Koniec
Nie, nie byłam zła. Nie potrafiłam się na ciebie gniewać. Nawet, kiedy zostawiłeś mnie samą na dworcu... Nie czułam gniewu, lecz wszechogarniającą i przejmującą nade mną kontrolę rozpacz. Stałam tam, łzy oraz krople deszczu spływały mi po policzkach. Wiedziałam, że ludzie na mnie spoglądali, ale nie obchodziło mnie to. W tej chwili istniał jedynie ból, który rozrywał mi serce.
Z otępienia wyrwał mnie dopiero bezdomny, który podszedł i poprosił o pieniądze. Nie zastanawiając się nad tym, co robię wyjęłam z portfela banknot i mu dałam. Zadrżałam, było coraz zimniej, a miałam na sobie jedynie sukienkę. Wstrząsnął mną szloch. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co naprawdę się wydarzyło. Nie chciałam w to wierzyć.
Wydawało mi się, że byliśmy razem szczęśliwi. Pamiętam, że jeszcze tydzień wcześniej planowaliśmy, jak urządzimy pierwsze wspólne mieszkanie. Ze śmiechem wspominaliśmy początek naszej znajomości. To było niemal sześć lat temu, a czuję, jakby to wydarzyło się wczoraj.
Był spokojny dzień, na niebie ani jednej chmury i nic nie zapowiadało, że zdarzy się coś, co odmieni moje życie. Ale takie rzeczy zwykle dzieją się wtedy, gdy człowiek się najmniej spodziewa, prawda? Spacerowałam z Hamletem, moim psem, po parku. Drzewa dawały upragnione schronienie przed prażącym słońcem, strumyk przyjemnie szumiał. Odetchnęłam głęboko, ciesząc się chwilą.
Jasne włosy rozwiewał mi wiatr, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. To był naprawdę dobry, radosny dzień. Nagle Hamlet zerwał się ze smyczy, krzyknęłam za nim, ale nie chciał wrócić. Jęknęłam, ale pobiegłam za nim. Bezsensownie pomyślałam, jak to dobrze, że zdecydowałam się na krótkie spodnie, a nie sukienkę.
Biegłam, ale Hamlet był o wiele szybszy. W pewnym momencie wpadłam na kogoś. Ten ktoś to byłeś ty. Zdołałam cię przewrócić i poczułam się jak idiotka. Przeprosiłam cię pewnie z tysiąc razy z głupim uśmiechem na twarzy. Ale ty zamiast się wściekać, po prostu się roześmiałeś i poprosiłeś, bym wstała. Natychmiast to zrobiłam i sama zaczęłam się z siebie śmiać, pewnie brzmiałam jak histeryczka.
- Wybacz, zgubiłam psa. Normalnie nie wpadam tak na ludzi, ale chciałam go dogonić.
Minęło parę sekund, nim zrozumiałam jak głupio to brzmiało. Miałam ochotę walnąć się w czoło, bo zachowałam się wobec ciebie jak kretynka. I to nie jeden raz. Przygryzłam wargi, domyślając się, że na moich policzkach pojawił się rumieniec. Miałam nadzieję, że tego nie zauważyłeś.
– Pomogę ci – oznajmiłeś, a ja stanęłam jak wryta. – Nie mam w zwyczaju zostawiać na pastwę losu dam w opałach.
– Dobrze. Wydaje mi się, że pobiegł w tamtą stronę. – Wskazała dłonią konkretny kierunek.
Razem ruszyliśmy na poszukiwania Hamleta. Nawoływaliśmy tak długo, aż czuliśmy, że niedługo stracimy głos. Powstrzymywałam łzy. Nie znaliśmy się długo i domyślałam, że gdybyś je zobaczył, poczułbyś się niezręcznie i nie wiedziałbyś, co zrobić.
– Hej, znajdziemy go. Nie odpuszczę, póki nie Hamlet nie wróci z tobą do domu. – Spojrzałeś mi w oczy, chcąc dodać mi otuchy.
– Przepraszam, ale Hamlet to mój najlepszy przyjaciel i boję się o niego. Oby szybko się znalazł, bo nerwy mnie zjedzą. – Westchnęłam.
– Warto popytać ludzi, może ktoś go widział albo znalazł. A jeśli to nie zadziała, to rozwiesimy ogłoszenia wszędzie, gdzie się da o jego zaginięciu. – Rozmyślałeś na głos nad rozwiązaniem.
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Rzadko spotykałam ludzi takich jak ty, empatycznych i wrażliwych. Większość osób, gdybym spytała o Hamleta, byłaby zirytowana, a z pewnością nie zaproponowałaby pomocy, bo nie mieli na to czasu. A ty... Tak po prostu, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem, od razu powiedziałeś, że pomożesz, a teraz jeszcze starałeś się mnie pocieszyć i uspokoić.
Odetchnęłam głęboko i pokiwałam głową. Cieszyłam się, że byłeś tam ze mną. Zapewne gdybym została w takiej sytuacji sama, nie miałabym pojęcia, co należy zrobić i wpadłabym w panikę.
Szedłeś obok mnie i zatrzymywałeś każdą osobę, by zapytać o Hamleta. Prosiłeś jedynie, bym szczegółowo go opisała, pilnowałeś, bym nie straciła głowy. Na szczęście odłożyłam nerwy na bok i podeszłam do tego zadaniowo.
– Hamlet jest sporym pieskiem, jest takiego wzrostu. – Pokazywałam dłonią na wysokości swoich kolan. – Nie jest rasowy, jego sierść ma biały kolor, ale na grzbiecie i na oku ma brązowe plamki. I oczy też są charakterystyczne, jedno brązowe, a drugie takie jasne, niebieskie. Gdyby go pan zobaczył, to proszę do mnie zadzwonić. Podam panu numer telefonu.
Wtedy znienacka do moich uszu dotarło szczekanie. Nie pomyliłabym tego z niczym innym, byłam pewna, że to Hamlet. Bez zastanowienia pobiegłam w stronę, z której dochodził ten dźwięk. Słyszałam twoje wołanie i wiedziałam, że pobiegłeś za mną.
Zobaczyłam Hamleta, który opierał się dwoma łapami o drzewo, wpatrywał się w górę, na gałąź, na której znajdowała się... Wiewiórka. Na początku patrzyłam na to z lekko otwartymi oczami, potem usłyszałam twój śmiech i zaraz do ciebie dołączyłam.
– Hamlet! – zawołałam w przerwie między śmiechem.
Psiak odwrócił do mnie mordkę, ale zaraz wrócił do szczekania na denerwujące go zwierzę. W gruncie rzeczy mogłam się tego spodziewać, Hamlet nie znosił wiewiórek, a gdy jakąś zobaczył, zachowywał się, jakby coś go opętało.
Podeszłam do Hamleta i przypięłam smycz do jego obroży. Odwróciłam się do ciebie i uśmiechnęłam się lekko.
– Dziękuję. Nie musiałeś, a jednak pomogłeś.
– Właściwie nic takiego nie zrobiłem, sama go znalazłaś. – Roześmiałeś się.
– Tak, ale nie poradziłabym sobie bez wsparcia mentalnego.
Spacerowaliśmy potem razem z Hamletem. Okazało się, że mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów i nie mogłam uwierzyć, jak dobrze nam się rozmawiało. Rozmowa z tobą przychodziła mi tak łatwo jak oddychanie.
Mogłam porozmawiać z tobą o wszystkim. Gdy dowiedziałam się, że studiujesz kulturoznawstwo, byłam pod wrażeniem. Dosłownie miałam wrażenie, że znasz się na wszystkim, a kiedy zaczęłeś mówić o krajach skandynawskich, mój entuzjazm jeszcze wzrósł.
Poza tym że odpowiadałeś na moje pytania, byłeś również zainteresowany, czym ja się zajmuję. Dopytywałeś o kierunek studiów, zainteresowania oraz o imię Hamleta, co mnie rozbawiło. Gdy opowiadałam ci o filmie i malarstwie, które były moimi pasjami, widziałam twoje zainteresowanie. Dawno nikt nie zasypał mnie taką ilością pytań. Musiałam przyznać, że to było niezaprzeczalne urocze z twojej strony.
Chyba oboje byliśmy pewni, że z tej mąki może być chleb, bo przed końcem spaceru wymieniliśmy się numerami. Pamiętam, jak zaskoczyłeś mnie tą propozycją. Nie wiem, ten dzień był dostatecznie szalony i miałam wrażenie, że taka dawka radości i cukru to za wiele.
Kiedy się rozstaliśmy, zdążył już zapaść zmrok. Zapaliły się latarnie, a Hamlet dyszał, najwyraźniej zmęczony. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, że wymęczyłam go tak długim spacerem. Gdy ostatni raz odwróciłam się w twoją stronę i pomachałeś mi na pożegnanie, wszystkie wyrzuty odeszły. Liczyłam, że Hamlet to zrozumie i nie będzie miał mi za złe.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania i zdjęłam buty oraz płaszcz, nie mogłam sobie odmówić tańca radości. Tańczyłam, skakałam po swoim łóżku. Zachowywałam się jak dziecko, któremu obiecano worek zabawek oraz słodyczy. Teraz przypominając to sobie, nie wierzę, że byłam taka radosna z początku znajomości, która miała strzaskać mi serce.
Nie minął tydzień, nim zadzwoniłeś. Zaproponowałeś wypad do kina i podkreśliłeś, że to zaproszenie na randkę. Zamurowało mnie, ale zaraz po tym, jak skończyliśmy rozmawiać, rzuciłam się do szafy, by znaleźć coś odpowiedniego. Jęknęłam, ponieważ zdołałam odrzucić chyba dwadzieścia ubrań. To za eleganckie, to zbyt na luzie, to zbyt zobowiązujące... Zachowywałam się jak zakochana nastolatka i to uczucie było cudowne.
Poprosiłam o pomoc moje współlokatorki, a zarazem najlepsze przyjaciółki, z których jedna zawodowo zajmowała się stylizacją. Musiałam przyznać, że to nie było łatwe, ale ostatecznie pozwoliłam im wybrać to, co uważały za stosowne. Tak jak mi powiedziały, ubrałam delikatną suknię w kwiaty, o długości przed kolana, wykończoną koronką. Upięłam włosy w niesfornego koka, z którego wypadało kilka kosmyków i podkreśliłam makijażem oczy.
Denerwowałam się, ale czułam również radość na myśl, że miło spędzę czas. To była moja pierwsza randka od kilku miesięcy i jakoś dziwnie się z tym czułam. Ten cały stres okazał się niepotrzebny i przy tobie prędko się uspokoiłam. Film był ciekawy, choć podobały nam się w nim zupełnie inne wątki. Dyskusja, którą zaczęliśmy prowadzić po seansie, była naprawdę żarliwa. Żadne z nas nie próbowało przekonać drugiego do swej racji, tylko zwyczajnie kierowało się szczerością. Nawet kiedy powiedziałam, coś, co zdało mi się banalne, roześmiałeś się i akurat w tym przyznałeś mi rację.
Ale... Oboje czuliśmy niedosyt. Zamiast wyjść z galerii i zakończyć randkę, udaliśmy się jeszcze do restauracji. Podobało mi się, gdy zaproponowałeś włoski, niezbyt drogi, ale przytulny lokal, gdzie serwowali przepyszne makarony. Nie mogłam uwierzyć, jak wiele nas łączyło. Choć byłam ciut oszołomiona, bo przecież nasza relacja nie trwała zbyt długo, a chyba oboje mieliśmy wrażenie, że znaliśmy się dużo dłużej.
Zaczęłam opowiadać o malarstwie i rysunkach, o tym, nad czym ostatnio pracuję, jakimi technikami je wykonuję, jakie barwy na nich królują... Gdy nagle przerwałam i uśmiechnęłam się, niezręcznie zapytałeś mnie, co się stało.
– Nic, tylko mam wrażenie, że za dużo o tym mówię. – Potrząsnęłam przepraszająco głową.
– Ależ skąd! Słuchanie cię to czysta przyjemność. Wiesz, cieszę się, że cię poznałem. Ta pasja, która żyje w tobie, jest niesamowita. I muszę przyznać, choć nie wiem, czy nie poczujesz się zakłopotana, że masz przepiękny głos.
Nie udało mi się powstrzymać rumieńców, które pojawiły się na moich policzkach, a ty stwierdziłeś, że to kolejna urocza rzecz we mnie. Nie wiem, ile razy tego wieczoru sądziłam, że rozpłynę sie od słodyczy. Bardzo podobało mi się też to, jak się ze sobą droczyliśmy, co prędko stało się naszą tradycją.
***
I teraz po tylu latach zostałam sama na dworcu, w całkowitej rozsypce. Moje życie bez ciebie straciło wszelkie kolory i, mimo że wiedziałam, że po pewnym czasie będzie boleć mniej, to teraz bolało cholernie. Nie umiałam wyobrazić sobie powrotu do pustego mieszkania.
Ale i tak najgorszy był sposób, w jaki odszedłeś. Oznajmiłeś to tak, jakbym ci się znudziła, jakbym była tylko zabawką bez uczuć, którą w każdej chwili można wyrzucić. Nie wierzyłam, że tak bardzo mogłam się co do ciebie mylić, chciałam wierzyć, że po prostu przez te lata się zmieniłeś. Musiałam w to wierzyć, bo inaczej sama przed sobą musiałabym przyznać, że zmarnowałam tyle lat na kogoś, kto zupełnie nie był tego warty.
Zadrżałam, gdy zerwał się wiatr. Jak zwykle zapomniałam wziąć ze sobą czapki i rękawiczek, miałam za swoje. Nadal w mojej głowie pojawiały się wspomnienia, gdy się na mnie za to złościłeś. Nawet nie wiem, w którym momencie tama puściła i z moich oczu popłynęły łzy.
Miałam świadomość, że ludzie na mnie patrzyli. Chyba po raz pierwszy tak naprawdę mnie to nie obchodziło. Mogli patrzeć do woli. Choć po głębszym zastanowieniu się to przykre. Ludzie widzą smutek innych, ale rzadko zdarza się, by kogoś takiego zapytali, czy mogliby w czymś pomóc. Nie mam pojęcia, co bym wtedy odpowiedziała i może jednak lepiej, że nikt o nic nie pytał, sama nie mam pewności.
Kolejny pociąg odjechał z peronu, a ja nadal stałam tam i czekałam na... Nie wiem na co. Najprawdopodobniej liczyłam, że jeśli pozostanę w miejscu, bez ruchu, w końcu zniknę niczym mgła. Tego właśnie chciałam. Albo tego, byś wrócił, by to się nigdy nie zdarzyło, choć nienawidziłam się za te myśli. Tego, co zrobiłeś, nie umiałabym wybaczyć. Mimo całej miłości, którą cię darzyłam przez te lata... W jeden dzień zdołałeś skreślić wszystko, co mieliśmy.
Kiedy wstałam, na dworze zaczęło się ściemniać. Skrzywiłam się. Nie lubiłam wracać po zmroku, za każdym razem okropnie bałam się, że ktoś mnie zaczepi. Spacer do mieszkania okropnie mi się dłużył, a myślałam już jedynie o tym, by zasnąć i obudzić się za kilka dni. Dziś nie miałam siły na nic. Nawet myślenie przychodziło mi z trudem.
Nie miałam jeszcze pojęcia co zrobić, ani tym bardziej jak ułożyć sobie życie bez ciebie. Przecież przez tyle lat byłeś obok. O tym przypominało mi wszystko w naszym domu. Wspólne zdjęcia w ozdobnych ramkach, biżuteria od ciebie, która leżała na biurku, twoje kosmetyki na półce w łazience. Wszędzie, gdzie się nie obejrzałam, atakowały mnie wspomnienia, co przyprawiało mnie o migrenę.
To wszystko zdawało się bez sensu. Twoje odejście było bez sensu. Nawet nie odpowiedziałeś mi na pytanie dlaczego. Szukałam w umyśle czegoś, co mogłam zrobić nie tak, ale najgorsze, że nie mogłam niczego takiego znaleźć, a byłam przekonana, że wina leżała po mojej stronie. Dopiero po kilku dniach dotarło do mnie, że się mylę i to nieprawda.
Zawsze pokazywałam ci, jak bardzo byłeś dla mnie ważny, dbałam o tę miłość, by niczego nam nie brakowało. Wszystkie moje wysiłki zaprzepaściłeś w trzy sekundy, dwoma słowami: To koniec.
W domu twoje odejście uderzyło mnie jeszcze bardziej. Osunęłam się po ścianie z głośnym szlochem. Przez łzy zdjęłam długie, niewygodne buty. Gdy odrobinę się uspokoiłam, oczy wyschły mi na wiór i nie miałam już siły płakać. Poszłam do sypialni, od razu padłam na łóżko i zasnęłam.
Mijały dni, które później przemieniały się w miesiące, aż w końcu minął rok. Dopiero po takim czasie udało mi się wpuścić do serca kogoś innego, choć nie było to łatwe.
Pewnego dnia pięć lat po naszym rozstaniu widziałam kogoś łudząco podobnego do ciebie. Uświadomiłam sobie, że to byłeś ty, gdy spojrzałeś w moją stronę i uśmiechnąłeś się lekko. Szedłeś z piękną szatynką pod rękę, a przed wami mały, może trzyletni, chłopczyk udawał samolot.
Odwzajemniłam uśmiech, ciesząc się, że ten widok nie wywarł na mnie żadnego wrażenie. Nie było już wtedy nas. Byłeś ty i ja. Oboje mogliśmy zrobić z życiem, co tylko chcieliśmy. I mimo że kiedyś nasze rozstanie bolało, to teraz rozumiałam, że byliśmy dla siebie jedynie chwilowym przystankiem, niczym więcej.
Nigdy nie zapomnę tego, co kiedyś mieliśmy. Teraz to tak nie boli, bo uznałam, że warto pamiętać tylko to co dobre. A przecież takich momentów było wiele, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top