację, może pocieszenie, a może po prostu chwilę refleksji nad własnym życiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top