Grabieżcy
Można skraść wszystko.
Kiedy miałam siedem lat, wraz z przyjaciółką ukradłam kilka batonów ze sklepu. Pamiętam, że ręce trzęsły się nam do tego stopnia, że niemal je upuściłyśmy, nim wyszłyśmy ze sklepu. Serca szalenie biły w naszych piersiach, a strach przed przyłapaniem i problemami niemal przyszpilił do podłogi.
Z kieszeniami pełnymi w kit katy i marsy, wyszłyśmy. Zwyciężczynie, a przez niektórych nazywani przegranymi.
Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłyśmy. Nie potrzebowałyśmy ich, nie byłyśmy głodne. Więc może chodziło o inną słodycz? Nie tą na języku, a tą w całym ciele, kiedy to sięgasz po zakazany owoc i oprócz strachu, czujesz się także niepowstrzymana. Odrobina bycia ponad wszystkim oraz adrenalina rozpływa się w żyłach niczym płynny cukier, buzuje w twoim ciele, popycha do przodu, porusza twoją ręką, czujesz się niczym ptak. Wolna, nieokiełznana, nieustraszona i silna, jak nigdy wcześniej.
Spodobało mi się to doświadczenie. Nie tylko jego intensywność, ale smak. Emanacja różnorodnych uczuć.
Wyszłyśmy ze sklepu, pospiesznym krokiem zniknęłyśmy za zakrętem i dopiero wtedy ręce przestały nam się trząść, a na ustach wykwitły uśmiechy. Spojrzałyśmy na siebie i roześmiałyśmy się, a ten śmiech wydobył się z najgłębiej skrywanych uczuć ograniczenia i zniewolenia jako nastolatki. Napięte mięśnie rozluźniły się, obawa przed złapaniem zniknęła, a zastąpiła ją ochota na więcej adrenaliny, na więcej płynnej słodyczy pompującej niewyobrażalne pokłady energii w naszych ciałach.
Nie skończyło się na jednym razie. Nasze pragnienia i rozbudzone demony stworzyły idealny plan, który przeistoczył się w rytuał. Złodziejski, euforyczny, grzeszny i podniecający.
Kiedy miałam piętnaście lat, wraz z przyjaciółką ukradłam pierwszy czteropak piwa i paczkę orzeszków. Ręce już nam się nie trzęsły, a serce pompowało niebotyczne ilości adrenaliny i szczęścia. Inicjalny łyk alkoholu, rozlał się w naszych wnętrzach cierpkim smakiem przerobionego chmielu oraz ekscytacji. W całym tym ferworze walki zmysłów i skrajnych emocji widziałam wszystko klarowniej. Niebo stanowiły nie tylko błękit i biel, a kobalt, szafir, lazur, krem, antyczna biel, lotos i nawet biały duch. Ptaki na pobliskich drzewach parku nie świergotały w jednym rytmie i z pewnością nie tym samym głosem, a stanowiły odrębne, zachwycające trele, którymi cieszyłam zszargane rockową muzyką bębenki. Do tego wydawało mi się, że wokół mojej przyjaciółki promieniuje poświata. Jej oczy błyszczały nie tylko zielenią. Pierwszy raz ujrzałam w nich ogień, drobinki bursztynu. Sięgnęłam po nie, ale zmieniłam zdanie i dotknęłam jej zaczerwienionego od emocji policzka. W dotyku przypominał aksamit, gorącem, parzył moje zziębnięte dłonie, miał w sobie coś z magnesu. Z pewnością nie zimno metalu, ale właściwość przyciągania. Cechę tę posiadał nie tylko policzek mojej przyjaciółki, nie był on samotną pokusą. Na skórze jej szyi migotały krople potu, pokręcone na karku włosy nabrały barwy burgunda. Wszystko emanowało ezoteryczną poświatą, wprawiającą moje ciało w drżenie.
Nagle moje usta stały się metalem. Roztopionym od piekielności jej ciała i przyciągniętym przez magnez jej ciała z zadziwiająco drapieżną delikatnością pierwszego razu. Zaskoczenie w jej zielonych skropionych piwem oczach, zastąpiła akceptacja. Wtedy to skradziono pierwszy pocałunek. Po nim od razu zbrukano niewinność po raz kolejny. Z głodem i wprawą znakomitego grabieżcy. Smukłe palce z wyuczoną wytwornością odkryły skórę na biodrze, na talii, na tyłku. Zacisnęły się wbrew naszej woli albo w gwałtownym wybuchu skrywanych pragnień. Niezaprzeczalnie prawdziwe oraz zaskakująco ulotne.
Niebieski czerwony blask odbił się w oczach mojej przyjaciółki, a kogut przyczepiony na dach radiowozu, zagłuszył trel ptaków. Złapałam przyjaciółkę za dłoń i uciekłyśmy.
Od świata, który by nas nie zaakceptował, od uczuć, których nasza społeczność nie rozumiała. Tego dnia my same nie rozumiałyśmy ani swoich szalenie bijących serc, ani spragnionych bliskości ciał, ani piekących od nieskradzionych pocałunków ciał.
Kiedy miałam dziewiętnaście lat, wraz z moją przyjaciółką okradłyśmy jubilera. Ręce nam nie drżały, a serca biły w ekscytacji na widok zgarnianych do plecaka zegarków, bransoletek czy kolczyków. Naszym przyspieszonym oddechom towarzyszył alarm, który nakręcał nas do szybszych ruchów. Wybiegłyśmy z budynku i zbiegłyśmy policji. Moja przyjaciółka z możliwością na lepszą przyszłość, a ja z pierścionkiem, który miał ją połączyć z moją.
Kiedy miałam dziewiętnaście lat, skradziono wiele serc.
Właśnie szłam na spotkanie z moją przyjaciółką. Skręciłam na ostatnią prostą, skąd od razu ujrzałam sklep, gdzie zawsze się umawiałyśmy. Stała tam ramię w ramię z wysokim mężczyzną w dredach. Powiedziała coś do niego, uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym pocałował ją. Długo, namiętnie, a ona zdradziecko oddała pocałunek. Niby skradziony, niby spragniony. Jej zielone oczy zabarwione drobinkami bursztynów błyszczały jak nigdy dotąd, a usta układały się w najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek pozwolono mi ujrzeć.
A więc skradziono nie tylko moje serca, ale jej także zostało skradzione.
Okazałam się nie tak wprawnym grabieżcą, jak uważałam.
A może jednak...
Kiedy skradziono mi serce, ja skradłam pocałunek. Skradłam długi, namiętny, wilgotny i grzeszny pocałunek. Pozwoliłam, aby pierwszy raz męskie dłonie uszczypnęły nagą skórę na moim brzuchu, aby nieogolona broda podrażniła wrażliwą skórę na szyi, kiedy to dredy gilgotały policzki.
Nie musiałam cię widzieć, aby wiedzieć, że przyszłaś i że widzisz. Że złamano twoje serce.
Poczułaś to samo, co ja. Usłyszałam ten sam odgłos tłuczonego szkła, ten sam świst gwałtownie wciąganego powietrza, kiedy to cały świat zwalił ci się na płuca, niemal poczułam wilgoć twoich łez na moim ramieniu. Tyle razy wypłakiwałaś się na nim, tyle razy stanowił dla ciebie podporę, zaporę i płomień do ogrzania zmarzniętego ciała.
Miałam dziewiętnaście lat i dowiedziałam się, że mogę skraść wszystko.
Mimo to w głowie nieustannie dźwięczy mi jedno pytanie.
Co z tego niesamowitego daru, skoro nie mogłam skraść twojego serca?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top