52

Sam 

Przez resztę drogi żadne z nas się nie odzywało. Z rosnącym przerażeniem wpatrywałam się w widok za oknem. Nie dość, że moja orientacja w terenie jest beznadziejna to z tego co widzę ten cały Jev wywozi mnie na jakieś kompletne odludzie.

Co teraz? Zgwałci mnie i zabija, a potem zakopie w jakimś przesympatycznym lasku?

Nie chcę być pesymistką, ale wydaje się to jedna z przyjemniejszych opcji.

- Czego ty w ogóle ode mnie chcesz? Zrobiłam ci coś człowieku? - zapytałam, przerywając milczenie.

- Słonko, tu nie chodzi o ciebie - odparł, wyraźnie rozbawiony moim pytaniem. - Jesteś... jakby ci to powiedzieć. Naszym ubezpieczeniem.

- Ja? Ubezpieczeniem? Zdradzisz mi może przed czym? - parsknęłam.

- Wiesz, że tatuś cię kocha? - zaśmiał się, ale nie brzmiało to za wesoło.

Teraz to ja naprawdę nic nie rozumiem. Facet mnie właśnie uprowadził i tak po prostu pyta mnie czy mój ojciec mnie kocha. Oczywiście, że tak, ale co go to kurwa obchodzi.

- Jeśli nie jesteś pewna to tak. Bardzo cię kocha - odparł, kiedy nie odpowiadałam przez dłuższy czas. - I dlatego będzie mu na pewno bardzo zależało, żebyś bezpiecznie wróciła do domu - oznajmił.

- Z każdym twoim słowem rozumiem cię coraz mniej - odparłam, zgodnie z prawdą.

- Nie musisz zaprzątać tym sobie tej swojej ślicznej główki - mruknął, a ja wzdrygnęłam się na jego słowa. - Zapamiętaj. Jeżeli będziesz grzeczna nic ci się nie stanie.

Przewróciłam oczami, opierając głowę o szybę samochodu. Właśnie wjeżdżaliśmy między jakieś drzewa.

Jeah jest nasz lasek!

- Widzisz, już prawie jesteśmy - oznajmił.

Albo mi się wydaje albo on staje się coraz bardziej rozmowny. Zdecydowanie wolę jego milczącą wersję.

Zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem, ale na dworze było już tak ciemno, że nie byłam w stanie zbyt wiele zobaczyć.

- Idziemy - powiedział Jev wysiadając z samochodu.

Stanęłam obok samochodu, trzymając w rękach mój plecak i odwróciłam się w stronę lasu przez, który przejechaliśmy. Ciekawe jakie mam szanse na to, że udałoby mi się znaleźć jakichś ludzi zanim znowu by mnie złapał.

- Nie radzę - usłyszałam jego głos za plecami, a po chwili poczułam jak jego ręka zaciska się na moim nadgarstku.

Pociągnął mnie w stronę tego domu, czy cokolwiek innego to było. zatrzymał się przed drzwiami, żeby wpisać kod, po czym weszliśmy do środka. Wszędzie były zgaszone światła, przez co panował tu nieprzyjemny półmrok.

- Uważaj na schodu - usłyszałam, kiedy potknęłam się o pierwszy stopień.

- Dzięki - warknęłam, podnosząc się z podłogi.

Weszliśmy na piętro, gdzie na szczęście nie było już tak ciemno. Kilka lamp oświetlało długi korytarz, rzucając cienie na miejsca w których znajdowały się drzwi.

Z jednego z pomieszczeń wyszedł jakiś chłopak. Miał jasne włosy i niebieski oczy. W przeciwieństwie do Jev'a nie zauważyłam u niego żadnych tatuaży oraz był od niego wyższy. Wyglądał na miłego, jak się domyślam, w przeciwieństwie do reszty osób, które mogę tu spotkać.

- Cześć Jev - przywitał się z nim. - A to kto? - dodał, posyłając mi zaciekawione spojrzenie.

- To nasza kochana Samy - zaśmiał się, popychając mnie w jego stronę i przy okazji wyrywając mi z rąk plecak, który rzucił w jego stronę. - Przeszukaj go, a potem możesz jej oddać, a teraz idziemy.

Doszłam do przedostatnich drzwi, kiedy kazał mi się zatrzymać.

- Wchodź - warknął.

Popatrzyłam na niego, nie przejawiając ochoty wchodzenia do tego pomieszczenia. Po krótkim wahaniu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.

Wbrew moim oczekiwaniom był to najzwyczajniejszy w świecie pokój. Łóżko, szafa oraz kilka innych mebli.

- Przyzwyczaj się do tego i nawet nie próbuj stąd wychodzić - powiedział Jev, zatrzaskując drzwi i przekręcając klucz.

Od razu kiedy to zrobił podbiegłam do okna. Odsunęłam je szybko, ale z rozczarowaniem zawiesiłam wzrok na kracie na zewnątrz.

Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim, obejmując rękoma kolana. Oparłam o nie głowę, czując, że zaraz się rozpłaczę. Nienawidzę płakać i czuć się cholernie bezsilna jak teraz.

Jestem skończoną idiotką, która dała się uprowadzić. On nawet nie musiał się starać, powiedział mi coś, a ja mu uwierzyłam.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, co bardzo mnie zdziwiło.

Jasne Jev mnie tu zamknął, ale jakoś nie spodziewałam się, że będzie pukać czy coś z tych rzeczy. Szybko przetarłam twarz, rękawem swetra i popatrzyłam na drzwi.

Moje spojrzenie spotkało się z niebieskimi oczami, tego samego blondyna, którego widziałam na korytarzu. Chłopak uśmiechnął się do mnie niepewnie, wchodząc do pokoju.

- Mogę? - zapytał, siadając obok mnie.

- Szczerze to nie wiem, czemu w ogóle mnie o coś pytasz - odparłam, zachrypniętym głosem.

- Wszystko w porządku?

- Wiesz, właśnie jakiś pieprzony Jev mnie uprowadził, nie wiem co zamierza ze mną zrobić, nigdy nie było lepiej - warknęłam, czując łzy zbierające się w moich oczach.

- Ja... - zająknął się. - Powiedziałbym, że mi przykro, ale raczej to niczego nie zmieni - stwierdził.

Przewróciłam oczami, ale mimo tego uśmiechnęłam się lekko. Miło mi, że będzie tutaj ktoś z kim będę mogła porozmawiać.

- Wiesz na twoim miejscu nie płakał bym tyle, bo wyglądasz wtedy okropnie - dodał.

- Dzięki - mruknęłam, uśmiechając się.

- Od razu lepiej - zaśmiał się. - A teraz radzę ci się przespać, bo jest późno - oznajmił, kierując się do drzwi.

- Powiesz mi chociaż jak masz na imię? - zapytałam, zanim wyszedł.

- Niall - odparł, uśmiechając się.

- Dobranoc Niall - mruknęłam.

- Dobranoc Sam - odparł, po czym wyszedł, a ja znowu zostałam sama.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuje Wam wszystkim 💖

Mamy już 1 mln wyświetleń! To jest naprawdę niesamowite 😍

Jeszcze to do mnie do końca nie dotarło, że tyle osób czyta moją "książkę" i jeszcze im się podoba

Dziękuje 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top