Niespodzianka
Obudziłem się rano zadając sobie pytanie, gdzie ja do cholery jestem. Powoli zacząłem sobie przypominać. Wrocław. Mieszkanie wynajęte na okres szkoły. Kanapa w salonie. Powoli spełzłem z łóżka i chwiejnie, trzymając się ręką ściany, poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem jak trup. Blada skóra, głębokie cienie pod oczami, i maleńkie źrenice. Moje długie do ramion włosy oczywiście były rozczochrane, jak co rano. Skrzywiłem się i związałem je czarną bandaną Szybko się ogarnąłem i ubrałem. Jak zwykle na czarno. Spojrzałem na telefon. Fuck... Było dopiero wpół do siódmej. Czemu wstałem o tak nieludzkiej godzinie? Westchnąłem ciężko i poszedłem zrobić sobie coś do jedzenia. W trakcie śniadania przypomniałem sobie o czymś. Skończyłem jeść i wróciłem do salonu. Zebrałem z szafki moje naszyjniki i założyłem na szyję. Następnie z szuflady wyjąłem kilka bransoletek. Założyłem je, aby ukryć przed światem blizny na nadgarstkach. Blizny te zawdzięczałem swoim rodzicom. Przez całe dotychczasowe życie słyszałem jedynie jak jestem głupi i nic niewarty. Nie wytrzymywałem już tego. Ale nic nie mogłem zrobić. Jedyną ulgę przynosił mi mój ulubiony nóż sprężynowy. Nigdy się z nim nie rozstaję. Choć teraz nie używam go w taki sposób jak wcześniej. Gdy pewnego dnia otrzymałem wiadomość, że zdobyłem miejsce we Wrocławskim prywatnym liceum, a także wysokie stypendium, natychmiast wyprowadziłem się z domu. Moja siostra zrobiła to samo już kilka lat temu i też mieszka we Wrocławiu, w jednym z akademików uniwersyteckich. Zmiana miejsca zamieszkania szokująco dobrze wpłynęła na mój stan psychiczny. W ciągu zaledwie kilku tygodni niemal całkowicie opuściła mnie depresja i teraz jestem niemal całkowicie normalnym nastolatkiem. Udało mi się nawet znaleźć swoją pierwszą dziewczynę. Zerwała ze mną po miesiącu, ale jednak... Tylko raz matka próbowała mnie nakłonić do powrotu. Ojcu nawet nie chciało się pofatygować. Uważał mnie za zbyt wielkiego śmiecia. Ja jedynie pokazałem jej moje blizny, cisnąłem jej w twarz wszystko, co tłumiłem w sobie przez kilkanaście lat i zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem. Z zimną, niewzruszoną twarzą patrzyłem przez judasza, jak moja matka zapłakana schodzi po schodach. Nie przyjechała już po raz drugi.
Nagle przypomniał mi się mój sen. A właściwie jedynie jego zarysy. Dokładnie pamiętałem jedynie postać niskiej, szczupłej dziewczyny o długich, ciemnych włosach i zielonych oczach. Spojrzałem znów na zegar. Dopiero siódma. Szlagbyto.exe do kwadratu. Postanowiłem powłóczyć się po mieście, zanim pójdę na lekcje. Narzuciłem na ramiona czarną, skórzaną kurtkę, chwyciłem plecak, telefon, no i oczywiście mój nóż i wyszedłem z domu. Kompletnie zignorowałem tamten sen. Duży błąd.
Wolno chodziłem sobie ulicami, gdy nagle zobaczyłem grupkę nastolatków. Wyraźnie świetnie się bawili. Głośno się śmiali. Podszedłem do nich. Stali wokół jakiejś dziewczyny, wyraźnie się z niej wyśmiewając.
- Te, co wam tak wesoło? - Wrzasnąłem. Kilka osób się odwróciło. Znałem ich wszystkich. Byli to w większości ludzie z mojej klasy. Pierwszy odezwał się mój kumpel Max.
- Ty widziałeś ją, jak ona wygląda? - udało mu się wykrztusić między spazmami śmiechu. Spojrzałem na dziewczynę. Miała na sobie powyciągany, bynajmniej nie firmowy dres, włosy miała spięte w byle jaki kucyk, a na twarzy nie miała nawet grama makijażu.
- Wygląda jak menel - rechotał dalej Max
- A w mordę byś nie chciał? - warknąłem na niego. Odepchnąłem go z drogi i stanąłem obok dziewczyny w dresie. Wtedy po raz pierwszy zadałem sobie pytanie, dlaczego ja to właściwie robię? Wtedy jednak nie było to ważne
- Odwalcie się od niej, co? - zaproponowałem
- Co, zakochałaś się w tej śmieciarze? - prychnęła złośliwie jedna z dziewczyn. Nie wiedzieć czemu poczułem nagłą wściekłość
- Stul pysk, tapeciaro - syknąłem - na pewno prędzej zakochałbym się w niej niż w takiej jak ty, królewnie spod latarni! - Z dziką satysfakcją patrzyłem na efekt. Dziewczyna spojrzała na mnie jednocześnie obrażona i wściekła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Za nią podreptały pozostałe dziewczyny. Chłopcy jeszcze chwilę stali, ale również zaczęli powoli się rozchodzić. Podszedłem do dziewczyny. Zauważyłem łzy w jej oczach. Nie wiem czemu, ale objąłem ją, klnąc na siebie w duchu, bo nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Mocno się we mnie wtuliła i chwyciła w dłonie moją bluzę. Skrzyżowałem zaciśnięte pięści na jej plecach. Poczułem jak drży. Fakt, tego ranka nie było zbyt ciepło, a jej dres był raczej cienki. Zdjąłem z ramion ciężką, ciepłą skórę i narzuciłem jej na ramiona. W głowie wrzeszczałem na siebie i wyzywałem się od skończonych idiotów. Obiecałem sobie przecież nie bawić się w takie rzeczy... Odpuścić sobie dziewczyny...
- Dziękuję - usłyszałem nagle jej głos. Był taki... Słodki, łagodny i kojący...
- Ej! W poetę się nie baw! - Skarciłem siebie w duchu. Co się ze mną dzieje?
- Nie ma za co - Usłyszałem swój głos, suchy i lekko schrypnięty.
- Jest - powiedziała z naciskiem i wesołym uśmiechem - Już mi ciepłej - zrobiła ruch jakby chciała zdjąć kurtkę i mi oddać.
- Zatrzymaj ją. Tobie bardziej się przyda - powiedziałem szybko. Ślicznie się uśmiechnęła.
- Muszę lecieć - powiedziała - muszę się jeszcze ogarnąć do szkoły... Paa, mój bohaterze - wciąż z uśmiechem zbliżyła się do mnie. Była niższa ode mnie i bardzo drobna. Jej niesamowite, zielone oczy spotkały się z nieprzeniknionym mrokiem moich tęczówek. Po raz drugi mnie przytuliła. Na pożegnanie przesłała mi dłonią pocałunek i pobiegła między bloki. Biegła szybko i z wdziękiem. Odwróciłem się i miotając na siebie klątwy i wyzwiska. Czemu ja to wszystko robię!? Co ja sobie właściwie wyobrażam!? Przecież to nie kolejna łzawa, romantyczna historyjka. Ona nie może się we mnie zakochać. Nie ma szans. Zresztą ja nawet nic o niej nie wiem! Jak się nazywa, gdzie mieszka, gdzie się uczy... Nie wiem nic...
Ruszyłem powoli do szkoły, wciąż wściekły na siebie. Byłem tam przed wszystkimi. Powoli zaczęli się schodzić. Niektóre dziewczyny wciąż obrażone na mnie, za to jak potraktowałem ich psiapsiółkę. Miałem je gdzieś. Nagle podeszła do nas ona. Najpiękniejsza dziewczyna jaką widziałem. Kształtna, o długich, brązowych włosach, niska i drobna. Miała na sobie piękną, sięgającą może do pół uda, zwiewną sukienkę z dużym dekoltem, który to i owo pokazywał. Włosy miała ślicznie ułożone w kunsztowne loki. Miała dyskretny makijaż, który perfekcyjnie podkreślał jej urok. W zasadzie olałem to, bo nie było szans, żeby taka laska zwróciła na mnie uwagę...
Oczywiście reszta chłopaków od razu okazała zainteresowanie. Zaczęli się popisywać jak zwykle. Co ciekawe, dziewczyna nie wykazała najmniejszego zainteresowania. Spojrzała tylko z politowaniem i odwróciła się... W moją stronę. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko, z radosnym zdumieniem. Otworzyłem szeroko oczy, gdy podeszła do mnie wyciągając ręce i przytuliła się do mnie. Zobaczyłem pełne niedowierzania i zazdrości spojrzenia chłopaków, zarówno z mojej klasy, jak i z innych. Nagle poczułem miękki dotyk na policzku. To ta dziewczyna dała mi buziaka. Nie mogłem uwierzyć.
- Hej, mój bohaterze - wyszeptała mi w ucho ze ślicznym uśmiechem. Przyjrzałem się jej uważnie. Wydawało mi się że gdzieś już ją widziałem. Nie mogłem tylko dojść gdzie.
- A właśnie! - wykrzyknęła nagle - prawie zapomniałam - wzięła z ławki coś czarnego. Moja kurtka.
- To ty!? - zdumiałem się - Jak? Skąd? - mnóstwo pytań cisnęło mi się na usta. Zapomniałem już nawet o tym, że obiecałem sobie dać spokój.
- Wiesz... Ja też się Ciebie tu nie spodziewałam - powiedziała lekko się rumieniąc. Wyglądała uroczo. - A tak przy okazji... Na imię mam Victoria - puściła do mnie oczko.
Nagle zauważyła dziewczynę, która tak się z niej naśmiewała. Teraz, z ostrym makijażem i wyzywająco ubrana wyglądała po prostu żałośnie przy ślicznej Victorii. Ta ostatnia tylko spojrzała na nią z obrzydzeniem i politowaniem. Ostentacyjnie chwyciła mnie za rękę i przytuliła się do mojego ramienia. Ja w dalszym ciągu nie byłem w stanie dojść do ładu.
- Wow... - wyszeptałem jej w końcu do ucha - niezła przemiana... -
- Brawo... Niezła gadka - warknąłem na siebie w myśli.
- Myślisz że normalnie ubrałabym ten obrzydliwy dres? - zaśmiała się głośno
- Po prostu wyszłam sobie pobiegać -
- Ahaa - roześmiałem się - wszystko jasne -
Wtedy zadzwonił dzwonek. Usiadłem jak zwykle z tyłu sali. Wychowawczyni najpierw przedstawiła nam Victorię. Później poprosiła, by nowa uczennica wybrała sobie miejsce. Zdążyłem już się domyślić, które miejsce wybierze. Zgadłem, usiadła koło mnie. Nie żeby mi to przeszkadzało.
Siedziało się z nią bardzo miło. Była mądra i wesoła. Wszystkie przerwy przegadałem tylko z nią. Mieliśmy mnóstwo wspólnych zainteresowań i tematów do rozmowy. W pewnym momencie podszedł do nas Max. Nie poznał w Victorii dziewczyny, z której się naśmiewał kilka godzin wcześniej.
- Ej, Dave, wpadniesz dzisiaj do mnie? Ogarnąłem nowy dodatek do... - Victoria nie dała mu dokończyć.
- Niestety Dave dzisiaj nie może. Po lekcjach zabiera mnie na kawę - spojrzała z wyższością na mojego kumpla. Lekko mnie zamurowało. Czy to było zaproszenie na randkę?
- Yyyyy... Tak... Tak właśnie - odpowiedziałem nadal otumaniony. - Czyli się zgadzasz? - dodałem wchodząc w tą rolę.
- Oczywiście - Viki teatralnie rzuca mi się na szyję. Rzeczywiście po południu wyszliśmy razem do kawiarni. Jeszcze raz bardzo mi podziękowała za to, jak jej broniłem rano. Wyznała mi też, że śnił się jej taki chłopak, ubrany na czarno i z długimi do ramion włosami. Wtedy przypomniałem sobie swój sen. Rzeczywiście, dziewczyna która mi się przyśniła wyglądała niemal identycznie jak Victoria. Ona powiedziała mi też, że bardzo jej się podobam. Zrewanżowałem się jej tym samym. Długo jeszcze rozmawialiśmy, po czym odprowadziłem ją do domu. Na pożegnanie przytuliliśmy się, a ona nadstawiła policzek. Musnąłem go lekko wargami.
Przez kilka dni codziennie się spotykaliśmy, aż w końcu zebrałem się na odwagę i zapytałem ją o chodzenie. Zgodziła się z radością.
Coś czuję że tym razem potrwa to dłużej niż miesiąc. Dużo, dużo dłużej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top