54

~Aron~

Siedziałem w aucie bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń, kompletnie nie wiedząc co mam zrobić. Mijały sekundy, później minuty, które zmieniły się w godziny.

Co ja mam teraz zrobić?

Zamknąłem oczy, próbując przypomnieć sobie, kto w tym cholernym mieście może wiedzieć gdzie ona jest.

- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem... - wyszeptałem z niedowierzaniem, szybko odjeżdżając z podwórka.

Z obrzeży do centrum powinienem dojechać w godzinę z korkami, ale jeśli teraz się pospieszę, mogę zdążyć zanim zacznie się to całe gówno i dojadę tam w niecałe dwadzieścia minut. Dodałem gazu, przeklinając pod nosem tego idiotę, który wymyślił ograniczenia prędkości. Zahamowałem ostro, kiedy zobaczyłem, że jakieś idiotki wchodzą na pasy. Słysząc pisk opon, popatrzyły w moim kierunku z przerażeniem. Zatrzymałem się dokładnie przed nimi, z frustracją uderzając rękoma o kierownicę.

Kiedy zatrzymałem się przed budynkiem, który był moim celem, nie byłem pewny co ja tak właściwie tutaj robię. Nawet jeśli on coś wie, to wątpię, żeby chętnie mi to powiedział.

Sięgnąłem pod fotel, szukając czegoś, co włożyłem tam kilka miesięcy temu. Zacisnąłem szczękę, czując pod palcami broń. Wyciągnąłem pistolet, chowając go za pasek spodni.

Wysiadłem z samochodu i usiadłem na masce. Sprawdziłem godzinę. Miałem jeszcze dwie minuty, aż pracownicy opuszczą budynek. Zostaną tam tylko ochroniarze, oraz oczywiście Hunter.

Wątpiłem, że miał ochotę na rozmawianie ze mną, po tym jak wrzuciłem go do tego basenu. Jednak to jedyna osoba, która może wiedzieć gdzie jest Sam.

Moją uwagę zwrócili ludzie, którzy powoli zaczęli opuszczać budynek. Większość nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Kilkoro przez chwilę zatrzymało na mnie spojrzenie, jednak zaraz wracali do zajmowania się swoimi sprawami.

Po piętnastu minutach stwierdziłem, że większość ludzi już wyszła. Przetarłem rękoma twarz, po czym powoli ruszyłem w kierunku wejścia.

Cicho przeszedłem przez pusty hol. Wsiadłem do windy, patrząc jak drzwi zamykają się za mną z cichym zgrzytnięciem. Nacisnąłem guzik z dwunastym piętrem, słuchając tej okropnej melodii. Kiedy dotarłem na górę, westchnąłem cicho dobrze wiedząc, że już nie ma odwrotu.

Drzwi rozsunęły się, a moim oczom ukazał się długi korytarz. Na jego końcu dostrzegłem, tak jak się spodziewałem, Rick'a oraz Eric'a.

Często zastanawiałem się czy Hunter wybrał ich ze względu na imiona, czy to niezwykły zbieg okoliczności. Na jego miejscu dawno bym zmienił obu, ponieważ są beznadziejni jeśli chodzi o niewpuszczanie mnie do niego. Jeszcze ani razu nie udało im się mnie zatrzymać, aż Hunter w końcu stwierdził, że nie będzie kazał im mnie zatrzymywać. Obiło mi się o uszy, że są tu tylko z powodu jego orientacji. Podobno często zostają po godzinach, do czego żaden z nich nigdy się nie przyznał.

- Cześć Rick, stęskniłeś się? - prychnąłem.

Obaj z niedowierzaniem patrzyli, jak idę w ich kierunku przez korytarz.

- Bailey dla swojego dobra lepiej stąd idź - warknął w odpowiedzi.

Mimo pokaźnej postury nie umieli się bić, chociaż sami uważali inaczej. Patrzyłem z rozbawieniem, jak idą w moim kierunku.

- Chłopcy, dobrze wiecie jak to się skończy - oznajmiłem z rozbawieniem.

Chwilę później przechodziłem nad tymi zwijającymi się z bólu idiotami.

- Może następnym razem pójdzie ci lepiej Ricky - zaśmiałem się, klepiąc go po twarzy.

Podszedłem do drzwi, po czym wszedłem bez pukania. Ze zdziwieniem spojrzałem na trzy duże psy, leżące niedaleko wejścia.

Przyznam, tego się nie spodziewałem.

- Cholera... - mruknąłem, kiedy usłyszałem głuche warknięcie.

- Co tu się dzieje? - usłyszałem głos Hunter'a, który wszedł właśnie do pomieszczenia.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś kazał im się uspokoić - oznajmiłem, patrząc jak powoli do mnie podchodzą.

- Dawno cię nie widziałem - zaśmiał się, widząc to.

- Tak wiem, może usiądziemy? - zaproponowałem, cofając się powoli.

- Okay, powiedzmy, że mnie przekonałeś. Spokój, na razie chcę usłyszeć o co mu chodzi - po jego słowach wszystkie trzy niemal od razu wróciły na legowisko.

Odetchnąłem z ulgą, bo nie byłem pewny czy poradziłbym sobie z nimi.

Szybko dołączyłem do Huntera, który wyszedł na taras i usiadłem obok niego.

- Ładne, prawda? - zapytał z zadowoleniem. - A do tego bardzo skuteczne.

Pokiwałem głową z uznaniem, co jakiś, czas na wszelki wypadek, patrząc w ich kierunku.

- Słucham, co cię tu sprowadza - westchnął, patrząc na mnie z zaciekawieniem.

- Jestem przekonany, że dobrze wiesz po co przyszedłem - odparłem, opierając łokcie na kolanach.

- Domyślam się, że chodzi o tą twoją przyjaciółeczkę, z którą ostatnio tu byłeś - stwierdził z uśmiechem.

- Czyli pomożesz mi? - westchnąłem, wiedząc, że czeka na te słowa.

- Wiesz nie sądziłem, że doczekam się jakiejkolwiek prośby z twoich ust - oznajmił z nieukrywanym zadowoleniem. - Coś obiło mi się o uszy, ale sam dobrze wiesz, że informacje mają swoją cenę.

Na usta wpełzł mi fałszywy uśmiech.

- Targujesz się ze mną - zaśmiałem się, sięgając po pistolet, który położyłem na stoliku między nami.

Hunter spojrzał na niego z zaskoczeniem. Nigdy wcześniej nie przychodziłem do niego uzbrojony, ponieważ zazwyczaj chłopaki przeszukiwali mnie zanim mogłem wejść.

- Tak teoretycznie, twoje życie za informacje. Wystarczy? - zapytałem kpiąco.

- Ja t-tylko żartowałem - odparł śmiejąc się histerycznie. - Możesz t-to wziąć - dodał szybko.

- Tak myślałem - prychnąłem.

- Pamiętasz Julie? - mruknął.

- Tak - warknąłem, krzywiąc się na to wspomnienie. - Nie przypominaj mi tego, wszyscy wiedzą, że to był wypadek. Ja nie chciałem...

- Nie chciałeś jej zabić - dokończył za mnie. - Wiem, mówiłeś mi to dostatecznie dużo razy. Miała syna i męża. Z tego co wiem był bardzo surowy, a po... po jej śmierci tylko się pogorszyło. Ten chłopak nazywa się Jev, a jeden z moich przyjaciół widział jak twoja dziewczyna wsiada z nim do samochodu.

- A wiesz może gdzie teraz jest? - dopytywałem ze zniecierpliwieniem.

- Nie jestem pewien, ale jest taki duży dom w lesie, w którym często zdarza im się przetrzymywać różnych ludzi - odparł.

- Powinienem coś jeszcze wiedzieć? - zapytałem, wstając.

- Jeśli się tam wybierasz to musisz wiedzieć, że nie uznają strzałów ostrzegawczych - odpowiedział.

- Ja też nie.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Za każdym razem kiedy napiszę jakiś rozdział mam wrażenie, że jest beznadziejny...
Dlatego bardzo wam dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze 💖

Jak zauważyliście lub nie, zmieniłam okładkę. Mam nadzieję, że Wam się podoba, chociaż kilka osób wypowiedziało się już negatywnie na jej temat, ale mam nadzieję, że komuś się spodoba 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top