2

Zaczęłam opowiadać Nath'owi o mojej kłótni z nauczycielką i wyrzuceniu ze szkoły, a on w odpowiedzi tylko wzdychał, czekając aż skończę.

- Znowu? - jęknął zrezygnowany. - A wiesz co w tym najgorsze? Mam wrażenie, że tobie wcale nie jest przykro z tego powodu.

- Jak ty mnie dobrze znasz - powiedziałam z uśmiechem. - Poza tym dobrze wiesz, że nie lubiłam tamtej szkoły.

- Ale teraz muszę ci znaleźć inną - westchnął, wyraźnie dając mi znak, że nie ma ochoty tego robić.

- Dasz radę - powiedziałam, starając się brzmieć pocieszająco.

- Nie uwierzysz, ale nie każda szkoła pragnie przyjąć ucznia z twoją kartoteką - fuknął cicho, a ja przygryzłam policzki żeby się nie roześmiać.

Tak... nazbierało się tego trochę. Ucieczki z lekcji, kłótnie z nauczycielami, wybicie kilku okien... długo by wymieniać. No i były też tam wypisane wszystkie moje poprzednie szkoły oraz powody przez, które już do nich nie chodzę.

- Może zdradzisz mi ile jeszcze zostało mi czasu wolności - mruknęłam bez entuzjazmu.

- Niedługo, właściwie znalazłem chyba kogoś idealnego, tylko jeszcze muszę z nim o tym porozmawiać i zapytać twojego ojca, czy nie ma nic przeciwko. Myślę, że powinniście się ze sobą jakoś dogadać - oznajmił.

Dogadamy? Nikt nie potrafił wytrzymać ze mną dłużej nie licząc taty, Nath'a, Clary i jej rodziców.

- Zapomniałam ci powiedzieć, że znowu pokłóciłam się z Clary - mruknęłam.

Chłopak w odpowiedzi głośno westchnął.

- O co tym razem? - jęknął.

- Powiedziałam jej, że uważam Krisa za skończonego dupka. Wiesz on jest od niedawna jej chłopakiem. Ona twierdzi, że go nie znam i powinnam poznać, ale ja nie mam zamiaru tego robić - powiedziałam i czekałam na jego reakcje.

- Sam, czy tylko mi się wydaje, że wy kłócicie się o byle gówno? Proszę cie... Ona ma racje, nie znasz go więc nie możesz wiedzieć jaki jest. Ale z drugiej strony jeśli nie chcesz go poznawać ona nie powinna cie zmuszać skoro nie są ze sobą długo. Chyba wie jak wyglądają twoje stosunki z... w sumie każdym - odpowiedział.

Westchnęłam cicho, bo chłopak jak zawsze miał rację.

- Czyli muszę ją przeprosić? - westchnęłam w końcu.

- Powinnaś - mruknął, wyraźnie zadowolony, że udało mu się mnie do tego przekonać.

- Okay, dzięki Nath - powiedziałam.

- Trzymaj się kocie. Tylko pamiętaj, masz być miła - odpowiedział i rozłączył się.

Rzuciłam telefon obok siebie, po czym schowałam twarz w rękach, żeby się skupić. Musiałam porozmawiać z Clary i to najlepiej jak najszybciej.

Wstałam z sofy i ruszyłam w stronę wyjścia. Po drodze wzięłam kurtkę i telefon. Ubrałam buty, po czym wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Włożyłam klucze do kieszeni i ruszyłam chodnikiem w kierunku domu Clary.

Gdy byłam w połowie drogi, zaczęło padać. Super! Po prostu zaje-kurwa-biście! Naciągnęłam kaptur na włosy, które i tak już zdążyły zmoknąć.

Nagle przejeżdżający obok mnie samochód wjechał w kałużę, dzięki czemu cała jej zawartość znalazła się na mnie. Mój spacer z każdą sekundą robił się po prostu coraz lepszy!

Zaczęłam oddychać głębiej, żeby uspokoić się zanim dojdę w końcu do domu Clary.

Usłyszałam, że nadjeżdża kolejny samochód. Kurwa... Jednak wbrew moim oczekiwaniom nie ochlapał mnie, tylko zatrzymał przede mną.

Szyba od strony pasażera odsunęła się, a moim oczom ukazała się twarz ojca mojej przyjaciółki.

-Sam? Dziecko jak ty wyglądasz! Wsiadaj!-usłyszałam jego oburzony głos.

Cała ociekająca wodą weszłam do pojazdu, w którym panowało przyjemne ciepło.

- Dziewczyno chcesz się rozchorować?! Gdzie idziesz w taką pogodę?! - mówił zdenerwowanym tonem.

Rodzice Clary zawsze bardzo mnie lubili. Traktowali mnie prawie jak drugą córkę. Nie raz wysłuchiwałam od nich kazania na temat mojego zachowania.

- Wujku nic mi nie będzie -  mruknęłam, zapinając pasy.

- Mam nadzieje, że nic ci nie będzie. W przeciwnym razie inaczej sobie porozmawiamy. Czyli gdzie idziesz w taką pogodę? - powiedział trochę spokojniej.

- Tak właściwie to do was - odparłam, uśmiechając się.

Mężczyzna pokiwał twierdząco głową i całą swoją uwagę skupił na drodze. Najprawdopodobniej właśnie wracał z pracy, ubrany w szarą koszule i ciemne jeansy. Czarne włosy zmierzwione wiatrem opadały mu na czoło. Każda osoba, która znała Williama Whyte'a zauważyła by że jest zmęczony. Świadczyły o tym podkrążone oczy oraz wyraźnie spięte ramiona. 

- Wujku myślę, że powinieneś odpocząć - zasugerowałam.

Twarz mężczyzny rozjaśnił lekki uśmiech, dzięki czemu jej wyraz złagodniał.

- Wiem Sam, wiem. Miałem poważny przetarg ale na szczęści wszystko się udało - powiedział wesoło, ale mimo to w jego głosie słyszałam zmęczenie.

Pokiwałam lekko głową. Tata Clary zrobiłby wszystko żeby uszczęśliwić żonę i córkę. Zawsze było po nim widać gdy w pracy coś było nie tak, chociaż za wszelką cenę starał się to ukryć.

- Jesteśmy - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Kiedy wysiadłam z samochodu akurat zawiał silny wiatr, przez co zadrżałam, ponieważ dalej byłam cała przemoczona.

- Teraz szybko do domu, bo zaraz dostaniesz zapalenia płuc - skarcił mnie, rzucając mi klucze.

Bez narzekania szybko podbiegłam do drzwi i otworzyłam je. Gdy tylko weszłam otoczyło mnie przyjemne ciepło.

- Will w końcu wróciłeś... - usłyszałam kobiecy głos. - Sam! Dziecko ty jesteś cała mokra! - wykrzyknęła żona mężczyzny, kiedy tylko mnie zobaczyła.

- Cześć ciociu - powiedziałam, szybko zsuwając ze stóp przemoczone buty i odstawiłam je na miejsce zarezerwowane dla mnie.

- W tej chwili idź do łazienki i zdejmij te przemoczone ubrania! Clary zaraz przyniesie ci coś suchego - usłyszałam.

Potulnie weszłam po schodach i skierowałam się do łazienki. Zdjęłam mokre, ubrania zostając w samej bieliźnie. Powiesiłam je na grzejniku żeby wyschnęły.

- Co ty robiłaś na dworze w taką pogodę?! Chcesz się rozchorować i wziąć mnie na litość? Myślisz, że jak będziesz chora to już nie będę na ciebie zła - zaczęła wrzeszczeć Clary.

Rzuciła we mnie ubraniami, które zostawiłam u niej na wszelki wypadek. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie, na co wystawiła mi język.

Ubrałam się szybko i od razu było mi cieplej. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Dziewczyna przyniosła mi czarne rurki i bluzę tego samego koloru.

- Właściwie to przyszłam cię przeprosić - mruknęłam cicho, poprawiając włosy.

- No ja myślę - zaśmiała się Clary.

Posłałam jej zirytowane spojrzenie, a ona uśmiechnęła się niewinnie.

- Nie wiem nic o tym twoim Krisie i nie powinnam go oceniać. Ale nie zmusisz mnie żebym się z nim zaprzyjaźniła - powiedziałam a ona się uśmiechnęła.

- Jakie wzruszające przeprosiny - powiedziała parskając śmiechem.

- Czyli nie jesteś zła? - zapytałam.

- Oczywiście, że nie jestem - powiedziała, rzucając mi się na szyje.

Przytuliłam ją i odetchnęłam z ulgą. Gdzieś w środku obawiałam się, że może z tego wyniknąć coś gorszego niż zwykła kłótnia, ale na szczęście okazało się, że było to niepotrzebne.

- No dobra bo mnie udusisz - wysapałam.

Dziewczyna odsunęła się ode mnie a ja popatrzyłam na nią z uśmiechem. Swoje czarne włosy miała spięte w luźnym koku. Miała na sobie jeansy i czarną bluzę.

- Chodź zrobię ci herbatę - powiedziała i wyszła nie czekając na mnie.

- Wysuszę włosy i zejdę - krzyknęłam, po czym sięgnęłam do szafki po lewej stronie lustra, z której wyciągnęłam suszarkę.

Podłączyłam ją do prądu i szybko wysuszyłam włosy. Poprawiłam je trochę, żeby wyglądały trochę lepiej, po czym wyszłam z łazienki.

Zbiegłam na dół i zobaczyłam wujka siedzącego z gazetą przy stole. Jednak kiedy usłyszał, że schodzę odłożył ją, patrząc na mnie z miną 'musimy porozmawiać młoda damo', co sprawiło, że miałam ochotę wrócić z powrotem na górę.

- Za późno - szepnęła Clary, przechodząc obok mnie z kubkiem herbaty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top