32
Wpatrywałam się w imię chłopaka, które wyświetliło się na ekranie telefonu.
Po chwili odebrałam z lekkim wahaniem.
-Nath?-zapytałam nie pewnie.
-Tak kocie-usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka.
Wypuściłam powietrze, które nie świadomie wstrzymałam. Nie wiem dlaczego, ale kiedy zobaczyłam jego numer, pomyślałam, że coś mogło mu się stać i... ktoś dzwoni żeby mi to powiedzieć. Ale w momencie gdy usłyszałam głos chłopaka, kamień spadł mi z serca.
-Jak się czujesz?-zapytałam natychmiast.
-Nie jest źle, ale bywało lepiej-wychrypiał.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam debilu-fuknęłam.
-Sami spoko...-zaczął, ale przerwał mu napad kaszlu.
Nie brzmiał on najlepiej. Mam nadzieje, że chłopak wkrótce wyzdrowieje.
-Tak w ogóle gdzie jesteś?-zapytałam, marszcząc brwi.
-Ja? W szpitalu-jęknął.
-Byłam u ciebie-oznajmiłam.
-Tak, ale z tego co wiem nie wchodziłaś do mnie-mruknął.
-Niestety... nie wiem czemu w ogóle robisz z siebie takiego tajniaka-prychnęłam.
-Ale dobre wieści za kilka tygodni będę mógł przyjechać-oznajmił.
-Świetnie-powiedziałam cicho.
Wiem, że powinnam się cieszyć, że Nath przyjedzie, ale to oznacza, że Aron będzie musiał wyjechać. Pokłóciłam się z nim, ale to nie zmienia faktu, że zależy mi na tym pieprzonym dupku.
-Wiesz jakoś nie słyszę żebyś skakała ze szczęścia-stwierdził.
-Nie Nath na prawdę się cieszę-odparłam ale sama nie słyszałam przekonania w swoim głosie.
-Jeśli chodzi ci o to, że Aron będzie musiał cię zostawać to spokojnie, jeszcze nie teraz. Chociaż wiesz, że to nastąpi wcześniej czy później-powiedział łagodnie.
Doskonale o tym wiedziałam, że pewnego pięknego dnia Aron spakuje się i wyjedzie, zostawiając mnie. Wolałam jednak o tym nie myśleć, bo dziwnie się wtedy czułam.
-Dlaczego tak? O co chodzi, bo nie rozumiem-mruknęłam.
-Wiesz, że jestem w szpitalu-stwierdził, a ja cicho przytaknęłam.-Jak wyjdę mam tydzień przerwy od pracy, więc postanowiłem w końcu cię odwiedzić.
-Zgodzę się z tobą "w końcu"-zaśmiałam się, a on razem ze mną.
-A poza tym Aron wtedy od ciebie odpocznie. Dziwię się, że ten chłopak tyle z tobą wytrzymał-dodał.
-Ha-ha-fuknęłam.
-Mówiłem żeby pan nie rozmawiał długo z dziewczyną. Rozumiem, że się martwi o pana, ale dla pana dobra proszę się już pożegnać. Musi pan odpoczywać-usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny, który chyba był lekarzem.
-Z dziewczyną? Nath'uś czy ja o czymś nie wiem?-zaśmiałam się.
-A myślisz, że pozwoliliby mi zadzwonić do córki szefa, która jest moją najlepszą przyjaciółką?-zapytał ściszając głos.
-No nie-zgodziłam się.
-Więc aktualnie Samantho Stark jesteś moją zrozpaczoną dziewczyną, która nie śpi nocami, ponieważ martwi się o mnie-oświadczył.
-Przykro mi ale twoja dziewczyna jest już zajęta-zaśmiałam się.
-Szkoda mi tego chłopaka-powiedział poważnym tonem, po czym wybuchnął śmiechem.
-Bardzo śmieszne-fuknęłam.-Odpocznij sobie i zadzwoń jeszcze.
-Pa kocie-powiedział, rozłączając się.
Odłożyłam telefon i w końcu zasnęłam.
~Aron~
Siedziałem w swoim pokoju, przysłuchując się głosowi dziewczyny. Nie rozróżniałem słów, ale stwierdziłem, że rozmawia przez telefon.
Jedyna osobą, z którą mogła rozmawiać, według mnie, był ten pieprzony dupek Alec. Widziałem go kilka razy, ale wystarczyło mi to żeby go nienawidzić.
Jeśli miałbym się nad tym zastanowić, to tak na prawdę nie miałem powodów żeby to robić.
Sam nie wiem dlaczego miałem ochotę zabić każdego chłopaka, który chociaż popatrzył na Sam. Jeśli miałbym siebie teraz posłuchać to pewnie brzmię jak jakiś zakochany debil ale trudno.
Woah...
Pierwszy raz przyznałem przed sobą, że się w niej zakochałem. Swoje reakcje na jej znajomych, płci przeciwnej, zwykle tłumaczyłem sobie tym, że starałem się ją chronić, bo takie dostałem zadanie.
Wyrwałem się z natłoku myśli, tłoczących się w mojej głowie i popatrzyłem na telefon, który trzymałem w ręce.
Kolejny raz wpisałem rząd cyfr, a następnie wcisnąłem zieloną słuchawkę. Nie mówiłem nic Sam, ale widziałem jej sms'y z jakimś gościem. Jeśli on sobie myśli, że może bawić się w jakiegoś pieprzonego stalkera to na pewno nie z nią.
Kolejny raz nie odebrał. Westchnąłem cicho, zirytowany. Ponownie wpisałem numer i czekałem.
-Tak?-usłyszałem nie pewny głos, dobiegający z telefonu.
Głos należał na pewno do kobiety, co mnie zdziwiło bo z wiadomości wynikało, że posiadaczem numeru był mężczyzna.
-Pani jest właścicielką tego numeru?-zapytałem, marszcząc brwi.
-Nie, to telefon mojego szefa ale nie ma go w pracy. Tyle razy pan dzwonił, że postanowiłam odebrać-wydukała.
-Czemu go nie ma?-warknąłem.
-Miał wypade...-urwała.-Tak w ogóle nie wiem nawet kim pan jest i chyba nie myśli pan, że panu będę zdradzać takie informacje-oznajmiła urażona.
-Niech mi pani do cholery powie czyj jest ten telefon?-starałem się ukryć narastającą irytację ale marnie mi to wychodziło.
-Kim pan w ogóle jest?-fuknęła.
-Aron Bailey, teraz pani kolej-powiedziałem, przewracając oczami.
-Cholera...-wyrwało jej się.-Najmocniej pana przepraszam-dodała pośpiesznie.
-Za co? My się w ogóle znamy?
-Panie Bailey to telefon Nathan'a, chciał sprawdzić pana skuteczność, ale wypadek uniemożliwił mu kontynuacje...-nie dałem jej skończyć, tylko rozłączyłem się.
Pieprzony Nathan. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nienawidzę kiedy ktoś mnie sprawdza.
Jest jedynym chłopakiem, o którego nie jestem zazdrosny. Tak na prawdę dzięki niemu poznałem Sam. Powiedział mi, że to idealna dziewczyna dla mnie, ale nie przejmowałem się tym.
Zanim ją poznałem w ogóle nie zwracałem uwagi na innych ludzi. Moje życie było skupione wokół pracy. Zaczynałem zlecenie. Kończyłem. Przychodziłem po nowe.
Starałem się nie myśleć kiedy skończę to. Będę musiał wyjechać. Ale ja tak cholernie chciałbym móc z nią tu zostać.
W tym momencie wydawało mi się to jednak nie możliwe...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top