♡♡

Stałam pochylona nad książką kucharską, ale jakoś nie mogłam odnaleźć większego sensu w słowach, które czytałam chyba po raz setny. Jednak wciąż nie wiedziałam jakim cudem z tych wszystkich składników mam zrobić obiad, po którego spożyciu moja rodzina nie wyląduje w szpitalu. 

- Nikt nie mówił, że będzie łatwo - mruknęłam do siebie, zaczynając od początku. 

Jednak zanim doczytałam do drugiego zdania, usłyszałam cichy trzask drzwi. Chwilę później do kuchni weszła Amber a za nią Puszek, który nie odstępował jej na krok kiedy Aron wyjeżdżał. 

Pamiętam, że przed swoim pierwszym wyjazdem usiadł przy nim i powiedział mu, że ma pilnować jej aż on wróci. Przez pierwszy tydzień Puszek wychodził z jej pokoju tylko za potrzebą, a kiedy już zaczynałam się o niego martwić trochę odpuścił, choć i tak starał się mieć ją na oku. Teraz ograniczał się do spania w jej pokoju oraz co jakiś czas chodził za nią przez cały dzień.

- Mamusiu kiedy tata przyjedzie? - zapytała, siadając na jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej. 

- Przecież sama się go wczoraj pytałaś - odparłam z rozbawieniem. 

- Ale myślałam, że przyjedzie wcześniej - westchnęła głośno. - Obiecał, że pójdzie ze mną na urodziny Emmy - dodała, podpierając głowę na ręce.

- Wiesz, że nie zawsze udaje mu się przyjechać, nawet jeśli bardzo chce - powiedziałam, podchodząc do niej i delikatnie ją przytulając.

Cieszyłam się widząc uśmiech córki, kiedy Aron obiecywał jej, że dziś przyjedzie. Jednak przeczuwałam, że może mu się to nie udać, bo zazwyczaj spóźniał się kilka dni, niezależnie od tego jak bardzo chciałby przyjechać wcześniej.

- A Liam idzie? - zagadnęłam, nie mogąc dłużej patrzeć jak Amber siedzi ze zwieszoną głową.

- Nie, bo Emma się w nim zakochała, a on jej nawet nie lubi - odparła, wzruszając ramionami.

- Tak ci powiedział? - zaśmiałam się, na co ona w odpowiedzi skinęła głową. - A mówił coś jeszcze?

- Tylko to, że lubi bardzo kogoś innego ale mi nie powie kogo - odparła, marszcząc nos, tak jak zawsze kiedy coś ją irytowało.

Uśmiechnęłam się lekko. Można powiedzieć, że jej słowa częściowo potwierdzały moje przypuszczenia. Może za kilka lat coś będzie między tą dwójką. Coś z czego Aron na pewno nie będzie zadowolony.

- Dobrze kochanie, ale teraz musimy już iść - oznajmiłam, kiedy zorientowałam się, że za pięć minut będziemy spóźnione. - Włóż wszystko do samochodu, a ja za chwilę przyjdę - oznajmiłam, po czym poszłam ubrać na siebie coś na czym nie ma mąki. 

- Tylko ubierz sukienkę - oznajmiła. 

- Muszę? - jęknęłam, patrząc na nią błagalnie, ale ona pokiwała twierdząco głową, nie zwracając uwagi na moją minę. 

W ten właśnie sposób skończyłam jadąc do Emmy w czarnej sukience, która jakimś cudem znalazła się w mojej szafie. Amber miała na sobie granatową sukienkę, która ślicznie komponowała się z kolorem jej oczu, który odziedziczyła po ojcu. 

- Mam nadzieję, że zabrałaś wszystko - westchnęłam, patrząc jak moja "samodzielna" córka wyciąga z samochodu wszystkie torby, które wcześniej do niego włożyła. - Jesteś pewna, że nie chcesz żebym ci pomogła?

- Jestem już duża, poradzę sobie - oznajmiła urażonym tonem. 

- Oczywiście - odparłam, przewracając oczami.

- Mamo, musisz pojechać do domu! - pisnęła, kiedy skończyła przeglądać wszystkie przywiezione paczki. 

- Dopiero przyjechałyśmy, mówiłam ci żebyś zabrała wszystko - fuknęłam.

- Na stole w kuchni powinno leżeć pudełko owinięte srebrnym papierem w gwiazdki - wyjaśniła, nie zwracając uwagi na moje słowa. - Powiem mamie Emmy, że trochę się spóźnisz. 

Patrzyłam z niedowierzaniem jak odwraca się ode mnie i idzie do domu swojej koleżanki. Chyba ktoś podmienił mi dziecko w szpitalu.

- Mamo pospiesz się - ponagliła mnie, zanim zamknęła za sobą drzwi. 

Westchnęłam, wsiadając z powrotem do samochodu. Kiedy dojechałam do domu stwierdziłam, że kiedy Aron wróci musimy pojechać na jakieś wakacje. Dawno nigdzie nie byliśmy i na pewno dobrze nam to zrobi. Może nawet uda mi się namówić Nathana, żeby razem z Alec'iem i Liam'em pojechali z nami.

Otworzyłam drzwi i ruszyłam do kuchni. Tak jak mówiła Amber, na stole leżała kwadratowa paczuszka, owinięta jakimś srebrnym papierem. Wzięłam ją z zamiarem szybkiego opuszczenia domu, jednak zatrzymałam się przed drzwiami. Wydawało mi się... że słyszę szum wody na górze.

Odłożyłam prezent dla Emmy, po czym  ruszyłam powoli w kierunku schodów. Stanęłam na ich szczycie i teraz wyraźnie słyszałam szum wody. Idąc do łazienki podniosłam z podłogi kij baseballowy Arona, którym Amber musiała się wcześniej bawić, bo w przeciwnym razie nie leżałby tutaj. 

Stanęłam przed drzwiami i po odliczeniu do trzech powoli je otworzyłam, zaciskając rękę na uchwycie kija. Wbrew moim przypuszczeniom pomieszczenie było puste. Ze zdziwieniem podeszłam do kranu i przekręciłam kurek, zakręcając wodę, która wciąż się lała. Widocznie Amber tak się spieszyła, że zapomniała zakręcić. 

Wzdrygnęłam się, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił mi ręce za plecami. Nie zastanawiając się, kopnęłam go w piszczel, wyszarpując ręce, po czym zamachnęłam się trafiając go w szczękę. 

- Nie spodziewałem się takiej reakcji - jęknął dobrze znany mi męski głos. 

Z niedowierzaniem popatrzyłam na stojącego przede mną Arona, który trzymał się za szczękę. 

- Myślałem, że bardziej się ucieszysz kiedy mnie zobaczysz - zaśmiał się, kiedy dalej stałam wpatrując się w niego z niedowierzaniem. 

Otrząsnęłam się z szoku i pokonałam dzielącą nas odległość łącząc nasze usta. Wplotłam palce w jego włosy, które były już trochę za długie, co wcale mnie nie dziwiło, ponieważ minęło całe cztery miesiące odkąd ostatnio był u fryzjera. Uśmiechnęłam się kiedy przycisnął mnie do siebie mocniej, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Zjechałam rękami wzdłuż jego ramion i poczułam jak lekko wzdrygnął się kiedy to robiłam. 

- Hej wszystko w porządku? - zapytałam, delikatnie się od niego odsuwając. 

- Tak - odparł natychmiast, kolejny raz łącząc nasze usta, jednak kiedy ścisnęłam delikatnie jego lewe ramię, sam odsunął się ode mnie nabierając głośno powietrza.

- No dalej pokarz mi to - westchnęłam, wyjmując apteczkę z szafki. 

- To tylko draśnięcie - oznajmił, zdejmując z siebie ciemno szarą bluzę. 

Powoli zdjęłam niestarannie założony opatrunek i skrzywiłam się na widok "draśnięcia", które okazało się dość głęboką raną. 

- Trzeba to zszyć - stwierdziłam, ponieważ wciąż krwawił. 

- Skoro tak mówisz - westchnął, sadzając mnie na szafce, ułatwiając mi tym samym dostęp do swojego ramienia. 

Powoli oczyściłam ranę i zaczęłam ją zszywać. Jednak nie mogłam się w pełni na tym skupić, ponieważ Aron uparcie się we mnie wpatrywał. 

- Możesz się tak na mnie nie gapić - jęknęłam, zatrzymując się na chwilę. 

- Nie widziałem cię cztery miesiące, nawet nie wiesz jak cholernie za tobą tęskniłem - odparł, wtulając twarz w rękę, którą trzymałam na jego policzku. 

- Ja za tobą też - zaśmiałam się, całując go szybko po czym dokończyłam zszywać ranę. - Od razu lepiej - stwierdziłam, kończąc zakładanie opatrunku i spróbowałam zejść z szafki jednak on oparł ręce po moich bokach, skutecznie mi to uniemożliwiając.

- Możemy się trochę spóźnić na urodziny tej całej Emily - mruknął, zaczynając składać pocałunki na mojej szyi.

- Emmy - poprawiłam go, jednocześnie lekko od siebie odpychając. - I nie możemy, i tak jesteśmy już spóźnieni. Idź się ubrać, poczekam na dole - oznajmiłam, zeskakując na podłogę. 

Jednak zanim wyszłam, Aron złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. 

- Sam... ja... ta... bardzo... tęskniłem... przez... te... wszystkie... jebane... sto... dwadzieścia... dwa...dni... - wymruczał między pojedynczymi pocałunkami. 

- Ja za tobą bardziej, ale się spieszymy - zaśmiałam się, wyplątując się z objęć niezadowolonego szatyna. 

Zeszłam na dół a on chwile po mnie, dopinając guziki czarnej koszuli. 

- Zapomniałem ci powiedzieć, że ślicznie wyglądasz - oznajmił, kiedy idąc w moim kierunku kończył układać włosy. 

- Cieszę się, że w końcu wróciłeś - odparłam, splatając nasze palce gdy wychodziliśmy w domu. 

- Ja bardziej - stwierdził, otwierając mi drzwi samochodu.

Przez drogę do domu Emmy żadne z nas się nie odzywało. Aron nic nie mówił, jedynie co jakiś czas patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. 

- Tylko Aron... wiesz, że to przyjęcie urodzinowe sześciolatki? Ogólnie dużo różowego, lalek i księżniczek - uprzedziłam go zanim weszliśmy.

- Dlaczego Amber chodzi na takie rzeczy? - zapytał, marszcząc brwi. 

- Może dlatego, że jest sześcioletnią dziewczynką - zasugerowałam.

- Nie prawda! Ja nie lubię takich rzeczy, ty chyba tym bardziej, w takim razie dlaczego ona miałaby je lubić? - fuknął, patrząc na mnie z irytacją.

- Z tego co wiem to na pewno nie byłeś sześcioletnią dziewczynką, więc raczej nikt nie zapraszał cię na takie przyjęcia - stwierdziłam, patrząc na niego z rozbawieniem. - A ja jakoś nie przepadałam, za innymi dziećmi. Można powiedzieć, że byłam trochę aspołeczna. 

- Wrócimy do tej rozmowy - odparł, naciskając dzwonek. 

Chwilę później matka Emmy otworzyła nam drzwi, witając nas szerokim uśmiechem, którym próbowała ukryć zmęczenie. 

- Sam! Jak miło cię widzieć! A to jest...? - przeniosła wzrok na Arona.

- Jestem mężem Sam i ojcem Amber - odparł, uśmiechając się szeroko. 

Po krótkiej wymianie uprzejmości weszliśmy do środka. Matka Emmy zaprowadziła nas do kuchni, gdzie siedzieli także inni rodzice, po czym poszła po Amber, żeby mogła przywitać się z Aronem. 

Tak jak się spodziewałam córka przybiegła najszybciej jak mogła i rzuciła się na niego. Na ten widok poczułam ciepło rozlewające się po moim sercu. 

- Wiedziałam, że przyjedziesz - powiedziała, patrząc na niego z zachwytem. - A teraz chodź, przedstawię ci moje koleżanki - oznajmiła, wyciągając go z pomieszczenia. 

Jednak po godzinie okazało się, że wszystkie dziewczynki są oczarowane moim mężem i nie chcą żeby je zostawiał, co było do przewidzenia. Aron miał w sobie coś co przyciągało do niego dzieci.

- Pierwszy raz widzę, żeby moja Emma tak polubiła kogoś obcego - oznajmiła matka dziewczynki, wracając po kolejnej próbie przyprowadzenia Arona. 

- A widzieliście jak Amber na niego patrzy? Naprawdę widać, że mają bardzo dobrą więź - dodała inna, patrząc się krytycznie na swojego męża. 

W odpowiedzi uśmiechnęłam się, nie wiedząc za bardzo co mam na to powiedzieć. Robiłam to przez pozostałe trzy godziny, kiedy oni rozmawiali o problemach typowych rodziców.

- Masz rację nienawidzę takich rzeczy - jęknęłam, kiedy w końcu weszliśmy do domu. 

- Coś się stało? - zapytała Amber, patrząc na nas pytająco. 

- Nie, wszystko w porządku księżniczko - powiedział Aron, biorąc ją na ręce. - A teraz musisz już iść spać. 

- Ale tato dopiero przyjechałeś, nie chcę jeszcze iść spać - jęknęła. 

On w odpowiedzi wyszeptał jej coś do ucha, na co dziewczynka ochoczo pokiwała głową. Z doświadczenia wiedziałam, że to nie był dobry znak, o czym zapewne niedługo się przekonam. 

Czekając na Arona usiadłam na sofie w salonie i napisałam do Natha, informując go o jego powrocie. 

- Myślałem, że wróci dopiero za tydzień - powiedział, kiedy odebrałam telefon. 

- Obiecał Amber, że przyjedzie dzisiaj i nie wiem jak to zrobił ale jest - odparłam, lekko się uśmiechając.  

- Nic mu nie jest? Słyszałem, że mieli ostatnio jakieś problemy - mruknął nie kryjąc zmęczenia w głosie. 

- Nie widziałam nic oprócz rany na przedramieniu. Ale spokojnie nauczyłam się czegoś podczas tego całego stażu szpitalu i  w końcu się na coś mi się to przydało - odpowiedziałam. 

- Tylko tym razem przypomnij mu o badaniach. I tak nie był przed wyjazdem. Nie może ich ignorować, to zbyt ryzykowne - westchnął. - A chyba znasz jego podejście do te...

- Przykro mi Nathan, ale mamy ciekawsze rzeczy do robienia niż rozmawianie z tobą - powiedział Aron do telefonu, który przed chwilą wyrwał mi z ręki, po czym zakończył połączenie i odłożył telefon, siadając obok mnie. 

- W tej chwili masz mi powiedzieć co jej obiecałeś - oznajmiłam, wtulając się w niego. 

- Tylko, że zawiozę ją jutro do szkoły motorem - powiedział, wzruszając ramionami. 

- I myślisz, że się na to zgodzę? - zapytałam, patrząc na niego z politowaniem. 

- Tak. Ja kocham jeździć. I nawet nie kłam bo wiem, że ty też lubisz. Dlatego uważam, że Amber powinna spróbować, a jeśli się jej spodoba to nauczę ją jak podrośnie - odparł. 

W odpowiedzi westchnęłam głośno, wiedząc, że nawet jeśli się nie zgodzę on i tak to zrobi. 

- Cieszę się, że dziś przyjechałeś. Amber była zachwycona, kiedy cię zobaczyła - powiedziałam, postanawiając odpuścić tamten temat. 

- Musiałem dzisiaj przyjechać - odparł, szeroko się uśmiechając. - W końcu dzisiaj jest nasza ósma rocznica i jestem pewien, że zapomniałaś - dodał, z rozbawieniem.

Zmarszczyłam brwi, usiłując przypomnieć sobie dzisiejszą datę. Miesiąc się zgadza... 

- Nie mów mi, że dzisiaj jest dwudziesty - jęknęłam, chowając twarz w dłoniach, bo tak jak mówił kolejny raz zapomniałam o naszej rocznicy. 

- Wszystkiego najlepszego kochanie - odparł, delikatnie całując mnie w czoło. 

- Przepraszam, nic dla ciebie nie mam - westchnęłam. 

- Wystarczy mi, że mam ciebie i Amber - odpowiedział, tym razem łącząc nasze usta.


-------------------------------- 

Dobry wieczór Wszystkim, którzy nie śpią i wciąż tutaj są

To jest takie "bonusowy" rozdział z okazji 2 mln wyświetleń. Wiem, że jeszcze jest 1.99, ale stwierdziłam, że to wystarczająco blisko. 

Chciałam Wam wszystkim bardzo podziękować, że czytaliście moją książkę (która moim zdaniem jest beznadziejna, ale csiii...). Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki, wyświetlenia i miłe słowa, które od Was dostaję. 

Co do tego rozdziału... chyba nie jest taki zły. Mam nadzieję, że chociaż trochę komuś się spodobał, a jeśli nie to przepraszam, starałam się. 

Ogólnie zanim zaczynam pisać moje "mądre notatki" chcę Wam tyle powiedzieć, a później nie mam pojęcia co chciałam...

Mam nadzieję, że u was wszystko dobrze. Możecie mi napisać jak się czujecie, co jedliście na kolacje-śniadanie... XD chętnie przeczytam, ew jeśli ktoś chciałby ze mną pogadać dłużej to możecie pisać na priv (nw czy tak to się nazywa na wattpadzie)

Drugiej części raczej nie będzie, ale może jeśli jakimś magicznym sposobem dobijecie 3 mln to pojawi się też taki rozdział. 

Okay chyba wystarczy już mojego ględzenia... na koniec chce tylko powiedzieć, że kocham Was wszystkich mocno.

Dobranoc, miłego dnia, popołudnia czy kiedy to czytasz xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top