5

Byłam już za połową sezonu, kiedy nagle Aron wszedł do mojego pokoju bez pukania. Posłałam mu mordercze spojrzenie, zamykając urządzenie.

- Nie pomyliły ci się pokoje, słonko? - prychnęłam.

- Zbieraj się, wychodzimy - mruknął, nie zwracając uwagi na to, co powiedziałam.

- Nigdzie ni... - zaczęłam.

- Nie marudź, chciałem cię zostawić, ale Nathan powiedział, żebym wziął cię ze sobą - powiedział przewracając oczami.

Postanowiłam spróbować być dla niego trochę milsza, dlatego, że Nathan mnie o to poprosił. Ruszyłam niechętnie za chłopakiem, zabierając z pokoju telefon i słuchawki.

- Chodź - mruknął, przepuszczając mnie w drzwiach.

Przewróciłam oczami, wychodząc. Gentleman się znalazł. Ruszyłam w kierunku zaparkowanego przed domem, czarnego samochodu.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam, starając się żeby zabrzmiało to miło.

- Do centrum miasta, muszę pogadać z takim jednym gościem - powiedział, w skupieniu prowadząc samochód.

Westchnęłam cicho, opierając głowę o szybę. Wsłuchałam się w piosenkę, która akurat leciała w radiu, jednak z każda mijająca sekundą robiła się coraz gorsza. Stwierdziłam, że przełączę stacje, zanim stracę wiarę w ludzi przez nieznanego mi wykonawcę.

- Co robisz? - usłyszałam głos Arona.

Z zadowoleniem stwierdziłam, że nie brzmiał już jakby był zły, co było dobrym znakiem. Sięgnął ręką do radia, przełączając z powrotem, na co jęknęłam zirytowana, otrzymując w odpowiedzi śmiech chłopaka.

Po chwili zatrzymał się przed jednym z wyższych budynków. Chłopak przez dłuższą chwilę siedział ze skupieniem wpatrując się w ludzi którzy wchodzili lub wychodzili z wieżowca, po czym wysiadł z samochodu nawet się do mnie nie odzywając. Westchnęłam cicho, niechętnie ruszając za nim.

Weszliśmy do środka, gdzie odrazu złapał mnie za nadgarstek, niedelikatnie ciągnąć za sobą.

- Co robisz? - warknęłam.

- Trzymaj się blisko mnie i najlepiej nie odzywaj - szepnął, rozglądając się.

Weszliśmy do windy, którą wyjechaliśmy na 15 piętro. Po charakterystycznym dzwoneczku drzwi powoli się rozsunęły, ukazując nam długi, opustoszały korytarz.

Aron bez słowa ruszył przed siebie, ciądnąc mnie za sobą. Chłopak szedł, nie zwracając uwagi na drzwi, których było tu wiele. Kierował się do drugiego końca korytarzu, a ja zmuszona byłam iść za nim.

- Gdzie my idz... - zaczęłam, ale chłopak uciszył mnie gestem ręki.

Zbliżaliśmy się do ostatnich drzwi, przy których stała dwójka mężczyzn. Obaj mieli na byli ubrani w ciemne garnitury, spod których wyraźnie odznaczała się broń. Schowałem się trochę za Aronem, przyglądając im się uważnie.

- Czego tu szukasz Bailey? - warknął jeden z nich.

- Ciebie też miło widzieć Rick, ale nie mam czasu żeby z tobą rozmawiać - odparł chłopak, posyłając mu krótki, nieszczery uśmieszek.

Mężczyzna spiął się, zaciskając mocno szczękę. Popatrzył na Arona gniewnie, co nie zrobiło na chłopaku większego wrażenia.

- Wpuścisz nas czy nie? - zapytał, unosząc brew.

- Szef nie wspominał, że masz przyprowadzać kogoś ze sobą - odparł mężczyzna, przez chwile uważnie mi się przyglądając. - Możesz wejść, ale dziewczyna zostaje z nami - dodał po chwili.

- Jestem przekonany, że Brandon, w przeciwieństwie do ciebie, nie przestraszy się mojej koleżanki - zaśmiał się i zamiast dalej ściskać mój nadgarstek, splótł razem nasze palce, czego narazie postanowiłam nie komentować.

- Eric, zapytaj szefa czy chce się z nimi widzieć - mruknął w końcu Rick.

Drugi mężczyzna, wszedł do pomieszczenia za drzwiami, zostawiajac nas i Ricka samych.

- Więc co tam u twojej siostry? - rzucił Aron.

Twarz mężczyzny zaczynała robić się czerwona. Ręce zaciskał tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.

Chłopak widząc to szeroko się uśmiechnął, a ja przyglądałam się im zdziwiona.

- O co chodzi? - mruknęłam zwracając na siebie ich uwagę.

- O nic ważnego - odparł z rozbawieniem.

Rick otworzył usta, wyraźnie chcąc coś powiedzieć. Jednak zanim zdążył to zrobić, zza drzwi wyłonił się drugi ochroniarz, oznajmiając, że możemy wyjeść do środka.

Kiedy przechodziliśmy obok Ricka Aron posłał mu triumfalny uśmiech, na co tamten zaczął mamrotać, że jeszcze tego pożałuje.

Znaleźliśmy się w ogromnym pokoju. Stał w nim ogromny szklany stół otoczony czarnymi, skórzanymi fotelami. Po przeciwnej stronie znajdowała się przeszklona ściana, przez która do pomieszczenia wpadały promienie popołudniowego słońca wypełniając je ciepłymi barwami. Na tarasie, który znajdował się za nią stało kilka leżaków, a na jednym zobaczyłam z nich młodego mężczyznę.

- Idziemy - mruknął Aron, lekko ciągnąc mnie za sobą.

Po chwili staliśmy przed wysokim brunetem, który nawet nie raczył wstać. Obrzucił nas lekceważącym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym ponuro.

- Nie chciałem mu uwierzyć kiedy mówił, że przyszedłeś - oznajmił w końcu.

- Musimy porozmawiać - mruknął chłopak.

Brunet wstał i razem z Aronem podeszli do barierki. Przez chwilę rozmawiali cicho, co jakiś czas rzucając mi krótkie spojrzenia.

Popatrzyłam na mojego towarzysza, który wyglądał na zdenerwowanego. W pewnym momencie złapał swojego rozmówce i przerzucił przez barierkę. Z przerażeniem podbiegłam do niego. Popatrzyłam w dół, spodziewając się czegoś okropnego, ale zobaczyłam, że mężczyzna wpadł do basenu, który znajdował się na niższym piętrze.

- Skąd wiedziałeś że tam jest basen? - zapytałam ze zdziwieniem.

- Nie wiedziałem - mruknął i uśmiechnął się.

Popatrzyłam na niego jak na idiotę, ale chłopak wzruszył tylko ramionami.

- Musimy iść zanim zorientują się, że coś jest nie tak - powiedział rozbawiony.

Po chwili jechaliśmy z powrotem do domu. Dochodziłam do siebie po tym co właśnie się stało. Wiem, że ten facet jest cały i zdrowy, na ale przez chwile naprawdę myślałam, że Aron go zrzucił.

A jeśli o nim mowa, to co jakiś czas patrzył na mnie cicho chichocząc. Najpierw nie zwracałam na to uwagi, ale po pewnym czasie zaczęło mnie to denerwować.

- Co ci się dzieje?! - powiedziałam siląc się na miły ton.

- Po prostu nie mogę, zapomnieć twojej miny, jak go przerzuciłem - odpowiedział
śmiejąc się.

- Zamknij się - mruknęłam zirytowana.

Chłopak co jakiś czas posyłał mi rozbawione spojrzenie. Przewróciłam oczami, ignorując go.

Po krótkim czasie byliśmy w domu. Nie czekając na niego, wysiadłam, kierując się do budynku. Weszłam i zdjęłam buty. Skierowałam się do kuchni, w celu sprawdzenia zawartości lodówki. Nie zobaczyłam w niej jednak nic ciekawego.

Usłyszałam, że Aron też wszedł, a po chwili zobaczyłam go w drzwiach. Oparł się o ścianę z założonymi rękami i zaczął mnie obserwować.

- Nie było tak źle? - zapytał z uśmiechem na twarzy.

- No wiesz, bywało gorzej - mruknęłam. - Zajęty jesteś?

- Aktualnie nie - odpowiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Więc będę ci bardzo wdzięczna jeśli pojedziesz po zakupy - oznajmiłam szczerząc się.

Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, po czym pokiwał przecząco głową. Odepchnął się od ściany i usiadł na jednym z krzeseł.

- Nie ma takiej opcji - odparł, rozsiadając się wygodniej.

- W takim razie musisz mnie zawieźć do sklepu - powiedziałam wzruszając ramionami.

Chłopak przewrócił oczami, opierając brodę na rękach.

- Nic nie muszę - odpowiedział. - Ale zastanowię się jeśli mnie poprosisz - dodał z złośliwym uśmieszkiem.

- W takim razie umrzemy z głodu - stwierdziłam wzruszając ramionami.

Ruszyłam do pokoju, po drodze biorąc jabłko. Chłopak wstał i szedł za mną. Jeśli mam być szczera to zaczynało mnie to trochę denerwować. To, że ma mnie pilnować, nie znaczy chyba, że musi za mną chodzić.

- Tylko teraz bądź grzeczna - powiedział idąc do swojego pokoju.

- Chciałbyś - odpowiedziałam zamykając drzwi mojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top