Zabić czy nie?

+18

Nie rozumiem nienormalnych ludzi homo.

Otóż to. Oburzaj się dalej, ale każdy świadomy katolik nie zakrywa się za podążaniem za czasem i otwarciem na inne kultury. Kobieta i mężczyzna, a nie mężczyzna z drugim mężczyzną. To jest normalne. To jest norma. To jest miłość, a nie jakieś dupczenie bez zobowiązań kolegów z drużyny.

Kiedyś mężczyźni byli silni, odpowiedzialni i waleczni. Teraz chodzą w tych ciasnych spodniach, ściskających ich jądra, co powoduje niedokrwienie i zmianę orientacji. Zamiast pieprzyć laski, rżnął fagasów, a zamiast opiekować się domem, pozwalają, by inni zajęli się nimi, piszczą niczym baby, widząc pająka i słysząc o wyprzedażach w obuwniczym.

Gdzie podziali się pewni siebie, niezniewieściali faceci, którzy otulają kobiety ramionami i wynoszą je na ołtarze?

Jeden z takich nienormalnych mieszka drzwi obok. Niski, ulizany z kolczykiem w uchu i oczywiście ciasnych spodniach. Sprowadza swoich przyjaciół, a później słyszę te ich chore orgie zza ściany. Jako porządny obywatel chroniący mieszkańców osiedla nie raz dzwoniłem na policję, ale oni boją się cokolwiek zrobić, ponieważ tamci od razu rzucają obelgami i wygrażają się sądem za homofobię.

Ja im, kurwa, dam homofobię!

Siedzę na obrotowym krześle przed prostym, metalowym biurkiem, wpatruję się w ekran laptopa, stary rzęch sprzed dobrych dziesięciu lat, i próbuję skupić się na liczbach w rubrykach. Drzwi mojej kawalerki drżą od basów imprezy sąsiada, niemal czuję wibrację ścian i widzę przydymione światło podczas ich kolejnej orgii. Palcem sunę po numerkach na kalkulatorze, kiedy to mucha siada mi na nadgarstku.

Poe. Tak go nazywam. Jest mały i ciemny. Jemu też nie podoba się za głośna muzyka. Kręci głową i słyszę, jak brzęczy o zidiociałym świecie. Przytakuję mu i pytam, czy także jest samotny.

Kiwa głową.

– Ja też. Świat mnie nie lubi. A z tobą, co jest nie tak?

– Jestem nienormalny.

Na klatce coś gruchnęło, śmiech rozniósł się po korytarzach, a po nim wrzaski i tupot nóg. Skrzywiłem się na myśl o pijanej młodzieży na zewnątrz.

– I jak tu pracować?

Peo wzrusza skrzydełkami i wznosi się w powietrze. Teraz siada na monitorze.

– Czemu ostatnio nic nie piszesz?

– Może powinienem – zgadzam się z nim i odsuwam kalkulator. Z małej lodówki pod blatem biurka wyjmuję piwo. Przyjemny odgłos otwieranej butelki, nieco mnie uspokaja. Włączam stare teksty i zagłębiam się w nie po same uszy, ale jakoś nic nie przychodzi mi do głowy, aby ruszyć z akcją. Wpisuję kilka słów, ale zaraz je kasuję. Wzdycham, a Poe brzęczy, ale pogłośniona muzyka, tłumi jego wypowiedź.

– Ściszcie to, do kurwy nędzy!

Muzyka dalej dudni, ale Poe przysiada na moim ramieniu i brzęczy:

– Co napiszesz o młodzieży na klatce?

– O tych zdeprawowanych, zepsutych i nieustannie zjaranych bachorach dwudziestego pierwszego wieku?

– Właśnie. Co?

Poe jest mądrą muchą. Może nie starą, w końcu nie może mieć więcej niż kilka tygodni, ale wie, co powiedzieć, aby mnie natchnąć.

Włączam nowy dokument. Bez przystanku zalewam pierwszą stronę słowami nasyconymi złością i rozczarowaniem. Pochłonięty pasją, zapominam o piwie i orgii zza ściany.

Młodzież w tych czasach nie jest pracowitymi pszczołami zbierającymi nektar, który później zostaje przemieniony w miód, a muchami żerującymi na gównie, które przelewa się przez ich wnętrzności i wypełnia ich istnienia. Co gorsze przenoszą zarazę na nas. Mordercy.

Czuję się winny porównania, ale wiem, że Poe zrozumie. W końcu to mądra mucha.

– Poe, co o tym myślisz?

– Mocne, ale trafne.

Podnoszę wzrok. Na krawędzi monitora mam kolejną muchę.

– O! Witam Phil! A ty, jakie masz zdanie na temat mojego tekstu?

Phil nie zdąża wybrzęczeć odpowiedzi, ponieważ w moje drzwi ktoś załomotał.

– Kogo licho niesie?!

Poe odlatuje do przyjaciela, a ja wstaję i podchodzę do drzwi. Dziwi mnie widok sąsiada. Ma na sobie siatkowaną koszulkę i nie ma spodni. Całe szczęście ma bokserki w kolorowe serduszka.

– Czego?

– Ma, pan, może pieprz?

– Pieprz? Po co ci pieprz?! Twoi koledzy tyle razy cię pieprzyli tego wieczora, że już chyba ci starczy, chłopczyku.

Trzasnąłem drzwiami przed jego nosem i dumny z siebie wracam do biurka. Już mam usiąść i zapytać Phila o jego zdanie, kiedy to siedzący na nim Poe wyprowadza mnie z równowagi.

– Co tu się odpierdala? Dwóch pedałów w moim mieszkaniu?! – Zabić! Bez zastanowienia podejmuję decyzję. Łapię za stojącą na blacie butelkę i rzucam nią w nich.

Wraz z trzaskiem butelki o laptop po moim ciele rozszedł się ból uwolnionej elektryczności. W drgawkach obserwuje, jak Poe przysiada na fotelu. Patrzy na mnie i mówi:

– Szkoda mi takich ludzi. Bez miłości, zadławieni gównianą nienawiścią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top