9

- Clary, idziemy juz do domu? - zawołała Suzy wracając z Aronem.

Chłopak przez ponad trzy godziny bawił się z dziewczynką, która była zachwycona z tego powodu.

Ja natomiast byłam bardzo zdziwiona jego zachowaniem. Przez cały ten czas był bardzo cierpliwy i ani razu nie podniósł głosu, nawet kiedy Suzy zaczęła robić mu warkoczyki.

- Zmęczyłaś się? - zapytała Clary, wyraźnie zadowolona, że dziewczynka znalazła sobie nowego kompana do zabawy.

Suzy w odpowiedzi pokiwała twierdząco główka, ziewając przy tym szeroko, a ja zaśmiałam się na ten widok.

- W takim razie będziemy już iść - stwierdziła, biorąc ją na ręce.

- Ale przyjdziemy jescze do Arona? - zapytała dziewczynka z nadzieją w głosie.

- Może - zaśmiała się Clary, patrząc na chłopaka z wdzięcznością.

Odprowadziłam je na zewnątrz, cały czas czując na sobie uważne spojrzenie Arona, który praktycznie nie opuszczał nas na krok. Kiedy miały już iść Carolyn podeszła do mnie odciągając mnie na bok.

- Chodzisz z Aronem? - zapytała patrząc na mnie uważnie.

- Nie - odpowiedziałam, nie ukrywając zdziwienia jakie wywołała u mnie tym pytanie.

- Świetnie! A nie wiesz może czy on ma dziewczynę? - teraz patrzyła się, na chłopaka, który stał niedaleko i się nam przyglądał.

- Raczej nie, ale wiesz nie wyglądał jakby był tobą zainteresowany - powiedziałam starając się, nie wybuchnąć śmiechem.

Nie mogłam uwierzyć, że ona myślała, że ma jakieś szanse u Arona. Chłopak już bardziej interesował się jej młodszą siostrą niż nią.

Dziewczyna prychnęła w odpowiedzi i zarzuciła teatralnie włosami.

- A co myślisz, że woli ciebie? - powiedziała patrząc na mnie z politowaniem.

- Wiesz przynajmniej nie zachowuję i nie ubieram się jak dziwka - odparłam, posyłając jej krzywy uśmiech.

Carolyn zacisnęła usta w wąską linie. Popatrzyła na mnie wściekle i pchnęła mnie. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, patrząc na nią prowokująco.

- Co kurwa powiedziałaś? - wrzasnęła.

- Powtórzyć ci? - zaśmiałam się.

-Carolyn chodź już - zawołała Clary, widocznie zaniepokojona rozwojem sytuacji.

- I mam pozwolić jej się obrażać? - zapytała oburzona.

- Nie obraża cię, tylko mówi prawdę - powiedział chłodno Aron. - A teraz możesz już iść.

Carolyn popatrzyła na mnie oczami pełnymi nienawiści, po czym wyszła, mamrocząc pod nosem przekleństwa pod moim adresem.

Zawsze czułam satysfakcję, kiedy miałam okazje powiedzieć dziewczyną pokroju Carolyn co o nich myślę, a one nie mogły mnie nawet uderzyć, żeby przypadkiem nie złamać sobie paznokcia.

- Sam, wracajmy już do domu - odezwał się w końcu Aron, wyglądając na wyjątkowo zmęczonego.

Czy on nie mógł znaleźć sobie jakiejś ciekawszej pracy niż siedzenie ze mną? Nie wiem przed czym miałby mnie niby pilnować, a poza tym przez tyle lat dawałam sobie sobie radę, więc nie wiem co miałoby się zmienić w tym temacie.

- Idziesz? - zapytał, kiedy dalej stałam w tym samym miejscu.

- Dobrze - mruknęłam, idąc w kierunku domu.

Powoli zaczynało się robić ciemno, dlatego stwierdziłam, że najwyższa pora żeby iść do łóżka. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, po którym poczułam się jeszcze bardziej zmęczona niż byłam przed nim.

Weszłam do pokoju i zaczęłam szukać telefonu, żeby sprawdzić czy nie dostałam żadnego wiadomości od Nathana. Jednak po kilku minut poszukiwań zdałam sobie sprawę, że musiałam zostawić go na dole.

Westchnęłam cicho i wyszłam z pokoju. Cicho zeszłam po schodach, kierując się do kuchni, gdzie tak jak podejrzewałam znalazłam swój telefon.

Wyszłam z pokoju, kierując się w stronę schodów, jednak zatrzymałam się, kiedy zauważyłam światło w salonie.

Zastanawiałam się co Aron mógł tam jeszcze robić, w końcu wydawał się zmęczony. Byłam wręcz przekonana, że nie wychodził ze swojego pokoju, kiedy wróciliśmy. Druga opcja była taka, że chłopak mógł po prostu zapomnieć wyłączyć światła, za co jutro mu się dostanie.

- Aron obyś tu... - zaczęłam, ale urwałam gdy zobaczyłam osobę siedzącą w salonie.

Spodziewałam się zobaczyć Arona siedzącego na sofie przed telewizorem czy tez pusty pokój. Zamiast tego moje oczy spoczęły na nieznajomym mężczyźnie, który wydawał mi się znajomy, jednak trudno było mi go rozpoznać bez zobaczenia twarzy.

Rozpoznałam go dopiero kiedy odwrócił się w moja stronę, zauważając przy tym moją obecność. Widziałam go gdy byliśmy z Aronem w tym wysokim budynku. Z tego co pamiętałam miał na imię Rick.

- Co ty robisz w moim domu? - zapytałam, próbując powoli wycofać się w stronę schodów.

- Przyszedłem do Bailey'a - odpowiedział. - Jest tu?

- Niby czemu miałby tu być? - warknęłam, starając się panować nad głosem, który zaczynał się trochę trząść.

Mężczyzna zaśmiał się i zaczął powoli do mnie podchodzić.

- Wiesz, miałem już z nim do czynienia. Nigdy nie widziałem żeby przychodził z dziewczyną, to znaczy, że bał się zostawiać cię samej na chwile a co dopiero na noc - stwierdził.

- Może miał inny powód a ty po prostu szukasz tu czegoś czego nie ma? - prychnęłam.

Mężczyzna zaśmiał się po raz kolejny, po czym odwrócił się do mnie plecami. Przez chwile wpatrywał się w okno, nieobecny wzrokiem, po czyn wyciągnął zza pasa duży, srebrny nóż i zaczął obracać go w dłoni.

- Wiesz na pewno nie jesteś mu obojętna i będzie wściekły jeśli coś ci się stanie. A ja przez przypadek mogę ci coś zrobić - stwierdził i nagle znalazł się obok mnie.

Złapał mnie za gardło i przycisnął do ściany. Nie mogłam się ruszyć, ani zaczerpnąć tchu.

- Widzisz nie chcę ci nic robić. Ale zostawię małą pamiątkę twojemu chłoptasiowi - wysyczał tuż przy moim uchu.

Przejechał końcówką noża po mojej lewej ręce. W miejscu, w którym to zrobił poczułam piekący ból, dlatego próbowałam jakoś wyswobodzić się z jego uścisku, jednak nic z tego nie wyszło. Następnie poczułam jak coś ciepłego spływało po moich palcach.

Mężczyzna zaśmiał się ostatni raz, po czym puścił mnie i po prostu sobie wyszedł.

Osunęłam się po ścianie, próbując zaczerpnąć oddech. Przymknęłam oczy wciągając do płuc tlen, którego brakowało mi przez ostatnie minuty.

- Sam gdzie jesteś? - usłyszałam dosyć zaniepokojony i zaspany głos Arona.

Podniosłam głowę i zobaczyłam, że chłopak schodzi powoli po schodach, przeczesując dłonią włosy, które były lekko przyklapnięte, co oznaczało, że musiał zdrzemnąć się na chwilę.

- Cholera! - krzyknął kiedy mnie zobaczył i szybko do mnie podbiegł. - Co się stało? Czemu mnie nie zawołałaś? Dobra. Nie mów nic narazie, musimy coś zrobić z twoja ręką.

Podniósł mnie ostrożnie i skierował się do łazienki. Delikatnie posadził mnie na wannie a następnie wyjął z szafki apteczkę.

- Jest lepiej niż wyglądało - mruknął do siebie - Jak się czujesz? - zapytał, dezynfekując rozcięcie na mojej ręce.

- Wiesz, bywało lepiej - mruknęłam.

Chłopak właśnie skończył owijać mi rękę bandażem. Westchnął głośno i klęknął przede mną, wpatrując się we mnie oczami pełnymi poczucia winy i troski.

- Kto ci to zrobił? - zapytał po długiej chwili ciszy.

- Ten facet Rick, pamiętasz? Kłóciłeś się z nim ostatnio - odpowiedziałam.

- Ale skąd on się tu wziął? - mruknął, marszcząc przy tym brwi.

-Nie wiem, był w salonie. Najpierw myślałam, że to ty, ale niestety się myliłam - odparłam, uśmiechając się przy tym krzywo.

- Czemu mnie nie zawołałaś? - zapytał, zmuszając mnie żebym uniosła głowę i spojrzała na niego.

- Sama nie wiem. Byłam zaskoczona i wszystko później zaczęło dziać się tak szybko, ze nawet o tym nie pomyślałam - mruknęłam.

- Dobrze, chodź. Musisz się położyć - powiedział.

Wstałam i ruszyłam powoli na górę, walcząc ze zmęczeniem, przez które moje powieki z każdym krokiem robiły się coraz cięższe. Chłopak szedł za mną, aż do mojego pokoju.

- Jak chcesz mogę zostać z tobą - zaproponował, kiedy staliśmy przed drzwiami

- Nie musisz, już jest dobrze - odpowiedziałam.

Chłopak położył rękę na moim policzku. Popatrzyłam na niego, zdziwiona takim gestem z jego strony, jednak postanowiłam tego nie komentować.

- Właśnie zjebałem jedno z łatwiejszych zadań jakie kiedykolwiek dostałem, muszę ci to jakoś wynagrodzić - powiedział ze skruchą w głosie.

- Nie wiem w czym to ma pomóc, ale jak tak bardzo chcesz to możesz spać w fotelu - zaśmiałam się, na co odpowiedział małym uśmieszkiem.

Po chwili leżałam w swoim łóżku, a Aron siedział obok, wpatrując się we mnie uważnie,  co było dosyć denerwujące i sprawiało, że nie mogłam zasnąć.

- Możesz się tak nie gapić? Próbuje spać - mruknęłam sennie.

- Dobra - zaśmiał się. - Dobranoc Sam

- Dobranoc Aron - powiedziałam, po czym zasnęłam widząc ostatnie ukradkowe spojrzenie niebieskich oczu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top