8. Ciężkie tematy

Krasnoludy zostały odgonione, przypałętały się raptem dwa. Akurat w momencie, w którym Bill wszedł do domu bocznymi drzwiami, do głównych rozległo się pukanie. Odetchnął, przygładził koszulę i ruszył, żeby otworzyć. W progu stała uśmiechająca się blondynka, ubrana w białą sukienkę, wykończoną błękitną falbanką. Włosy spięła w wysoki kucyk, wyglądała letnio i tak lekko, jak to tylko możliwe. Spojrzała na niego odrobinę sceptycznie, jednak nie tracąc uprzejmego wyrazu twarzy, którym mogła zdobywać serca naiwnych chłopców wedle upodobań. Na szczęście on nie był naiwnym chłopcem.

- Cześć. Chodź. Moja siostra jest chwilowo na dworze, więc cię nie napadnie - uśmiechnął się czarująco, zapraszając dziewczynę gestem, żeby weszła.

Blondynka skinęła tylko głową, przyjmując do wiadomości te informacje, a Bill stracił rezon. To mu się jeszcze nigdy nie zdarzyło, był wyjątkowo pewny siebie, nawet jak na demona. Tymczasem ta zwykła śmiertelniczka śmiała go niemalże zignorować. To już nawet Dipper w stanie półmartwym zdobywał się na lekkie docinki. A ona nic, ani słowa! Toż to się w głowie nie mieści. Dziewczyna weszła do salonu i usiadła na kanapie, poprawiając spódniczkę. Rozejrzała się z widoczną nutą nostalgii, po czym przyjrzała się Billowi w taki sposób, jakby na coś czekała. Co by dał, żeby móc wejść jej do głowy. Ale nie, miał poważną umowę z Sosenką i miał zamiar się jej trzymać.

- Chcesz coś do picia? Ciastka jakieś? - zapytał, nie do końca wiedząc, co powinien robić.

- Macie sok pomarańczowy? - zapytała, na co chłopak skinął głową - To poproszę.

Cipher ruszył zatem do kuchni w celu zdobycia wspomnianego napoju. Jednocześnie przeklinał w myślach Mabel za to, że go namówiła, i samego siebie bo się zdecydował. Jakoś przedwczoraj Sosenka nie miał problemów z obchodzeniem się z Pacyfiką, ale to pewnie dlatego, że trochę dłużej się znali. Gwiazdeczka biegała ze swoim pupilkiem po podwórku, więc nie mógł prosić jej o pomoc. Musiał zdać się na siebie. Po chwili wrócił do salonu z dwoma szklankami soku pomarańczowego. Podał jedną z nich dziewczynie, siadając na kanapie obok niej. Przez chwilę wpatrywał się w nią zaciekawionym wzrokiem. Widział pewną siebie dziewczynę, jednak w oczach czaiła się nutka zaniepokojenia, wyczuł panujące napięcie. Nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać, właściwie słusznie. Ale musiał być grzeczny.

- Skoro już tu siedzimy - zaczęła dziewczyna, obracając szklankę w dłoniach - to może faktycznie się poznamy? Więc, Bill, co cię sprowadziło do Wodogrzmotów?

- Rodzice wysłali mnie z siostrą, żebyśmy nie siedzieli ciągle w domu. Plan jest na jakieś dwa tygodnie czy coś koło tego. Słyszałem, że to dość dziwne miasto. Zresztą, dzisiaj pomagałem Soosowi wyganiać krasnoludy z ogródka - zaśmiał się lekko.

- Tak, działy się tu nieprawdopodobne rzeczy - uśmiechnęła się delikatnie.

- Nie myślałaś, żeby stąd wyjechać?

- Zastanawiałam się nad tym, ale moi rodzice potrzebowali pomocy, żeby uporać się ze skutkami całej katastrofy. Po wakacjach wynoszę się do nowej szkoły, ale jeszcze nie jestem pewna do jakiej. To na razie taki luźny plan. Przez te parę lat naprawiałam trochę kontakty z rodzicami. To się przydaje, kiedy jest się jedynaczką. A jak u ciebie? Mabel ma dopiero cztery lata, prawda?

- Tak, chociaż zachowuje się zadziwiająco dojrzale. Śmiałbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że to ona uczy mnie życia, a nie na odwrót - mruknął, uśmiechając się mimowolnie - O reszcie raczej nie chciałbym gadać.

Na chwilę zapanowała cisza. Cipher lubił czasem pokłamać, nie był w stanie zaprzeczać, ale w tamtym momencie jakoś nie miał ochoty. Gdzieś wewnątrz pojawiło się dziwne uczucie, którego nijak nie mógł stłumić. Poczucie, że właściwie jest sam, że nikt go nie rozumie, ani nawet nie próbuje zrozumieć. Był demonem, którego ludzie się bali. Gdy chciał się pobawić, robił imprezę albo wywoływał armagedon, bo taki miał kaprys i sprawiało mu to przyjemność. Ale głębiej, w tej nieodkrytej jeszcze zupełnie ludzkiej części był samotnym chłopakiem z udawaną siostrą i największym wrogiem u boku. I nabrał dziwnej ochoty, żeby ten stan uległ zmianie.

Pacyfika zauważyła, że Bill wyraźnie się zasępił. Pomyślała, że może ma ciężkie relacje z rodzicami. W jej głowie pojawiła się wizja jej samej sprzed kilku lat, samotnej, wycofanej, nastawionej na wieczne wygrywanie za wszelką cenę. Dostrzegała zagubienie chłopaka, ale pierwszą myślą nie była nieśmiałość, a raczej nieporadność. Jednak po tym pełnym wątpliwej niechęci mruknięciu zawitało w jej ciele czyste współczucie. Może on po prostu nie umiał pokazać siebie innym, bo nie miał komu? Może u nich to siostrzyczka kierowała się uczuciami, a ten wycofany blondyn dopiero uczył się kontaktu z ludźmi?

- Zeszło na ciężkie tematy - westchnęła, odkładając pustą już szklankę na stolik - Może pogadajmy o czymś lżejszym. Na przykład opowiedz mi po prostu, co robiłeś wczoraj. Chętnie poznam cię, zaczynając od drobnostek.

- Uwierz lub nie, ale oglądałem z Dipperem telenowelę - roześmiał się, widząc wyraz twarzy dziewczyny - Zanim zapytasz, nie cierpię ich. Po prostu trochę rozmawialiśmy i tak jakoś wyszło. Nienawidzę i kocham przeplatało się tam średnio co jakieś dwadzieścia sekund, o całowaniu z naciąganym romantyzmem nie wspominając.

Oboje roześmiali się, a Bill trochę się rozluźnił. Owszem, ciągle musiał uważać na słowa, ale czuł się w towarzystwie Pacyfiki coraz lepiej. Osobiście miał wątpliwości, ale Mabel pewnie byłaby dumna. Przesiedzieli tak blisko trzy godziny, po prostu rozmawiając. Blondyn grał najbardziej charyzmatycznego i pewnego siebie chłopaka, na jakiego było go w tej formie stać. A dziewczynie wyraźnie się to spodobało. Mabel kilka razy wpadała do domu, żeby napić się soku, poprzytulać Pacyfikę lub Billa i dać się połaskotać czy poczochrać po włosach. I wszystko było dobrze, dopóki w salonie nie pojawił się Dipper.

Szatyn już przy przebudzeniu czuł, że coś jest nie tak. Obudził się we własnym łóżku, zatem Cipher musiał go przetransportować na górę. Dałby się pokroić, że coś już zdążyło się stać. Wstał i wyjrzał przez okno na podwórze, gdzie dostrzegł bawiącą się z Nabokim siostrę. Nic jej nie było, to dobry znak. Demon pewnie był w domu. Dipper ruszył w kierunku schodów. Już w połowie usłyszał rozmowę i śmiechy. Zatrzymał się na przedostatnim stopniu, obserwując rozgrywającą się na sofie scenę.

Bill śmiał się w najlepsze, a Pacyfika leżała w poprzek kanapy z nogami na podłokietniku i głową na kolanach demona, również się śmiejąc. Szatyn stał przez chwilę w bezruchu, tylko patrząc. Wyglądali, jakby dobrze się bawili. Wbrew jego woli na twarz wypełzł niewyraźny grymas, coś zakłuło go w środku. I na pewno nie dlatego, że bawili się bez niego. Bardziej dlatego, że najpierw Cipher zepsuł Mabel, a teraz czarował Północną tak dla zabawy. I mimo że nie miał żadnych pewnych informacji, Dipper bardzo chciał ten proceder ukrócić. Najlepiej niezwłocznie.

- Co się tu wyprawia? - zapytał, starając się nadać głosowi lekko rozbawiony ton.

- Rozmawiamy - odparł zwyczajnie blondyn, wzruszając ramionami - Usiłuję podszkolić się w relacjach międzyludzkich. A co? Czyżby nasz Sosenka był zazdrosny?

Dipper już chciał jakoś zjadliwie odpowiedzieć, ale wcześniej dźwięk wydał telefon Pacyfiki. Dziewczyna przeprosiła, że tak nagle musi wyjść, po czym szybko zebrała się i opuściła Tajemniczą Chatę. Żaden z obecnych w salonie chłopców nie poznał powodu jej prawie że ucieczki, ale też nieszczególnie ich to obchodziło.

- Co ty robisz? - warknął Dipper w stronę demona - Zapraszasz ją sobie ot tak i co? Na czym ci zależy? Chciałeś ją skrzywdzić czy zaczarować?

- Tak się składa, że ani jedno ani drugie - odparł, krzyżując ręce na klatce piersiowej - Nie krzywdzę nikogo ze względu na umowę. Gdybym miał ochotę, zabiłbym was wszystkich już dawno, tradycyjnymi metodami. Zaprosiłem blondynę za namową twojej siostrzyczki, żeby szlifować relacje międzyludzkie.

- Po co ci to? - tym razem szatyn szczerze się zdziwił - Przecież nami gardzisz.

- To prawda. Ale chciałbym zrozumieć. Ludzie są słabi i nielogiczni, ale może nie tak zupełnie bez sensu. Usiłuję nauczyć się uczuć, znaleźć zalety zwykłego ciała i zasady sposobu myślenia. To trudne - westchnął.

- I potrzebujesz do tego akurat Pacyfiki? - Dipper zmrużył oczy, w pewnym sensie bojąc się o bezpieczeństwo blondynki w towarzystwie Billa, nawet mimo umowy.

- A niby kogo mam do tego wykorzystać? Mabel i tak mnie uwielbia, Soos to po prostu Soos, z Corduroy średnio mam ochotę się bratać, zresztą z wzajemnością. A ty mnie naturalnie nie cierpisz.

- Dobra, słuchaj, zostaw w spokoju Pacyfikę, a ja powiem ci, co chcesz wiedzieć. Zadowolony?

Bill nie powiedział nic. Do pokoju wpadła Mabel z pytaniem o obiad. Dipper zabrał się za gotowanie, a demon zabawiał w tym czasie dziewczynkę. Ciągle go rozczulała, przez co nie mógł zgonić z twarzy uśmiechu. Ale czuł coś jeszcze, głęboko w środku. I o ile przy wcześniejszej rozmowie z Północną dziwne uczucie kłuło nieprzyjemnie, tak tym razem było to coś, co chciał zbadać. Nabrał rzeczywistej ochoty na poznanie bliżej ludzkiego ciała i umysłu. Pragnął się nauczyć.

^^^

Dochodziła dziesiąta wieczorem, a chłopcy ciągle siedzieli na kanapie, po raz kolejny oglądając powtórki najstarszych odcinków Kaczego Detektywa. Mabel spała już od dobrej godziny, wymęczona całym dniem spędzonym na bieganiu po podwórku. Demon i szatyn zajadali się prażonymi orzeszkami, prawie nie rozmawiając. Gdy kolejna część serialu dobiegła końca Dipper ziewnął przeciągle, usilnie starając się nie zasnąć. W końcu jednak przyszedł czas, żeby się poddać. Ogłosił, że idzie spać, na co demon mruknął tylko zwyczajne "Dobranoc". I gdy szatyn był już przy schodach, zatrzymał się z nogą na pierwszym stopniu.

- Idziesz też?

- Że na górę? - zapytał głupio blondyn - Przecież masz przeze mnie koszmary i w ogóle.

- Nie przez samą obecność, tylko raczej ogólną świadomość. Kiedyś, jak nie mogłem spać, szedłem do pokoju Mabel. Uspokajała mnie, czasem zasypiałem u niej. Wiesz, czułem się lepiej, mając kogoś przy sobie. Chcę zrobić eksperyment.

Bill skinął niepewnie głową, zastanawiając się, czy Sosenka przypadkiem nie kombinuje, jakby go przypadkiem uśmiercić. Nie, Pines nie był taki. I o ile był w stanie usiłować krzywdzić latający trójkąt, człowieka by nie tknął. Tak, Bill zdecydowanie był bezpieczny w tej postaci. Wyłączył telewizor, po czym ruszył na górę, lewitując kilka centymetrów nad podłogą. Tak zdecydowanie było łatwiej, wygodniej i przyjemniej.

Ironia losu, trzeci dzień życia w najbardziej znienawidzonej wcześniej formie kończył w łóżku u boku największego wroga. Na początku leżeli na skrajach materaca, starając się trzymać z daleka od siebie. Jednak kiedy Dipper uspokoił się i zasnął, mimowolnie przysunął się bliżej. Bill był ułożony twarzą w stronę Gwiazdeczki, zatem plecami do swojego towarzysza. Czuł się spokojny, Sosenka zazwyczaj był niegroźny, a przez sen to już w ogóle.

Blondyn przymknął oczy, chcąc wreszcie zasnąć i przestać myśleć, ale nagle poczuł wsuwającą się pod ramię rękę. Owa ręka objęła go, przyciągając bliżej niczym maskotkę. Dipper przesadza, pomyślał, usiłując się wyrwać. Gdy jego próby spełzły na niczym, a szatyn nawet się nie przebudził, demon się poddał. Poczuł nos wtulający się w plecy w okolicach łopatki, a następnie całe jego tymczasowe ciało przeszedł dreszcz.

Napięcie, również całkiem ciekawe uczucie. Z tych ważnych zostały jeszcze strach, przysłowiowe motyle w brzuchu i miłość, jeśli już iść stereotypem. Jednak Bill był niemalże przekonany, że nie jest w stanie zmierzyć się z głębszymi uczuciami, typu zakochanie. Tego nie będzie mógł się nauczyć, a na tym właściwie najbardziej mu zależało. Wiedział, że miłość skłania ludzi do robienia głupot i pragnął dowiedzieć się, dlaczego. Zrozumieć i nauczyć się to w pełni wykorzystywać.

Ręka przesunęła się trochę niżej, zatrzymując się pod żebrami. Szczupłe palce zacisnęły się na czarnym materiale pożyczonej koszulki, ciepły oddech ogrzewał skórę na plecach. Zadrżał lekko, gdy włosy szatyna połaskotały go w szyję. Jaka była granica między spięciem, a motylami w brzuchu? Już ją przekroczył, czy potrzebował czegoś więcej? Tego nie był pewny, ale te dziwaczne reakcje sprawiły, że nabrał jeszcze większej ochoty, żeby się przekonać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top