Modlitwa a Starania
Historia napisana do wyzwania w klubie.
Chciałam napisać tak wiele, rozpisać się w dialogach, opisach, uczuciach, ale... miało być krótko i z puentą. Więc tak jest. Smacznego!
Kiara uwielbiała róż i jego wszelkie odcienie. Nie ważne czy był to pudrowy, koralowy czy indyjski. Do tego zawsze nosiła krótkie spódniczki i topy. Na jej ustach lśnił błyszczyk, a w uszach śliczne kolczyki w kształcie kwiatu.
– Kiedy ty wreszcie znajdziesz pracę?! – zapytała matka, kręcąc się po kuchni.
– Jak będą potrzebowali Barbie to...
– Tato! – Dziewczyna poderwała się z krzesła, aż jej złote loki, podskoczyły od nagłego ruchu.
– Spokojnie, kluseczko. Tak sobie tylko żartuję. – Podniósł w dłonie w poddańczym geście.
– Ale ja nie – wtrąciła się kobieta.
– Znajdę, chociażby i dzisiaj!
– Takie podejście to mi się podoba! – Mężczyzna odłożył trzymaną w dłoniach gazetę i złapał za widelec z nożem, aby rozpocząć śniadanie. Smażone jajka, tosty, kiełbaski oraz fasolka w sosie pomidorowym.
– Z podejściem to można się pomodlić, ale nawet z tego nic nie wychodzi, jeśli człowiek się nie stara! – Ironicznie krzyżyk na szyi matki zalśnił od padających zza okna promieni słonecznych.
– Zapytaj księdza Phila, on twierdzi, że modlitwa działa cuda.
– Gdyby to była prawda, już od dawna byłabym milionerką. – Nastolatka z naburmuszoną miną z powrotem opadła na siedzenie i zaczęła bawić się jedzeniem.
– A sądziłem, że modlisz się o nasze zdrowie i aby znaleźć się w nowym sezonie Love Island – zauważył półżartem, półserio ojciec, po czym wbił widelec z kiełbaskę i ugryzł potężny kęs, aż tłuszcz spłynął mu po podwójnym podbródku.
– Oczywiście, że dobrze ci życzę. – Wbiła rozzłoszczone spojrzenie w plecy matki, co wywołało śmiech oraz nagły napad kaszlu ojca, kiedy kobieta odwróciła się w ich kierunku z pełnym mordu oczami. Jakby ich niewielki rozmiar i ciemny kolor nie wystarczyły do straszenia, usta zacisnęła w wąską linię, a twarz zmarszczyła w grymasie oburzenia.
– Słyszałem, że szukają kelnerki do kawiarenki na rogu. Darmowa kawa, tylko kilka kroków od domu. A! – Pokiwał do siebie głową. – Za krótkie spódniczki i słodkie uśmiechy wysyłane do staruszków z pewnością dostaniesz dobre napiwki.
– George! – Matka rzuciła szmatę na blat i splotła ramiona pod piersiami.
– Tylko stwierdzam fakty. – Wzruszył ramionami. – Poza tym mogłabyś zagrać dla nich na gitarze – zwrócił się do córki. – Podobno właściciel wspiera młodych artystów. Mogłabyś coś zaśpiewać.
– Właśnie! Bóg podarował ci dar, a ty marnujesz go pod prysznicem! – matka na nowo rozpoczęła swoją tyradę, namiętnie przy tym gestykulując.
Kiara schowała twarz w dłoniach zrozpaczona nad swoją sytuacją. Marzyła, aby te wakacje spędzić z przyjaciółmi na plaży, a matka uparła się, że powinna znaleźć pracę i odłożyć pieniądze.
Po śniadaniu odwiedziła kawiarenkę, przedtem modląc się do Boga, aby wszystko się ułożyło i rodzicielka przestała gderać.
– Polecam świeże muffinki z sosem truskawkowym oraz karmelowe latte.
Kiara stała za ladą i ze znudzoną miną obsługiwała klientów. Nabijała na kasę zamówienia i podawała smakołyki, kiedy to barista Luke przygotowywał gorące napoje. Na niewielkim podeście, tuż przy szklanej gablocie ze słodyczami na krzesełku siedział młody chłopak i grał na flecie melodie z piosenki Ed Sheerana I See Fire. Szło mu to całkiem nieźle, choć siedząca w kącie Luna twierdziła inaczej.
– To ty powinnaś tam iść i pokazać co potrafisz – stwierdziła tego popołudnia, sącząc mrożoną herbatę w oczekiwaniu na zakończenie zmiany przyjaciółki.
– Po co? To tylko strata czasu. – Kiara wzruszyła ramionami i zabrała talerzyk po szarlotce.
– Mówisz to, podając kawę – mruknęła zgryźliwie, po czym schowała twarz za książką 50 Twarzy Greya, rozbawiona groźnym spojrzeniem kelnerki.
– Zajmij się swoim Christianem! – fuknęła i wróciła za ladę, gdzie obsłużyła kilku klientów, nim do grającego na flecie chłopaka podeszła starsza kobieta.
– Brawo! Brawo! Jaki talent! Wiedziałam, że nie zawiodę się, przychodząc tutaj.
– Dziękuję. – Na oko czternastolatek oblał się rumieńcem, który niemal zlał się z rudością jego kędziorków.
– Szukam takich talentów, jak ty. – Poklepała go po ramieniu, aż jej długi, luźny rękaw zatańczył od ruchu. – Porozmawiajmy o tym...
Kiara drgnęła, kiedy to ktoś głośno odchrząknął. Spojrzała na stojącego przed ladą chłopaka z ułożonymi na żel jasnymi włosami. Przez ramię miał przewieszony ręcznik, a w dłoni trzymał kubek.
– Sprzedajesz tu kawę czy śnisz na jawie? – zapytał bez cienia skargi, a z nutą rozbawienia.
– Oczywiście, że kawę – odparła nieco skrępowana od uważnego spojrzenia zielonych oczu.
– W takim razie poproszę mrożoną. – Postawił kubek przed dziewczyną. Ta odebrała go i podała Lukowi.
– Coś jeszcze?
– A co polecasz? – Zaplótł ramiona na szerokiej piersi i posłał jej szeroki, zaraźliwy uśmiech.
– Każą nam nakłaniać na kupno babeczek z sosem truskawkowym, ponieważ nikt ich nie chce – powiedziała ciszej, rozglądając się na boki.
– Naprawdę? – odparł konspiracyjnym szeptem i oparł dłonie na ladzie, pochylając się w kierunku Kiary. Poczuła kuszący zapach szałwi, cytryny, wymieszanych z dymem papierosowym i czymś jeszcze, czego nie potrafiła określić, ale tworzył niesamowitą mieszankę z resztą.
– Osobiście polecam brownie. Świeża dostawa, rozpływają się w ustach.
– W takim razie poproszę dwa kawałki na wynos wraz z twoim uśmiechem.
Oblała się dorodnym rumieńcem.
– Słyszałaś to Kiara? – Obok klienta stanęła Luna w swojej przydużej czarnej koszuli w księżyce, ciemną torbą przewieszoną przez ramię i książką w ręku. – Ten dryblas został zauważony, kiedy to ty powinnaś. – Machnęła Greyem, mrużąc swoje ciemne oczy.
– Nasza ekspedientka potrafi na czymś grać? – wtrącił się chłopak.
– Oczywiście, że tak. Luna. – Wystawiła dłoń.
– Scoot. – Uścisnął ją, po czym spojrzał na dziewczynę za ladą.
– A to Kiara.
– Miło mi. Może wyskoczymy wszyscy razem na klify? Mój przyjaciel, Dan czeka na mnie w samochodzie – zaproponował, odbierając zamówienie.
– Nie...
– Oczywiście. Kiara kończy zmianę za dziesięć minut. Skakaliście kiedyś z klifów? – Pełna entuzjazmu Luna zdusiła sprzeciw Kiary.
– A kto nie skakał? W takim razie czekamy. – Puścił im oczko i wyszedł.
– Skakać z klifów? – Kiara zbladła na samą myśl.
– Tak tylko rzuciłam. Przecież wiem, że masz lęk wysokości.
– A jeśli to zboczeńcy, a my wepchniemy się im w łapska, jak jakieś idiotki?
– Jeśli aż tak się boisz, to pójdę spisać ich numer rejestracyjny i wyślę go do brata – mruknęła Luna zirytowana podejściem przyjaciółki.
– To nam nie zwróci życia.
– Siedzenie w domu to nie życie!
– Mam pracę!
– Niesamowite! Kawa, babeczki i pomyje! Nie zapomnij zabrać ze sobą ciastek i mrożonej kawy! – Lekceważąco machnęła ręką i odeszła, nim Kiara zdołała wyrazić swoje niezadowolenie.
Siedzieli na kocach na klifie. Niebo zaczęło nabierać odcieni pomarańczu i czerwieni, a przesycone zapachem brownie i niedaleko rosnących bzów powietrze się ochłodziło.
Scoot przez całe popołudnie flirtował z Kiarą, kiedy to jego kolega Dan dyskutował z Luną na wiele różnych tematów.
– Oczywiście, że film w pełni nie odzwierciedla wyśmienitego kunsztu autora!
– Musisz przeczytać, żeby zrozumieć – poparła przyjaciółkę Kiara, nie mogąc dłużej powstrzymać się przed wtrąceniem swoich pięciu groszy.
– Najpierw naucz się czytać – dodała ostrzej z błyskiem w oku.
– Może mnie nauczysz, ale na napisach w filmie. Mam alergię na papier.
– Nie dogadamy się! – parsknęła śmiechem i klepnęła Dana w ramię. Ten wesoło się roześmiał i zapytał:
– Gdzieś ty znalazł te zadziorne wariatki?
– W kawiarni – odparł Scoot. – Aby ostudzić wasz spór, może skoczymy?
– Najpierw toast! – Luna rozdała po niskoprocentowym piwie i posłała Kiarze znaczące spojrzenie, aby milczała.
– Za co?
– Za nas! Ale najważniejsze to za Kiarę.
– Za ciebie? – Scoot objął dziewczynę ramieniem. – Zawsze.
– Za moją pracę w kawiarni? – zapytała ironicznie i upiła łyk, kosztując smaku truskawki.
– O nie! Za to, abyś w końcu odważyła się zaśpiewać poza prysznicem!
– Śpiewasz? – Scoot odsunął się delikatnie, przyglądając się słodkim rumieńcom dziewczyny i rozgniewanemu spojrzeniu, które rzucała przyjaciółce. Poprawiła falbany różowej spódniczki.
– Można tak to nazwać.
– Ma tremę występowania przed publicznością – dodała konspiracyjnie Luna.
– Najlepszym sposobem na pokonanie strachu jest stawienie mu czoła – powiedział z powagą w głosie Dan, jakby cytował film.
– Tak samo jest z lękiem wysokości.
– Cicho, Luna, bo cię zaknebluję!
– W takim razie chodźmy – zawyrokował Scoot i pociągnął Kiarę do góry. Nie zważając na jej protesty podeszli do krawędzi.
– Ja nie mogę... – jęknęła, czując mdłości i zawroty głowy.
– Możesz. Najgorszy jest pierwszy raz, potem już z górki. – Patrzył na nią z uwagą i troską, które ukrył także w swoich słowach. – Nie masz się czego bać. Jestem tutaj.
Pomyślałam, że powinno to zabrzmieć idiotycznie. W końcu znali się zaledwie kilka godzin, ale z jakiegoś powodu mu zaufała. Uścisnął jej dłoń.
– Kto ostatni na dole ten frajer! – Luna rozpędziła się i skoczyła w przestrzeń niczym nieustraszona wojowniczka, chichocząc przy tym jak mała dziewczynka.
– Zakochałem się – mruknął Dan i rzucił na trawę koszulkę, ukazując swoją pełną w ciemne kędziorki opaloną klatę. – Czekam na was na dole! – I skoczył.
– Skaczemy na dwa?
– Czemu na dwa? – zapytała, a nogi jej drżały, jakby miała zaraz upaść. Morze w dole zdawało się ryczeć niczym potwór, choć wieczór był pogodny, a tafla wody gładka niczym lustro.
– Żebyś miała mniej czasu, aby się rozmyślić. – Przesunął kciukiem po zewnętrznej części jej dłoni. Przełknęła ślinę. W duchu modliła się o cud, aby strach sam minął. – Jeden. – Matka jej tyle razy powtarzała, że z modlitwy nic nie wychodzi, jeśli człowiek nic z tym nie zrobi. A więc COŚ zrobiła. – Dwa.
Skoczyła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top