Wnuczek Pana Cogito nieco o wyobraźni w XXI wieku

Ten tekst miał brać udział w konkursie na UMCS o Zbigniewie Herbercie, ale niestety nieco się razem z moją sorką spóźniłyśmy z przesłaniem opowiadania i się nie zakwalifikowało. Mam nadzieję, że chociaż Was nie zawiodę!

"Wyobraźnia ma ruch wahadłowy..."

Szedłem ciemnym zaułkiem, co jakiś czas rzucając przelotne spojrzenia nieufnym cieniom, które wyłaniały się zza moich pleców, kiedy tylko przez wąskie szczeliny dostawała się chociażby namiastka światła. Nie raz wyobrażałem sobie jako mały chłopiec, że to tylko jacyś ogromni kosmici z wydłużonymi kończynami, goniący za mną, gdy ja uciekałem. Teraz, mając lat osiemnaście, zdawałem sobie sprawę, że to zwyczajny cień. W zwykłej, nudnej i szarej uliczce.

Być może podchodziłem do tego zupełnie jak mój dziadek, ale po co potrzebna ludzkości siła, jaką daje wyobraźnia, skoro mają telewizor? Jaki sens się starać i ścigać się z innymi w wymyślaniu najbardziej oryginalnych rzeczy? Za młodu jest się naiwnym, kreatywnym, a kiedy przyjdzie taki moment, że zasmakuje się goryczy dorosłości, to wtedy ona znika. Zupełnie jak cień, kiedy zniknie jasna łuna lampy.

Przystanąłem na kilka sekund, zerkając na zegarek. Piętnaście minut po pierwszej. Byłem już solidnie spóźniony. Trudno, najwyżej skupią się na „surfowaniu" gdzieś w wirtualnym świecie, pełnym dziwacznych fantazji i złudnego kontaktu z drugim człowiekiem. Zresztą, kiedy tylko mogą, wyciągają komórki piętnastu różnych firm i przeglądają. Magazyny, portale plotkarskie, zabawne obrazki i inne piktogramy...

Czy dziadek miał rację? „Wyobraźnia ma ruch wahadłowy", czyli przychodzi i odchodzi, a skupia się wyłącznie na jak najdłuższym pozostaniu w stanie zawieszenia pomiędzy lewą a prawą. Nasza, współczesna, zdaje się zatrzymywać na pewnym etapie, a technologia, której zamysłem było ułatwienie życia, odcina jej linę.

Westchnąłem przeciągle i podrapałem się po głowie, starając się otrzeźwić i uwolnić od natłoku myśli. Skręciłem w parę podobnych, równie zapaskudzonych zaułków, aż wreszcie znalazłem się na głównej ulicy. Lampeczki, światełka – całe mnóstwo. Razem z nimi wzrosła liczba cieni. Z każdym kolejnym krokiem inaczej mnie przedrzeźniały. Dłuższe i krótsze, szersze i węższe, większe i mniejsze, ciemniejsze i jaśniejsze. Byłem skupiony wyłącznie na nich, do takiego stopnia, że nie zauważyłem szklanego budynku jednej z większych korporacji. Na szczęście zorientowałem się w porę, by nie wpaść na biurowiec. Szyby idealnie wypolerowane, bez żadnej skazy, a na nich moje odbicie. Nie wyglądałem na takiego, za jakiego się uważałem – odmiennego, z własną, wyrobioną opinią. Byłem niczym klon – w markowych ubraniach, z perfekcyjnie ułożoną grzyweczką na żel. Zawsze gotowy na niespodziane. Przyszykowany na tonę zdjęć, które będą pstrykane co minutę.

Przetarłem odrobinę zmęczone oczy i ruszyłem dalej. Po kilku minutach markotnego marszu już z daleka mogłem doskonale dostrzec w delikatnej poświacie betonowego słupa, na którego szczycie zamocowana była lampa, cel mojego nocnego spaceru – mały skwer, a konkretniej pierwszą ławkę od brzegu ulicy, na której siedziało kilkoro dobrych znajomych. Przeszedłem przez pasy jak najszybciej tylko mogłem i od razu się z nimi przywitałem.

– Czemu cię tak długo nie było? – zapytał jeden z kolegów. – Byliśmy umówieni za piętnaście pierwsza, a nie wpół do drugiej.

– Przepraszam – odparłem jedynie, wzruszając ramionami. – Najwidoczniej coś mi umknęło albo po prostu nie dałem rady tu przyjść wcześniej.

Wreszcie, kiedy skupiliśmy się na czymś innym niż moje karygodne spóźnienie, rozmawialiśmy, a raczej głośno dyskutowaliśmy, gdzie dalej spędzimy resztę czasu poświęconego na to spotkanie. Ktoś przedarł się przez wrzawę z propozycją potańczenia w jednym z okolicznych klubów, na co się zgodziliśmy. Nieszczególnie przepadałem za taką formą rozrywki, no ale demokratycznie zwyciężyło akurat to.

W lokalu było dosyć ciasno, bo dyskoteka wypełniona była ludźmi po brzegi. Znalazłem gdzieś trochę dalej od parkietu wolny stolik i zająłem go, podczas gdy reszta kołysała się w rytm dudniących basów jakiegoś techno. Rozejrzałem się, próbując znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia. Moją uwagę przykuła długowłosa piękność ze sztucznym uśmiechem doklejonym do twarzy, zupełnie jak jej rzęsy i tipsy. Wystawiła szpiczasty pazur w moją stronę, zachęcając w ten sposób, abym do niej dołączył. Z ust wymknęło mi się niekontrolowane prychnięcie.

W tamtej chwili zastanawiało mnie jedynie, czy ona wiedziała jaki fałsz ze sobą niósł jej ubiór i to, na kogo się kreowała. Czy zdawała sobie sprawę, że wpadła w sidła pragnień, których nigdy nie dałoby się spełnić? Niezależnie od tego ile na siebie nałożyłaby warstw pudru, to i tak nie zamaskowałaby samej siebie, a niestety teraz oryginalność to przeżytek.

Gdybym znalazł w głębi siebie jakieś dziecięce namiastki, pewnie wyobraziłbym ją sobie jako smoka z długimi szponami, skrzydłami zamiast gęstych rzęs, zakutego w łańcuch z napisem „wolność".

Tak, to prawda, wszyscy jesteśmy więźniami, byliśmy nimi i będziemy. Kiedyś słyszało się jednak o górnolotnych ideałach takich jak ojczyzna czy miłość, natomiast w dzisiejszych czasach słyszy się jedynie o wzorowaniu się i bezmyślnym podążaniu za czymś. Całe sedno tkwi w tym, że każdy pragnie czegoś innego, mając na myśli to samo. Chcemy znów mieć wyobraźnię. Nieograniczoną.

Wstałem, uśmiechnąłem się lekko w stronę przyjaciół nagrywających filmiki na konta społecznościowe i pożegnałem się, machając im, po czym wyszedłem.

Zbierając te wszystkie wysnute przypuszczenia w jedno, zrozumiałem, że możemy mieć tę sposobność, gdyby tylko nam na tym zależało. Możemy używać wyobrażeń, jednak życie pokolenia XXI wieku sprowadza się jedynie do „tu i teraz". Jesteśmy my – na żywo i online, bez możliwości zastanowienia się nad niemożliwym, jak niegdyś robił to mój dziadek. Jesteśmy uwięzieni w marzeniach niewartych spełnienia, podczas gdy moglibyśmy realizować plany. Jesteśmy ograniczeni przez to, co uważamy za wolność – rozrywki, mass media, fałsz, gdy tak naprawdę wszystko jest w zasięgu ręki, wystarczy tylko odpiąć kajdany. Jesteśmy – ale jak długo wytrwamy w szarym świecie pozorów?

— 23 listopada 2018 rok

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top