Cynamonowe Okruszki

Praca bierze udział w walentynkowym konkursie felix_populus i mam nadzieję, że każda z jurorek/jurorów zastanowi się nie tylko nad miłością młodą i namiętną, ale także o miłości ludzi starszych, którzy także na nią zasłużyli <3

Zapraszam!!


Chcecie, abym napisała o historii wyjętej z serca? W porządku. Mam ich wiele. Każda babcia, nawet ta z różańcem i piecząca cynamonowe ciastka ma ich wiele.

Mogę napisać o miłości młodej i niewinnej. O wysokim chłopaku z klasy wyżej, który skradł mój pierwszy pocałunek pod gruszą. Także mogę opowiedzieć o przystojnym gitarzyście z liceum, który z taką samą łatwością śpiewał sonety, co zdejmował mi stanik i zdradzał, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Po niej nastąpiła miłość stateczna i dobra, niemal za niego wyszłam. Całe szczęście w porę się obudziłam, nim zanudził mnie na śmierć.

Kiedy już przeszłam się te wszystkie etapy, wzloty i upadki, westchnienia, łzy, pocałunki, nieprzespane noce, z różnych powodów, nadszedł ON.

Był miłością mojego życia. Taka od pierwszego wejrzenia. Szaloną i dobrą, miłą i uczynną, pasjonującą i późną. O wiele za późną.

Byłam już po czterdziestce. Chcieliśmy dzieci. Bardziej on niż ja.

Był tak podekscytowany, kiedy po raz pierwszy pokazałam mu dwie kreski. Już kupował kołyskę, nosił mnie na rękach, dogadzał, pieścił, wynosił pod niebiosa.

Wszystko na marne. Nie donosiłam, a po półtora roku urodziłam martwe dziecko. Lekarz odradził kolejne próby.

Jak tu być szczęśliwym, kiedy to każdego dnia widziałam, jak wzdryga się od bliskości i myśli o kolejnej porażce? Na imię mu było Paul. Uwielbiał krzyżówki i jak w kuchni pachniało cynamonem. Nazywał mnie racuszkiem i lubił się droczyć. Kochałam go za to. Jednak on pragnął dzieci, a ja nie mogłam mu ich dać. Wytrzymaliśmy jeszcze trzy lata.

Po czterdziestce trudno znaleźć dobrego faceta, którego nie pragniesz zabić przy każdej okazji i nie zasypiasz, kiedy opowiada o sobie przez godziny.

A jednak poszczęściło się mi. Znalazłam go. Nie pił, popalał elektryka i miał już dzieci. Przyjeżdżały, co drugi weekend, aby doprowadzić mnie do białej gorączki i zarazem pozwoliły mi pomatkować.

Bolało i zarazem sprawiało taką okrutną przyjemność, że nie mogłam sobie odmówić. Byliśmy szczęśliwym małżeństwem przez dwadzieścia lat, póki rak go nie zabrał.

– Kochanie!

– Tak? – Zaprzestałam zapisywać swoje myśli na laptopie, wsłuchując się w zachrypnięty głos staruszka.

– Związek chemiczny zaczynający się na literę F, stosowany głównie jako wskaźnik pH.

– Fenoloftaleina.

– Oh! Pasuje.

– Nie bądź taki zdziwiony! – odburknęłam oburzona i odsunęłam się od laptopa. Kości mnie bolały, już nie te lata, aby podrywać się z miejsca.

– Zaskakujesz mnie każdego dnia.

– A ty mnie irytujesz!

Złapałam za książkę i zwróciłam się w kierunku mojego świeżo upieczonego męża. Siedział w fotelu ze swoją krzyżówką, a na jego wystającym brzuchu leżały okruszki cynamonowych ciasteczek.

– Może byś coś ubrał? Twoja córka zaraz przyjdzie.

Nic nie odpowiedział.

– Paul?!

– Co tam racuszku?

Dzwonek do drzwi rozbrzmiał. Podeszłam do niego i strząchnęłam okruchy z jego bebzuna, na co się obruszył.

– Do cholery! Ubierz się!

Odnaleźliśmy się po raz kolejny.

Po jaką cholerę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top