4. Wystarczy kanapa?
- Dawno się nie widzieliśmy - zaczął Dipper, siadając obok blondynki na kanapie i podał jej puszkę z napojem gazowanym.
- To prawda - uśmiechnęła się lekko, odbierając napój - Mogliście przyjechać wcześniej, w końcu wasi wujowie wrócili z podróży kawał czasu temu. Tak czy tak, fajnie że jesteście. Wybacz, że przychodzę w odwiedziny dopiero po dwóch tygodniach, ale byłam z rodzicami na wycieczce za miasto. Gdy tylko usłyszałam, że znów się pojawiliście, ruszyłam na spotkanie.
- Miło, że jesteś. Jak wam się żyje od zakończenia tamtych wakacji? - zapytał, otwierając puszkę.
Przez cały czas czujnie przyglądał się blondynce. Nie dlatego, że jej nie ufał, bardziej dlatego, że był ciekawy. Faktycznie nie widzieli się kawał czasu, a ona ciągle uśmiechała się w ten sam uroczy i rozbrajający sposób, co kiedyś. I choć nie zawsze było między nimi dobrze, koniec końców się pogodzili. Była wyższa i oczywiście dojrzalsza niż dawniej, jednak zdążył zauważyć, że tym uśmiechem i błyskiem w oku ciągle mogłaby zdobyć wszystko, na co miała ochotę. Zupełnie jak kilka lat temu.
- W porządku. Rodzice na nowo stanęli na nogi i zaczęli normalnie zarabiać. Mamy całkiem ładny dom na przedmieściach. Ogólnie nie narzekam. A jak u was? - upiła łyk gazowańca.
- Kalifornia jest strasznie nudna, w porównaniu do Oregonu - roześmiał się krótko - Też nie narzekam. Miło odpocząć od ratowania świata i pobyć zwykłym nastolatkiem. Nie chciałem wracać właśnie przez to. Wspomnienia z Dziwnogedonu prześladowały mnie nawet w Piedmont. Nie mogłem się pozbierać, ale teraz jest okej. Można powiedzieć, że stanąłem z lękiem twarzą w twarz.
- Całkiem przystojny ten Bill - dziewczyna nagle zmieniła temat, pociągając kolejny łyk napoju - W tym momencie przydałaby się tutaj Mabel. Gdzie ona właściwie jest?
- Pojechała z wujami na wycieczkę. Mają wrócić niedługo, zajmie im to jakieś dwa tygodnie czy coś koło tego - gładko skłamał, nie chcą, by koleżanka nabrała jakichkolwiek podejrzeń.
Pacyfika tylko uśmiechnęła się i kiwnęła głową na znak zrozumienia. Rozmawiali jeszcze dość długo, opowiadali sobie wzajemnie o ostatnich latach i wymieniali wspomnienia. W międzyczasie w progu Chaty pojawiły się też Grenda i Cuksa, pytając o Mabel. Dipper powiedział im to samo, co wcześniej blondynce, czyli że wyjechała z wujami rano i zapomniała mu powiedzieć. Dziewczyny zadowoliły się takim wyjaśnieniem, a szatyn mógł wrócić do salonu i w spokoju kontynuować rozmowę z Pacyfiką.
- Jedno mnie ciekawi. Dlaczego ten cały Bill powiedział do ciebie Sosenko?
- Przez czapkę - szatyn wzruszył ramionami - Tak sobie ubzdurał, żeby mnie denerwować. Dobra przyjaźń musi zacząć się lekkimi docinkami.
Dziewczyna wyraźnie chciała coś powiedzieć, nawet otworzyła usta, ale nie zdążyła wydobyć z siebie nawet słowa. Rozległ się huk, zaraz potem śmiech i szybkie kroki. Do salonu wpadła rozbawiona czterolatka z harpunem w dłoni, piszcząc z ekscytacji. Zatrzymała się przed Pacyfiką i wpatrywała w nią zaciekawiona. Zaraz potem ze schodów zbiegł Bill, rzucając wokół wściekłe spojrzenia.
- Ja z nią nie daję rady. Miałeś mi pomóc, a plotkujesz sobie w najlepsze. Zrobiła dziurę w dachu, a potem zwiała. Sosenko, proszę cię, zrób z nią coś. Ten mały potwór mnie wykończy.
- Mabel, oddaj harpun - Dipper spojrzał na siostrę, starając się wyglądać groźnie, mimo wewnętrznego rozbawienia - Miałaś nie robić dziur w dachu, pamiętasz? Oddaj.
Dziewczynka prychnęła i niechętnie przekazała broń w ręce brata, wyglądając przy okazji jednocześnie na skrzywdzoną i permanentnie obrażoną na cały świat. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i tupiąc nóżkami, ruszyła w kierunku schodów, wracając na górę. Dipper odetchnął z ulgą, jednak zaraz spojrzał na Pacyfikę z niepokojem.
- Co to za mała? - zapytała blondynka.
- To siostra Billa - rzucił Dipper, zanim demon zdążył się odezwać - Przyjechała razem z nim. Ma temperament, miałem pomóc mu się nią zajmować.
- I też ma na imię Mabel? W sumie wygląda na jakieś cztery lata. Może to na jej cześć? - blondynka zachichotała, a Dipper odetchnął w myślach - Czyli jesteście opiekunkami na pół etatu?
- Ja bym powiedział, że raczej na półtora - mruknął demon - Idę na górę, zanim znowu uda jej się coś rozwalić.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, po czym ruszył w ślad za czterolatką. Nie minął nawet jeden dzień, a Bill już powoli zaczynał mieć dosyć. I on miał funkcjonować w ten sposób przez najbliższe dwa tygodnie? Absurd. Zastanawiał się przez chwilę, ale zamknięcie dziewczynki w bańce przestrzennej chyba byłoby złamaniem umowy. Wszedł do pokoju, zastając Mabel rozłożoną na podłodze z kredkami i kilkoma kartkami papieru. Podskoczył, siadając w powietrzu. Szatynka popatrzyła na niego z zainteresowaniem, odtrącając kredki, a Bill wpadł na genialny pomysł.
Gdy Dipper usłyszał pisk, mimowolnie się spiął. Coś się stało Mabel, a przecież Cipher obiecał, że nikogo nie skrzywdzi, taka była umowa. Przeprosił Pacyfikę za zamieszanie, a dziewczyna zebrała się do wyjścia. Gdy tylko blondynka znalazła się na zewnątrz, chłopak szybkim krokiem ruszył w stronę schodów. Przeskakiwał po dwa stopnie, coraz bardziej bojąc się o siostrę, której piski niosły się po całym domu. Gdy wpadł do pokoju, sam nie wiedział, czy jest wściekły czy raczej mu ulżyło. Mimo wszystko musiał zachować pozory, nie mógł odpuścić demonowi tak po prostu.
- Bill! Co ty wyprawiasz?
- Wyluzuj, Sosenko, krzywdy jej przecież nie robię. No i przynajmniej niczego nie zepsuje.
Dipper westchnął z rezygnacją, w myślach przyznając mu rację, jednak nie miał zamiaru przyznawać się do tego na głos. Cipher nie miał prawa wiedzieć, że taki stan rzeczy mógłby mu odpowiadać. Mabel ponownie zapiszczała radośnie, obracając się wokół własnej osi. Szatynka unosiła się w powietrzu, półtora metra nad podłogą i najwyraźniej sprawiało jej to niewypowiedzianą radość. Machała rękami, jakby usiłowała pływać, przez co trochę przesuwała się w różne strony i kręciła w losowych kierunkach. Kiedy skończyła głową w dół, zaczęła wymachiwać nogami, dziko chichocząc.
Bill uśmiechnął się zwycięsko, widząc rozbawienie na twarzy Dippera. Czyli jednak Pines nie był aż tak nieugięty, na jakiego wyglądał. Demon ciągle siedział w powietrzu po turecku i obserwował wyczyny rozbawionej do granic możliwości dziewczynki. Przez głowę przebiegła mu myśl, że właściwie to jest całkiem urocza, ale zaraz potrząsnął głową, odganiając ją. Był przecież przedstawicielem czystego zła na tym nędznym świecie, nie miał prawa dać się rozczulić byle małolacie.
Dippera zajmowały bardziej przyziene problemy, czyli między innymi jak podzielą się, jeśli chodzi o nocowanie. Sypialnie wujów musiały pozostać nienaruszone, zresztą na pewno były zamknięte, zatem niedostępne. Zostawał pokój bliźniaków i kanapa w salonie. Wydawało się dość oczywiste, kto będzie ją zajmował. Zbliżał się już wieczór, niedługo wypadałoby szykować się do spania. Szatyn nie był nastawiony szczególnie pozytywnie do spania w jednym budynku z Cipherem, który przecież mógł wpaść na dowolny durny pomysł. Z rozmyślań wyrwały go wibracje w kieszeni. Wyjął telefon i sprawdził wiadomość.
Już po chwili niespiesznie schodził po schodach, zastanawiając się, w jakiej sprawie Wendy potrzebuje jego pomocy. Bill i Mabel zostali na górze, tak dla bezpieczeństwa. I może też trochę dlatego, że nie chciało mu się tłumaczyć przed kolejną osobą. Dotarł do sklepu w minutę, kierując się bezpośrednio do kasy, gdzie przesiadywała rudowłosa. Wyjątkowo nie zajmowała się niczym, czym teoretycznie nie powinna, co w pewnym stopniu już zmartwiło chłopaka.
- Jestem. Co się stało? - zapytał opierając się łokciami o ladę.
- Ojciec pojechał z chłopakami na nocną wyprawę do lasu, a ja jakoś nieszczególnie miałam na to ochotę. Oczywiście zamknął dom, a ja akurat zapomniałam kluczy, a uwierz, że przeszukałam wszystkie kieszenie. Mogłabym się dzisiaj u was przekimać?
To było niebezpieczne, okrutnie nieodpowiedzialne i głupie, ale nie mógł odmówić. W normalnych warunkach nie byłoby to właściwie niczym niezwykłym, to nie byłby pierwszy raz, kiedy Wendy nocowałaby w Chacie. Ale jeśli rano Mabel szybko się obudzi, zbiegnie na dół, a ruda ją zobaczy? Albo jeśli to ona wejdzie na górę, właściwie z jakiegokolwiek powodu? Wszystko mogło się wydać. Wendy zdecydowanie nie mogła zobaczyć Mabel ani Billa, ale szatyn nie był w stanie tak po prostu jej wygonić.
- Wystarczy ci kanapa w salonie?
- Dzięki! - objęła go lekko, uśmiechając się szeroko - Jesteś najlepszy.
Wendy kończyła zmianę technicznie dopiero za godzinę, ale postanowiła się urwać parę minut wcześniej. Dipper szybko wrócił do Chaty i wpadł do pokoju tak gwałtownie, że drzwi prawie wyleciały z zawiasów. Mabel nie unosiła się już powietrzu. Siedziała na dywanie naprzeciwko Billa, który o dziwo także nie lewitował. Grali w łapki, jednak przerwali, widząc minę szatyna.
- Mamy problem. Bill, musisz mi pomóc przygotować Mabel do spania. Wendy chce u nas nocować, a nie może jej zobaczyć. Co prawda będzie spała na dole, ale lepiej być gotowym wcześniej.
- Czekaj, czekaj. Z tego wynika, że mamy tylko te dwa łóżka na trzy osoby.
- Aleś ty domyślny, Cipher. Chcesz nobla w dziedzinie matematyki? - zakpił Dipper, jednak zaraz wzruszył ramionami i westchnął - Jakoś musimy się podzielić. Ktoś śpi sam, a pozostała dwójka razem.
- Ja chcę z nim! - wykrzyknęła Mabel z powagą, rzucając się na ciągle siedzącego Billa i przewracając go na podłogę w całości.
- Nie ma mowy, jeszcze mnie zadźga we śnie tym harpunem - odparł twardo demon, ale widząc błagający wzrok dziewczynki, westchnął przeciągle - No dobra, Gwiazdeczko, niech ci będzie. Co za świat...
Szatynka zaniosła się chichotem, a otrzymawszy ręcznik i piżamę, stwierdziła, że da sobie radę sama i ruszyła pewnym krokiem do łazienki. Żaden z chłopaków nie był co do tego przekonany w stu procentach, ale podobnie żadnemu nie uśmiechało się mycie Mabel. Dipper nawet nie zdziwił się, że siostra chciała spać z Billem. W końcu spędziła z nim cały dzień i w dodatku dobrze się bawiła. Jednak szatyn ciągle nie był przekonany, czy to dobry pomysł.
- O czym myślisz, Sosenko? - zapytał demon jakby od niechcenia, podnosząc się z podłogi.
- Mimo całego dnia i tej naszej umowy, ciągle w pełni ci nie ufam. Jeśli będziesz czegoś próbował...
- Spokojnie, nie będę - przerwał mu blondyn, siadając na łóżku - Chyba udowodniłem, że mogę spędzić dzień spokojnie, bez przekrętów.
- Tak, jasne, ale nie o tym mówię. Wiesz, zaufanie jest wtedy, kiedy czujesz się przy kimś swobodnie i możesz pozwolić sobie na wszystko, wygadać się z problemów i powierzyć tajemnice. A to wymaga masy czasu i rozmów, nie da się tego osiągnąć w jeden dzień. I możesz udawać grzecznego, ale to nie znaczy, że od razu ci ufam.
- A Gwiazdeczka? Ona mi ufa, prawda?
- Ona ma cztery lata, ufa wszystkim, którzy są dla niej dobrzy i chcą się pobawić. To się nie liczy. To nie to samo.
Tę dość poważną rozmowę przerwała Mabel, wpadając do pokoju. Bill poszedł się umyć, otrzymując jako piżamę luźne szorty i jedną z koszulek Dippera. Szatyn natomiast ułożył siostrę na jej łóżku i zaczął opowiadać nie do końca wymyśloną bajkę o księżniczce krasnoludów. Kiedy demon wrócił do pokoju, dziewczynka już spała. Szatyn zszedł na dół po coś do jedzenia. Wendy już ułożyła się na kanapie, przeglądając coś w telefonie. Wymienili się jedynie krótkim "Dobranoc", Dipper szybko zrobił kilka kanapek z serem i pomidorami, po czym ruszył z powrotem na górę.
Pół godziny później leżał już w swoim łóżku, najedzony i wykąpany. Przez ten czas nie zamienił ani słowa z demonem, któremu zdawało się to nie przeszkadzać. Blondyn gapił się na śpiącą Mabel jak w obrazek, choć Dipper mógł iść w zakłady, że to nie pierwszy śpiący człowiek, jakiego widzi. Chciał zaczekać przynajmniej, aż Bill zaśnie i dopiero wtedy oddać się odpoczynkowi, ale demon siedział na dywanie wyraźnie zakłopotany, nie będąc pewnym, co powinien teraz zrobić.
- Co jest, Cipher? Boisz się jej? - zachichotał szatyn.
- Nie. Po prostu wydaje mi się dziwne spanie z Gwiazdeczką w jednym łóżku, zwłaszcza ze zmniejszoną wersją.
Po chwili wahania podszedł do łóżka Dippera i nie zważając na sprzeciw, władował się pod kołdrę.
- Bill, na miłość boską, co ty odwalasz?
- Kładę się spać, nie widać? A teraz zamilcz. To ludzkie ciało potrzebuje odpoczynku tak samo jak twoje.
Szatyn posłusznie przestał się odzywać. Nie dlatego, że demon mu kazał, po prostu czuł się zbyt zmęczony na kłótnie. Odsunął się bardziej pod ścianę, chcąc możliwie najbardziej oddalić się od blondyna i zamknął oczy. Bill obrócił się plecami do niego i także pozwolił powiekom opaść. Oboje zasnęli rekordowo szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top