Wehikuł Czasu

Oneshot napisany na rzecz konkursu - Obrazek Tygodnia(obrazek z którego należało czerpać inspirację zamieszczony jest powyżej). Strasznie ciężko było mi zmieścić cały pomysł jedynie w 1000 słowach, ale dałam radę. Miłego czytania xxx


Przy pierwszej próbie naprawy przeszłości myślałem, że wypluje swoje wnętrzności, że zedrę gardło od krzyku, że uduszę się od własnego płaczu, że nie może być gorzej.

W końcu już wiedziałem, jak umarłaś. Stałem kilka kroków od miejsca wypadku. Sparaliżowany i roztrzęsiony. Czułem zapach dalii, zdartych opon i krwi. Twojej krwi moje słodka Lulu. Żono moja. Niedoszła żono. W końcu zmieniony czas odebrał mi ciebie, a ja oddałem wszystko, aby cię odzyskać.

Dziesiątki razy oglądałem, jak umarłaś. Dziesiątki prób uratowania cię, a każda z nich kosztowała mnie jeden rok z życia, ponownie złamane serce i smak wymiocin w ustach. Zapłata za cofnięcie się w czasie i katowanie się twoją śmiercią.

Pamiętam moment twojej śmierci z każdym najmniejszym szczegółem. Był to słoneczny dzień, miałaś na sobie białą sukienkę i ciemną kokardkę w piaskowych włosach. Dreptałaś za swoją matką z uroczym uśmiechem dwóch mleczaków i dołeczkami w policzkach. Ciekawa świata wokół siebie, chłonęłaś wszystko, sięgałaś rączkami w kierunku gołębi na parapetach, w kierunku puszystych chmur sunących po nieboskłonie, machałaś do przejeżdżających samochodów oraz wąchałaś kwiaty. Ukucnęłaś przy jednej z donic. Wystarczyła jedynie chwila, aby mi ciebie odebrano, choć w przyszłości byłaś moja. W przyszłości, którą zniszczono, aby zastąpić ją pustymi ramkami na zdjęcia i zimnym łóżkiem.

– Tom! – Drzwi do sali zatrzęsły się od uderzeń, kiedy próbowano dostać się do środka. – Nie rób nic głupiego! Słyszysz?! – Kobieta po drugiej stronie, Carmen, szarpnęła kilka razy klamką, nieubłaganie uderzając w metalowe wrota. – Tom?! Nic nie zwróci ci żony, pozwól mi wejść do środka. Proszę.

– Jedyne, co możesz teraz zrobić, to zniknąć – odparłem, mając przed oczami wspomnienie twarzy kierowcy, który potrącił moją słodką Lulu. Ciemnoskóra piękność, która jeszcze kilka dni temu leżała w moich ramionach. Zazdrosna kochanka łaknęła więcej niż kilka uniesień, więc użyła wehikułu czasu, aby odebrać mi moje szczęście.

Carmen. Kobieta łkała po drugiej stronie drzwi, błagając, abym zaprzestał. Nie mogłem. Musiałem naprawić to, co ona zniszczyła.

– O czym ty mówisz?

– To ty zabiłaś Lulu. Widziałem cię.

Nie potrzebowałem potwierdzenia, ale nie zmieniło to faktu, że go nie otrzymałem.

– Nie rób tego, Tom! Proszę...

– Odejdź.

– Nie zrobię tego. – Z frustracji kopnęła drzwi i zapytała: – Nie bądź głupi! Otwórz te drzwi.

– Odejdź.

– Ile razy użyłeś wehikułu czasu?

Milczałem, wpatrując się w swoje pokryte plamami dłonie, czując ból kręgosłupa i kolan.

Wiele. Zbyt wiele razy.

– Ile razy ty się cofnęłaś, aby ją zabić?

– Błagam cię, przestań. Kocham cię, Tom. Zrobiłam to dla ciebie, dla nas, abyśmy mogli być razem. – Jej ton podpowiedział mi, że wierzyła w swoje słowa.

– Ile?

– Tom? Proszę, powiedz, ile razy ty go użyłeś? Ile zostało ci czasu?

Zerknąłem na zegarek wskazujący czynności życiowe. Słabe serce oraz niedoczynność wątroby.

Nie ważne, ile zostało mi czasu. Najważniejsze, że jeszcze żyłem i mogłem uratować cię, moja słodka Lulu. Nie ważne, że mogłem przy tym utracić resztę swoich lat.

– Cofnę się raz jeszcze, może dwa – szepnąłem, mając trudność z oddychaniem. Rozkasłałem się, zakrywając dłonią usta.

– Wszystko w porządku, Tom?

Nic się nie liczyło oprócz ciebie, moja słodka Lulu.

– Jak się czujesz? – Ponowiła uderzanie w drzwi, ale ja już wklepałem dane w komputerze i skierowałem się ku metalowej ramie w rogu pomieszczenia. Starszy o dziesiątki lat, obolały, ale wciąż pełen nadziei i determinacji. – Proszę cię, nie rób tego, Tom! Przestań!

Energia przepływająca przez splecione ze sobą kable wydawała z siebie ciche szemranie oraz zaczęła emanować błękitnym blaskiem, kolorem twoich oczu. Wstrząsnęło mną na tyle, aż odebrało mi oddech, aż ugięły się pode mną kolana. Tak mocno za tobą tęskniłem.

– Tom! Przestań! Tom!

Krzyczała pani mojego zniszczenia, a ja nie bacząc na jej rozpacz, wszedłem w błękit twoich oczu, marząc, aby naprawić swój grzech, aby moja zdrada przestała definiować twoją śmierć.

Nie zdradzić cię z Carmen, nie wzbudzić w niej chorej zazdrości, aby nie cofnęła się w czasie i cię nie zabiła. Przepraszam po tysiąckroć, Lulu. Wybacz mi.

Wypadłem przez wehikuł i łupnąłem na podłogę z ciężkim poczuciem porażki, niemal miażdżącym moją klatkę.

– Tom?

– Jeszcze nie odeszłaś?

– Nie mogę.

Stęknąłem i z ledwością przewróciłem się na plecy, aby tylko się rozpłakać. Dołączyłem do zawodzenia Carmen.

– Tom, proszę, otwórz drzwi. Pozwól mi sobie pomóc. – Delikatnie postukała w drzwi, a ja zdruzgotnany kolejną porażką, ledwo łapałem oddechy. Płakałem niczym dziecko, moja droga Lulu. Nie była to rozpacz nad nadchodzącą śmiercią, która objawiła się bólem ramienia, ale świadomością, że nie zdołałem cię uratować, że mój egoizm doprowadził do zniszczenia nas.

– A może... – jęknąłem, sapiąc z wyczerpania. Z trudem podniosłem się do siadu i dodałem: – A gdyby tak...

– Tom? Co robisz?

– Eliminuję element, który doprowadził do śmierci Lulu.

– Chcesz mnie zabić?

Kusiła mnie ta myśl, jednak nie było we mnie tyle bezwzględności, co w Carmen.

– Nie pozwolę, abyście mnie kiedykolwiek spotkały.

Po drugiej stronie zapadło głuche milczenie. Zastanawiała się nad sensem moich słów? Nie było nic do przemyślenia. Musiałem działać. Zebrałem się w sobie, aby wstać, a jedyne na czym potrafiłem się skupić to ty. Błękit twoich oczu, twój uśmiech i biel sukienki.

– Żegnaj, Carmen. Ciesz się swoją egoistyczną miłością, póki możesz.

Nie pozwolę nam się spotkać, moja słodka Lulu. Jeśli to jedyny sposób, abyś przeżyła, uczynię to. Odbiorę sobie możliwość szczęścia z tobą. Odbiorę sobie wszystko, co przeżyłem, abyś tylko wróciła.

Uczynię to wszystko, abyś tylko mi wybaczyła.

Maszyna zaśmiała mi się w twarz, kiedy to rozbłysła błękitno-białym blaskiem, kolorami twoich oczu i niewinności sukienki. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top