Wpół do ósmej #MikroKawa

Tekst specjalnie napisany na konkurs na platformie Sweek

Była siódma trzydzieści, a na posterunku cisza. Zbyt głucha bym w nią uwierzył. Wziąłem łyk czarnego płynu. Tylko kawa mogła mnie postawić na nogi. No, może jeszcze kolejne wezwanie dałoby radę. Cholerne Bonnaville. Ostrzegali mnie, żebym tu nie przyjeżdżał, ale jak zwykle się uparłem.

Z moich nieco skołowanych myśli wyrwał mnie irytujący dźwięk telefonu. Westchnąłem i podniosłem słuchawkę. Dzisiaj miasteczko podarowało mi aż pół godziny spokoju.

— Posterunek policji w Bonnavile, komendant Sherwood, w czym mogę pomóc? — odezwałem się pierwszy, nie czekając na reakcję rozmówcy. — Czy jest jakiś problem?

— Tak — pisnęła. Po głosie poznałem, że to kobieta. — Ja... chyba zrobiłam coś złego.

— To znaczy? — zapytałem, drapiąc się przez chwilę po głowie. Gorszego niedopowiedzenia nie słyszałem w całej swojej karierze. Właściwie, przez calutkie życie. — Może się pani przedstawić i konkretniej opisać przestępstwo, jakiego się pani dopuściła?

Odpowiedziała mi śmiechem. Zmarszczyłem brwi. Czy to znowu te głupie żarty? Dzieciaki zdawało się nie miały co, u licha, robić o tej porze.

— Przysięgam, jeśli to fałszywe zgłoszenie, to wyciągnę konsekwencje, kimkolwiek jesteś — ostrzegłem, nieco naciskając na poszczególne słowa, żeby wszystko zrozumiała.

— Nie — mruknęła. — To nie tak...

Zmrużyłem oczy.

— A zatem jak?

— Nazywam się Amanda Forbes, komendancie Sherwood — wyjaśniła w końcu. — Mieszkam parę ulic dalej od pana domu.

— Amanda? Co się stało?

To dziwne. Wydawała się zawsze taką uroczą, niewinną kobietką, której trochę się pokomplikowały sprawy. Byłem ciekawy, ale też i zaniepokojony jej telefonem.

— Wstąpiłam do Milly na herbatkę — wychrypiała. — Nieco mnie zdenerwowała, więc ją uciszyłam. Na wieki.

— 8 sierpnia 2018 rok

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top