7
- Sam wstawaj - usłyszałam nad sobą zachrypnięty głos, który w połączeniu z delikatnym naciskiem na moje ramię wyrwał mnie ze snu.
- Nie, idź sobie - mruknęłam sennie, naciągając przy tym kołdrę na głowę, która stanowiła teraz moją obronę przed każdym kto zamierzał rozdzielić mnie i moje łóżko.
- Chyba nie chcesz spóźnić się na swój pierwszy dzień w nowej szkole? - zapytał, a ja w odpowiedzi prychnęłam cicho.
Niechętnie zdjęłam kołdrę z twarzy, posyłając zirytowane spojrzenie pochylonemu nade mną chłopakowi. Aron ze swoją poranną chrypką i zmierzwioną grzywką wyglądał całkiem uroczo, jednak nie zmieniało to faktu, że był dupkiem i budził mnie o nieludzkich godzinach. Westchnęłam głośno, powoli siadając na łóżku.
- O której ty mnie budzisz, człowieku bez serca? - mruknęłam, kiedy zauważyłam, że na zewnątrz dopiero zaczynało robić się jasno, co oznaczyło, że było o wiele za wcześnie, żeby wstawać.
- Stwierdziłem, że obudzę cię półtorej godziny wcześniej, żebyś miała czas na wszystko - odparł wychodząc z pokoju.
Kiedy tylko wyszedł z powrotem opadłam na poduszki, zastanawiając się czy jeśli jakimś cudem udało mi się przesunąć komodę pod drzwi to mogłabym zostać w domu. Jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu i niechętnie zwlekłam się z łóżka, kierując się do łazienki. Po szybkim prysznicu stanęłam przed lustrem, układając włosy, które chociaż sięgały mi do połowy pleców dzisiaj wyjątkowo postanowiły ze mną współpracować. Zdecydowałam się założyć czarne spodnie z przecięciami na kolanach oraz bluzę tego samego koloru, mając nadzieje, że wszyscy ludzie z nowej szkoły wezmą to za znak mówiący 'proszę nie odzywajcie się do mnie, wstałam przed 5'. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż, po czym szybko znalazłam kilka pustych zeszytów, które wrzuciłam do plecaka. Zanim wyszłam zabrałam jeszcze słuchawki z biurka i w końcu zeszłam na dół.
Weszłam do kuchni gdzie czekał już na mnie Aron, z wyraźnym znudzeniem przeglądając coś w telefonie.
- Jedziemy? - zapytałam, wkładając telefon do kieszeni.
- Myślałem, że będziesz jeść śniadanie czy coś - powiedział.
- Nie jestem głodna - odparłam, wrzucając do plecaka paczkę zbożowych ciasteczek, które stanowiły podstawę mojej diety.
Droga do szkoły zajęła nam niecałe półgodziny. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że nie byliśmy. Przed budynkiem stały już nieduże grupki uczniów, którzy rozmawiali ze sobą czy przeglądali notatki przed zbliżającymi się lekcjami.
- Masz już jakieś plany na dzisiaj? - zapytałam spoglądając na niego.
-Pojadę pozałatwiać parę spraw. Gdyby mnie nie było jak skończysz lekcje, zadzwoń - mruknął, uważnie przyglądając się każdej osobie, która przechodziło obok samochodu.
- Mogę wrócić na piechotę - zaproponowałam z uśmiechem.
- Nie możesz, będę w okolicy więc w razie czego mogę szybko przyjechać - prychnął.
- Nie spiesz się - powiedziałam, po czym opuściłam samochód.
Ruszyłam w stronę dużego budynku, zastanawiając się ile zajmie mi znalezienie sekretariatu. Pokonałam kilka stopni, po czym znalazłam się w zatłoczonym wnętrzu. Rozejrzałam się po wnętrzu, nie zauważając niczego co mogłoby przykuć moją uwagę. Była to zwyczajna szkoła pełna szafek, niewygodnych krzesełek i ludzi, którzy przyglądali mi się z zdecydowanie za dużym zainteresowaniem.
Przewróciłam oczami, po czym ruszyłam przed siebie, wyciągając telefon, który zawibrował chwilę wcześniej.
Od Nath:
Powodzenia w nowej szkole kocie xx
Do Nath:
Dzięki x
Kiedy wysłałam wiadomość kolejny raz spojrzałam przed siebie rozglądając się po wnętrzu budynku, aż nie zasłoniły mi go drzwi, w których otwieranie ktoś włożył zdecydowanie za dużo energii, dzięki czemu spotkały się z moją twarzą. Jęknęłam cicho, czując jak łzy zbierają mi się w oczach, przez ból nosa, który nasilał się z każdą sekundą.
- Cholera - usłyszałam zmartwiony głos osoby, która stała przede mną. - Nic ci nie jest?
Ostrożnie odsunęłam dłoń od twarzy i nie poczułam się ani trochę lepiej kiedy zobaczyłam na niej krew. Następnie przeniosłam wzrok na mojego 'oprawcę', którym okazał się być wysoki szatyn. Chłopak wpatrywał się we mnie z przerażeniem w zielonych oczach, nie zwracając przy tym najmniejszej uwagi na ludzi, którzy przyglądali nam się z zaciekawieniem.
- Nie, przecież co chwila dostaje drzwiami, więc co to dla mnie - mruknęłam, skupiając się na tym żeby przestać się w końcu chwiać.
- Źle to wygląda, lepiej zabiorę cię do gabinetu pielęgniarki - bardziej postanowił niż zaproponował.
- To w sumie miłe, ale lepiej radziłam sobie bez ciebie, wiec możesz mnie już zostawić w spokoju - odpadłam, mając nadzieję, że chłopak odpuści sobie granie bohatera.
Przez chwilę po prostu patrzył się na mnie niepewnie, po czym w końcu wzruszył ramionami, co wzięłam za znak że postanowił dać mi spokój. Jednak kiedy wziął mnie na ręce zdałam sobie sprawę, że trochę błędnie odczytałam jego zachowanie. Zaczęłam na niego wrzeszczeć zwracając tym samym uwagę wielu osób, nie licząc oczywiście tych, które już się na nas gapiły.
Chwilę później dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki. Była to starsza kobieta, która wyglądała bardzo sympatycznie i sprawiała wrażenie szczerze zmartwionej na mój widok.
Z jej pomocą wyczyściłam twarz z resztek krwi, które pochodziły z niewielkiego rozcięcia obok mojego nosa, który jak się okazało nie odniósł żadnych poważniejszych obrażeń. Kobieta dla pewności obejrzała go kilka razy, aż w końcu pozwoliła mi iść, życząc udanego dnia.
Kiedy wyszłam na korytarz zobaczyłam chłopaka, który mnie tu przyniósł i przez którego tak właściwie tu jestem.
- Nic ci nie jest? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Spokojnie przeżyje - odpowiedziałam.
Chłopak uśmiechnął się, ukazując przy tym dwa urocze dołeczki w policzkach.
- Jestem Alec, a ty? - zapytał, idąc równo ze mną.
- Sam - mruknęłam podejrzewając, że nie szybko zostawi mnie samą. - Nie masz może lekcji?
- Wolę najpierw upewnić się, że dotrzesz bezpiecznie gdziekolwiek się właśnie wybierasz - wyjaśnił, nie przestając się uśmiechać.
- W takim razie pokaż mi gdzie jest sekretariat i możesz już iść zająć się swoim życiem - westchnęłam, na co lekko skinął głową, wyraźnie niezrażony niczym co do tej pory powiedziałam.
W ciszy zeszliśmy na niższe piętro i już po chwili staliśmy przed drzwiami, które zapewne prowadziły do sekretariatu.
- Wejdę z tobą - oznajmił i wszedł, wpychając mnie przed sobą.
W gabinecie za biurkiem siedziała szczupła kobieta w czarnej sukience. Kiedy popatrzyła na mnie na jej twarzy pojawił się przyjazny uśmiech, co zmieniło się od razu, gdy przeniosła wzrok na mojego towarzysza.
- Ty jesteś tą nową uczennicą, Samantha Stark? - zapytała.
- Tak - odparłam, posyłając jej zakłopotany uśmiech, bo nie byłam do końca pewna co jeszcze miałam jej powiedzieć.
Kobieta lekko skinęła głową, mamrocząc przy tym coś do siebie, po czym wręczyła mi plik kartek.
- A ciebie co tu sprowadza Jackson? - powiedziała z wyraźną niechęcią w głosie.
- Ja tylko pomagam nowej koleżance - oświadczył uśmiechając się dumnie.
- Dziękuję - mruknęłam i wyszłam.
Alec poszedł za mną, cały czas nie przestając się szczerzyć.
- Co masz teraz? - zapytał, patrząc na mnie.
- Teraz... historię - jęknęłam, ponieważ nie przepadałam za wszystkimi znanymi mi nauczycielami tego przedmiotu.
- Zaprowadzę cię - powiedział.
- Skoro musisz - mruknęłam.
- Wiem, że się cieszysz - oznajmił z pewnością w głosie.
Chłopak zaprowadził mnie do klasy, informując mnie, że będzie na mnie czekał po szkole.
Zapukałam i weszłam do klasy.
- Dzień dobry - powiedziałam, patrząc na nauczycielkę, siedzącą za biurkiem.
Spodziewałam się kolejnej starszej pani w za ciasnym sweterku i okrągłymi okularami. Jednak była to młoda kobieta, która przyglądała się mi z zaciekawieniem.
- Jesteś nową uczennicą? - zapytała.
- Jak widać - odpowiedziałam, posyłając jej wymuszony uśmiech.
- Możesz nam coś o sobie opowiedzieć - zachęciła mnie, dyskretnie zerkając na klasę.
Nikt nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego moją osobą, a ja nie miałam ochoty mówić nim niczego.
- Więc mam na imię Samantha, ale nie przepadam za tym imieniem wszyscy mówią mi Sam, wiec jeśli będziecie musieli się już do mnie odezwać to tez możecie to zrobić. Tyle wam powinno wystarczyć - oznajmiłam i zajęłam wolne miejsce obok jakiejś dziewczyny.
Nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję, a ja w tym czasie powoli przesunęłam wzrokiem po osobach znajdujących się w klasie.
- Hej jestem Rose - usłyszałam głos dziewczyny obok, której usiadłam.
Popatrzyła na nią. Miała brązowe włosy, splecione w warkocz, który przerzuciła sobie przez ramię. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, co jakiś czas nerwowo przegryzając wargę.
- Świetnie - burknęłam w odpowiedzi.
Dziewczyna nie mówiła nic więcej. Siedziała i patrzyła się na mnie co zaczęło mnie w końcu denerwować.
- Chcesz czegoś? - zapytałam nie mogąc dłużej wytrzymać.
- Chętnie dowiem się o tobie czegoś więcej, niż tego, że masz na imię Sam -odparła z uśmiechem.
Skończyło się na tym, że Rose zmusiła mnie do opowiedzenia czegoś o sobie. Wbrew moim oczekiwaniom całkiem przyjemnie nam się rozmawiało, a przynajmniej przez chwile. Naszą rozmowę przerwał dzwonek, więc z resztą osób opuściłyśmy pomieszczenie.
Okazało się, że większość lekcji miałyśmy razem, co o dziwo naprawdę mnie ucieszyło. Rose była naprawdę miła, a do tego mówiła tyle, że ja nie musiałam tego robić prawie w ogóle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top