49
Siedzieliśmy w ciszy, którą zakłócało jedynie ciche tykanie zegara. Aron z zamyśloną miną bawił się moimi włosami, dlatego postanowiłam mu nie przerywać.
Oprałam się o jego tors, wdychając zapach jego perfum, który działał na mnie bardzo uspokajająco. Poczułam, że moje powieki robią się coraz cięższe i zanim się zorientowałam, zasnęłam wtulona w chłopaka.
~~~~~~parę godzin później~~~~~~
Obudziłam się z twarzą na czymś miękkim. Usiadłam rozglądając się po pomieszczeniu. Wciąż leżałam na sofie, ale byłam tu całkiem sama.
Mój wzrok przyciągnęła mała, biała kartka, która leżała na stoliku przede mną. Niewiele myśląc sięgnęłam po nią.
"Muszę coś załatwić, wrócę wieczorem.
A."
Odłożyłam ją, wygrzebując się spod koca, którym zapewne on mnie przykrył.
Na dworze było ciemno, więc powinien niedługo wrócić...
Powolnym krokiem ruszyłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę soku i usiadłam na blacie.
- Jest ktoś w domu? - krzyknęłam.
Odpowiedziała mnie cisza, co znaczyło, że nie ma Natha, Clary i Suzy. Co do Carolyn nie byłam pewna. Obstawiałam, że nawet gdyby była, nie odpowiedziałaby mi, ani tym bardziej nie przyszłaby tutaj, ale to nawet lepiej.
Po prau minutach usłyszałam szczęk klucza przprzekręcanegozamku, co oznaczało koniec mojej samotni.
- Sam jesteś tu? - usłyszałam zasapany głos Arona.
- Kuchnia - odparłam na tyle głośno żeby usłyszał.
Po chwili chłopak wszedł do pomieszczenia z wielkim pudłem w rękach.
- Wiem, że nie masz urodzin ani nic w tym rodzaju, ale to nie jest prezent - zaśmiał się, wskazując brodą pudło. - A teraz zobacz - dodał, szczerząc się.
Powoli podeszłam do kartonu, przyglądając mu się niepewnie. Było to najzwyczajniejsze na świecie pudełko. Zbliżyłam się do niego ostrożnie, ale momentalnie odskoczyłam, ponieważ coś w środku się poruszyło..
- Co tam jest? - pisnęłam.
- Nie bój się tylko otwieraj - odparł, wyraźnie z czegoś zadowolony.
Kolejny raz podeszłam do podła, w którym teraz na pewni coś się poruszało. Powoli otworzyłam je a moim oczom ukazała się śliczna psia mordka.
Niewiele myśląc wyciągnęłam szczeniaka ze środka, tuląc go do siebie. Był to mały rottweiler. Taka moja mała wersja Rocky'ego.
- Co? Ale skąd ty go masz? - zapytałam, głaszcząc malucha.
- Rozmawiałem trochę z Alec'iem i dowiedziałem się skąd jego przyjaciel wziął swojego a z tego co pamiętam chciałaś mieć jakiegoś zwierzaka - wytłumaczył.
- Tak, ale jak też zapewne wiesz nie mogę - westchnęłam, nie mogąc przestać głaskać szczeniaka, któremu najwyraźniej wcale to nie przeszkadzało.
- Wiem i dlatego to mój pies, ale możesz pomagać mi się nim zajmować - oznajmił, szczerząc się.
Popatrzyłam po raz kolejny na czarnobrązowego malucha, którego trzymałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Wymyśliłeś mu imię? - zapytałam z nieukrywanym podekscytowaniem.
- Zostawiłem to dla ciebie, ale na pewno nie nazwiesz go Puszek ani nic podobnego - oznajmił surowym tonem, wciąż się uśmiechając.
- Nie znasz się, prawda Puszek? - zaśmiałam się, tym razem zwracając się do psa.
Maluch zaszczekał cicho. Chyba naprawdę nazwę go Puszek.
- Nawet tak do niego nie mów - prychnął chłopak, zabierając go ode mnie.
- Co tu się dzieje? - usłyszeliśmy głos Nath'a, który właśnie wszedł do domu.
- To imię jest beznadziejne! - krzyknął Aron z salonu.
- Wcale nie jest piękne! - fuknęłam, idąc w tamtym kierunku.
- Sam czy ty do cholery jesteś w ciąży?! - zapytał wyraźnie zdezorientowany Nathan.
Zatrzymałam się przed nim, powtarzając sobie jego słowa w głowie. Co? Jak ciąża?!
- Kto jest w ciąży? - Clary zaczęła przyglądać mi się z zaciekawieniem.
- Jakiej znowu ciąży? - prychnęłam, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Nie wykręcaj się, słyszałem jak kłócicie się o imię dla dziecka. Kiedy mieliście zamiar mi powiedzieć - Nathan wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego.
- Co? Jakie znowu dziecko, to tylko pies - wyjaśnił szybko Aron, na dowód pokazując im szczeniaka.
Nath przyglądnął mu się, po czym przeniósł wzrok na nas.
- Czyli to tylko pies? - zapytał, żeby się upewnić.
- Tak - potwierdziłam, przewracając oczami.
- A ty nie jesteś w ciąży? - dopytywał się.
- Nie, nie jestem - fuknęłam.
Chłopak ostatni raz przyglądnął mi się uważnie, po czym wypuścił głośno powietrze, siadając na podłodze.
- Przez chwilę naprawdę myślałem, że będziecie mieć dziecko - wyjaśnił z wyraźną ulgą w głosie.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie - jęknęłam.
- Wierze ci, tylko po prostu...
- Wiesz lepiej się do tego przygotuj, bo kiedyś to będzie prawda - stwierdził Aron za moimi plecami.
Wszyscy odwróciliśmy się do niego, co bardzo go zdziwiło.
- O co wam chodzi? Prędzej czy później będziemy mieć dzieci. Przecież to chyba normalne, nie? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Co jakie znowu dzieci? - zapytałam ze zdziwieniem.
No przepraszam bardzo, nie wiem o co im wszystkim chodzi. Znaleźli sobie temat, a do tego czuję się jakbym nie miała tu nic do powiedzenia.
- Nasze - odparł, szczerząc się. - Ale pies na razie wystarczy - dodał, idąc z powrotem do pokoju.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Umm... więc tak.
Długo mnie tu nie, było. Wiem. Przepraszam Was za to bardzooo...
Ogólnie byłam nad morzem i nie mogłam zebrać się do napisania czegokolwiek
Teraz wróciłam i czekały na mnie wszystkie te zaległości w szkole więc nawet gdybym napisała, że rozdziały będą pojawiać się tak często jak dawniej to nie jestem pewna czy by mi się udało. Ale naprawdę postaram się na chociaż jeden - dwa w tygodniu.
Wybaczcie mi tą nie obecność bo...
mam urodziny 😄 (musiałam sie pochwalić)
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został...
Do następnego 😘!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top